Kiedy książka powstawała, autor zaliczał się do pokolenia 30-latków, był Anglikiem, który wybrał spokojne i wygodne, pozbawione trosk materialnych życie w Berlinie. Według oceny swojej dziewczyny Annett „siedział tylko w domu, oglądał filmy dokumentalne i jadł czekoladę”. I nie rozumiał, „dlaczego bycie w domu zawsze jest uważane za coś złego?”.
A jednak razem z Annett podjął się wyprawy, by wyjść z koleiny, w której zaległ. Tak pojawiły się wyjazdy: do Stambułu, Chin, Ghany, Izraela, Argentyny, Czarnobyla, Naddniestrza, Korei Północnej. Jednak o tamtejszych zabytkach, godnych uwagi trasach zwiedzania Fletcher nie pisze nic. I wcale nie mamy o to do niego pretensji, bo kapitalnie, dowcipnie i z dystansem relacjonuje stan swego ducha i ciała (oraz towarzyszki) poddawanych kolejnym doświadczeniom, które składają się na proces jego spóźnionego dojrzewania.
Czytaj więcej
„Całe to piękno i krew”, dokument – laureat Złotych Lwów w Wenecji dowodzi, że można stawić czoło potężnej i zabójczej korporacji. Film od piątku w kinach.
Ze spotkań z miejscowymi potrafi wyciągać wnioski: „Turcja to miejsce, gdzie polityki nie trzeba szukać – sama cię znajdzie”. Miał tam bowiem okazję przyglądać się zamieszkom „przeciw coraz większej islamizacji kraju i rosnącej autokracji”. Robił to z tak bliskiej odległości, że oglądając późniejsze wiadomości w telewizji, skonstatował: „to bardzo dziwne uczucie – dla odmiany być wiadomościami”. Równocześnie ocenia: „był to znakomity wyjazd dzięki energii protestujących”, i zauważa: „na tej wycieczce, zamiast jakichś idealnych, sterylnych, turystycznych wrażeń, zobaczyliśmy coś surowego, widzieliśmy, jak coś się buduje albo niszczy”.
W Chinach na dalszy plan zeszło podziwianie słynnej Terakotowej Armii wobec uczącej pokory podróży. Zamiast 14-godzinnego nocnego przejazdu autobusem były 44 godziny z półlitrową butelką wody mineralnej i dwoma croissantami na parę. W autobusie oni i Chińczycy – plujący do papierowych torebek i pozbywający się ustrojowych zaległości zgodnie z zasadą, że to, co zbędne – powinno znaleźć się na zewnątrz. „Taka wycieczka przypomina, że jesteśmy znacznie bardziej elastyczni, niż sobie wyobrażamy. Teraz wiedziałem, że potrafię spać w miejscu niewiele większym od pudełka zapałek, że potrafię żyć na połowie croissanta dziennie, że potrafię sikać do otwartej jamy”. I nawet spontaniczny płacz wywołany bezradnością, której doświadczył autor, opisuje jako doświadczenie unikalne – „kompletną obecność”.