KUL był jeszcze później, już w czasach, kiedy takim „wyrzutkom społecznym" wolno było robić kariery akademickie.
Z KUL zgoda. Natomiast ważne jest zachowanie Chrzanowskiego w stosunku do środowiska, w którym on funkcjonuje po rozwiązaniu współpracy. Zna pan jakiekolwiek świadectwo, że on powiedział któremuś ze swoich przyjaciół: słuchaj, spotykałem się z takim łysym facetem z SB, to mu powiedziałem, tego nie powiedziałem, zerwałem?
Nie. Wiesław Chrzanowski mówił mi tylko, że w okresie podjęcia rozmów ze Szlubowskim radził się jakiegoś zaprzyjaźnionego adwokata, jak postąpić.
Tak, on to mówił także w czasie procesu lustracyjnego. Ja próbowałem później sprawdzić, czy taki człowiek istnieje. Istniał, ale potwierdzenia wersji nie znalazłem. Lecz co innego jest tu ważne: powiedzieć, że się rozmawia, a powiedzieć, jaki charakter mają te rozmowy, to dwie różne rzeczy. Mam na myśli to, że nie znajdujemy sytuacji analogicznej do tej, kiedy Mirosław Chojecki, rozmawiając z bezpieką, podpisuje deklarację, że zachowa w tajemnicy tę rozmowę, po czym wychodzi i rozgłasza to. I wtedy następuje uderzenie, oczywiście. Tu czegoś analogicznego nie ma. Bo on o Szlubowskim nie mówi nigdy, aż do 4 czerwca 1992 roku.
Jak pan to interpretuje?
Została zachowana elementarna lojalność Chrzanowskiego wobec SB po zerwaniu współpracy. To mi daje podstawę do myślenia.
Że?
Że SB w jakiś sposób w niego inwestowała, że tę elementarną lojalność uznała za pożądane zachowanie, być może nawet obiecujące na przyszłość.
Jak się ta hipoteza potwierdza w dalszych losach Wiesława Chrzanowskiego?
Na zaproszenie Albina Tybulewicza i Antoniego Dargasa wyjeżdża do Londynu w celach politycznych, bierze udział w dyskusjach i rozgrywkach w Stronnictwie Narodowym o schedę po starym już Tadeuszu Bieleckim. On tam jeździ jako były działacz SN z kraju, a przecież jako człowiek, który skutecznie wyrwał się SB w 1975 roku, w ogóle nie powinien był dostać paszportu.
Później, po 13 grudnia 1981 roku, Chrzanowski jest, jako człowiek bliski prymasowi Glempowi, łącznikiem między władzą stanu wojennego a „Solidarnością", ułatwia ludziom z RMP wyjście z konspiracji. Ta jego rola jest znana. Ale pan w swoim artykule idzie dalej. Wychodząc od tej jego ugodowej postawy, pisze pan o jego kontaktach z Departamentem I, a przejściowo z Departamentem II. Jakie ma znaczenie „Dwójka"?
W istocie tylko takie, że mamy to zdanie charakteryzujące Chrzanowskiego z planu rozmowy operacyjnej z nim (30 września 1982). Funkcjonariusz pierwotnie napisał, że przedstawi się Chrzanowskiemu jako milicjant z Komendy Dzielnicowej MO, ale jego przełożony sprzeciwił się temu, pisząc, że należy z nim rozmawiać z pozycji funkcjonariusza MSW, bo „to daje możliwość prowadzenia bardzo wszechstronnego dialogu z rozmówcą". Czyli logika MSW jest taka: Chrzanowski jest spolegliwy, bo jest na swój sposób trwale złamany, od lat 40., i tylko taka pozycja w kontaktach z nim daje nam szansę. I tego się później trzymano.
Pan ma na myśli kontakty z Departamentem I. Co tu jest ważne?
Jeśli chodzi o „Jedynkę", to punktem wyjścia tych rozważań musi być zakończenie rozpracowania Ruchu Młodej Polski w marcu 1984 przez Departament III (zajmujący się opozycją) i przejęcie nadzoru nad tym środowiskiem przez Departament I. Tutaj mamy dwie kluczowe postaci: agent Departamentu I Tomasz Turowski, który „ma dotarcie" do Sławomira Czarlewskiego, i inny agent tegoż departamentu, André de Pourbaix, z którym środowisko RMP ma bliskie kontakty, i Chrzanowski też, bo ich zna i korzysta z ich pośrednictwa. Sam staje się też formalnie „figurantem" wywiadu, mieszkając na stałe w kraju! Ciekawe...
No dobrze, Chrzanowski podlega wtedy „rozpracowaniu operacyjnemu". Dlaczego możemy to interpretować jako przykrycie dla współpracy?
Bo celem „rozpracowania operacyjnego" był zawsze werbunek.
Celem procedury „opracowania kandydata na tajnego współpracownika" (KTW) też był werbunek. Ale nie każdy poddany tej procedurze stawał się rzeczywistym pomocnikiem służb.
Przecież pan dobrze wie, że bywało tak, że kogoś formalnie nie werbowano, bo w ramach tej procedury „opracowania" był wykorzystywany jako źródło informacji.
Wiem. Tak mogło być, ale nie musiało. Wielu kandydatów na TW stawiało opór i ci nie zostali przekwalifikowani na TW. A mając status KTW, zachowywali się powściągliwie, tak że SB nie miała z tego pożytku. Skąd wiemy, że tu nie było podobnie?
Bo w tym wypadku mamy meldunki ze źródła „Pertex" (potem „Expert", potem „Expert C"). I teraz pytanie, na podstawie czego powstają te meldunki.
Jak pan na to pytanie odpowiada?
Mamy źródło „Pertex". Oczywiście źródłem może być podsłuch, choć można mieć wątpliwości... Informacje pochodzą od Chrzanowskiego, wiemy to, bo one są tak skonstruowane. I teraz: mamy informacje o rozmowach Chrzanowskiego z ludźmi z opozycji na tematy polityczne. A on wielokrotnie w latach 90. i później powtarzał, że w mieszkaniu nie prowadził takich rozmów, bo wiedział, że ma podsłuch pokojowy. No to gdzie je prowadził, skoro mamy ich opis?
Gdzie?
Moja hipoteza jest taka, że mógł świadomie mówić, mając pewność, że jest podsłuchiwany. Być może była to gra z resortem o wpływy w opozycji. Nie wiem.
Jak możemy tę hipotezę zweryfikować? Wkrótce skończą się prace nad odczytaniem zapisów taśm z tzw. systemu EPI. Kiedy to się stanie, nasza wiedza będzie znacznie szersza?
Myślę, że tak, bo wywiad PRL w systemie EPI archiwizował większość meldunków. A one są, tyle że w tym nieszczęsnym zbiorze zastrzeżonym IPN. Ale z niego wyjdą, wkrótce!
I wtedy pana hipoteza co do Wiesława Chrzanowskiego/„Pertexa" zostanie zweryfikowana?
Tego się spodziewam. Bo wtedy będziemy mieli zrzuty tych ośmiu meldunków ze źródła „Pertex". Dojdziemy po nitce do kłębka i to powinno pozwolić przeciąć wątpliwości, które – przypomnijmy – od lat rozsiewają funkcjonariusze SB, którzy przy tej okazji stają nawet w obronie Chrzanowskiego, żeby odwołać się do przykładu płk. Aleksandra Makowskiego z Departamentu I MSW.
Pan surowo ocenia jego pracę jako ministra sprawiedliwości i uważa, że jego ówczesne zaniechania świadczą o tym, że wcześniejsze uwikłanie jako „Pertex" paraliżowało jego wolę politycznego działania jako ministra. Dlaczego?
Bo jako minister poprosił o pomoc w rozwikłaniu afery FOZZ ekspertów z Ministerstwa Finansów, a ten resort był bezpośrednio zaangażowany w aferę, co Chrzanowski wiedział od informującej go NIK. Były nawet osobiste spotkania z Michałem Falzmannem. Czyli działał celowo tak, żeby sprawy FOZZ nie rozwikłać. Poza tym w ramach nadzoru nad śledztwem dotyczącym zabójstwa księdza Popiełuszki odsunął od śledztwa prokuratora Witkowskiego w momencie, gdy dzięki jego działaniom rysował się przełom zagrażający dawnemu MSW i osobiście Kiszczakowi, który miał być objęty oskarżeniem.
Załóżmy roboczo, że dokumenty z systemu EPI potwierdzą pana hipotezę. Jak pan będzie wtedy widział tę postać w kontekście relacji z UB/SB?
W zasadzie to napisałem już w swoim studium. Należy uznać Chrzanowskiego za postać tragiczną. Chciał być aktywny, ale zderzył się z machiną przemocy w jej fazie najbardziej ekspansywnej, jaką był stalinizm. I to mu trwale przetrąciło kręgosłup. Stał się politykiem dysfunkcjonalnym, bo samoograniczającym się w działaniu nawet po 1989 roku. Gdyby on nie miał tych strasznych doświadczeń, to później, w warunkach mniejszych represji po 1954 roku, dawałby sobie radę. Jego zniszczyła pamięć tego, co może człowiekowi zrobić UB. I z tą pamięcią ostatecznie przegrał w czerwcu 1992 roku, kiedy to minister Macierewicz zgodnie z prawem i zasadami słusznie umieścił go na tzw. liście zasobów agenturalnych MSW. Wtedy zaczął się ostateczny polityczny upadek Chrzanowskiego i jego ZChN-owskiej formacji, która usuwając Macierewicza, Walerycha i Maraska, myślała, że problem „Spółdzielcy" ma za sobą.
Roman Graczyk jest dziennikarzem i publicystą. W PRL współpracował z pismami podziemnymi. Pracował w „Tygodniku Powszechnym", Polskim Radiu Kraków i „Gazecie Wyborczej". W 2007 opublikował poświęconą lustracji książkę pt. „Tropem SB. Jak czytać teczki". Obecnie jest pracownikiem krakowskiego oddziału IPN.
Sławomir Cenckiewicz jest historykiem czasów najnowszych, doktorem habilitowanym nauk humanistycznych, byłym pracownikiem Instytutu Pamięci Narodowej, publicystą, przewodniczącym Komisji ds. Likwidacji WSI. Jest autorem publikacji m.in. „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" (wspólnie z Piotrem Gontarczykiem), „Sprawa Lecha Wałęsy", „Anna Solidarność", „Lech Kaczyński. Biografia polityczna 1949–2005", „Konfidenci" (wspólnie z Witoldem Bagieńskim i Piotrem Woyciechowskim)
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95