Co łączy polskich artystów różnych pokoleń

Dzisiejsi młodzi artyści obok eksplorowania własnej prywatności bywają aktywni w ruchach ekologicznych, działaniach na rzecz osób LGBT oraz pomocy uchodźcom. Ten aktywizm łączy ich z zaangażowaniem artystów poprzednich generacji i dekad.

Publikacja: 17.03.2023 17:00

Co łączy polskich artystów różnych pokoleń

Foto: materiały prasowe

Określenie dziaders, stawiające daną osobę poza nawiasem i zrozumieniem współczesnego dyskursu, miało oddawać naturę kogoś zanurzonego w odległej epoce, przeciwnego zmianom i nowym zjawiskom. Podobno już jest „passé”, jak wiele słów, których ledwie zdążymy się nauczyć, a odchodzą do lamusa. Aktualność, jak wiadomo, starzeje się najszybciej. Nie zmienia się natomiast fakt, że rozbieżności pomiędzy kolejnymi pokoleniami są i będą – przede wszystkim z racji sposobu, w jaki jedni i drudzy poznają rzeczywistość i w niej uczestniczą. Zwłaszcza że istotnie zmieniły się narzędzia poznania – mamy dziś nieustanny dostęp do strumienia komunikacyjnego i wiedzy (prawdziwej lub fałszywej) na wszystkie tematy, który każdy może trzymać we własnej kieszeni. Trudno, żeby nie różniło to starszych, którzy żyli jeszcze „z mediami”, i młodszych, żyjących „w mediach”.

Poprzez swoją wszechobecność media tworzą „fundamenty dla ciągłego remiksowania różnych kategorii życia codziennego (publiczne-prywatne, lokalne-globalne, indywidualne-zbiorowe)” – jak pisze Mark Deuze w „Media life”, stają się „niewidzialne”. Gorące wydarzenia, mody, sensacje, zmieniający się bohaterowie nie pozwalają na utrzymanie stałego gruntu pod nogami. Potrzeba oparcia w podobnej, mniej lub bardziej wirtualnej przestrzeni, gromadzącej podobnie reagujące na otoczenie osoby. Jak radzą sobie z tym młode artystki i artyści?

Czytaj więcej

"Pamiętnik z końca świata (jaki znamy)”: Kapitałocen i nekrocen

Głosy pokoleń

We współczesnym, otwartym modelu sztuki różnice sprowadzają się w znacznym stopniu do indywidualnych postaw w kontaktach artysty ze światem. Ten rys skupienia na sobie, coraz głębszego indywidualizmu sprawia, że trudno mówić o wspólnotowych dążeniach najmłodszych generacji. Choć nie brak im wydarzeń, które w przyszłości mogą funkcjonować jako rodzaj mitu założycielskiego – wojna, pandemia, kryzys – zagrożenie ekologiczne, ostro zarysowane konflikty światopoglądowe. Ciekawe, jak zostaną określone i nazwane.

Pokolenie smartfonów pozornie ma większą wiedzę i świadomość tego, co się dzieje ze światem, ale jednocześnie większe poczucie bezbronności i braku sprawczości. Pozostawione samo ze swoimi niepokojami nie formułuje programów ani manifestów, reaguje „nagimi nerwami” – jak świetnie wyrażał to tytuł wystawy zorganizowanej w ramach cyklu „Studio Mistrzów”, czyli spotkania Joanny Rajkowskiej z młodymi artystami w BWA Wrocław w 2021 r.

Czy jednak i dawniej pokolenia Marca, Grudnia czy stanu wojennego istotnie obejmowały powszechną pokoleniową świadomość? Ilu konkretnie osób mogą dotyczyć takie określenia przynależności, ile osób uczestniczyło w wydarzeniach, które je ukonstytuowały, jaka część świadoma była tego, co się naprawdę dzieje? Dziś dawne bohaterki, a zwłaszcza bohaterowie, będąc już w słusznym wieku, stają się nieraz establishmentem zaatakowanym przez kolejne pokolenia. Uznani, bez względu na swoje zasługi, właśnie za dziadersów.

Według teorii amerykańskich socjologów Straussa i Howe’a następujące po sobie pokolenia charakteryzuje powtarzalność, rodzaj możliwego do zdefiniowania cyklicznego schematu. Ów cykl ma mieć długość ludzkiego życia, ok. 80 lat, i podzielony jest na fazy, bliskie biologicznemu rytmowi: wzrostu, przebudzenia, rozprężenia i kryzysu. I oto na początku nowego tysiąclecia ta oparta na analizie amerykańskiej historii teoria całkowicie się załamała. Millenialsi nie chcieli wejść w przewidziane dla nich role i zająć się światem.

Dzisiejsi młodzi artyści – obok eksplorowania własnej prywatności, często identyfikowanej z danym ruchem – bywają aktywni w ruchach ekologicznych, działaniach na rzecz osób LGBT oraz pomocy uchodźcom. Ten aktywizm lub artywizm, czyli artystyczne akcje o charakterze społecznym i politycznym, w przestrzeni publicznej, często angażujący widzów czy przechodniów, łączy ich z zaangażowaniem artystów poprzednich generacji i dekad. Wystarczy przypomnieć Pomarańczową Alternatywę z lat 80. lub działania i projekcje na gmachach publicznych Krzysztofa Wodiczki. Przez te działania artyści próbowali uwrażliwić innych na kwestie opresji, wolności, równego traktowania.

Rewolucja w sztuce dokonała się już dawno, jakie zatem bariery i przestrzenie można jeszcze przekraczać? Może ograniczenia (pozornie bezgranicznej) przestrzeni cyfrowej? Po to, by skonfrontować własną twórczość z twórczością innych artystów, umiejscowić ją w kontekście szerszym niż tu i teraz, potraktować jako punkt odniesienia, możliwość referencji czy krytycznego spojrzenia. Czy dokonania poprzedników są dla najmłodszych artystów tylko bezimiennym repozytorium pomysłów i artefaktów? Oraz czy gombrowiczowska synczyzna potrzebuje ojczyzny?

Przegląd trzech dekad

Do stawiania powyższych pytań skłoniły mnie dwie zupełnie różne, także pod względem wielkości i zasięgu, wystawy. To głośne „30 lat Paszportów »Polityki«” w Sopockim PGS oraz skromna wystawa „Zanurzeni bosymi stopami w ciepłej wodzie” w warszawskiej Galerii Wizytującej.

Dialog „synczyzny z ojczyzną”, i ten najbardziej aktualny, i ten już „oficjalnie” uznany przez krytykę, proponują Paszporty „Polityki” poprzez połączenie, w różnych konfiguracjach, trzech dekad polskiej sztuki na wspólnej wystawie nagradzanych od 1993 r. artystów. Znalazły się tu tak wyraziste osobowości świata sztuki, jak Katarzyna Kozyra, Leon Tarasewicz, Zofia Kulik, Katarzyna Józefowicz, Jarosław Modzelewski, Joanna Rajkowska, Gupa Twożywo, Mirosław Bałka, Robert Kuśmirowski, Wojciech Bąkowski, Małgorzata Mirga-Tas czy Daniel Rycharski. O każdej/każdym z nich można napisać (i napisano) już wiele słów. Zauważona i nagrodzona została ich wrażliwość społeczna, siła plastycznej wizji, własna oryginalna propozycja, siła przekazu, odwaga.

Taki przegląd różnorodności postaw i środków wyrazu – od wielkoformatowych płócien Leona Tarasewicza, znaczenia ukrytego w samej wykorzystanej materii w pracach Mirosława Bałki, papierowych konstrukcji Katarzyny Józefowicz, po „Tęczę” Julity Wójcik czy wspólnotową rangę rękodzieła u Małgorzaty Mirgi-Tas – ma również wyjątkową wartość poznawczą.

Nagrody mają jednak to do siebie, że dokonując wyboru jednej osoby, pomijają wiele innych, potencjalnie ważnych. Dlatego – jak zauważyła Dorota Monkiewicz, kuratorka wystawy – naprawdę ciekawe byłoby zestawienie razem nagrodzonych i pominiętych artystów.

Niezależnie od tych wątpliwości laureaci Paszportów stanowią wyraziste reprezentacje zmieniających się tendencji i przekazu sztuki ostatnich trzech dekad. Oto laureatki i laureat z dwóch ostatnich lat: polsko-białoruska artystka Jana Shostak, która dała się poznać jako twórczyni określenia Nowak/Nowaczka/Nowacy – mającego zastąpić naznaczone traumą słowo uchodźcy, w 2021 r. nagrodzona została za „Minutę krzyku” dla Białorusi. Nagrodzony wraz z nią Mikołaj Sobczak przemalowuje polską historię, wprowadzając do niej pomijane bohaterki lub ukraińskie spojrzenie na m.in. międzywojenne konflikty (w filmie „Upiór”).

W 2022 r. zwyciężyła Agata Słowak malująca w konwencji nawiązującej do dawnego malarstwa, w osobisty sposób traktująca feminizm. Sama staje się przykładem tematu i przedstawicielką pokolenia.

Zakomponowana w przejrzysty sposób wystawa poszerza te coroczne wybory artystyczne o dodatkowe, tworzone współcześnie prace nagrodzonych artystów. Swoiste „sprawdzam” czy po prostu ukazanie artystów w pełniejszym świetle, zmiany lub braku zmiany ich postaw w stosunku do zmiennej rzeczywistości, a także staranie, by nie pozostali „przywiązani” do jednego obrazu czy obiektu. Ale najciekawsze jest to, że pokaz rozpoczyna sztuka krytyczna oraz wyraziste postawy lat 90. Coraz trudniej określić tu jakiekolwiek trendy i kierunki, atmosfera zagęszcza się i polaryzuje, ciężko skupić uwagę na pojedynczym dziele.

Czytaj więcej

Szymborska to był styl

Dojrzali świeżacy

Zupełnie inny charakter ma międzypokoleniowa wystawa Galerii Wizytującej „Zanurzeni bosymi stopami w ciepłej wodzie”. Wystawa, której fundament stanowi grupa przyjaciół z nieformalnej grupy Pendzle – pięciu malarzy Ryszard Grzyb, Tomasz Ciecierski, Robert Maciejuk, Paweł Susida i Włodzimierz Zakrzewski oraz Dłutko, czyli rzeźbiarz Krzysztof Bednarski. Większość z nich debiutowała w latach 80.

Każdy z nich zaprosił jedną młodszą osobę, a ta z kolei następną, jeszcze młodszą. Ten prosty pomysł, interakcja wynikająca ze współobecności, dzielenia się i przyjemności obcowania z pracami innych artystów, pokazuje, jak niewielkie znaczenie mają w takich spotkaniach cezury wiekowe. Jak zauważył Przemek Matecki, wybrany teraz przez Pawła Susida, artystę łączącego wykonane przy pomocy szablonu słowa i zdania z geometrycznymi formami i znaczeniem użytych kolorów, gdy pierwszy raz zobaczył jego obrazy uznał, że to „jakiś świeżak”, a nie uznany już artysta. „Świeżakiem” jest za to jedna z najmłodszych na wystawie, Agata Charuk, której lekko malowane, bliskie poetyce kreskówek autoportrety mają w sobie zaskakującą dojrzałość.

„W wypadku Pendzli i Dłutka mamy do czynienia ze swego rodzaju bractwem, sprzysiężeniem mężczyzn – białych, cieszących się pewną pozycją i powiedzmy to sobie szczerze, dojrzałych. Cancelujemy ich? Jeszcze nie! Genderowo-rasowo-społeczny profil grupy stawia ją wprawdzie w dwuznacznym świetle, ale za członkami Pendzli wciąż przemawiają ich artystyczne postawy, których nie sposób unieważnić” – pisze o wystawie Stach Szabłowski. Ten towarzyszący zresztą całej wystawie ton żartu, zabawy, lekkości pozwala na zanurzenie w tajemnicy, jaką proponuje sztuka.

Pokolenie tych debiutujących w latach 80. artystów miało oczywiście swoich profesorów, takich jak Dominik, Tarasin, Gierowski – znajomość ich dzieł dopełnia i wzbogaca obraz całości. Bo czy aktualność nie traci smaku, gdy staje się zjawiskiem wyabstrahowanym, wyjętym z kontekstu – przed i po? Te konteksty, ciągłość, następstwa, zmiany i ich konsekwencje powinny pokazywać muzea – ale z tym, jak wiadomo, mamy niejaki kłopot. Teraz czekamy na kolekcję nowo zbudowanego Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

Głód obrazów

Strategie opowiadania historii sztuki, również tej dopiero się rodzącej, można zatem podzielić na organizację przekrojowych wystaw, łączenie pokoleń w „studiach mistrzowskich”, a także inicjatywy samych artystów, pokazy w pracowniach i wynajętych przestrzeniach.

Wyłaniają się stąd różne obrazy. W różnorodny i niejednoznaczny sposób przedstawiła sztukę ostatnich paru lat Magdalena Komornicka, kuratorka wystawy „Niepokój przychodzi o zmierzchu”, pokazywanej w warszawskiej Zachęcie latem 2022 r. Objęła pojęciem młodości 20- i 30-latków.

Było dużo malarstwa, ale i obiektów rzeźbiarskich, instalacji, wideo, fotografii, ceramiki, tkaniny, zapisów działań. Z kolei tendencje wśród studentów kończących warszawską ASP, których w naturalny sposób można umieszczać w kontekście twórczości profesorów, pokazują coroczne wystawy najlepszych dyplomów. Tegoroczny „up coming” pokazywał serię swoistych autoportretów, prywatnych historii i marzeń, opowieści o relacjach z bliskimi.

Poza oficjalnym udziałem w zbiorowych wystawach zainteresowaniem cieszą się pokazy z gatunku undergroundowych. Na przykład wyrastającej z dadaistycznych inspiracji grupy, jaką jest „kościół nihilistów”, w dominującym stylu gry „Gothic”, w aurze dekadencji i surrealnej wyobraźni, poczucia absurdu, zatarcia granic pomiędzy realnością a fikcją i nieodłącznym czarnym humorem.

Co widać? Materialność wydaje się ważnym tropem, warsztat oraz poszukiwanie różnych technik łącznie z powrotami do dawnej sztuki łączą się z wykorzystaniem nowych mediów.

Nastał kolejny „głód obrazów”, i tych pokazywanych na prestiżowych wystawach, i tych sprzedawanych w komercyjnych galeriach, które chętnie wyszukują, organizują aukcje i kupują prace młodych artystów. Zwłaszcza gdy mieszczą się w modnej (choć już podobno przygasającej) stylistyce magii i fantastyki.

Czytaj więcej

Bartosz Pacuła. High-end. Dlaczego potrzebujemy doskonałości

Figuracja pochodzi często z karykaturalnej lub sztucznie hiperrealistycznej stylistyki gier i filmów. Przerysowany, ekspresyjny styl wydaje się naturalnym sposobem bycia i stąd w wielu pracach przeskalowanie postaci i sytuacji, brutalność. Jednocześnie nic nie jest takie, jakim się może z pozoru wydawać, zmienność i płynność dotyczy zarówno sytuacji, jak i samych artystów, a nawet używanych przez nich w przewrotny sposób materiałów. Na przykład przeskalowanie ceramiki – figury urastające do monumentalnych obiektów w pracach Wiktorii Walendzik, czające się jak wielka czarna ośmiornica wpełzająca do ceramicznej wanny. Jednocześnie umowność, zaczerpnięta z gier i kreskówek podkreśla dwuznaczność tego, co może być realne – burza, strach, własna tożsamość. Mniejszości, w tym osób queer, są już nieodłącznym elementem kultury i wyznaczają standardy demokracji.

Pozostaje – i rządzi się własnymi prawami – jeszcze wszystko to, co wymyka się wyborom krytyków i kuratorów, sztuka na Instagramie, TikToku czy innych platformach. Być może wypracowane wcześniej narzędzia i kryteria wydają się niewystarczające, aby rzeczywiście określić to, co dotyczy najmłodszych artystek i artystów z pokolenia VR-u. Ale i tak nie rozumiemy, dlaczego jakiś obraz lub zdjęcie działa na nas mocniej niż pozostałe. „Możemy zatem – jak pisze Lev Manovich, jeden z najważniejszych teoretyków nowych mediów – bardzo szczegółowo opisać ilościowe struktury w sztuce i obiektach medialnych, a mimo to problem, w jaki sposób obraz znaczy i wpływa, pozostaje nierozwiązany”.

Określenie dziaders, stawiające daną osobę poza nawiasem i zrozumieniem współczesnego dyskursu, miało oddawać naturę kogoś zanurzonego w odległej epoce, przeciwnego zmianom i nowym zjawiskom. Podobno już jest „passé”, jak wiele słów, których ledwie zdążymy się nauczyć, a odchodzą do lamusa. Aktualność, jak wiadomo, starzeje się najszybciej. Nie zmienia się natomiast fakt, że rozbieżności pomiędzy kolejnymi pokoleniami są i będą – przede wszystkim z racji sposobu, w jaki jedni i drudzy poznają rzeczywistość i w niej uczestniczą. Zwłaszcza że istotnie zmieniły się narzędzia poznania – mamy dziś nieustanny dostęp do strumienia komunikacyjnego i wiedzy (prawdziwej lub fałszywej) na wszystkie tematy, który każdy może trzymać we własnej kieszeni. Trudno, żeby nie różniło to starszych, którzy żyli jeszcze „z mediami”, i młodszych, żyjących „w mediach”.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi