Michał Szułdrzyński: Tusk i inne obsesje prawicy

Wysyp nieprzyjemnych haseł o „rudej wronie” to dla szefa rządu dobra wiadomość. A fatalna dla jego przeciwników.

Publikacja: 02.02.2024 17:00

Donald Tusk

Donald Tusk

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Nie wiem, w którym momencie powstał, ale ja zauważyłem go dopiero pod koniec stycznia. Ktoś wykazał się zupełnie szaloną odwagą i nad wschodnim wejściem na stację PKP Warszawa Ochota flamastrem nabazgrał: „Ruda wrona orła nie pokona”. Z tą szaloną odwagą oczywiście przesadzam. Ale tylko trochę, bo jestem tak stary, że pamiętam, jak dekadę temu niezależne jeszcze i nieupartyjnione sądy skazywały za wznoszenie haseł informujących, że rząd obalą kibole.

Paradoksalnie to, co działo się wtedy, bardzo mocno łączy się z tym, co dzieje się dzisiaj. Użycie hasła ze stanu wojennego odnośnie do rządu Donalda Tuska – tak, tak, to o nim przeciwnicy polityczni mówią, że jest rudy, a nawet ryży – to bowiem nowy element narracji polskiej radykalizującej się prawicy. Te wszystkie hasła o koalicji 13 grudnia mające wbić do głowy sympatykom PiS, że Tusk nie różni się wiele od generała Wojciecha Jaruzelskiego, wypisywanie na murach hasła o rudej wronie, tytułowanie najbliższego niegdyś doradcy Tuska, czyli ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza, „pułkownikiem”, wszystko to elementy budowy nowego mitu. Ale ten mit jest zarazem odświeżeniem starej emocji.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Serial „1670” to istota polskości

Otóż polega ona na skupianiu polityki na niechęci, wręcz fiksacji na jednej postaci. Polska prawica właśnie z tym się boryka, z nienawiścią do Donalda Tuska. Co ciekawe, nawet wśród umiarkowanych środowisk, które dość krytycznie podchodziły do rządów PiS, po zmianie władzy da się zaobserwować właśnie wzrost tej antytuskowej emocji. Która w mej ocenie jest formą dalszego dziczenia naszej prawicy (o czym pisałem w książce „Prawica dla opornych”).

Użycie hasła ze stanu wojennego odnośnie do rządu Donalda Tuska – tak, tak, to o nim przeciwnicy polityczni mówią, że jest rudy, a nawet ryży – to bowiem nowy element narracji polskiej radykalizującej się prawicy.

Tusk przejął tytuł największego wroga od Adama Michnika. Naczelny „Gazety Wyborczej” przez pierwsze dwie dekady polskiej niepodległości uchodził po prawej stronie za niemal belzebuba, wcielenie wszelkiego zła, za kogoś, kto jawnie i skrycie pociągał za wszystkie sznurki i na kogo dało się zwalić winę za wszystkie swoje niepowodzenia. Paradoks polega na tym, że po latach okazało się, iż Michnik miał rację, jeśli idzie o obawy dotyczące polskiej prawicy. A zarazem jej nie miał. Uważał, że po upadku komunizmu prawica przeniesie się w czasie przed II wojnę i nastąpi w Polsce erupcja antysemityzmu, radykalizmu i nacjonalizmu. Tak się jednak nie stało od razu po 1989 r., lecz ponad dwie dekady później, po wygranej PiS w 2015 r., gdy prawica zaczęła się odsuwać od mainstreamu, flirtować ze środowiskami radykalnego nacjonalizmu, grać antysemickimi sentymentami (niesławna nowelizacja ustawy o IPN), stawać się coraz bardziej antyzachodnia i antyeuropejska.

Właśnie wtedy tym głównym cieniem (by odwołać się do psychoanalitycznej formuły shadow) dla polskiej prawicy przestał być Adam Michnik, a jego miejsce zastąpił Donald Tusk. I dziś te antytuskowe bachanalia trwają w najlepsze. Nie twierdzę, że prawica nie ma za co Michnika czy Tuska krytykować. Kłopot w tym, że to obsesyjne skupienie się na jednej osobie intelektualnie wyjaławia. By to zobaczyć, radziłbym wszystkim prawicowcom zajrzeć na konta w serwisach społecznościowych tych sympatyków obecnej władzy, których opętała obsesja antykaczyzmu. Niczym się od nich nie różnicie.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Media społecznościowe to komunikacyjne piekło

Skupienie uwagi na Tusku jest też przeciwskuteczne. Prawica przegrywała za każdym razem, gdy za głównego wroga stawiała sobie właśnie jego. Dlatego przegrała w 2007, 2011 i 2023 r. Gdy w 2015 r. Tuska nie było w kraju, PiS musiał zmienić swoją opowieść. Schował Jarosława Kaczyńskiego i z sukcesem postawił na Andrzeja Dudę i Beatę Szydło. Gdy PiS wygrywał w 2019 r., Tuska też nie było w polskiej polityce. Gdy wrócił, PiS zwrócił przeciw niemu całą swoją energię. I musiał oddać władzę.

Z politycznego punktu widzenia Donald Tusk może się tylko cieszyć z tego, że następuje kolejne wzmożenie sił przeciw niemu, że na murach piszą o rudej wronie. Osobiście to pewnie nic przyjemnego, ale zarazem to sygnał, że prawica przez dłuższy czas pozostanie jałowa.

Nie wiem, w którym momencie powstał, ale ja zauważyłem go dopiero pod koniec stycznia. Ktoś wykazał się zupełnie szaloną odwagą i nad wschodnim wejściem na stację PKP Warszawa Ochota flamastrem nabazgrał: „Ruda wrona orła nie pokona”. Z tą szaloną odwagą oczywiście przesadzam. Ale tylko trochę, bo jestem tak stary, że pamiętam, jak dekadę temu niezależne jeszcze i nieupartyjnione sądy skazywały za wznoszenie haseł informujących, że rząd obalą kibole.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi