Geometria, labirynty i niemal industrialna architektura wciągających w głąb, wirujących różnokolorowych przestrzeni. A także przestrzeń obrazów budowanych w oparciu o powtarzający się moduł w formie walca i układających się w Poliformy (różnostronne kompozycje). To obrazy i znak rozpoznawczy Zofii Artymowskiej, artystki, która w tym roku obchodziłaby swoje setne urodziny. Z jakich inspiracji i powodów powstały te czerpiące z konstruktywizmu, bliskie futurystycznym pejzażom kompozycje?
„Uważam – pisała o swoich obrazach Zofia Artymowska – że jest to malarstwo konstruujące przestrzeń, w założeniu budujące, pozytywne, a więc szczególnie trudne do realizacji”. W katalogu swojej wystawy z 1975 r. we Wrocławiu dodawała jeszcze: „O wiele łatwiej działający na odbiorcę jest obraz destrukcji, przez bezpośrednie wrażenie, jakie wywołuje, niż obraz potrzebnej nam w życiu konstrukcji”.
Czytaj więcej
Autoportret przeszedł długą drogę zarówno przez techniki i środki wyrazu, jak i w samoświadomości artysty. Był nie tylko spotkaniem z samym sobą, lecz także z drugim człowiekiem. Jednak czy w dzisiejszych czasach artyści chcą jeszcze spoglądać na własne „ja”?
Nagląca potrzeba budowania
Realizacja potrzeby budowania, pozytywnej konstrukcji okazała się wyjątkowo trudna dla jej pokolenia rozpoczynającego swoje świadome życie od wojny. Urodziła się jako Zofia Bochenek w 1923 r. w Krakowie. Tam skończyła studia i włączyła się w środowisko „nowoczesnych” artystów. Dawna stolica Polski miała tę przewagę, że tamtejsza Akademia Sztuk Pięknych nie została w czasie wojny całkowicie zlikwidowana. Została przekształcona przez niemieckie władze w Staatliche Kunstgewerbeschule (Państwowa Szkoła Rzemiosła Artystycznego). Jako szkoła rzemieślnicza funkcjonowała do 1943 r. i zatrudniała wielu przedwojennych profesorów. Dyrektorem został dwukrotny rektor prof. Fryderyk Pautsch, wykładali tam również Józef Mehoffer czy Stanisław Kamocki. Mimo że była to szkoła zawodowa i działała w warunkach narzuconych przez okupanta, umożliwiła pierwsze praktyczne i teoretyczne przygotowanie wielu późniejszym studentom powojennej Akademii. Ucząc się tam, Zofia Artymowska spotkała m.in. Tadeusza Brzozowskiego czy Jerzego Nowosielskiego. Stamtąd wywodziło się także wielu uczestników Podziemnego Teatru Tadeusza Kantora. Jej przyszły mąż, starszy od Zofii o parę lat, urodzony we Lwowie, Roman Artymowski trafił na Akademię już po wojnie, prosto „z lasu” – walczył bowiem w Związku Walki Zbrojnej, potem w Armii Krajowej i partyzantce. Jednak już wcześniej był związany z konspiracyjnym teatrem Kantora, toteż szybko włączył się w artystyczne życie i projekty. Przystąpił do zainicjowanej przez Andrzeja Wróblewskiego Grupy Samokształceniowej i wystąpił wraz z Andrzejem Wajdą przeciw stosowanym wówczas programom nauczania.
Dla spragnionego powrotu do życia pokolenia nowoczesność była ideą szczególnie pociągającą, bo wiązała się nie tylko z potrzebą twórczych poszukiwań i mówienia własnym głosem, ale stanowiła – idealizowaną – szansę dla innego świata, bez wojen. Nie wiedzieli jeszcze, że realizacja tych marzeń nie będzie prosta, bowiem czekają ich lata stalinizmu, totalitarnej doktryny, obowiązkowego socrealizmu.