Amerykanie Julia (w tej roli Maika Monroe) i jej mąż Francis (Karl Glusman) przeprowadzają się do Rumunii. Jego awans wiąże się z tym, że większość czasu spędza w pracy, w związku z czym ona – niegdyś aktorka, obecnie bezrobotna – skazana jest na samotne funkcjonowanie w przestronnym mieszkaniu z wysokimi sufitami i ogromnymi oknami bez firan bądź eksplorowanie miasta, po którym grasuje seryjny morderca dekapitujący młode dziewczyny.
I u siebie, i na zewnątrz czuje się nieswojo. Zwłaszcza że w przeciwieństwie do swojego partnera nie zna lokalnego języka. Atmosfera we wnętrzu zagęszcza się w momencie, gdy Julia zauważa, że ktoś z bloku naprzeciwko, najprawdopodobniej mężczyzna, ją obserwuje. Na dodatek sytuacja się powtarza. Wieczór po wieczorze przygląda się jej nieznajomy. Nocami kobieta ukrywa się za świeżo nabytymi zasłonami, ale za dnia orientuje się, że jest śledzona. Rozmowa z bagatelizującym i próbującym zracjonalizować sprawę Francisem niewiele daje. Ingerencja policjanta – jeszcze mniej. Julia, zastanawiając się nad tym, co się wokół niej dzieje, odchodzi od zmysłów. Jest zdezorientowana, a kolejne ofiary w jej wieku znikają bez śladu. Czy to paranoja, jak przekonuje ukochany? A może faktycznie grozi jej niebezpieczeństwo?
„Watcher”, pełnometrażowy i na wskroś dojrzały debiut urodzonej w drugiej połowie lat 80. Chloe Okuno, to thriller pełną gębą, który składa hołd dwóm mistrzom gatunku – Alfredowi Hitchcockowi (vide: „Okno na podwórze” z 1954 r.) oraz Romanowi Polańskiemu. Filmy tego drugiego, a nade wszystko tzw. trylogia apartamentowa („Wstręt”, „Dziecko Rosemary”, „Lokator”), stanowią główny punkt odniesienia dla „Watchera”. Ale nie same nawiązania decydują w tym przypadku o randze materiału, lecz to, jak reżyserka je przewartościowuje, wchodząc z nimi w dialog.
Czytaj więcej
Guy Ritchie nakręcił jeden z lepszych filmów od długiego czasu, dopiero gdy odszedł od swoich charakterystycznych, efekciarskich pomysłów na kino.
„Watcher” to dzieło, jak zresztą sam tytuł wskazuje, o obserwacji. Nie o chęć wzbudzenia strachu tu chodzi, ani tym bardziej o epatowanie przemocą – i to pomimo konwencji, po jaką sięga Okuno – lecz o akt oglądania. Patrzy tu zarówno tajemniczy mężczyzna z drugiej strony ulicy, jak i widz. Co ciekawe, patrzy również sama Julia, przejmując męskie spojrzenie i stając się jego nową władczynią. To wyraźna reakcja na kanoniczny dla filmoznawców tekst Laury Mulvey „Przyjemność wzrokowa a kino narracyjne”, w którym autorka – analizując sposoby przedstawiania kobiet i ich ciał w klasykach złotej ery Hollywood – wysunęła tezę, jakoby sztuka filmowa oparta była na patriarchalnej perspektywie: bohatera, twórcy i odbiorcy. U Okuno protagonistka odrzuca swą bierność i staje się postacią aktywną, którą definiuje fakt, iż to ona sonduje świat oczami (utwór jest skądinąd tak silnie zsubiektywizowany, że gdy Julia odwraca się od badanego obiektu, znika on także z pola widzenia osoby oglądającej „Watchera”).