„Diuna”: Jakie błędy książki Franka Herberta powiela film Denisa Villeneuve'a

Dopiero „Diuna” wywindowała Franka Herberta w hierarchii amerykańskich pisarzy. Moim ulubionym zajęciem jest wyszukiwanie w powieści błędów, które powiela filmowa ekranizacja Denisa Villeneuve'a, a które nie odbierają im przy tym wartości.

Publikacja: 08.03.2024 10:00

Przedstawione w powieściowej „Diunie” i jej ekranizacji czerwie pustyni, robią imponujące wrażenie.

Przedstawione w powieściowej „Diunie” i jej ekranizacji czerwie pustyni, robią imponujące wrażenie. Problem w tym, że ryjąc w piachu z taką szybkością, pozapalałyby się od tarcia

Foto: Materiały Prasowe

Wydana w 1965 r. powieść „Diuna” amerykańskiego pisarza science fiction Franka Herberta stała się ikoną tego gatunku literackiego. Autor dopisał do niej pięcioksiąg, tworząc „Kroniki Diuny” – jeden z wielkich cykli, które od lat wynosi się pod niebiosa. „Poza »Władcą Pierścieni« nie znam niczego, co można by do niej porównać”, zawyrokował inny twórca fantastyki Arthur C. Clarke. Z racji występowania wielu rozmaitych form magii traktuje się to dzieło jako science fantasy, ale pojawiają się też opinie, że mamy do czynienia z fantastyką ekologiczną. „Diuna” jest wystosowanym przed sześcioma dekadami ostrzeżeniem, jak może wyglądać Ziemia po dalszym traktowaniu w dotychczasowy sposób.

Udało się Herbertowi wykreować surową planetę Arrakis/Diunę niemal całkowicie pozbawioną wody, gdzie przeżyć udaje się prawie cudem; mistrzami w tej sztuce są tubylcy zwani Fremenami. Żyjąc w najtrudniejszych z możliwych warunkach, zastosowali posunięte do skrajności racjonowanie i oszczędzanie wody, a także wytworzyli bogatą mitologię i obyczajowość związaną z wodą. „Ciało jest własnością człowieka, woda należy do plemienia”, powiadają, gdy ktoś z nich polegnie albo w inny sposób zemrze i należy specjalnymi aparatami ściągnąć z trupa wodę.

Czytaj więcej

Triumfalny pochód „Diuny: części drugiej” przez świat

Herbert przedstawia tę bezlitosną krainę stopniowo, dozując czytelnikom różne szokujące atrakcje, jak monstrualne robale przewiercające pustynię i błyskawicznie pojawiające się w miejscu, gdzie wychwycą choćby śladowy odgłos. Są ślepe, mierzą po kilkaset metrów, tubylcy czczą je jako święte stworzenia i używają do podróżowania, sterując nimi za pomocą specjalnych haków. Ekranizacja Denisa Villeneuve’a nie wyjaśnia, czym się żywią te olbrzymy; okazuje się, że wydmy Arrakis nasycone są „piaskowym planktonem”, który czerwie pożerają, podobnie jak ziemskie wieloryby oceaniczny plankton złożony z krewetek, meduz, pierwotniaków i glonów. Produktem ubocznym czerwi jest melanż zwany także przyprawą, unikalny narkotyk w skali wszechświata, który czyni planetę Arrakis jedynym takim obiektem w kosmosie. Kto włada Arrakis, ten finansowo ma się dobrze, chyba że dopuści się rażących błędów w zarządzaniu.

"Diuna": Ile w Harkonnenach odwołań do historii?

Diuna” składa się z trzech części, z czego dwie ostatnie poświęcone są w głównej mierze księciu Paulowi Atrydzie, który w ataku znienawidzonych Harkonnenów stracił ojca Leta Atrydę. Sam przeznaczony do likwidacji wraz z matką szczęśliwie ewakuował się na pustynię i tam natrafili na Fremenów. Villeneuve rozpołowił książkę w części środkowej, doprowadzając pierwszą część filmu „Diuna” do miejsca, w którym Paul z Jessicą trafili do fremeńskiej siczy Tabr. Oczywiście oboje, chcąc przeżyć, musieli krańcowo odmienić swe życie i maksymalnie upodobnić się do gospodarzy. „Diuna 2” pokazuje ten proces, a także realizację przez Paula zamiaru, by z pomocą Fremenów dokonać zemsty na wrogach.

Przy okazji omawiania przed dwoma laty pierwszej części filmu wskazano na jego ewidentne atuty: pieczołowitość w podejściu do pierwowzoru literackiego, doskonałą obsadę, wielką urodę plastyczną, wysoki poziom efektów specjalnych. Zdjęcia do drugiej części także imponują wysmakowaniem: pustynia fotografowana jest w spłowiałych brązach, żywe kolory trafiają się rzadko. Ujęcia z udziałem Harkonnenów utrzymane są w tonacji czarno-białej, aby podkreślić zło roztaczane przez tych ludzi. Sceny masowe z udziałem poddanych udzielających masowego poparcia despocie jako żywo przypominają hitlerowskie parteitagi, zaś zachowanie barona Vladimira i jego bratanków ma w sobie coś z etykiety SS.

Obie części filmowe ukazują superciekawe szczegóły: zamaszysty krok Fremenów mający zmylić czerwie, krysnoże z kła tego giganta, atak na gigantyczne machiny do zbierania przyprawy. Wysokiej technice podróżujących po kosmosie rodów imperium zostały przeciwstawione chałupnicze wynalazki i aparaty Fremenów, które w konfrontacji z pustynią cechują się wysoką skutecznością. Pustynni obszarpańcy, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, żywią się nie wiadomo czym i mają nabożny stosunek do wody, ale dysponują siłą i sprytem, początkowo szokują statecznego widza. Surowe otoczenie po darwinowsku wpływa na wygląd i styl życia istot zmuszonych borykać się z trudnościami takiej egzystencji. Porównajmy cytat z „Gwiezdnych wojen”: „Żyli w ciężkich czasach i niebezpiecznym miejscu. Naturalnie stali się bohaterami”. Fremenów także to dotyczy, może nawet bardziej niż pobratymców Luke’a Skywalkera.

"Diuna". To nie przystoi, by dziedzic tronu Paul Atryda śmierdział

Manewry wokół wody, tak malowniczo wpisane w materię filmu, konieczne z uwagi na warunki egzystencji rzutują na zachowanie wszystkich członków plemienia. Dzienna norma wody człowieka na pustyni wynosi 5 literjonów i oczywiście nikt mu tyle nie da. Należy zatem ograniczyć utratę wody z organizmu, a służy temu ubiór zwany filtrfrakiem, który – dobrze działając – pozwala utracić zaledwie naparstek wilgoci dziennie.

Czytaj więcej

Diuna 2: Arcydzieło na pustyni

W „Diunie” mamy dość dokładny opis friltrfraka. „Podstawą jest tkanina mikrowarstwowa: wysokiej wydajności system filtracyjny i wymiany ciepła. Warstwa stykająca się ze skórą jest porowata. Po ochłodzeniu ciała przenika przez nią pot. Następne dwie warstwy zawierają włókna wymiany ciepła i osadniki soli. Sól jest odzyskiwana. Odzyskana woda przepływa do kieszeni łownych, skąd czerpie się ją przez rurkę w chomątku na szyi. (…) Mocz i fekalia przetwarzane są w podkładkach udowych. Na otwartej pustyni nosi się filtr na twarzy, a rurkę zakończoną uszczelniającymi wtykami w nozdrzach. Wdech przez filtr ustny, wydech przez rurkę nosową”. To są owe ciemne przewody, które pokazano na filmie w okolicy nosa. Dodają one obrazom fantastyki i symbolizują konieczność tak krańcowego poszanowania wody.

