O co gra piłkarska Afryka

Afrykanie, którzy podczas demonstracji palą flagi Francji, noszą jednocześnie koszulki klubów Ligue 1 i nie ma w tym sprzeczności. Futbol jednoczy kontynent pod wieloma względami. Najlepiej widać to podczas Pucharu Narodów Afryki, który właśnie trwa.

Publikacja: 19.01.2024 17:00

Egipcjanin Mohamed Salah jest największą gwiazdą tegorocznego Pucharu Narodów Afryki, a jego repreze

Egipcjanin Mohamed Salah jest największą gwiazdą tegorocznego Pucharu Narodów Afryki, a jego reprezentacja należy do faworytów

Foto: Visionhaus/Getty Images

Tutaj jesteśmy ponownie zjednoczeni. Jak rodzina, aby celebrować życie, w jedności będziemy się śmiać, będziemy się dobrze bawić niezależnie od tego, czy mówisz po angielsku, czy mówisz po francusku. Razem, ramię w ramię niezależnie od tego, czy jesteś z Maghrebu lub z krajów portugalskojęzycznych. Wszyscy razem. To jest Afryka przyjaźni” – choć uderza dosłownością i wydaje się słodki jak daktyl, tekst oficjalnej piosenki trwającego właśnie Pucharu Narodów Afryki mówi pewną prawdę o tym turnieju. Potwierdzają to eksperci, którzy zajmują się kontynentem naukowo.

– Sport w Afryce jest niezwykle ważny jako pole identyfikacji narodowej. Mówimy o państwach wieloetnicznych, które często potrzebują zwornika tożsamości i znajdują go właśnie w piłce – wyjaśnia w rozmowie z „Plusem Minusem” dr hab. Andrzej Polus, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego z Instytutu Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa. – Zambię chociażby, którą miałem okazję odwiedzić, zamieszkuje kilkadziesiąt grup etnicznych z własnymi językami, a przy okazji meczu reprezentacji szał kibicowania opanowywał każdego. W herbie kraju znajduje się motto „One Zambia, One Nation” i jakkolwiek patetycznie to może brzmieć, piłkarska kadra jest jego wyrazicielem.

Podobne obserwacje ma dr Jędrzej Czerep, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: – Futbol to ten obszar życia w Afryce, gdzie podziały tracą znaczenie, a rany w społeczeństwach się zabliźniają. Puchar Narodów Afryki jest zaś taką przestrzenią, gdzie zamazuje się podział między tą Północną i Subsaharyjską. Turniej gromadzi kibiców z całego kontynentu. Obrazki z trybun, gdzie obok siebie wiwatują, śpiewają i tańczą np. fani z Tunezji, gdzie nastroje antyafrykańskie są silne, oraz fani z Południa, dają poczucie, że mimo wielu linii podziału jedna afrykańska rodzina jednak istnieje. Inny przykład: reprezentant Egiptu Mahmoud Abdelrazek Hassan Fadlal powszechnie znany jest jako Shikabala. Kibice wymyślili ten pseudonim na cześć zambijskiej gwiazdy sprzed lat Webstera Chikabali. Trudno byłoby o taki hołd dla Zambijczyka w Egipcie w innej dziedzinie niż futbol.

„Afrykańska rodzina” rok temu w Katarze doczekała się tego, co nie udało się nigdy wcześniej, nawet podczas mundialu organizowanego przez Republikę Południowej Afryki w 2010 roku (przy okazji: tamten projekt od początku był lansowany jako „kandydatura całej Afryki”). Historyczny półfinał mistrzostw świata osiągnięty przez Maroko musiał smakować tym lepiej, że w pokonanym polu zostawiło dawnych kolonizatorów, a więc Belgię, Hiszpanię i Portugalię, ulegając dopiero Francji.

Czytaj więcej

Tenisowe matki wracają na kort. Ciąża to nie kontuzja

Wybrzeże Kości Słoniowej — gospodarz Pucharu Narodów Afryki i nowy tygrys na kontynencie

Gospodarzem tegorocznego Pucharu Narodów Afryki jest Wybrzeże Kości Słoniowej. Formalnie to edycja za 2023 rok, co nie jest niczym szczególnym, jeśli przypomnimy sobie, że przez pandemię Euro 2020 i letnie igrzyska w Tokio były rozgrywane w 2021 roku. Zamieszanie było jednak większe, niż mogło się wydawać. Plan Afrykańskiej Konfederacji Piłkarskiej (CAF) zakładał, że gospodarzami imprezy będą kolejno Kamerun (2019), Wybrzeże Kości Słoniowej (2021) oraz Gwinea (2023). Rzeczywistość okazała się inna. Pięć lat temu turniej rozegrano w Egipcie, kolejny w 2022 roku zorganizował Kamerun, a następny – w 2024 roku – gości Wybrzeże Kości Słoniowej. Kolejny przeprowadzi Maroko, bo organizację straciła Gwinea.

Co poszło nie tak? Kameruńczycy nie wyrobili się z przygotowaniami, więc turniej dostali dwa lata później. To z kolei przesunęło organizację imprezy przez WKS. Mistrzostwa miała też mieć Gwinea, co spadło na nią z zaskoczenia, bo CAF przyznała jej rolę gospodarza „bez żadnego trybu”, tylko na podstawie wcześniejszych zgłoszeń. Kraj jej nie dźwignął. Na dodatek turnieje w Kamerunie oraz Wybrzeżu Kości Słoniowej miały być rozgrywane w czerwcu i jako że na początku nikt nie wpadł na to, że to oznacza grę w porze deszczowej, imprezy przesunięto ostatecznie na styczeń. To rodzi konflikt z czołowymi klubami i ligami europejskimi, do czego jeszcze wrócimy.

Wybrzeże Kości Słoniowej – na tle niektórych poprzednich gospodarzy turnieju (zwłaszcza Gwinei Równikowej rządzonej przez reżim Obianga, która gościła turniej w 2012 roku wspólnie Gabonem oraz w 2015 roku w zastępstwie opanowanego przez wirus Ebola Maroka) – wydaje się być państwem stabilnym. Nawet jeśli fakt, że mecz otwarcia turnieju (wygrany 2:0 z Gwineą Bissau) odbył się na stadionie im. Alassane Ouattary, a więc urzędującego prezydenta, może nie budzić zaufania.

Stadion im. Alassane Outtary - główny obiekt Pucharu Narodów Afryki rozgrywanego w 2024 r. w Wybrzeż

Stadion im. Alassane Outtary - główny obiekt Pucharu Narodów Afryki rozgrywanego w 2024 r. w Wybrzeżu Kości Słoniowej

Yelika225

– To kraj, który wyszedł z głębokiego podziału i konfliktu. Dwie wojny domowe w latach 2002–2007 oraz półroczna dogrywka po wygranych przez Ouattarę wyborach w 2010 roku wiele zaprzepaściły. Kapitał odpłynął, a międzynarodowe instytucje wyniosły się z Abidżanu, ale po zakończeniu walk kraj dobrze wykorzystał okres odbudowy. Teraz to wręcz „afrykański tygrys” – ocenia dr Czerep. – A w czasie konfliktu tylko na mapie to był jeden kraj. De facto Wybrzeże podzieliło się na dwie części, umownie możemy bowiem mówić o „muzułmańskiej północy” i „chrześcijańskim południu”, ale od ponad dziesięciu lat tkanka społeczna jest odbudowywana, do czego przyczyniają się dość mądre rządy i dobra redystrybucja. To ważne, bo w krajach wybrzeża Zatoki Gwinejskiej dżihadyści rekrutują nowych członków wśród grup marginalizowanych i wykluczanych.

Francja traci wpływy w Afryce

Wybrzeże Kości Słoniowej – tak jak cała Afryka – gra mecz o podmiotowość, bo oprócz dżihadystów swoją rolę odgrywać tam chcą Chińczycy, Rosjanie i kraje Europy Zachodniej. Piętno tych pierwszych widać na polu infrastruktury. – Dla wielu afrykańskich rządów budowanie stadionów jest wyrazem tego, że w kraju dzieje się coś dobrego, a działania administracji mają konkretne efekty. Chińczycy działają szeroko, bo oprócz obiektów oferują linię kredytową, która budowę finansuje – mówi dr Andrzej Polus i zastrzega: – Co do chińskiej infrastruktury pozostaje kwestia jakości i tego, jak stadiony będą wyglądały za 20 lat. Na razie wiemy, że część chińskich dróg w Afryce po porze deszczowej jest rozmyta. Pytanie, czy i na ile rozwiną się lokalne firmy, które duże projekty Chińczyków przejmą.

Stadion Outtary wymagał istotnych poprawek już trzy lata po otwarciu, we wrześniu ubiegłego roku, gdy drenaż nie dał rady potężnym opadom i mecz reprezentacji został przerwany. Deszcz zmył premiera Patricka Achiego i cały rząd.

– Chińczycy budują w Afryce także lotniska i budynki użyteczności publicznej – zauważa dr Czerep. – Często są to „dary przyjaźni” naszpikowane szpiegowską aparaturą, jak w przypadku siedziby Komisji Unii Afrykańskiej w Addis Abebie. Ostatnio inwestycje trochę przyhamowały, kierownictwo partii zmienia podejście. Na dodatek są kraje, które odzyskują kontrole nad zasobami, odchodząc od modelu kolonialnego. Wybrzeże Kości Słoniowej jest tu jednym z liderów, bo jako światowa potęga produkcji ziaren kakaowca rzuca wyzwanie koncernom ze Szwajcarii, Belgii czy Francji. Na razie w każdym regionie ma znajdować się przetwórnia ziaren, ale docelowo WKS chce sprzedawać gotowe produkty na rynki światowe.

Prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej Alassane Outtera podczas wizyty w Waszyngtonie

Prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej Alassane Outtera podczas wizyty w Waszyngtonie

U.S. Department of State from United States

Różowo nie jest w relacjach Afryki z Francją. Radykalizują się w tej kwestii zwłaszcza mieszkańcy byłych kolonii. – To modne być przeciw Francji, której wojska nie poradziły sobie z dżihadystami w Afryce, co przyczyniło się do powstania spiskowej teorii, że może z nimi trzymają. Taką narrację szerzą choćby gwiazdy muzyki, Alpha Blondy z Wybrzeża Kości Słoniowej czy Salif Keita z Mali. Na manifestacjach, gdzie są palone francuskie flagi, część manifestantów ma koszulki francuskich klubów. Ale ci demonstranci oddzielają politykę Françafrique od kultury francuskiej, do której podejście pozostaje neutralne. Nie mówimy tu tylko o ofiarach dezinformacji, krytyka Francji w Afryce ma głębokie uzasadnienie, a na tych nastrojach próbuje korzystać Rosja – zauważa dr Czerep.

Jednocześnie głęboka relacja Francji z Afryką w futbolu wciąż ma się dobrze: to właśnie z tamtejszej ligi pochodzi największa grupa piłkarzy powołanych na trwający Puchar Narodów Afryki (61). Druga na liście angielska Premier League ma tych przedstawicieli połowę mniej, ale wśród nich jest największa gwiazda, czyli Egipcjanin Mohamed Salah z Liverpoolu. – Kraje, które zarządzały koloniami, później czerpały korzyści z afrykańskich talentów, co wynikało z naturalnego procesu migracyjnego. I choć Europa traci wpływy polityczne w Afryce, wciąż stanowi naturalny kierunek wyjazdu dla piłkarzy, chociażby ze względu na języki – mówi Mieszko Rajkiewicz z Instytutu Nowej Europy.

Wyjazd do Europy to wciąż marzenie dla dziesiątek dzieciaków kopiących piłkę w Afryce. To też szansa nie tylko dla nich, ale – w przypadku sukcesu – dla całej wioski, plemienia czy wręcz kraju. Zawodnik, który odniesie sukces, często czuje się bowiem zobowiązany do spłacania długu wobec lokalnej społeczności. – „Black tax”, czyli „czarny podatek”, to kulturowa wykształcona odpowiedzialność za otoczenie, w którym się dorastało. Wciąż wielu piłkarzy, którym udało się przebić w Europie, wysyła do Afryki istotną część swoich zarobków – przypomina dr Polus. – Chęć wyjazdu do europejskiego klubu jest na tyle duża wśród młodych i ich menedżerów, że co jakiś czas słyszymy o przypadkach afrykańskich piłkarzy ze sfałszowanymi dokumentami. Ci, którzy mieli uchodzić np. za 17-latków, w rzeczywistości są dwa, trzy czy nawet pięć lat starsi.

Czytaj więcej

Góral, który może pokonać Novaka Djokovicia

Katastrofa samolotu z reprezentacją Zambii - dramat, który wciąż boli

Podczas tegorocznego Pucharu Narodów Afryki gola zdążył już strzelić jedyny reprezentant polskiej ligi – i to nie Ekstraklasy, a grającej szczebel niżej Miedzi Legnica – Iban Salvador z Gwinei Równikowej. Nie zmienia to faktu, że pewna moda na sprowadzanie afrykańskich piłkarzy, która panowała w Polsce w latach 90. i na początku XXI wieku, dawno się skończyła. Dziś, jeśli zawodnik z Afryki przechodzi do Ekstraklasy, to dlatego, że spędził wcześniej kilka lat czy wręcz wychował się w innym kraju Europy.

Za tamtą modą stały konkretne osoby, czyli menedżerowie pracujący na rynku afrykańskim, jak Wiesław Grabowski czy Ryszard Szuster. To właśnie ten pierwszy i współpracujący z nim Jerzy Kopa doprowadzili do transferów kilku piłkarzy z Afryki do Lecha Poznań. Jednym z nich był pierwszy czarnoskóry bramkarz w Polsce Gift Muzadzi z Zimbabwe, dziś trener w Harare.

– God bless Poland! Wspaniale mnie wtedy przyjęliście, choć wszystko w Polsce było dla mnie nowe, włącznie z padającym śniegiem – wspomina swoją grę w Lechu w latach 1995–1996. – Wyjechałem po jednym sezonie i nigdy sobie tego nie wybaczę. Tęskniłem za domem, dostałem ofertę z ukochanego klubu w ojczyźnie, ale to był błąd, trzeba było wytrzymać. Moja kariera mogła się zupełnie inaczej potoczyć – dodaje i przekonuje, że „w Afryce jest wciąż mnóstwo nieodkrytych talentów”, a „na odbiór tamtejszej piłki wpływają problemy organizacyjne”.

Gift Muzadzi, były bramkarz Lecha Poznań, przed meczem reprezentacji Zimbabwe z Sudanem

Gift Muzadzi, były bramkarz Lecha Poznań, przed meczem reprezentacji Zimbabwe z Sudanem

archiwum prywatne

Muzadzi dobrze pamięta dramat reprezentacji sąsiada Zimbabwe, Zambii, która 27 kwietnia 1993 roku zginęła w katastrofie lotniczej u wybrzeży Gabonu. – To była tragedia dla całej Afryki. W Zimbabwe ogłoszono żałobę narodową, bo Zambijczycy to nasi bracia, dzieli nas tylko rzeka Zambezi. Tamta katastrofa wciąż boli – przekonuje Gift Muzadzi.

Wśród 30 ofiar był m.in. pomocnik Derby Makinka (w czasie gry w Lechu Poznań rok znany pod nazwiskiem Mankinka), zabrakło za to lecącego z Holandii gwiazdora PSV Eindhoven Kalushy Bwalyi. Rok później Zambia, mimo tych strat, zagrała w finale mistrzostw kontynentu. A w 2012 roku kolejne pokolenie reprezentantów Zambii triumfowało w Pucharze Narodów Afryki rozgrywanym m.in. w Gabonie. To symbolicznie mogłoby domknąć tragiczną historię, ale rodziny ofiar uważają, że władze kraju wciąż nie wyjaśniły przyczyn katastrofy.

Tragedia Zambijczyków powinna być przestrogą dla innych zespołów afrykańskich podróżujących samolotami o wątpliwym stanie technicznym. Tymczasem dopiero co chwile grozy przeżyła kadra Gambii. Na pokładzie jej samolotu brakowało powietrza, zawodnicy mdleli i dusili się, a maszyna w ostatniej chwili – po kwadransie lotu – zawróciła.

Tragiczny rozdział w historii Pucharu Narodów Afryki napisał turniej w Angoli (2010), i to jeszcze zanim się zaczął. Autokar z reprezentacją Togo w drodze na imprezę został zaatakowany przez bojowników separatystycznych z FLEC (Front Wyzwolenia Enklawy Kabindy). Zginęły trzy osoby, w tym asystent trenera. Piłkarze Togo mówili o „20 minutach piekła, pełnego strzałów, krwi i strachu”. Emmanuel Adebayor, wówczas gwiazda Manchesteru City, opowiadał o „jednym z najgorszych momentów w życiu”. Togo wycofało się z turnieju, a CAF za „ingerencję polityczną” wykluczyło Togijczyków z dwóch kolejnych edycji Pucharu Narodów Afryki. Ostatecznie, po odwołaniu, karę wycofano.

Piłkarze wybierają reprezentacje między Afryką i Europą, dzieci szukają idola

Obecność Adebayora i innych gwiazd jest podczas każdego styczniowego Pucharu Narodów Afryki kością niezgody między europejskimi klubami a afrykańskimi federacjami. Bogatym oddawanie piłkarzy w trakcie sezonu ligowego się nie podoba, o czym głośno mówi m.in. trener Liverpoolu Juergen Klopp. Czasami taki nacisk prowadzi do kuriozalnych sytuacji, jak w przypadku Andre Onany. Kameruński bramkarz został dłużej w klubie, by jeszcze w niedzielę – czyli już w trakcie trwania turnieju – zagrać dla Manchesteru United z Tottenhamem. Już po 24 godzinach miał bronić bramki Kamerunu w meczu z Gwineą, 4 tysiące kilometrów na południe od Anglii. Do Jamusukro dotarł na ostatnią chwilę (miał problemy z lotami, złośliwi kibice wytykający mu błędy komentowali: „Samolotu też nie umie złapać”), a trener ostatecznie w ogóle nie wstawił go do kadry meczowej.

Reprezentacje z obu kontynentów walczą o piłkarzy, którzy urodzili się już w Europie, ale ich rodzice czy wręcz całe rodziny pochodzą z Afryki. Każda sprawa jest indywidualną decyzją, choć oczywiście trudno uciec od tego, że lepszy piłkarz będzie miał szanse na grę i w topowej reprezentacji europejskiej (Francja, Hiszpania, Anglia, Portugalia), i w każdej afrykańskiej, a dla słabszego „bezpieczniejszy” będzie wybór tej drugiej. Decyzje nie są proste, a życie potrafi pisać scenariusze, które – obejrzane w filmie – uznalibyśmy za niezbyt realistyczne.

Achraf Hakimi, urodzony w Madrycie w biednej marokańskiej rodzinie, to wychowanek Realu. Był na zgrupowaniu kadry Hiszpanii do lat 19, ale wybrał Maroko i z nim na ostatnim mundialu wyeliminował reprezentację swojej drugiej ojczyzny. Uznawany z kolei za największy talent dekady w Barcelonie 16-letni Lamine Yamal to syn Marokańczyka i obywatelki Gwinei Równikowej. Wybrał Hiszpanię i w jej dorosłej reprezentacji nie tylko zadebiutował, ale już strzelił gola.

Takich talentów jak on wielu nie ma, ale co roku, w związku z kolejnymi falami uchodźców szukającymi szczęścia w Europie, pojawia się nowa fala zawodników stojących przed problemem wyboru reprezentacji. Dla Afryki to też sprawa honoru. – Młodzi piłkarze powinni szanować kraj swoich przodków bez względu na to, czy jest bogaty, czy biedny. Dzieci w Afryce potrzebują idoli reprezentujących ich naród. Jeśli nie szanujesz swojego pochodzenia, to głupota i barbarzyństwo – tłumaczy „Plusowi Minusowi” Muzadzi. Puchar Narodów Afryki to krótki czas radości, kiedy kontynent może o tych dylematach zapomnieć.

Tutaj jesteśmy ponownie zjednoczeni. Jak rodzina, aby celebrować życie, w jedności będziemy się śmiać, będziemy się dobrze bawić niezależnie od tego, czy mówisz po angielsku, czy mówisz po francusku. Razem, ramię w ramię niezależnie od tego, czy jesteś z Maghrebu lub z krajów portugalskojęzycznych. Wszyscy razem. To jest Afryka przyjaźni” – choć uderza dosłownością i wydaje się słodki jak daktyl, tekst oficjalnej piosenki trwającego właśnie Pucharu Narodów Afryki mówi pewną prawdę o tym turnieju. Potwierdzają to eksperci, którzy zajmują się kontynentem naukowo.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi