Putinizm rozmontował konstytucję
Ale dalszy rozwój rządu, na który Pawłowski wierzył, że ma wpływ, przestał mu odpowiadać: „Idea prezydenta jako przywódcy narodowego pojawiła się w 2007 roku i nie podobała mi się. Ta faszyzująca idea lidera nie pasowała do żadnej narodowej agendy. Ile instytucji mieliśmy w tamtym czasie? Istniała tymczasowa instytucja tandemu prezydent–premier, ale Putin ją niszczył. Nie spodziewałem się jednak, że likwidując tandem, Putin podważy również prezydenturę. Instytucja prezydentury została zhańbiona przez roszadę na stanowiskach Miedwiediewa z Putinem. Jedną rzeczą jest otrzymanie inwestytury następcy od Jelcyna, po potwierdzeniu jej w wyborach, czym innym jest odebranie prezydentury Miedwiediewowi. I kiedy prezydent Dmitrij Miedwiediew, parodiując Jelcyna i ogłaszając Putina swoim następcą, sam został premierem, aura przejrzystej struktury władzy została zniszczona. Prezydentura staje się prywatną transakcją, a putinizm rozmontował konstytucję”.
Wszystko to wyszło na jaw podczas nieudanych wyborów do Dumy w grudniu 2011 r., które partia Putina przegrała nawet w jego rodzinnym Petersburgu. Jak to było możliwe? Pawłowski obwiniał Kreml. „Cały mechanizm »zarządzanej demokracji« opierał się na fakcie, że wszelkie projekty i ryzyko związane z projektami są omawiane na Kremlu. A tutaj decyzja państwowa została podjęta w najgłupszy możliwy sposób. Gdyby Miedwiediew powiedział nam, że Władimir Władimirowicz wraca, opracował z nim szczegóły, usiedlibyśmy, aby omówić techniczne aspekty sprawy. Ale okazało się, że teraz nie ma o czym rozmawiać. Decyzja o państwie została podjęta w wewnętrznym kręgu, a umowa nie była omawiana nawet na Kremlu. Polityka stała się polityką dworską i nie było już tam miejsca na planowanie strategiczne. I tak miałem szczęście, że zostałem zwolniony na czas! Putin wracał do swojej agenturalnej przeszłości, a ja wracałem do swojej dysydenckiej. W rzeczywistości wróciłem do głównego nurtu mojej biografii – mainstream i powrót do Geftera”.
Czy na pewno w logice Pawłowskiego nie ma nieścisłości? W końcu to on sam próbował przejąć główny nurt i wypełnić go inną treścią niż idee Geftera. Jego nauczyciel jako zadeklarowany marksista w stylu mienszewickim postrzegał historię na wzór pola bitwy, a nie polityczno-technologicznego oszustwa, czemu uległ jego uczeń.
Gleb Pawłowski z przestrzeni publicznej zniknął w jednej chwili. Na próżno by dziś, po ponad pół roku szukać o nim wzmianek, odniesień czy nawiązań. Jak mówią w Moskwie: „Głównego architekta politycznej i propagandowej maszyny Federacji Rosyjskiej drugi raz zabili natychmiast po śmierci”.
Ale nie było tak, że nic nie robił. Po odejściu z Kremla rzucił się w wir działań typowo dysydenckich: publikował przede wszystkim książki i wspomnienia o Gefterze, udzielał wywiadów, w których opisywał, że w latach wygnania Gefter rozwinął niezwykły język, który nawet w obecnych czasach wywołuje reakcje cenzury. „Dla wielu jest on niezrozumiały. Jest to język mówcy bez ukrywania się i bez względu na ryzyko dla mówcy, starożytni Grecy nazywali to »parezją« (z gr. dosł. mówić wszystko – red.). Jest to język świadomie niebezpiecznych zachowań, któremu Michel Foucault (francuski filozof, teoretyk postmodernizmu – red.) poświęcił wiele tekstów. To nie jest język eksperta, ale szczera, wyrafinowana i niebezpieczna dla mówcy wypowiedź. A my 30 lat temu ustanowiliśmy bezpieczną formę eksperckiej mowy, która wyklucza nieprzyjemne debaty. Nawet politycy mówią dziś jak politolodzy. Gefter natomiast domagał się od intelektualisty bezpośredniej, ryzykownej wypowiedzi. Jego język nie zakładał naukowości. Określił go jako pytania bez odpowiedzi mające przywrócić rosyjskiej mowie siłę oporu wobec władzy. Dlatego jego spuścizna zeszła do podziemia”.
To antyfaszyści wymyślili bombę atomową
Pojęcia wymyślone przez filozofa, a wprowadzone przez Pawłowskiego do słownika Kremla, są używane do dziś w propagandzie i służą różnym uzasadnieniom. Historia samego pojęcia rosyjskiego świata (russkij mir) jako koncepcji filozoficznej i politycznej zaczyna się właśnie od prac Geftera i grupy jego przyjaciół w latach 80. Gefter analizował możliwe perspektywy dla Związku Radzieckiego w kontekście swojej historiozofii. W 1989 roku pisał w eseju „Od świata nuklearnego do świata światów” takie słowa: „Nie tylko my jesteśmy zdezorientowani. Obecnej próżni problemowej nie da się wypełnić rozwiązaniami lokalnymi. A odroczenia nie są kompromisem. Droga do kompromisu znajduje się po drugiej stronie dawnych granic świata, dawnych podziałów na zaawansowanych i zacofanych, dawnych podziałów na kapitalizm i socjalizm. W rzeczywistości jesteśmy już po drugiej stronie, ale jeszcze tego nie zauważamy, nadal żyjąc zgodnie z zasadami świata, który już nie istnieje, mówiąc językiem Atlantydy, której już nie ma. A jakim innym językiem powinniśmy mówić?” – pytał filozof.
I zastanawiał się, idąc tropem Lenina, „co robić?”, bo przecież każdy świat, naród, człowiek ma swoje, własne odpowiedzi. Za to pytanie „czego nie robić?” podlegało skrupulatnie przewidzianej unifikacji, stopniowemu uogólnianiu i generalizacji.
Potem Gefter przyznaje: „Człowiekowi, który przeżył swoje życie, próbując zrozumieć sens przeszłości, trudno jest nakłaniać siebie i innych do pożegnania się z Historią. (…) Całą przeszłość Rosji obrzydza mi mesjanizm, a jednak, i pomimo to, jestem przekonany, że to tutaj, w naszym kraju, jesteśmy teraz »ogniskiem« światowej kolizji wzajemnego odrzucenia, powszechnej »ciasnoty«, ludobójstwa, które po raz kolejny wybuchło. Ale jeśli tak jest, to musimy zrobić najodważniejszy i najbardziej przemyślany krok w kierunku Świata Światów, uznając, że naszą przyszłością nie jest ani światowa komuna, ani supermocarstwo, ale tylko jeden ze światów na świecie. Tylko jeden z nich... – czyż może być bardziej ludzki i praktyczny, niesprawdzony i szlachetny cel?”.
I najważniejsze stwierdzenie, sytuujące Geftera w samym centrum dyskusji toczonej w latach 90.: „Wraz z końcem idei komunizmu historia dosłownie skończyła się dla homo sapiens”. Wagę tej tezy od razu dostrzegł Pawłowski, bo widział jej konsekwencje dla polityki. „Gefter argumentuje coś przeciwnego do Fukuyamy: postludzkość nie jest liberalnym rajem, ale czasem ostatecznego ryzyka. Człowiek historyczny opuszcza historię, ale dokąd?” – analizował tezy mistrza po latach na swoim blogu. „W poszukiwaniu wskazówek można zwrócić się do przypadków historycznych” – zauważał Pawłowski – „dobrze pamiętanych, ale niestety bezwartościowych. Historia jest nie do odróżnienia od archiwum serialu telewizyjnego. To, co w historii było wydarzeniem, zrządzeniem losu lub fatalnym zbiegiem okoliczności, teraz jest operacją specjalną. Wszystko to jest już poza historią jako instytucja globalizacji. Ale historia nadal zajmuje pamięć roboczą ludzi, jak stary program spowalniający iPhone'a. To dlatego – podsumowywał były doradca Putina – takie rzeczy jak wojna w Donbasie nikogo w przeszłości nie zaskakiwały. Każdy przebieg wydarzeń, bez względu na to jak zbrodniczy i głupi, podlegał szeregowi dalszych historycznych korekt. Nawet zagłada bohaterów nie była zniechęcająca. (…) Heroiczny standard uruchomił precyzyjnie dostrojoną machinę historyczną – magię »Wydarzenia« i pragnienie dołączenia do niego. Teraz historyzm nie działa, ale jego sprzęt wojskowy pozostaje. Również ten najgorszy – bomba atomowa”.
Gefter lubił przy tym przypominać, że broń nuklearna została stworzona przez antyfaszystów, a nie faszystów. Naukowcy i lewicowi intelektualiści na Zachodzie, z pomocą komunistów, stworzyli sposób niszczenia ludzi, o którym nazistom nigdy się nie śniło. Gefter uważał, że Hitler miał w sobie wystarczająco dużo zła, by chcieć eksterminacji wszystkich Żydów, ale pomysł gwarantowanego wzajemnego zniszczenia Ziemi wydawał się potworny nawet jemu. Tymczasem antyfaszyści z Zachodu i Wschodu pogodzili się z tym pomysłem.
Po zimnej wojnie Gefter przewidział nową erę inwazji „suwerennych zabójców”. – To przerasta ludzką naturę. Gatunek nie rusza się z miejsca, napięcie związane z przetrwaniem rośnie, a homo historicus jest skorumpowany – pisał. – Polityka nie ma tu nic do rzeczy i zawodzi, ale zarazem fałszuje pozory sukcesu.
Prawdopodobnie dzięki aktywności uczestników Instytutu Rosyjskiego koncepcja „rosyjskiego świata” Geftera z naciskiem na „ciągłe samostanowienie, z góry określone przez tożsamość”, zaczęła wchodzić w obieg wśród moskiewskich intelektualistów. A Władimir Putin po raz pierwszy wspomniał o ruskim mirze w 2001 roku podczas otwarcia Kongresu Rodaków. Nikt już dziś nie pamięta, co to była za impreza.
Jakie pytania o Rosję zadać sztucznej inteligencji?
Michaił Gefter zmarł, gdy na świecie pojawił się internet, w 1995 roku. Gleb Pawłowski doceniał wagę jego myśli i czcił ich profetyczny charakter. O swoim nauczycielu mówił tak: „Jego przeczucia, które nawet mnie wydawały się mroczne i przesadzone, są dziś aż nadto uzasadnione. Ale intelektualny powrót do pytań Geftera o Rosję i świat jest nieunikniony: bo przecież nasze odpowiedzi są bezwartościowe”.
Pawłowski umarł w wieku 71 lat, gdy na świecie pojawiła się sztuczna inteligencja – 27 lutego 2023 roku. Zostaliśmy z jego dylematami. Czy w obliczu algorytmu, który podpowiada nam idealne odpowiedzi na wszystkie pytania i dylematy, nadal pozostanie ważne to, co my sami dotychczas myśleliśmy o świecie? I jakie pytania mamy zadać o Rosję?
– tłumaczenie Zuzanna Dąbrowska
Julia Wojewska
Mieszkanka Moskwy o polskich korzeniach; była dziennikarka, trenerka i psycholog. Uczestniczka protestów przeciw wojnie i aktywistka mediów społecznościowych w Rosji.