Inna sprawa, jak to się sprawdza w praktyce. Filtrfrak wygląda na coś w rodzaju skafandra kosmicznego, ale bez hełmu, lecz o podobnie wyśrubowanych parametrach. Wbrew zapewnieniom Herberta wątpię, czy mieszkańcy dowolnej siczy na Arrakisie byliby w stanie wytworzyć go własnym sumptem, nie mając dostępu do materiałów o wysokiej technologii. Osobną sprawą jest noszenie filtrfraka; wydaje się, że zakłada się go na dłużej albo nawet na stałe. Nie ma tu miejsca na defekacje, wydaliny wędrują zatem wraz z właścicielem, towarzyszą mu w przygodach na pustyni, a nawet w morderczej walce. O utrzymaniu higieny w tych warunkach nie ma mowy, a jednak na filmie Fremeni wyglądają schludnie. Herbert nic nie wspomina, co się dzieje z filtrfrakami po wejściu do siczy, zakładam, że nikt ich nie czyści (woda!). Czy kał po odciśnięciu z wody się jakoś usuwa? Smród panujący w siczy – nikt się tam raczej nie myje – musiałby przybrać zaiste piekielne stężenia, a stosunku płciowego w tych warunkach nie jestem sobie w stanie wyobrazić. W powieści podkreśla się, że Fremeni w zamkniętej przestrzeni cuchną straszliwie; film taktownie pomija to zagadnienie. Książę Paul Atryda dwukrotnie zdejmuje filtrfrak, stając do pojedynków; z opisów wynika, że jest to zabieg w miarę prosty. Samo sporządzenie filtrfraka też nie byłoby łatwizną, skoro produkcja prostej koszuli w warunkach ziemskich pochłania około 2 tysięcy litrów wody. Zarazem Fremeni nie dysponują ogniem, a bez ognia nie tylko nie ma poważnej gastronomii, ale nawet kowalstwa. Biorąc to wszystko pod uwagę, „Diuna” zakrawa na bajkę ekologiczną.

Zauważmy, że żyjący w brudzie i smrodzie Fremeni dysponują jednocześnie wielkimi podziemnymi zbiornikami wody, których – według danych z powieści – na całej planecie mają kilka tysięcy! Same straty parowania muszą być gigantyczne, ale zasoby te posłużą do uczynienia z Arrakisu planety zieleni i płynących swobodnie rzek. O ileż rozsądniej byłoby przeznaczyć tę wodę dla ludzi, oczywiście z zachowaniem ścisłych rygorów, a zużytą filtrować i oczyszczać do ponownego użycia.

"Diuna". Czerwie, melanż, broń atomowa, woda na Arrakis i inne dziury logiczne

Przed 1965 r. Frank Herbert był amerykańskim średniakiem, dopiero wypuszczenie „Diuny” wywindowało go wysoko w hierarchii. Moim ulubionym zajęciem jest wyszukiwanie w powieści błędów, które powiela film. Zbyt krótki łańcuch pokarmowy na planecie – powieść wymienia kilkanaście gatunków zwierząt i roślin, film nie pokazuje nawet tego – nie pozwala wierzyć w możliwość wyżywienia kilku milionów Fremenów (tyle by mogła wynosić ich szacunkowa liczebność). Wędrowno-ewakuacyjny tryb życia utrudnia, jeśli nie uniemożliwia, bardziej skomplikowaną wytwórczość, zachodzi zatem ostra niewspółmierność pomiędzy skromną techniką w dyspozycji Fremenów a wyczynową techniką imperium. Co prawda Fremeni dysponują dostępem do przyprawy, którą sprzedają przemytnikom i za którą mogą importować niezbędne towary, ale ich możliwości transportowe są żadne.

Jak już wskazywałem, pisząc o „Diunie 1”, czerwie pustyni, ryjąc w piachu z taką szybkością, pozapalałyby się od tarcia. Trudne do zrozumienia jest upodobanie w epoce lotów międzygwiezdnych do broni siecznej; na sardaukarów, najlepszych wojowników imperium, dość byłoby użyć laserów, które w kontakcie z tarczami ochronnymi generują silne eksplozje. Broń jądrowa będąca w dyspozycji rodu Atrydów pozostała niewykorzystana w kluczowym momencie ataku Harkonnenów – kiedyż przydałaby się bardziej? Dopiero Paul Atryda decyduje się zrobić z niej użytek, mało zważając na skażenie promieniotwórcze – może o nim nie wie? Sam Herbert zwrócił uwagę na głowice jądrowe przy okazji kryzysu na Kubie i uznał je za na tyle istotny element militarny, że włączył do swego dzieła. Ale skoro miał je Leto Atryda, zapewne ma je też imperator, zatem wracamy do symetrii strachu będącej w naszej rzeczywistości podłożem zimnej wojny.

Takie analizy, będące podstawą fantastyki realistycznej (wszystko wygląda tak, jakby naprawdę miało działać), można przeprowadzać dowolnie długo, nie umniejsza to jednak wartości dzieła Herberta. Jego mocną stroną jest świat, który udało się wykreować i wyposażyć, i to co w tym świecie zachodzi pod wpływem posunięć bohaterów. W wielu momentach „Diuna” wydaje się powieścią dworską, gdzie pierwszeństwo mają intrygi kamaryli, a przechytrzenie bądź fizyczne wyeliminowanie przeciwnika stoi na czele priorytetów. Dużą rolę odgrywają narkotyki, które w okresie pisania powieści, czyli w pierwszej połowie lat 60. XX wieku, były w centrum zainteresowania torującej sobie drogę do światowego znaczenia kultury hipisowskiej. W „Diunie” melanż nie tylko uzależnia, ale pozwala zaglądać w przyszłość i rozszerza penetrację realności przez zmysły do tego stopnia, że piloci Gildii (niepokazani szerzej w filmach) prowadzą statki po skomplikowanych trajektoriach dzięki rozpoznaniu czasoprzestrzeni.

Czytaj więcej

„Diuna” zrobiła z niego megagwiazdę. Timothée Chalamet: aktor, który łamie zasdy

Niektóre rozwiązania zastosowane przez Villeneuve’a w końcówce „Diuny 2” rozmijają się z tymi przyjętymi przez Herberta. W powieści Vladimir Harkonnen nie ginie z ręki Paula Atrydy, Paul nie odnosi podczas pojedynku rany, a Chani nie odchodzi bez słowa, by zrobić miejsce dla księżniczki Irulany. Są to jednak szczegóły do rozpatrywania przez znawców i zwolenników wszystkich „Diun”, bo ich grupa, i przedtem liczna, na pewno po filmach się powiększy. Rozgłos, jakość i sukces finansowy „Diuny 2” spowodowały, że plany Villeneuve’a objęły sfilmowanie „Mesjasza Diuny”, czyli drugiego tomu cyklu.

Książka „Piaski Diuny i inne opowiadania” jako ciekawe uzupełnienie

Równolegle z wejściem na ekrany „Diuny 2” ukazał się u nas tom opowiadań ze świata Diuny. „Piaski Diuny” obejmują siedem tekstów, w tym trzy związane bezpośrednio z powieścią „Diuna”. „Ostrze krysnoża” opowiada o dziejach Fremenki, która służąc Atrydom, ginie podczas ataku Harkonnenów, „Krew sardaukarów” to z kolei linia życia pułkownika tej formacji dowodzącego atakiem, a „Wody kanly” biorą za temat akcję wojownika i trubadura Gurneya Hallecka przeciw Harkonnenom po rozbiciu Atrydów (kanly to w powieści rytualna zemsta).

Dwa z pozostałych opowiadań dotyczą czasów historycznych i intryg na dworze imperatora, jedno przygody z dzieciństwa Paula Atrydy, a ostatnie losu planety Arrakis w czasach po zakończeniu cyklu. Jest ono szczególnie przygnębiające, bo Diunę zamiast zielonych oaz i zbiorników z wodą na otwartym powietrzu czeka jeszcze większe spustoszenie. W nadziei na znalezienie skarbów po dawnej świetnej epoce trafiają tam tylko najbardziej zdesperowani poszukiwacze.

Książka ta może być traktowana jako pendant do świata Diuny, oferując więcej szczegółów odnośnie do niektórych postaci albo wydarzeń. Autorzy zaliczają ją do „książek uzupełniających cykl”, a więc takich, bez których by się zapewne obeszło, ale entuzjaści powitają te dodatki z radością. Cóż, Frank Herbert stworzył misterne imperium Diuny, jego syn Brian i pisarz Kevin Anderson mocno je rozbudowali, Denis Villeneuve nadał mu formę wizualną, zaś miliony czytelników i widzów znalazły w tym rozrywkę i tajemnicę, dla której nie szkoda czasu ni atłasu.

Wydana w 1965 r. powieść „Diuna” amerykańskiego pisarza science fiction Franka Herberta stała się ikoną tego gatunku literackiego. Autor dopisał do niej pięcioksiąg, tworząc „Kroniki Diuny” – jeden z wielkich cykli, które od lat wynosi się pod niebiosa. „Poza »Władcą Pierścieni« nie znam niczego, co można by do niej porównać”, zawyrokował inny twórca fantastyki Arthur C. Clarke. Z racji występowania wielu rozmaitych form magii traktuje się to dzieło jako science fantasy, ale pojawiają się też opinie, że mamy do czynienia z fantastyką ekologiczną. „Diuna” jest wystosowanym przed sześcioma dekadami ostrzeżeniem, jak może wyglądać Ziemia po dalszym traktowaniu w dotychczasowy sposób.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi