Czy to, że dama była zamożna, czy to, że przejawiała jakąś predylekcję do komunizmu, dość że z jakichś powodów Włodzimierz Iljicz spędzał z nią sporo czasu, co tylko rozpalało jej serce. A on jak głaz. Podczas jednego ze spacerów para obserwowała alpejski zachód słońca, tak piękny, że nawet Iljicz przestał perorować. To teraz, pomyślała, dzierlatka, teraz mi to powie. I rzeczywiście, Lenin spojrzał jej głęboko w oczy, westchnął i rzucił: „Wiesz, strasznie nam brużdżą ci przeklęci mieńszewicy”. Platforma ma tak samo. Brużdżą jej symetryści.
Czytaj więcej
Wybory zmienią wszystko. No tak, ale czy to aby nie będzie zmiana na gorsze? Może jednak lepsze stare zło niż piękne słówka opozycji? Jak wygra, to tylko awantury będą.
Do mleka sikają, jajka kurom podbierają, o szóstej rano mieszkania remontują. Legion ich, nic dziwnego, że przez nich demokracja może znów przegrać. Prawdę powiedziawszy, coraz trudniej o żywego szmalcownika, pardon, symetrystę, choć – jak wykazał prof. Hołdys – to właściwie to samo. A zapotrzebowanie jest. I znów, tu historia z pomocą przychodzi, Franc Fiszer mawiał przed wojną, że w Polsce nie będzie dobrze, dopóki się nie powiesi 300 tys. łajdaków. „Bój się Boga, Franc, a co jeśli tylu nie znajdziesz?!” – pytali zatrwożeni przyjaciele. „Trudno, najwyżej dobierze się z uczciwych”. I Platforma dobiera.
Ledwie który dziennikarz niebożątko się skrzywi, że owszem, kierunek słuszny, wódz wspaniały, ale w taborach personel nie dorasta, mówiąc wprost, hołota bydła nam narobiła, ratunku – i już zostaje symetrystą. Może przy tym wypisywać, co chce na temat PiS, to już nie ma znaczenia, nie zwiedzie nas ta maskarada. Symetrysta i tyle. Mogę kpić, ale przecież Marcin Meller nie raz deklarował, że z całych sił kibicuje w wyborach „obozowi demokratycznemu” i do swego panelu na Campus Polska zaprosił wyłącznie kibicujących Kołodziejczakowi, Wołoszańskiemu oraz pozostałym najszczerszym demokratom. Ba, sam Grzegorz Sroczyński, którym teraz platformersi straszą dzieci, też przecież to deklarował. Platforma ich nie chce, bo mają własne zdanie, stać ich na luksus – niebywale dziś rzadki – pójścia w poprzek i to już wystarcza. Są nie tylko zbędni, są wrodzy, szkodliwi, stąd szambo i hejt, które się na nich wylewają. Partia wybrała, a wybór padł na ludzi, przy których Tomasz Lis to dżentelmen dzielący włos na czworo, woleli internetowych frustratów, hejterów najczystszej wody.