Ikony, akty i byty subtelne

Z okazji 100. rocznicy urodzin urządzono Jerzemu Nowosielskiemu w Polsce wiele wystaw, bo to popularny u nas artysta. Wiele jego prac sakralnych niszczeje jednak w kościołach, a za granicą pozostaje wciąż nieznany.

Publikacja: 02.02.2024 17:00

Wystawa „Nowosielski i inni”, Zamek Królewski w Warszawie, do 3 marca 2024

Wystawa „Nowosielski i inni”, Zamek Królewski w Warszawie, do 3 marca 2024

Foto: materiały prasowe

Pierwsze próby wylansowania Jerzego Nowosielskiego poza Polską podejmował Mieczysław Porębski już w 1956 roku na Biennale w Wenecji. Ten historyk sztuki i przyjaciel artysty był opiniotwórczym krytykiem. Na tym samym przeglądzie otrzymał międzynarodową nagrodę krytyki. – Poddał się jednak, uznając, że na Zachodzie Nowosielskiego nie rozumieją, nie czytają jego formy, bo jej nie znają. I że musieliby przyjechać, żeby pojąć przez naszą kulturę, kontekst, podobnie jak w przypadku Wyspiańskiego – wyjaśnia znawczyni twórczości Nowowsielskiego Krystyna Czerni.

Kolejną próbę Mieczysław Porębski podjął w 1969 roku przy okazji wystawy „Źródła i poszukiwania sztuki polskiej” w paryskim Palais Galliera Musée. – Zachowało się nawet zdjęcie Porębskiego na tle świeckiego ikonostasu – opowiada Krystyna Czerni. – Ale Francuzi cenią to, co jest podobne do nich. Na otwarciu wystawy minister André Malraux zatrzymał się na chwilę przy Hasiorze, bo jego nazwisko coś mu mówiło, a potem wygłosił kurtuazyjne przemówienie, że prawdziwą granicą Europy jest granica łacińskiego alfabetu. I znowu Nowosielski znalazł się za burtą ze swoją cyrylicą.

Nie lepiej działo się na rozmaitych targach sztuki. W 2006 roku Andrzej Starmach, marszand Nowosielskiego, pokazywał jego obrazy m.in. na prestiżowych Art Basel. Oczekiwanego zainteresowania nie było. Może też nie ma sensu, by o nie zabiegać.

Czytaj więcej

„Muzeum. Historia światowa”. Próżne początki muzealnictwa

Fenomen trudny do zrozumienia

Jerzy Nowosielski (1923–2011) wyposażony został w bogactwo dziedzictwa kulturowego za sprawą matki, Polki pochodzenia austriackiego, wyznania rzymskokatolickiego, i ojca – Łemka związanego z cerkwią greckokatolicką. Był i w nowicjacie w ławrze Poczajowskiej, i przeżywał okres ateizmu. Prawosławny z wyboru, także teolog i filozof, rozpostarty w życiu i twórczości między Wschodem i Zachodem, zrozumiały jest przede wszystkim dla nas, w rzeczywistości kulturowej silnie naznaczonej duchowością czerpiącą z religii. Zanikającą, czy może już nieobecną w zachodniej Europie.

„Malarstwo Nowosielskiego, będąc syntezą Bizancjum i awangardy, rozszerza ściany świątyni i obejmuje nimi cały świat. Tylko kto jest w stanie to zrozumieć?” – pisała Krystyna Czerni. Ale i w Polsce też nie zawsze był doceniany. Kiedy w 1999 roku tygodnik „Polityka” przedstawił ranking najwybitniejszych artystów XX wieku, nie znalazł się nawet w pierwszej dziesiątce. A oceniali nie amatorzy, lecz profesjonaliści.

Nie zawsze także rozumieli jego fenomen wierni, dla których tworzył ikonostasy w świątyniach prawosławnych, greckokatolickich, a także rzymskokatolickich. Realizacje bywały odrzucane jako niezrozumiałe, zbyt nowoczesne, tak zdarzyło się w przypadku ikon dla cerkwi w Klejnikach czy projektu wystroju wnętrza dla cerkwi Orzeszkowa koło Hajnówki.

– Przerastał współczesnych swoim intelektem – mówił „Rzeczpospolitej” Leon Tarasewicz. – Wielu uważało jego malarstwo za prymitywne i niemające nic wspólnego z ikoną. Jest ogromna różnica między ludycznym odbiorem religii potrzebujących realistycznego obrazowania i takim, w którym sztuka współczesna próbuje szukać nowych dróg.

Doczekał się jednak oficjalnych zaszczytów. Uhonorowany Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski w 1998 roku był drugim artystą po Xawerym Dunikowskim wyróżnionym tym odznaczeniem. Nie wiadomo, czy w tej prestiżowej nagrodzie mieścił się jedynie podziw dla jego sztuki czy także dla postawy życiowej człowieka wolnego i niezależnego, jakim był. „Jestem też bardzo samotny. Społecznie, ponieważ nie czuję się przynależny do żadnej kategorii, do żadnej ortodoksji” – pisał w 1981 roku do Tadeusza Różewicza.

„Nie był nigdy malarzem rynkowym. Interesował się prymitywem, kiedy wołano o „kwalitet”. Uprawiał abstrakcję z wyglądu geometryczną, kiedy już czy jeszcze nikt, zwłaszcza u nas, jej nie uprawiał. Surrealizował, kiedy żądano tylko i wyłącznie realizmu” – pisał Mieczysław Porębski.

W 2015 roku została zamalowana, zaprojektowana i zrealizowana przez Nowosielskiego kaplica św. Borysa i Gleba w kamienicy na Kanoniczej w Krakowie, będąca własnością kapituły katedralnej. Wszystko naprzeciwko siedziby wojewódzkiego konserwatora, obok muzeum eksponującego galerię sztuki cerkiewnej oraz opodal Instytutu Historii Sztuki UJ.

– Miał tam być sekretariat Światowych Dni Młodzieży. Ale nie było – wspominała Krystyna Czerni. – Powstała restauracja, a w pomieszczeniach, gdzie znajdowała się kaplica, jest obecnie magazyn skrzynek z winem. Ikony zostały zdeponowane i są plany, żeby ją odtworzyć. Warunkiem jest uszanowanie woli artysty, by została zachowana jako przestrzeń kultowa. Jest plan – nie wiadomo, czy się uda.

Do tej pory się nie udało. A Krystyna Czerni od kilkunastu lat systematycznie opracowuje dzieło artysty, ocalając jego pamięć. W sześciu tomach zdokumentowała twórczość Nowosielskiego w Polsce i poza jej granicami, bo zdarzyło mu się zaprojektować wnętrze cerkwi we Francji, w Lourdes w 1984 roku. Jest także autorką znakomitej biografii Nowosielskiego „Nietoperz w świątyni” (2011).

Życiomalowanie i przyjaźnie

Był tytanem pracy, codziennie rozpoczynał ją o szóstej rano. Na stole, a nie na sztaludze. W „pół godziny do półtora, maksimum 3 godziny – jeżeli to duży obraz” – tak określał czas powstawania obrazu. Pracował szybko, bo malowanie było dla niego czynnością wyłącznie techniczną. „Rysował i malował nieomal na wszystkim – opisywał Mieczysław Porębski. – Pamiętam liniowane szkolne kajety, w których powstawały misterne sieci wiążące różne poziomy trójkątów. Pamiętam okładki jakichś przypadkowych broszur z wyrysowanymi postaciami. Zrzynki drewna, proste lub trapezoidalne klocki obwodzone konturem, wypełniane otwierającymi się kolejno jeden po drugim i jeden w drugim prostokątami. Całe ściany obrazów. Pulsujące błękitem i czerwienią ikonostasy, respektujące fakturę ceglanego muru freski, nieznacznie tylko korygowane linią i formą stropy sklepienne. W jego domu malowane są także i sprzęty, drzwi, futryny”.

O swoich meblach mawiał podobno „graciki”. „Ile się dało, zawieszał na ścianach, czy ustawiał na sztalugach i one wyłącznie tworzyły klimat jego pracowni. A raczej nie klimat, lecz klimaty, bo Jurek co jakiś czas wymieniał obrazy, tworząc nowe zestawy, nowe environment, o innej niż poprzednie atmosferze, mające jedynie niezmienny, jedyny w swoim rodzaju nowosielski charakter. Czasem, jakby mu tego było za mało, wchodził bezpośrednio swoim malarstwem na najprostsze sprzęty, takie jak szafa, stołek – malował na nich swoje trójkąty i trapezy, ale było to jedynym uzupełnieniem tego spektaklu, który tworzyły jego płótna” – opisywał Jerzy Tchórzewski w „Twórczości”.

Ważny był dla niego Tadeusz Kantor, z którym poznali się w 1941 roku. Był świadkiem na ślubie Nowosielskich. Kiedy w 1947 roku dostał propozycję prowadzenia pracowni w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, chciał, by Nowosielski był jego asystentem: „Jest to malarz, którego problematyka tkwi w dzisiejszym czasie, który myśli i czuje bardzo współcześnie” – pisał. Ten z kolei wyznał po jego śmierci: „Bardzo kochałem Kantora! Nawet wtedy, kiedy mi robił przykrości, kiedyśmy się kłócili, bo Kantor to przecież był choleryk, człowiek nieobliczalny, nigdy nie było wiadomo, kiedy i jak wybuchnie. Ale to był jedyny człowiek, na którego nie potrafiłem się gniewać”.

W latach 50. i na początku 60. Nowosielscy przez kilka lat mieszkali i pracowali w Łodzi po sąsiedzku ze Stanisławem Fijałkowskim. Zaprzyjaźnili się. Przy okazji wystawy Nowosielskiego w 2015 roku na pytanie Jacka Michalaka: Jakim człowiekiem był Nowosielski? Fijałkowski odpowiedział: – Wierzącym, świadomym ludzkiej niedoskonałości i grzeszności jego natury. To jest wśród artystów rzadko spotykane. Pamiętam go także jako człowieka dowcipnego. Byliśmy kiedyś wspólnie ze studentami na plenerze. Studenci, jak wszyscy młodzi ludzie, bawili się wieczorami, sporo hałasując. Późnym wieczorem zeszliśmy do nich i Jurek powiedział do rozbawionych: „Bardzo proszę o zachowanie przyzwoitości!” − Na co jeden ze studentów parsknął śmiechem i wypalił: „A co to jest przyzwoitość?”. „Ja tylko proszę o przyzwoitość akustyczną” − odparł Jerzy Nowosielski.

Z Tadeuszem Różewiczem poznali się w 1946 roku. Regularnie się widywali, ale to poeta częściej jechał z Wrocławia, by spotkać się z przyjacielem w Krakowie. Jednak kiedy poeta poprosił go o zilustrowanie jego „Białego małżeństwa”, ten odmówił. „To jeden z tych ważnych listów, w którym on formułuje swoje credo, wyznanie, jak wpływa jego wiara na to, że mimo iż sztuka mu się podoba, nie może tego zrobić” – wyjaśniał Różewicz Krystynie Czerni. Wydany tom ich korespondencji liczy 380 kartek i listów, ale tylko 52 napisali Nowosielscy. „Te najbardziej dramatyczne nie zostały autoryzowane do publikacji” – wyjaśnia opracowująca całość Krystyna Czerni. Dotyczyły prób odwiedzenia Nowosielskiego od picia.

Związki artystyczne i prywatne Leona Tarasewicza z Nowosielskim zaczęły się wiele lat temu. – Dojeżdżałem do niego do Krakowa na pół godziny, żeby przez następne pół roku można było żyć normalnie – wspominał Leon Tarasewicz. – W 1982 roku na Grabarce prowadziłem obóz malowania ikon z ramienia Bractwa Młodzieży Prawosławnej. Przyjechał Nowosielski z żoną Zofią i mogłem obserwować od początku do końca, jak maluje na dzwonnicy na deskach Pantokratora.

W 2017 roku na wystawie „I żałuję, że Jerzy nie jest tutaj…” w białostockim Muzeum Rzeźby pokazane zostały szkice i projekty ikonostasów, świątyń ze zbiorów Tarasewicza, także kuratora wystawy. Wzruszał eksponat z dębowego drewna opisany: „Deska, na której miał malować Jerzy Nowosielski Leonowi Tarasewiczowi, niestety, choroba nie pozwoliła zrealizować planów”.

W latach 50. i na początku 60. tworzył scenografie dla łódzkich teatrów lalkowych. Wiele zdjęć dokumentujących te prace można było zobaczyć na wystawie artysty w MS1 w Łodzi. Zrekonstruowany, choć nieruchomy Teatr Krzesiwa Andersena w scenicznej realizacji Nowosielskiego, pokazywał na wystawach Andrzej Starmach. W 1971 roku artysta zaprojektował scenografię i kostiumy do „Antygony” Sofoklesa zrealizowanej przez Helmuta Kajzara w Teatrze Polskim we Wrocławiu, a powtórzonej w stołecznym Powszechnym, później do „Sędziów” Wyspiańskiego, także w reżyserii Kajzara.

Od 1983 roku Nowosielski wykładał na krakowskiej ASP. Głosił, że nie można się bać namalować złego obrazu. – Na uczelni mówiono, że połączył ikonę z żurnalem. Uważał, że naśladownictwo jest motorem rozwoju malarstwa, a obsesja oryginalności jest pychą ludzkości – potwierdza Krystyna Czerni. Z jego pracowni wyszło 103 absolwentów m.in.: Jacek Dłużewski, Grzegorz Sztwiertnia, Jadwiga Sawicka, Gabriela Morawetz, Joanna Rajkowska, która uważa, że Nowosielski nie uczył jej malowania, ale budował jej stosunek do świata.

Nie była tajemnicą pogłębiająca się latami choroba alkoholowa, która kładła się cieniem na małżeństwie z kochającą go Zofią, żyjącą z wyboru w jego cieniu. Część twórczości to też niepokojące rysunki, akty, utrwalające kobiety upokarzane, ofiary przemocy. Po raz pierwszy owe rysunki sadystyczne zostały pokazane na wystawie „Notatki III” w Galerii Starmacha w czerwcu 2001 roku. – Nie zawsze zachowywał styl wysoki. Prowadził flirt z popkulturą – przypomina Krystyna Czerni.

Czytaj więcej

„Nie jedź tam. Od Czarnobyla po Koreę Północną”: Poczuć surowe życie

Non omnis moriar

Posługiwał się tą samą estetyką ikony, tworząc obrazy świeckie i sakralne. Stworzył pojęcie „bytów subtelnych” uosobiających wyższe inteligencje duchowe czy też byty kosmiczne. Takie trójkątne abstrakcje pokazał po raz pierwszy w 1948 roku na I Wystawie Sztuki Nowoczesnej w Krakowie. Nie chciał prezentować ikon w muzeach i galeriach, uważając, że służą modlitwie. Wyjątek czynił dla abstrakcji – ikon bytów subtelnych. – Był wielkim mistykiem – wyjaśnia Andrzej Starmach.

Poznali się, gdy on był studentem pierwszego roku historii sztuki, a Nowosielski uznanym artystą. Pierwszym obrazem Nowosielskiego, który znalazł się u Starmacha w domu, był akt kobiety przekrojonej na pół na krawędzi obrazu, a z drugiej strony – fragment purpurowego prostokąta. Pionowe czarne płótno z 1970 roku, nazwane przez właściciela „Aktem z szafą”, wisiało w jego domu 20 lat.

– Bywał wtedy u nas ojciec Tomasz, duszpasterz akademicki od dominikanów. Wielokrotnie ten obraz oglądał i kiedyś powiedział, a wcale nie żartował: „To jest akt, który mógłbym powiesić w kaplicy” – opowiadał marszand.

Oficjalnie współpracowali od 1989 roku, kiedy Starmach otworzył galerię. Za jego sprawą w listopadzie 2000 roku Nowosielski pojawił się na krajowej aukcji jako pierwszy powojenny malarz. Obraz sprzedano za 100 tys. złotych. Dwa lata później „Pływaczka” osiągnęła na aukcji 171 tys. zł – najwyższą wówczas w Polsce cenę za dzieło żyjącego artysty. W 2021 roku „Akt” z lat 1972–1974 wylicytowano za 900 tys. zł. Ceny wciąż rosną, więc i powstają „lewe nowosiele”, jak pieszczotliwie nazywane są podróbki malarza.

Sam artysta wspominał, że pierwszy obraz kupił od niego jesienią 1944 roku za 200 zł malarz Tadeusz Cybulski. „To był duży pieniądz. Strasznie byłem dumny” – zanotował. Pieniądze nie były jednak dla niego najważniejsze. Wnętrze w rzymskokatolickim kościele w Wesołej zrealizował bez honorarium, tylko za utrzymanie. Chętnie oddawał obrazy na aukcje charytatywne i przyjaciołom, ale niechętnie je zazwyczaj sprzedawał.

„Jurek, nie ze wszystkimi, być może, ale gdy był z kimś blisko, zaraz wołał: »Zosieńko, czy jest sznurek i papier?« – i pakował. Jakiś ksiądz, doktor, policjant, który go skądś zgarnął i odwiózł do domu” – opowiadał Tadeusz Różewicz.

Sam też był beneficjentem hojności przyjaciela, zazwyczaj dostawał od niego obrazy na urodziny. Nie chciał ich pokazywać publicznie „bo to tak, jakby wypożyczać kogoś z rodziny”.

– Sakralne dzieło Nowosielskiego jest bezbronne, narażone na zniszczenie i poniewierkę – bolała Krystyna Czerni na wykładzie przy okazji wystawy „Nowosielski i inni”. – Malowideł ściennych nie da się zdjąć ze ściany i zlicytować. Polichromia w Tychach porasta grzybem, straszy liszajami wilgoci w kościele w Wesołej, cerkwiach w Górowie Iławieckim i Lourdes – tynk odpada płatami. Wiele ikon wymaga natychmiastowej konserwacji.

Prace Nowosielskiego przenikały i przenikają do publicznej ikonosfery. „Pływaczka” i „Byty subtelne” zdobią apaszki, szale, notesy, spinki do mankietów. Nabyć można nawet pióro wieczne z podpisem Jerzego Nowosielskiego za jedyne 269 złotych. Pojawiły się także teki kolekcjonerskie z kompletami digigrafii autoryzowanymi kilkanaście lat po śmierci malarza.

W 1996 roku powstała fundacja założona przez Zofię i Jerzego Nowosielskich, ich imienia. Celem fundacji miało być m.in. wspieranie i promowanie najwybitniejszych zjawisk w polskiej sztuce współczesnej. Po śmierci malarza Andrzej Starmach stał się prezesem Fundacji Nowosielskich, a także spadkobiercą praw do świeckiej spuścizny artysty. Po śmierci artysty mówił w jednym z wywiadów: – Dla mnie Nowosielski był przyjacielem, mentorem.

Obecnie Fundacja Nowosielskich jest wyrejestrowana z KRS-u. Prawa majątkowe do twórczości sakralnej Nowosielski zapisał cerkwi prawosławnej w Krakowie – greckokatolickiej, w której był chrzczony, i prawosławn, której był parafianinem. Ostatnią sakralną pracą był mierzący ponad 5 metrów krzyż, największy, jaki wykonał. Nie zdołał go jednak ukończyć. Ikona Chrystusa ukrzyżowanego namalowana na lipowym drzewie wisi w kościele Dominikanów na warszawskim Służewie.

W 1999 roku Nowosielski zamilkł. Przez ostatnich 12 lat życia nie dotknął pędzla ani ołówka. – Na stare lata modlił się i liczył po ukraińsku – w języku dzieciństwa – ujawnia Krystyna Czerni.

W pobliżu domu artysty, w którym mieszkał ponad 40 lat, na Narzymskiego 19 w Krakowie, powstał w ubiegłym roku mural. Na budynku domu przy Lotniczej 22 skopiowany został obraz Nowosielskiego „Sobotni wypoczynek”. Widziałby go ze swojego okna.

Wystawa „Nowosielski i inni” w Zamku Królewskim w Warszawie, która czynna jest do 3 marca, cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem publiczności. Obejrzało ją już ponad 11 tysięcy osób. Aby umożliwić odwiedzenie wystawy jak największej liczbie osób, w czwartki organizatorzy przedłużyli porę jej otwarcia do godz. 20 (ostatnie wejście o godz. 19)

Szafa z domu Nowosielskiego pokryta jego malunkami

Szafa z domu Nowosielskiego pokryta jego malunkami

Foto: MaŁgorzata Piwowar

W domu Jerzego Nowosielskiego ściany były pokryte jego obrazami – rekonstrukcja na wystawie w Państw

W domu Jerzego Nowosielskiego ściany były pokryte jego obrazami – rekonstrukcja na wystawie w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, 2022

Foto: MaŁgorzata Piwowar

Pierwsze próby wylansowania Jerzego Nowosielskiego poza Polską podejmował Mieczysław Porębski już w 1956 roku na Biennale w Wenecji. Ten historyk sztuki i przyjaciel artysty był opiniotwórczym krytykiem. Na tym samym przeglądzie otrzymał międzynarodową nagrodę krytyki. – Poddał się jednak, uznając, że na Zachodzie Nowosielskiego nie rozumieją, nie czytają jego formy, bo jej nie znają. I że musieliby przyjechać, żeby pojąć przez naszą kulturę, kontekst, podobnie jak w przypadku Wyspiańskiego – wyjaśnia znawczyni twórczości Nowowsielskiego Krystyna Czerni.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach