Ofensywa lewej trybuny. Polityka na piłkarskich boiskach

Konflikt izraelsko-palestyński toczy się też na trybunach stadionów piłkarskich i tam również niektórzy przez to cierpią. Oddzielić sportu od polityki bowiem nie sposób. Nikt w to nie wierzy i tylko niektórzy udają.

Publikacja: 08.03.2024 17:00

Kibice Celticu Glasgow regularnie i klarownie manifestują swój stosunek wobec sprawy palestyńskiej

Kibice Celticu Glasgow regularnie i klarownie manifestują swój stosunek wobec sprawy palestyńskiej

Foto: PAP/EPA

Liel Abada nie jest jeszcze zbyt znanym piłkarzem, ale całkiem możliwe, że takim zostanie. 22-letni prawoskrzydłowy, dziesięciokrotny reprezentant Izraela, gra od trzech lat w Celticu Glasgow, gdzie trafił z Maccabi Petach Tikwa. Wystąpił w jego barwach w ponad 100 meczach i strzelił 29 goli, co jest dorobkiem okazałym. Dostał nawet statuetkę dla najlepszego młodego piłkarza w Szkocji, dwukrotnie świętował też z Celtikiem mistrzostwo kraju. Ostatnio próżno jednak szukać Abady w składzie. Po raz ostatni pojawił się na boisku – jako rezerwowy – 7 lutego. Potem zaczęły się spekulacje nie tylko o tym, kiedy po raz kolejny założy biało-zieloną koszulkę z czterolistną koniczyną w herbie, ale czy w ogóle jeszcze to zrobi.

Nie chodzi o kontuzję czy słabszą formę. Nieobecność piłkarza urodzonego w Petach Tikwa, czyli mieście oddalonym 10 km od Tel Awiwu, wynika bowiem z tego, że część kibiców Celticu otwarcie manifestuje ostatnio poparcie dla Palestyny. Na meczach pojawiają się transparenty z hasłem „Free Palestine”. Podczas spotkania Ligi Mistrzów z Atlético Madryt w październiku ubiegłego roku – gdy konflikt izraelsko-palestyński znowu wybuchł z całą mocą – mieszczący 60 tys. kibiców stadion w Glasgow dosłownie zalały palestyńskie flagi. Prośby i groźby zarządu klubu, aby kibice powstrzymali się od pozasportowych manifestacji, przyniosły skutek odwrotny od zamierzonego.

Czytaj więcej

Na podstronie FIFA brak Izraela, były "okupowane terytoria palestyńskie"

Zgodnie z przewidywaniami klub został ukarany przez UEFA, a sam pochylił się nad sankcjami dla kibiców. Inicjatorzy przedsięwzięcia, czyli grupa znana jako Green Brigade, otrzymali zakaz stadionowy. Można jednak być pewnym, że nie wycofają się z manifestowania swoich poglądów, a kolejne grupy kibicowskie już wyraziły z nimi solidarność. Przedstawiciele Green Brigade nie wykazują jednocześnie skłonności do jakichkolwiek negocjacji: „Jesteśmy politycznie świadomą, dumną grupą i nikt nam niczego nie będzie narzucał”. Wydaje się więc, że zarząd klubu z Glasgow stoi na straconej pozycji.

Najbardziej cierpi właśnie Abada, choć nie jest przecież obrażany przez kibiców, nie doświadcza też z ich strony żadnych nieprzyjemności. Wcześniej w Celticu grał przez dziewięć lat chociażby jego rodak Nir Bitton, a fani na pożegnanie z klubem nagrodzili go owacją. Abada musi się jednak mierzyć z demonstracyjnym wsparciem trybun dla Palestyny, co nie jest łatwe. Dla niego bowiem nie są to jedynie gesty. – Mieliśmy wiele rozmów. Tu chodzi wyłącznie o głowę. Jeśli nie jest w pełni gotowy, nie mogę podejmować żadnego ryzyka. Zawsze będziemy wspierać zawodnika i muszę także chronić drużynę. To młody chłopak, 22-latek, który jest bardzo daleko od domu. Ludzie mogą rozmawiać o tym, co się tam dzieje, ale potem zapomną, ale dla niego to rzeczywistość, to życie – wyjaśnia trener Brendan Rodgers.

Celtic Glasgow: Stoimy po właściwej stronie

Fani nie ustąpią, bo kibicowska kultura Celticu opiera się na historii i polityce. Klub wywodzi się z irlandzkiej diaspory katolickiej i zbudował swoją tożsamość na walce z uprzywilejowanymi, bo będącymi u siebie, rywalami zza miedzy, czyli Rangers FC. To w jakimś stopniu tłumaczy poparcie dla słabszych, starających się o własne państwo Palestyńczyków. Walka z Rangersami, na boisku nazywana Old Firm Derby, a poza nim przynosząca przez lata nawet ofiary śmiertelne, to także opowieść o wojnie i religii. Pasjonująca oraz pełna namiętności, a zarazem brutalna i wywołująca sprzeciw u każdego, kto nie jest fanatykiem. Jej akcja toczy się nie tylko w Glasgow, ale także w Belfaście, stolicy Irlandii Północnej, czyli mieście, które żyje przeszłością jak chyba żadne inne w Europie. Tamtejsi mieszkańcy dają upust frustracji zrodzonej z dzielących ich różnic właśnie podczas Old Firm Derby, bo wsiadają wówczas na promy do Glasgow, żeby kibicować swoim. Katolicy, zwolennicy Irlandii – Celticowi, a protestanci popierający Zjednoczone Królestwo – Rangersom.

Nastroje propalestyńskie są w Irlandii powszechne nie tylko wśród kibiców, bo nawet politycy nie przebierali w słowach po izraelskim ataku na Strefę Gazy. Przez kraj przeszły wówczas manifestacje solidarności. Kibice Celticu podkreślają zaś, że nie mają żadnych wątpliwości, iż stoją po właściwej stronie. A skoro oni ruszyli z propalestyńską akcją, kibice Rangersów odpowiedzieli wywieszeniem w swoich sektorach flag Izraela. – To nie ułatwia sprawy młodym, żydowskim chłopcom, którzy chcą kibicować Celticowi – przyznaje w rozmowie z „Times of Israel” ojciec jednego z nich.

Czytaj więcej

Jan Zielonka: Piłka i polityka

Większość Żydów w Glasgow zawsze kibicowała Rangersom, co wzięło się głównie z historii, bo woleli posyłać swoje dzieci do bardziej otwartych szkół protestanckich niż do katolickich. Celtic też zdobył jednak grupę swoich żydowskich kibiców. Ich największy przypływ nastąpił w latach 60. minionego wieku, po upadku klubu Third Lanark z południowej części miasta, który miał dużą liczbę takich zwolenników. Wielu przeniosło swoją sympatię właśnie na Celtic, który niepodzielnie rządził wówczas w Szkocji – miał serię dziewięciu mistrzostw kraju z rzędu i wywalczył Puchar Europy w 1967 roku. To jednak było dawno. Dziś żydowskich kibiców Celticu jest garstka, może kilkudziesięciu.

Maki splamione krwią

Okazywanie poparcia sprawie palestyńskiej wielu wiąże z datą powstania grupy ultrasów (najbardziej zagorzałych fanów) Celticu pod nazwą Green Brigade w 2006 roku. Jej członkowie wzięli na sztandary hasła lewicowe, grupa identyfikowała się jako antyfaszystowska. Takie poglądy są rzadkością wśród fanatycznych kibiców, którzy opowiadają się raczej za prawą stroną politycznej sceny, bliższe są im bowiem wartości konserwatywne, co bardzo wyraźnie widać również na trybunach polskich, gdzie czci się Żołnierzy Wyklętych. Piotr Żelazny, były dziennikarz „Rzeczpospolitej”, swój tekst w trzecim tomie magazynu „Kopalnia. Sztuka futbolu” zatytułował nawet „Pusta lewa trybuna”.

Pisał wówczas głównie o sytuacji w Polsce, ale w Europie jest przecież dość podobnie. Owszem, zdarzają się wyjątki, ale można je zliczyć na palcach obu rąk – włoskie Livorno, niemieckie FC St. Pauli oraz belgijski Standard Liège to niektóre spośród tych nielicznych. Ostatnio być może coś się w tej kwestii zmienia: niedawno przez Niemcy przetoczyła się wszak fala protestów przeciwko skrajnej prawicy, gdy media ujawniły pomysły wpływowych polityków zakładające wysiedlenie imigrantów z Niemiec. W protestach brali udział również kibice zachęcani do tego przez niektórych trenerów, choć należy odnotować nieusuwalne podziały – nie wszyscy fani byli tym zachwyceni.

Lewicująca Green Brigade właściwie od początku miała na pieńku z władzami Celticu. Nie tyle z powodu poglądów, ile z racji radykalizmu ich wyrażania. Największa awantura dotyczyła kwiatu maku, czyli symbolu brytyjskich żołnierzy. Dzień Pamięci (Remembrance Day), gdy wspomina się tych poległych na froncie, ma w Wielkiej Brytanii długą tradycję, jednak na stadionach zaczął być obchodzony stosunkowo niedawno, bo od 2010 roku. Piłkarze Celticu, tak jak pozostałych szkockich zespołów, mieli założyć koszulki ozdobione kwiatami maku. Niby nic takiego, tymczasem wybuchł skandal. W poprzedzającym to wydarzenie meczu domowym Green Brigade wywiesili transparent: „Wasze czyny zawstydzą wszystkie diabły w piekle. Irlandia, Irak, Afganistan. »Nie« dla splamionych krwią maków na naszym stadionie”. Trudno było jaśniej dać do zrozumienia, że uważają angielskich żołnierzy za oprawców, a nie za bohaterów.

Akademia na Zachodnim Brzegu

Później fani spod znaku Green Brigade demonstrowali poparcie dla sprawy palestyńskiej. Mniejszych epizodów było mnóstwo, poważniejsza afera wybuchła w 2016 roku. Palestyńskie flagi powiewały na trybunach, kiedy Celtic podejmował w eliminacjach Ligi Mistrzów izraelski Hapoel Be’er Szewa. Klub z Glasgow został ukarany przez UEFA, a fani rozpoczęli zrzutkę, która miała pokryć koszty sankcji 8,6 tys. funtów. Zaangażowała się w nią liczna grupa kibiców, nie tylko Celticu i nie tylko ze Szkocji. Skala wpłat zaskoczyła organizatorów, zebrano 175 tys. funtów, która trafiła do organizacji charytatywnych działających na rzecz Palestyny – także na akademię piłkarską zwaną nieformalnie Aida Celtic, która powstała w obozie dla uchodźców Aida pod Betlejem.

– Takie działania kibiców są ważne dla podniesienia świadomości społeczeństw w krajach zachodnich, których rządy udzielają Izraelowi pełnego wsparcia w kontynuowaniu jego zbrodni przeciwko Palestyńczykom w Gazie – mówił telewizji Al Dżazira Hazem Tabash, menedżer Benn Sports Club w Gazie. – Wspierają nas także tutaj, na miejscu, dając nadzieję, że nie jesteśmy sami. Wzywam wszystkich kibiców, którzy wierzą w sprawiedliwość oraz wolność, aby poszli śladem fanów Celticu, i proszę wasze rządy o natychmiastowe podjęcie działań w celu powstrzymania ludobójstwa oraz podwójnych standardów i uprzedzeń, jeśli chodzi o konflikt palestyńsko-izraelski – dodał.

Czytaj więcej

Witold Bańka: Igrzyska olimpijskie? W Paryżu nie będzie zbyt wielu Rosjan

W „normalnych” czasach po boisku akademii biegałyby palestyńskie dzieci, ale normalność skończyła się tam 7 października.

Nie zostawimy cię samej, Gazo

Palestyńczycy mogą żałować, że piłkarskie mistrzostwa świata w Katarze nie odbywają się właśnie teraz, bo mundial był wielką sceną solidarności z Palestyną. FIFA jest jedną z tych organizacji, które udają, że w sporcie nie ma polityki, chociaż tak naprawdę sama uprawia ją na największą skalę. Flaga palestyńska oraz hasło „Free Palestine” na mundialu rzucały się w oczy niemal na każdym kroku, choć organizatorzy zakazali wszelkich innych politycznych manifestacji. Marokańscy kibice, a nawet piłkarze przybrali palestyńskie barwy za swoje drugie po narodowych i obnosili się z nimi na każdym kroku, a że Lwy Atlasu spisywały się rewelacyjnie – byli pierwszą afrykańską i zarazem pierwszą arabską drużyną w półfinale mundialu) – okazji do przypominania sprawy palestyńskiej było sporo. Najbardziej wymowne było wspólne zdjęcie, do którego drużyna ustawiła się z flagą Palestyny po triumfie nad Hiszpanią.

Poparcie świata arabskiego dla jej sprawy jest zrozumiałe. – Kochamy nasze matki, Palestynę i Raję – mówi w reportażu publikowanym przez portal New Arab 26-letni Simo. Raja to klub piłkarski z Casablanki, który wybrał sobie już jako sześciolatek kosztem drugiej drużyny z miasta, czyli Wydadu. W Casablance to bardzo ważny wybór, bo – jak czytamy – określa nie tylko kibicowskie preferencje, ale definiuje też inne elementy życia, takie jak przyjaźń, miłość czy nawet kariera zawodowa. W ulubionej stadionowej pieśni zatytułowanej „Rajawi Falastini” na wypełnionym po brzegi stadionie Mohameda V kibice Raja śpiewają: „Nigdy nie zostawimy cię samej, Gazo, nawet jeśli jesteś od nas daleko”. To wyznanie mieli okazję usłyszeć również kibice z całego świata, bo pieśń oczywiście wybrzmiała również podczas mundialu.

To właśnie wśród kibiców Raja pojawiły się pierwsze marokańskie grupy ultrasów. Działo się to ok. 2005 roku, czyli stosunkowo późno w porównaniu z Europą. Wśród kibiców powstała wtedy grupa zwana Green Boys, a za nią kolejne. Wydad też ma fanatycznych kibiców i choć z sąsiadami zza miedzy dzieli ich wszystko, to łączy poparcie dla Palestyny oraz nienawiść do Izraela. Na trybunach ludzie mogą pozwolić sobie na więcej niż na ulicach, chociaż po uderzeniu Izraela na Strefę Gazy stadionowa pieśń rozbrzmiewała też podczas protestów w centrum Rabatu.

Jak Izrael odmienił grę Maroka

Przy okazji sukcesów Maroka na mundialu flagi Palestyny powiewały także w Jerozolimie, co nie spodobało się policji oraz wielu Żydom. Niektórzy z nich nawet w osobliwy sposób próbowali tłumaczyć powodzenie arabskiej drużyny. – Na ostatnich mistrzostwach świata, kiedy Maroko wciąż nie podpisało umowy z Izraelem, ich drużyna nie radziła sobie dobrze. Teraz, gdy osiągnęli porozumienie, posunęli się naprzód – mówił student David cytowany przez „Times of Israel”. Chodziło o odnowione relacje Maroka z Izraelem, co nastąpiło pod koniec 2020 roku. Proces pojednania wspierały Stany Zjednoczone, a w zamian Waszyngton uznał „pełną suwerenność” Maroka nad Saharą Zachodnią, spornym terytorium, które również było przyczyną polityczno-piłkarskiej wojenki.

Czytaj więcej

Francuzi nie odmówią Rosjanom olimpijskich wiz. Liczy się zysk

W ubiegłym roku w Algierii odbywały się Mistrzostwa Narodów Afryki, impreza co prawda mniej prestiżowa niż Puchar Narodów Afryki, ale jednak mająca swoją rangę na kontynencie. W dwóch poprzednich edycjach triumfowała właśnie drużyna Maroka. Obrońcy tytułu nie mogli przybyć do Algierii, ponieważ niemożliwy był wówczas lot z Rabatu do Konstantyny, gdzie mieli rozgrywać swoje mecze. Przeszkodą nie okazała się pogoda, tylko historia i polityka. W 1975 roku Hiszpanie opuścili teren Sahary Zachodniej, a do tzw. ostatniej kolonii Afryki wkroczyli Marokańczycy. Weszli jak do siebie, bo czuli się jak u siebie, zawsze uznawali wspomniane terytorium za swoje. Saharyjczycy wcale ich tam jednak nie chcieli i nigdy się z tym nie pogodzili. Algieria popiera ich niepodległościowe dążenia, więc stosunki między nią a Marokiem pozostają wrogie. Granice między państwami są zamknięte, podobnie jak przestrzeń powietrzna. Maroko nie zagrało w mistrzostwach, polityka okazała się ważniejsza od piłki.

Może to smutne, ale nie powinno dziwić. A co z młodym piłkarzem Celticu? Brytyjskie media kilka dni temu potwierdziły, że szkocki klub w zaistniałych okolicznościach zdecyduje się zapewne na sprzedaż utalentowanego piłkarza. Abada najprawdopodobniej przejdzie do amerykańskiego Charlotte FC, bo polityka często z piłką po prostu wygrywa.

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej”

Liel Abada nie jest jeszcze zbyt znanym piłkarzem, ale całkiem możliwe, że takim zostanie. 22-letni prawoskrzydłowy, dziesięciokrotny reprezentant Izraela, gra od trzech lat w Celticu Glasgow, gdzie trafił z Maccabi Petach Tikwa. Wystąpił w jego barwach w ponad 100 meczach i strzelił 29 goli, co jest dorobkiem okazałym. Dostał nawet statuetkę dla najlepszego młodego piłkarza w Szkocji, dwukrotnie świętował też z Celtikiem mistrzostwo kraju. Ostatnio próżno jednak szukać Abady w składzie. Po raz ostatni pojawił się na boisku – jako rezerwowy – 7 lutego. Potem zaczęły się spekulacje nie tylko o tym, kiedy po raz kolejny założy biało-zieloną koszulkę z czterolistną koniczyną w herbie, ale czy w ogóle jeszcze to zrobi.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem