W Tyrolu mówią na takich „geschickt”, to znaczy tyle co „zdolniacha”, który sporo wie i potrafi, choć nie zawsze musi dużo gadać. Młody Sinner z pewnością jest dla swoich ziomków „geschickt” od dawna, ale i dla innych Włochów też. – Jest o wiele mądrzejszy, niż się wydaje i niż wygląda – mówi o nim szef włoskiej federacji tenisowej Angelo Binaghi.
Wiedzę o świecie i sporcie Jannik Sinner wziął najpierw, to sprawa oczywista, z gór. Mawia się niekiedy, że są tacy, którzy rodzą się z nartami na nogach i coś było na rzeczy także w przypadku drugiego syna państwa Sinnerów. Nie każdy ma jednak takie szczęście, a on miał, skoro mieszkał w Dolomitach, u podnóża stoku narciarskiego prowadzącego z Monte Elmo do Sesto, gdzie można pójść ścieżką do sławnego masywu Tre Cime di Lavaredo.
Czytaj więcej
Mistrzostwa świata w rugby zaczęły się od meczów na antypodach w 1987 r. Dziś nadal towarzyszy im XIX-wieczny mit założycielski dyscypliny oraz przekonanie, że to jedno z najbardziej udanych i dochodowych wydarzeń współczesnego sportu.
Zawsze dużo myślał
Oczywiście, że wcześnie włożył narty i zaraz chciał zobaczyć, co z tego wyniknie, podczas gdy rodzice pracowali w schronisku Talschlusshuette w Val Fiscalina na chleb i coś do chleba. Ojciec Hanspeter jako kucharz (specjalność: knedle oraz zupa jęczmienna), mama Siglinde zaś jako kelnerka.
– Był inny. Nie próbował się bawić, chciał się od razu nauczyć narciarstwa – mówi jego pierwszy instruktor Andreas Schoenegger. Gdy Jannik miał siedem lat, jeździł już śmiało na przełęczy Monte Croce. Kiedy skończył osiem, został mistrzem Włoch w slalomie gigancie w swej kategorii wiekowej. Zdobył Trofeo Topolino, tak samo zaczynał sam Alberto Tomba. – Zdecydował, skoncentrował się i to zrobił – mówiła później babcia Maria, do której Jannik często zachodził, wracając z podróży.