Mam świadomość, że świat się zmienia i to, co kiedyś było efektem osobistej zapobiegliwości, dziś wchodzi w sferę praw człowieka. Właśnie dlatego systemy, które nie gwarantują świadczeń emerytalnych dla tych, co przepracowali niemal całe swoje życie, uznajemy za niehumanitarne i zapóźnione. Do dziś tak bywa w wielu krajach Azji, z czekającymi na swój system ubezpieczeń Chinami na czele.
Ale to nie tylko Azja. Wynalazek z czasów Bismarcka nie ma zastosowania w wielu krajach afrykańskich, a nawet w relatywnie nowoczesnym Libanie, gdzie emerytura, i to zwykle głodowa, przysługuje wyłącznie byłym pracownikom sektora publicznego. Pozostali, choćby pracowali przed laty jako profesorzy na prywatnych wyższych uczelniach, żyją dzięki zgromadzonym zasobom, wsparciu dzieci albo przymierają głodem. Widziałem kilka takich wstrząsających przykładów w Bejrucie ledwie kilka tygodni temu. Ale o tym następnym razem.
Czytaj więcej
Kiedy pytam, jakie są ich plany, wszyscy mówią, że jedynym marzeniem jest powrót do domu. Ale nikt nie wierzy, by mogło się to wydarzyć. Może dzieci wyjadą do Europy. Do Niemiec czy gdzieś indziej.
Prawo do emerytury stało się już standardem. Podobnie jak prawo do edukacji czy nieodpłatnej opieki zdrowotnej; oba są realizowane pod naszą szerokością geograficzną na koszt podatnika. Ale prawo do samodzielnego mieszkania? Czy należy do tej samej kategorii? Czy aby nie poszerzamy sfery obowiązku solidarnościowego nazbyt dowolnie? Bo przecież jeśli do spektrum praw człowieka dołączą zobowiązania państwa dotyczące standardów materialnych, to czemu dorosły obywatel krajów naszej sfery nie miałby oczekiwać gwarancji w sprawie nieodpłatnego transportu miejskiego czy lotniczego? To przecież też „tylko” standardy.
A jednak kwestia mieszkania jest inna. Można tego dowodzić szeregiem argumentów, choć nawet nie trzeba, bo przemawia za tym elementarna intuicja. Co mam na myśli? Kwestie czysto praktyczne. Bo abstrahując od strzelistych aktów lewicowej wrażliwości, jeśli alternatywą dla braku programów promieszkaniowych dla młodych ma być bezdomność lub skazywanie ludzi w wieku prokreacyjnym na wieczne pomieszkiwanie w rodzinach wielopokoleniowych, to lepiej już zadbać o ich podstawowe warunki życia. To nie są żarty, i tu z gruntu odrzucam pojawiające się często w tym kontekście argumenty historyczne (kiedyś mieszkało się wielopokoleniowo, ale dzieci się rodziły) albo geograficzne (u muzułmanów wielopokoleniowość nie koliduje z demografią). Jeśli w badaniach wychodzi, że wzrostowi stopy dzietności Polaków przeszkadza brak perspektyw mieszkaniowych, anachroniczność systemu opieki medycznej czy deficyt miejsc w żłobkach lub przedszkolach, to naprawdę nie należy się kłócić z faktami i w najlepszej trosce o zastępowalność pokoleń poprawiać co trzeba. I to szybko, bo za chwilę staniemy się społeczeństwem zubożałych emerytów.