Robert Mazurek: Dyskretny urok dykty

Nic się nie przyjęło na dobre, ani zamordyzm, ani komuna, ani demokracja. Jedyne, bez czego żyć nie możemy, to sanacja. Dzień dobry, witaj grudniowa jutrzenko, witaj kolejny sanacyjny rządzie!

Publikacja: 22.12.2023 17:00

Robert Mazurek

Robert Mazurek

Foto: Fotorzepa, Robert Gardzin?ski Robert Gardzin?ski

Pisząc te słowa, ostatnią nadzieję mogę mieć tylko w pułkowniku Sienkiewiczu, może choć on czołg jaki zajuma, budkę spali, telewizję zajazdem odbije, może choćby tam do porządnego mordobicia dojdzie. Bo na razie, wstyd powiedzieć, impreza islandzkich pensjonarek. Grzecznie i chłodno. Ot, spójrzcie na te zdjęcia – ministrowie, odchodzący i przychodzący, miny mają nietęgie, uśmiechy zdawkowe. Ten dymisjonowany, wiadomo, robotę traci, służbowe poważanie i prywatne korzyści. Ale i nowy nie wygląda na kwitnącego, raczej kwaśna to mina, bo choć wreszcie się dochrapał, to przecież obiecywał poprzednika do więzienia wsadzić, nie dłoń ściskać, surowe kary zapowiadał, a nie pożegnalną kawę, a tu klops. Przykro im, że są grzeczni. Że mogłoby wyglądać to inaczej?

Teoretycznie, tylko teoretycznie. W takim wyobrażonym świecie nie byłoby powodu, by minister od kolei nie wziął na piwo następcy i nie wyłuszczył problemów z ich rozbudową: tu sprawiliśmy się nad podziw dobrze, zupełnie jak nie my, ale tu zawaliliśmy. O, tu uważaj, to nie ekolodzy, a wyłudzacze, tam masz idiotę wójta, chciwe bydlę, trzeba go czymś przekupić, nie gadaj z Kowalskim, to wariat, wsadzi cię na minę. Wszystko już wiesz? To pa, lecę do Sejmu was hejtować.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Pierwszy Mulat w mieście

Nie, to się wydarzyć nie może. W Polsce co zmiana władzy to rewolucja moralna, co zauważył niedawno prof. Marek Cichocki. Władza nadchodząca zapowiada, że zacznie od nowa, z dziedzictwem poprzedników zrywa, a wszystko, co powstanie, będzie świeże, lepsze, nowe. Dopiero później widać, że nowy to był tylko lakier, jakim to dla picu odmalowano, a i on po latach okazuje się być stary i kradziony. Za to retoryka jest zawsze ta sama, a patronuje jej św. Franc Fiszer, autor przywołanych już tu słów, że w Polsce nie będzie dobrze, dopóki nie rozstrzela się 300 tys. łajdaków. „Bój się Boga, Franc, a skąd ty znajdziesz 300 tys. łajdaków?!”. Trudno, najwyżej dobierze się z uczciwych – rzekł niezrażony ideał rodzimych rewolucjonistów.

Nie, to się wydarzyć nie może. W Polsce co zmiana władzy to rewolucja moralna, co zauważył niedawno prof. Marek Cichocki. Władza nadchodząca zapowiada, że zacznie od nowa, z dziedzictwem poprzedników zrywa, a wszystko, co powstanie, będzie świeże, lepsze, nowe. 

Fiszer kpił, oni nie żartują. Niektórzy z nich nawet wierzą w to, co mówią, tylko ci bystrzejsi używają sanacyjnej retoryki użytkowo, wyłącznie dla osiągnięcia korzyści, ale efekt jest ten sam. Lud w to wierzy, czasem ma tylko pretensje, ale i wtedy można kogoś obarczyć winą. Przecież PiS szedł do władzy z obietnicą rozliczenia afer i powsadzania ludzi Tuska, a najlepiej i jego samego. I co? Okazało się, że gdyby nie Ukraińcy, to minister Nowak żyłby sobie spokojnie niczym senator Gawłowski, że fundamenty pod program „Z celi do Brukseli” położył PiS, nie rozpoczynając nawet procesu Karpińskiego, a innych złoczyńców nie namierzono. I kto temu winien? Jak to kto, sądy! Kasta, ot co.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Złośliwa satysfakcja pewnego S.

Historycznie pierwszy był ojciec założyciel sanacji, Józef Piłsudski, autor wielu jakże trafnych złotych myśli, jak choćby tej, że naród wspaniały, tylko ludzie k...y. Partyjniactwo, afery, kompletne niedostrzeganie zwykłych ludzi – znacie to? Jasne, że znacie, z historii pamiętacie, przecież tymi argumentami posłużył się Naczelnik, zaprowadzając po zamachu majowym nowe porządki. Komuna była przerwą w życiorysie naszego państwa, tam naprawdę wszystko miało być i – przynajmniej z początku było – zupełnie inne, ale i tu, pod koniec pojawiły się znajome nuty. Oto gen. Jaruzelski postanowił odciąć się od poprzedniej ekipy, w której sam kwitł na całego i do wprowadzania narodowego odrodzenia zaprzągł wojsko. WRON-a zajmowała się jeszcze „ocaleniem”, ale już PRON radził nad „odrodzeniem narodowym”. Piękny był to powrót do tradycji, w której to wojsko naród ratuje, uzdrawia, ulecza. Sanacja 2.0, tylko taka z dykty i starych szmat.

I to nam zostało do dziś: dykty, szmaty i sanacja. Spójrzcie sami, najpierw PiS rządy moralnej sanacji wprowadzał, IV Rzeczpospolitą chciał budować, potem osiem lat restytucji ciepłej wody, ale od 2015 znów wieczna sanacja. Tyle tylko, że Berezy nie ma i Gdyni nikt nie buduje. Ale po co nam neo-Gdynia, skoro mamy lotnisko w Berlinie?

Pisząc te słowa, ostatnią nadzieję mogę mieć tylko w pułkowniku Sienkiewiczu, może choć on czołg jaki zajuma, budkę spali, telewizję zajazdem odbije, może choćby tam do porządnego mordobicia dojdzie. Bo na razie, wstyd powiedzieć, impreza islandzkich pensjonarek. Grzecznie i chłodno. Ot, spójrzcie na te zdjęcia – ministrowie, odchodzący i przychodzący, miny mają nietęgie, uśmiechy zdawkowe. Ten dymisjonowany, wiadomo, robotę traci, służbowe poważanie i prywatne korzyści. Ale i nowy nie wygląda na kwitnącego, raczej kwaśna to mina, bo choć wreszcie się dochrapał, to przecież obiecywał poprzednika do więzienia wsadzić, nie dłoń ściskać, surowe kary zapowiadał, a nie pożegnalną kawę, a tu klops. Przykro im, że są grzeczni. Że mogłoby wyglądać to inaczej?

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi