Donald Tusk, o czym często zapominają jego wielbiciele, jest twardym zawodnikiem. W Platformie Obywatelskiej, którą tworzyło – przypomnijmy – trzech tenorów, został tylko on. A i potem systematycznie usuwano z niej albo ograniczano pole działania każdemu, kto mógłby zagrozić supremacji Tuska. W tej kwestii lider PO nie różni się istotnie od Jarosława Kaczyńskiego. Nie ulega też wątpliwości, że Tusk nie przepada za autentyczną rywalizacją po tej stronie boiska politycznego, które sam dla siebie wybrał. To też dlatego (bo i PiS grał w tę samą grę) nie mogła się udać koalicja PO–PiS w 2005 r. i z tego powodu stworzono boisko od nowa.
Czytaj więcej
Słowa papieża Franciszka, jak zwykle ostatnio, wywołały wśród części katolików skandal.
Z tej perspektywy trzeba spoglądać także na decyzje z ostatnich dni dotyczące odmowy stworzenia wspólnej listy Koalicji Obywatelskiej z Lewicą. Donald Tusk, i to widać od jakiegoś czasu, podjął decyzję o mocnym przesunięciu swojej partii w lewą stronę. Wielu polityków centrolewicowych już dawno przyjęło to do wiadomości i po prostu przyłączyło się do KO. Nie oczyściło to jednak w stopniu wystarczającym pola do ekspansji, bo wciąż po tej stronie istnieje byt polityczny, który odbiera Tuskowi część głosów progresywnych wyborców. Gdyby była to tylko partia Razem, być może Donald Tusk byłby to w stanie znieść (tak jak PiS pogodził się z istnieniem Konfederacji na swoim prawym skrzydle), ale już bardziej mainstreamowa lewica nie jest mu do niczego na dłuższą metę potrzebna.
Donald Tusk, o czym często zapominają jego wielbiciele, jest twardym zawodnikiem. W Platformie Obywatelskiej, którą tworzyło – przypomnijmy – trzech tenorów, został tylko on.
Wojny wprost wytoczyć się lewicy nie da, bo jest ona istotną częścią tego rządu i bez niej nie da się prezentować progresywnej agendy wyborczej. Z kolei realizować jej nie da się nawet z nią, bo blokująca taką agendę siła PSL i części Polski 2050 jest na tyle duża, że wielkiej rewolucji obyczajowej i tak nie będzie. Także wyborcy nowej koalicji mogliby zareagować nerwowo na takie działania. Dlatego Tusk, zamiast walczyć wprost, zwyczajnie nie daje lewicy pomocy, zostawia ją samą sobie i pozwala w wyborach samorządowych (trudniejszych dla niej niż dla KO czy dla PSL) doświadczyć własnej słabości. Osłabiona lewica, świadoma swoich ograniczeń, będzie nie tylko prostszym łupem dla werbujących nowych kandydatów na listy KO w wyborach europejskich i później parlamentarnych. Będzie też bardziej skłonna do ustępstw, przez co stawać się będzie coraz mniej atrakcyjna dla części swoich wyborców. I tak powoli, ale systematycznie partia Tuska będzie przejmować jej miejsce, wypychać lewicę z życia politycznego.