Tomasz Terlikowski: Manewr z przystawkami

Zostawienie przez Tuska lewicy samej sobie w nadchodzących wyborach niczym nie zaskakuje. Koalicja Obywatelska jest na fali wznoszącej, jej lider uznał, że zajmie miejsce po centrolewicowej stronie sceny politycznej, a stare formacje tylko mu w tym przeszkadzają. Czas zatem się z nimi rozprawić.

Publikacja: 02.02.2024 17:00

Tomasz Terlikowski: Manewr z przystawkami

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Donald Tusk, o czym często zapominają jego wielbiciele, jest twardym zawodnikiem. W Platformie Obywatelskiej, którą tworzyło – przypomnijmy – trzech tenorów, został tylko on. A i potem systematycznie usuwano z niej albo ograniczano pole działania każdemu, kto mógłby zagrozić supremacji Tuska. W tej kwestii lider PO nie różni się istotnie od Jarosława Kaczyńskiego. Nie ulega też wątpliwości, że Tusk nie przepada za autentyczną rywalizacją po tej stronie boiska politycznego, które sam dla siebie wybrał. To też dlatego (bo i PiS grał w tę samą grę) nie mogła się udać koalicja PO–PiS w 2005 r. i z tego powodu stworzono boisko od nowa.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Czy piekło jest puste?

Z tej perspektywy trzeba spoglądać także na decyzje z ostatnich dni dotyczące odmowy stworzenia wspólnej listy Koalicji Obywatelskiej z Lewicą. Donald Tusk, i to widać od jakiegoś czasu, podjął decyzję o mocnym przesunięciu swojej partii w lewą stronę. Wielu polityków centrolewicowych już dawno przyjęło to do wiadomości i po prostu przyłączyło się do KO. Nie oczyściło to jednak w stopniu wystarczającym pola do ekspansji, bo wciąż po tej stronie istnieje byt polityczny, który odbiera Tuskowi część głosów progresywnych wyborców. Gdyby była to tylko partia Razem, być może Donald Tusk byłby to w stanie znieść (tak jak PiS pogodził się z istnieniem Konfederacji na swoim prawym skrzydle), ale już bardziej mainstreamowa lewica nie jest mu do niczego na dłuższą metę potrzebna.

Donald Tusk, o czym często zapominają jego wielbiciele, jest twardym zawodnikiem. W Platformie Obywatelskiej, którą tworzyło – przypomnijmy – trzech tenorów, został tylko on. 

Wojny wprost wytoczyć się lewicy nie da, bo jest ona istotną częścią tego rządu i bez niej nie da się prezentować progresywnej agendy wyborczej. Z kolei realizować jej nie da się nawet z nią, bo blokująca taką agendę siła PSL i części Polski 2050 jest na tyle duża, że wielkiej rewolucji obyczajowej i tak nie będzie. Także wyborcy nowej koalicji mogliby zareagować nerwowo na takie działania. Dlatego Tusk, zamiast walczyć wprost, zwyczajnie nie daje lewicy pomocy, zostawia ją samą sobie i pozwala w wyborach samorządowych (trudniejszych dla niej niż dla KO czy dla PSL) doświadczyć własnej słabości. Osłabiona lewica, świadoma swoich ograniczeń, będzie nie tylko prostszym łupem dla werbujących nowych kandydatów na listy KO w wyborach europejskich i później parlamentarnych. Będzie też bardziej skłonna do ustępstw, przez co stawać się będzie coraz mniej atrakcyjna dla części swoich wyborców. I tak powoli, ale systematycznie partia Tuska będzie przejmować jej miejsce, wypychać lewicę z życia politycznego.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Głęboko podzielony Kościół

Proces ten opłaca się także Trzeciej Drodze, choć to nie ona jest jego inspiratorką. Jej miejsce na scenie politycznej jest bezpieczne, o ile Polska 2050 zdecyduje się iść drogą PSL. Donald Tusk świadomie nie chce walczyć o umiarkowanie konserwatywny elektorat, który albo nie wytrzymał postępującej radykalizacji PiS, albo z jakichś powodów, mimo konserwatywnych poglądów, nigdy nie było mu z tą partią po drodze. Koalicja Obywatelska odrzuca tę grupę jednoznacznym opowiedzeniem się po stronie aborcji i części haseł związanych z postulatami obyczajowymi, więc jedyną realną opcją dla tych wyborców jest dziś Trzecia Droga. Im bardziej Koalicja Obywatelska otwierać się będzie na lewe skrzydło, im bardziej wchłaniać będzie lewicę, tym więcej miejsca zostanie dla Trzeciej Drogi. Zarazem im bardziej radykalizować się będzie PiS, tym możliwości przed Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Szymonem Hołownią otwierać się będzie jeszcze więcej.

Zarówno Tusk, jak i liderzy Trzeciej Drogi mają tego świadomość, tak jak świadomość tego powinna mieć lewica. Opowieści o wspaniałej współpracy, której nie popsuje wyborcza rywalizacja, są bajką dla wyborców. Bo w nowej koalicji, jak w każdej innej, toczy się walka o wpływy i władzę. Lewica właśnie jej doświadczyła.

Donald Tusk, o czym często zapominają jego wielbiciele, jest twardym zawodnikiem. W Platformie Obywatelskiej, którą tworzyło – przypomnijmy – trzech tenorów, został tylko on. A i potem systematycznie usuwano z niej albo ograniczano pole działania każdemu, kto mógłby zagrozić supremacji Tuska. W tej kwestii lider PO nie różni się istotnie od Jarosława Kaczyńskiego. Nie ulega też wątpliwości, że Tusk nie przepada za autentyczną rywalizacją po tej stronie boiska politycznego, które sam dla siebie wybrał. To też dlatego (bo i PiS grał w tę samą grę) nie mogła się udać koalicja PO–PiS w 2005 r. i z tego powodu stworzono boisko od nowa.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich