Pamiętajmy wszakże jeszcze jedno. Jeśli sama Unia przejdzie względnie obronną ręką kryzys migracyjny czy sprosta wyzwaniom klimatycznym, argumenty eurorealistów będą miały mniejszą wagę. Jeśli tego nie dźwignie, nagle wielu Polakom uwagi PiS mogą się wydać cenne i celne.
Aktualne pozostanie pytanie o język opisu sytuacji, o styl przywództwa. Kaczyński się starzeje, to buduje percepcyjną barierę między nim i młodszą częścią społeczeństwa. Zdawało się, że receptą okaże się młodszy, bardziej technokratyczny Mateusz Morawiecki. Tyle że cała logika funkcjonowania PiS, zwłaszcza poetyka ostatniej kampanii, wepchnęła go w rolę kogoś, kto nieustannie kopiuje lidera, jest niesamodzielny, a na koniec jako premier szczególnie przegrany.
Jeśli któremuś z więźniów coś się stanie…
I jeszcze generalna uwaga. Tusk poprzez swą wielką akcję „depisizacji” zmierza do tego, aby Polacy uznali permanentną awanturę o politykę za uciążliwość. Ma ich ona wciągnąć, zaabsorbować, ale zarazem zmęczyć. I przekonać do powierzenia pełnego przywództwa jednemu obozowi. Wszystkie te ruchy: zdobycie TVP, wtrącenie do więzienia dawnych szefów służb i rozgrywka z „pisowskimi” prokuratorami i sędziami, mają przecież dodatkowy wymiar wojny z prezydentem, pomijania go, a nawet upokarzania. Po to, aby „zamęt” kohabitacji skończył się w roku 2025.
Jest w tym jednak dodatkowe ryzyko. Nieustanne dociskanie pedału gazu może wywołać zmęczenie także i Tuskiem jako aranżerem awantury. Oczywiście, kontrola nad mediami może ułatwić odwracanie narracji, ale jest jeszcze internet, gdzie teza: „Tusk oferuje permanentne igrzyska, bo chce coś ukryć przed Polakami” może zyskać pewną popularność. Nie od razu, ale za jakiś czas.
Zresztą stałe jechanie po bandzie zwiększa ryzyko dodatkowych kłopotów. Pierwszy przykład z brzegu: dziś Bodnar z Tuskiem zwlekają z wypuszczeniem Kamińskiego i Wąsika z więzienia, bo chcą dodatkowo upokorzyć Dudę. Chcą też ukarać samych eksministrów. Zetknąłem się nawet z interpretacją, że to także sygnał dla ludzi obecnej ekipy. Jeśli wszechwładni dysponenci służb mogą siedzieć, grozi to każdemu.
Zarazem jednak zamiast wykazać, że „męczeństwo” obu polityków jest pluszowe (pierwotna teza platformerskiej propagandy), bo zostali natychmiast uwolnieni, czyni się z nich prawdziwych męczenników. Na razie bez większych zakłóceń. Ale wyobraźmy sobie, że któremuś z nich coś by się stało. To przekreśliłoby pierwotny scenariusz.
Tak naprawdę każdy z segmentów „depisizacji” grozi zakłóceniami, kłopotami. Kiedy Polacy dowiedzą się, że ich sprawy sądowe są komplikowane lub wywracane przez nieczytelne operacje Tuska i Bodnara, mogą się wkurzyć. Wtedy nawet czar premiera roztaczany na użytek ujednolicanych mediów (ma się rozumieć poza TV Republika), może się okazać lekarstwem niewystarczającym.
Można oczywiście zakładać, że scenariusz z lat 2014–2015, kiedy wszystkie główne media były przyjazne lub neutralne wobec rządu PO–PSL, a jednak wystarczyły ośmiorniczki i szamotanina w redakcji „Wprost”, aby odwrócić tendencje, może się już z wielu powodów nie powtórzyć. Mam jednak wrażenie, że ludzie Tuska, którzy doznali widowiskowego zawrotu głowy już w pierwszym miesiącu, nie chuchają na zimne. Inna sprawa, czy Kaczyński byłby, choćby z przyczyn biologicznych, zdolny, aby z takiego nagłego zwrotu skorzystać.