Jak widać, pewne mechanizmy są niezmienne. Może więc rację ma Frederick, który przekonywał mnie w drodze z Bulawayo do Harare, że wszyscy politycy posługują się tymi samymi metodami i w zasadzie różnice między demokracją a dyktaturą są pozorne? Na poparcie swej tezy wyciągnął „The Dictator’s Handbook”, dość głośną przed dekadą książkę. Byłby w tym bardziej wiarygodny, gdyby nie to, że przystrojony dziś w szaty ekonomisty podróżował w latach 70. (!) do NRD i Bułgarii. O szkoleniu w Moskwie nic nie mówił, ale cały czas zastanawiałem się, ile ma gwiazdek na pagonach.
Ale zostawmy domysły, faktycznie południe Afryki niespecjalnie wierzy w moc demokracji, w to, że wyborcza kartka zmieni ich losy. No bo co, przybędzie od tego prądu, wody w kranach, kukurydzy w kociołku? Ludzie żyją po staremu, codziennie się zmagają. To samo słyszałem przecież w RPA, gdzie wybory będą wiosną. Mieszkający pod Durbanem Butu jest wściekły, ma tego dość i oszczędza. Już niewiele mu brakuje, by uciec do Australii, ale to pewnie za rok, nie wcześniej. Butu z pewnością nie zagłosuje na rządzącą ANC, on wybierze EFF Malemy, który wzywa do zabijania białych. Butu nie widzi sprzeczności między chęcią mordowania białych i ucieczką do nich.
Wina Mazurka: Tajemnica wody
„Siadaj pan i nic nie gadaj pan, bo jeszcze chwila i w mordę dam”, odpowiadał mi niemal stuletni kard. Adam Kozłowiecki, pytany, dlaczego psuje wino, dodając wody.
Prawie półtora tysiąca kilometrów na północ mają swoje duże problemy i małe radości. Mówią, że każdy zepsuty zegar dwa razy na dobę pokazuje prawidłową godzinę. W takim razie mieszkańcy Bulawayo, drugiego co do wielkości miasta w Zimbabwe, mają prawidłowy czas cztery razy na dobę, bo oba zegary na poczcie głównej stanęły, ale o innej godzinie. I tak stoją co najmniej od 20 lat, bo od tylu tu przyjeżdżam. Najchętniej obserwuję tę wieżę z Galerii Narodowej. Po tym jak zamknęli legendarną knajpę Cape To Cairo, która pokazywała odległość od Kapsztadu do Kairu szlakiem brytyjskiego władztwa w Afryce, to właśnie galeria stała się moim ulubionym miejscem w Bulawayo. Pokazuje ona zresztą, że w Zimbabwe wciąż pozostaje wiele do zrobienia w dziedzinie równości płci. No bo obrazy w toalecie, owszem, wiszą, ale tylko w męskiej. Jest sprawa, bo w damskiej ich nie ma, a były. I czemu to, pytam niemal serio, dama – excusez le mot – sikająca nie może obcować ze sztuką? Swoją drogą, to musi nieźle brzmieć: „Wiesz, moje obrazy są w stałej kolekcji National Gallery. Nad pisuarem, pierwszy z lewej”.
Ale żeby nie było, że tu się nic nie zmienia, bo zmienia się dużo. Ot, w Bulawayo jest KFC, ale nie ma wody. Cóż, nie można mieć wszystkiego, postęp nie zawsze przebiega linearnie, czasem musi być jakiś skok w bok. Poza tym woda jest, ale nie na zawołanie. Czasami się pojawia, bo to ma do siebie, że się pojawia, a potem spływa do morza. A, przepraszam, to inny klasyk. Ten z okazji wyborów wymyślił referendum. Hm, widocznie nikt nie powiedział Kaczyńskiemu, jak skończył.