Rembrandt, jeden z najbardziej wnikliwych obserwatorów wszystkich stron ukazywanych postaci ludzkich, pozostawił po sobie kilkadziesiąt autoportretów malarskich, ok. dziesięciu rysunkowych i ponad dwadzieścia graficznych. Od autoportretu w zbroi lub podwójnego razem z ukochaną żoną Saskią, do ostatniego wizerunku schorowanego artysty z 1669 r. Przedstawiał siebie w chwilach radości i smutku, u szczytu sławy i w opuszczeniu, bez masek i retuszu. Roman Opałka, autor totalnego projektu „obrazów liczonych”, przełożył swoje życie na liczby, pokrywając nimi, od pierwszej cyfry, blednące stopniowo płótna. Codziennym rejestracjom istnienia towarzyszyły fotograficzne autoportrety, zawsze w tej samej pozie, zaświadczając zmieniającą się twarzą artysty upływające dni i lata.
Obaj artyści – w XVII oraz w XX wieku – nie tyle zgłębiali rysy swojej twarzy, ile próbowali jednocześnie uchwycić – odmierzyć – zrozumieć czas. W tej czasowości tropili nie tylko przemijanie, ale i oczekiwanie. Za pośrednictwem obserwacji zmieniającej się twarzy zyskiwali świadomość tego, czym jest ich życie. Tę historię można opowiedzieć jeszcze inaczej, posługując się symbolami, jak w słynnym, potrójnym autoportrecie Tycjana z 1566 r. z synem i wnukiem. Trzy twarze, trzy spojrzenia – pokazany en face nad głową lwa, syn artysty, Orazio to teraźniejszość, natomiast nad głową wilka, zwrócony profilem w lewo, znajduje się patrzący w przeszłość Tycjan. Z prawej strony jego wnuk Marco, ponad głową psa, spogląda w przyszłość.
Twarz i postać artystki/artysty zaświadcza ich pojedyncze, podmiotowe istnienie, a zarazem współuczestnictwo w czasie i miejscu, gdzie przyszło im żyć. Przedstawienie, reprezentacja – od pierwszego spojrzenia na samego siebie, od pierwszej próby uchwycenia własnej postaci autoportret przeszedł długą historię nie tylko zmieniających się stylów, doktryn czy możliwości technicznych, ale przede wszystkim samoświadomości artysty i roli, jaką może pełnić. Stanowił dogodną możliwość studiowania sytuującego się najbliżej oraz zawsze dostępnego modela, a przy tym dostarczał samowiedzy i zrozumienia. A równocześnie dawał okazję do rozpoznawania się w oczach innych i poszukania u nich uznania. Czy dzisiejsza wielość możliwości obrazowania wraz z powszechnością, łatwością i wszechobecnością selfie nie stanowi kresu autoportretu jako dzieła artystycznego? A może jedynie kieruje artystów w inne rejony twórczości, zmienia formę i sposób formułowania komunikatów, jakie mogą oni przekazać za pośrednictwem mówienia o sobie samych?
Najpierw trzeba było dostrzec i wyłonić własną odrębność, poza schematycznym modelem postaci kobiety, mężczyzny, zwierzęcia. Pierwszy opisywany przez badaczy autoportret podpisany jako Ni-Ankh-Ptah pojawił się w grobowcu niedaleko Sakkary ok. 2650 r. p.n.e. Relief ścienny ukazuje ludzi wykonujących różne prace i czynności charakterystyczne dla tamtego okresu. Wśród nich jedynie sam artysta nie bierze udziału w niczym. Ukazany z boku przedstawienia, w pozycji obserwatora, zdaje się za pośrednictwem swej sztuki zatrzymywać ten zgiełk na wieczność.
Czytaj więcej
Gdy już na wszelkie sposoby skopiowano i zbanalizowano twórczość hiszpańskiego mistrza, warto wrócić do źródeł. Liczne wystawy odbywające się w 50. rocznicę jego śmierci stwarzają ku temu okazję.