Depeche Mode i polscy „depesze”. „Jadę na 12 koncertów”

To ścieżka muzyczna mojego życia – mówi o twórczości Depeche Mode jedna z polskich miłośniczek grupy. Wraz z innymi „depeszami” tworzy wyjątkową fanowską subkulturę, która przetrwała już w Polsce cztery dekady.

Publikacja: 28.07.2023 17:00

Polscy „depesze” na koncercie zawsze dobrze przygotowani. Na zdjęciu podczas występu Depeche Mode na

Polscy „depesze” na koncercie zawsze dobrze przygotowani. Na zdjęciu podczas występu Depeche Mode na Stadionie Narodowym w Warszawie w 2013 r.

Foto: PAP/Jacek Turczyk

Subkultura fanów Depeche Mode to fenomen, wyjątkowa wspólnota, ale i całe zjawisko kulturowe. Od lat za grupą ciągnie się gigantyczna społeczność. To nie tylko muzyka, to pewien styl życia. Jej członkowie są silnie ze sobą związani. Wyrośli w szarej rzeczywistości Polski lat 80. i wciąż trwają – przekonuje Małgorzata, fanka zespołu, psycholog spod Warszawy.

Depeche Mode to z języka francuskiego szybka moda. Od lat 80. fascynacja zespołem nie przemija. Dawni fani dorastają wraz z zespołem, wciągając swoje rodziny, dzieci i przyjaciół. Dzisiaj to jedna z najbardziej wyrazistych grup fanów w Polsce.

Wśród „depeszów”, jak sami się nazywają, mobilizacja, bo 2 sierpnia zespół zagra w stolicy na Stadionie Narodowym, a dwa dni później w Krakowie, w Tauron Arenie. To część rozpoczętego dwa lata temu w kalifornijskim Sacramento „Memento Mori Tour”, 19. trasy koncertowej Depeche Mode. W jej ramach muzycy wystąpią w Polsce także w przyszłym roku – 27 i 29 lutego w łódzkiej Atlas Arenie.

Czytaj więcej

FOMO. Plaga cyberuzależnień przybiera na sile

Fani i wyznawcy

Pierwszy koncert w naszym kraju i zarazem pierwszy występ DM za żelazną kurtyną odbył się w 1985 roku w Warszawie. Podczas prób członkom zespołu towarzyszyli milicjanci.

Przyjęcie przez fanów było znakomite – podkreślał zespół w wywiadach. Od tego momentu muzycy poczuli z Polską silną więź. Już wtedy powstawały nad Wisłą fankluby i zaczęła się rozwijać subkultura DM. W początkach lat 90. fankluby istniały w całym kraju. Zloty fanów, tzw. depoteki, organizowano nawet kilka razy w tygodniu. Ich stałymi punktami był konkurs tańca w stylu Dave’a Gahana, wokalisty i współzałożyciela zespołu („Dave dancing”), czy wiedzy o zespole.

Cechą rozpoznawczą wielbicieli DM był styl ubierania się i wyglądu wzorowany na wizerunku członków zespołu. Czarne skórzane kurtki, białe dżinsy, krzyże na szyi, glany stały się atrybutami wyznawców DM. Dopełnieniem wizerunku były krótko przycięte, nażelowane włosy à la Dave Gahan (tzw. lotnisko) lub utlenione loki w stylu Martina Gore’a, lidera zespołu, autora muzyki i tekstów do większości ich utworów.

– Kiedyś nie brakowało fanatyków traktujących Dave’a jak boga, a DM jak religię – dodaje Małgorzata. Sama jeździła w młodości na zloty i podkreśla, że to one nauczyły ją tolerancji. Nie szokowali jej mężczyźni w sukience, makijażu czy z pomalowanymi paznokciami na czarno.

Oczywiście, podobne ruchy w przeszłości miały już miejsce, np. w latach 70., kiedy fani Davida Bowiego stworzyli własną stylistykę w wyglądzie i zachowaniu. Natomiast fenomen DM trwa nieprzerwanie od 40 lat. Do dzisiaj kolejne pokolenia miłośników Depeche Mode gromadzą się na koncertach, tematycznych imprezach czy w fanklubach.

Na drugi koncert w Polsce musieli jednak czekać aż 16 lat – dopiero w 2001 r. DM zagrało ponownie w Warszawie podczas trasy promującej album „Exciter”. Depeszomania kwitła w najlepsze. Istniał nawet „kodeks prawdziwego depesza”. Jeden z punktów brzmiał: „Pamiętaj, że jesteś Depechem, a tym samym jakby częścią Depeche Mode. Zgłębiaj teksty, na nich ucz się życia i postępuj zgodnie z zasadami w nich zawartymi. Jeśli obrałeś drogę wytyczoną przez Martina, to się jej nieustannie trzymaj. Nie przynieś wstydu Depechowskiej Rodzinie”.

„Depesze” nigdy nie przypisywali sobie żadnej ideologii. To, co ich łączy, to wspólne zamiłowanie do muzyki – i tekstów Martina Gore’a. Postrzegani są jako spójna i ugodowa grupa, choć w przeszłości bywało i tak, że prowokowali rozróby na koncertach i zlotach.

Przez lata wielbiciele zespołu bywali jednak podzieleni w kwestiach muzycznych swojego ukochanego zespołu. Co „depesz” to opinia. Dyskutowano o jakości kolejnych płyt, zmieniającym się stylu i brzmieniu, nie wszystkie płyty się podobały. 

– Pamiętam, że słuchanie DM z czasów płyty „Violator” (wydana w 1990 r. – red.) było raczej ujmą niż powodem do dumy. Początek lat 90. to był też czas ludzi przypadkowych, którzy nosili koszulki zespołu tylko dlatego, że to było modne. Ówcześni starzy „depesze” nie zawsze to akceptowali. Przy nich lepiej było się nie przyznawać, że jest się tzw. enjoyem, czyli osobą, która zaczęła słuchać DM od „Violatora” (jednym z najpopularniejszych utworów na płycie było „Enjoy the Silence” – red.) – wspomina Marcin, pseudonim Martini, który prowadzi fanowski serwis 101DMpl.

Szczegółowością informacji z życia zespołu strona wywołuje skojarzenia z wielotomową encyklopedią. Wcześniej, kiedy nie było internetu, podstawowym źródłem wiedzy dla fanów była m.in. telegazeta. Szefowie fanklubów również na bieżąco utrzymywali ze sobą kontakty i dzięki temu przekazywali sobie informacje o grupie i wydarzeniach.

Muzyka łączy pokolenia

Rzesze fanów w Polsce wciąż nie wyrosły z młodzieńczej fascynacji. Trzon miłośników zespołu stanowią dziś ludzie w średnim wieku, gotowi jeździć za nim po całym świecie. Najstarsi wielbiciele DM to roczniki 1960 (czyli mniej więcej rówieśnicy członków zespołu, którzy urodzili się w 1961 r.). Dominują natomiast urodzeni w latach 70. i 80.

Dla najwierniejszych fanów bycie „depeszem” to styl życia: planują urlopy pod trasy koncertowe i kalendarz kolejnych zlotów. Taką osobą jest właśnie Marcin: – Trasa koncertowa to jest taki karnawał raz na cztery lata po wydaniu płyty. Jak przychodzi, to człowiek się w tym zatraca. Ja należę do ludzi, którym nie wystarczy jeden koncert. Na obecnej trasie jadę w sumie na 12.

W 2001 r. założył stronę MODEontheROAD z informacjami o wszystkich koncertach zespołu i jego poszczególnych członków. Wymieniał się nimi z ludźmi z całego świata. W 2009 r. przyszedł czas na blog MODE2Joy. W 2016 r. powierzono mu prowadzenie serwisu 101DMpl, który dziś śledzi na Facebooku ok. 18 tys. osób. Marcin w rozmowie z „Plusem Minusem” podkreśla, że 30 lipca, w rocznicę pierwszego koncertu DM w Polsce, skończy 46 lat. Na co dzień pracuje w branży motoryzacyjnej. – Normalne korpo w Warszawie – tłumaczy z uśmiechem. 

– DM jest ze mną od dziesiątego roku życia, od pierwszej piosenki, która mnie urzekła, czyli „A Question of Lust”. Mogę śmiało powiedzieć, że muzyka DM jest ścieżką muzyczną mojego życia. Towarzyszy mi na przeróżnych etapach, od euforycznej radości, momentów pełni szczęścia, po przeżycia związane ze śmiercią bliskich, upadków psychicznych, komplikacji rodzinnych czy zawodowych. W treściach utworów pisanych przez Martina zawsze znajdę coś, co mogę przyporządkować do siebie. Dla mnie najważniejsze są słowa, sposób interpretacji i to, jak się zespół w nich porusza – opisuje Karolina Chyziak, wielbicielka zespołu od 34 lat.

Jak sama przyznaje, nie jest typem fanki, która kojarzy wszystkie daty urodzin muzyków. Zdarza jej się mylić kolejność ukazywania się singli czy płyt. Gdy zaczynała słuchać Depeche Mode, miała zgraną na kasetę całą serię okrzyków koncertowych Dave’a Gahana. Zdobywała wszystkie pojawiające się płyty, ustawiała się w długich kolejkach, aby kupić nową kasetę z koncertu. Kiedyś słuchała DM nieustannie, obecnie czas musi dzielić między obowiązki służbowe i rodzinne. Jest mamą trzech córek. Żartuje, że nową płytą „Memento Mori” zamęczyła wszystkich domowników. – Wyjątkowo na nią czekałam. Dlaczego? Bo wydaje mi się, że będzie ich ostatnią – tłumaczy.

Na warszawski występ oczywiście się wybiera. – Jestem bardzo ciekawa, podglądam, jak wyglądały koncerty w innych krajach – opowiada. Co dostrzegła? Wpływ odejścia ważnego członka zespołu – Andy’ego Fletchera, zmarłego w 2022 r. Jak to określa, występy „bardzo mocno wchodzą w uczucia, psychikę”. 

Jej mąż Maciej, menedżer z Warszawy, słuchał Depeche Mode jeszcze przed poznaniem Karoliny. Dzisiaj nie wyobraża sobie, żeby nie pójść na ich występ w Polsce. Wspomina pierwszy, na który poszli razem – na Służewcu w Warszawie w 2001 r. Przemokli do suchej nitki, ale byli zachwyceni. Później odpuścili jeden polski koncert, w ramach festiwalu Open’er, i do dzisiaj tego żałują.

Jak mówi Maciek, różnie odbierają twórczość zespołu: – Ja jestem bardziej skoncentrowany na warstwie muzycznej, wykorzystaniu dźwięków, brzmieniu, a Karolina skupia się na sferze tekstowo-duchowej. 

Od lat 80. do dzisiaj kolejne pokolenia fanów Depeche Mode gromadzą się na koncertach, imprezach. Maciek wspomina widowisko muzyczne pt. „Depesze” w stołecznym Teatrze Rampa, na którym byli w marcu tego roku. Pozytywnie zaskoczyło ich to, że tak wiele pokoleń słucha muzyki Depeche Mode, od kilkuletnich dzieci po osoby w wieku emerytalnym. 

DM od zawsze łączyło pokolenia. Na poprzedni koncert zespołu w Warszawie Karolina i Maciej zabrali ze sobą nastoletnią córkę, która – choć nie jest szczególną fanką zespołu – była pod wielkim wrażeniem, że tak dobrze brzmi na żywo. Zachwyciła ją też charyzma Dave’a, to, jak porusza się na scenie i jaki ma kontakt z publicznością. Odkryła, że teksty DM to nie zlepek przypadkowych słów, co uznaje za powszechne dzisiaj wśród artystów, ale niosą ze sobą pewien przekaz. 

Na najbliższy koncert na Stadionie Narodowym w Warszawie Karolina i Maciek wybiorą się jednak tylko we dwoje. Oczywiście, ubiorą się na czarno. Być może spotkają Michała, 39-letniego pracownika działu IT. Jego partnerka już dawno kupiła dwa bilety na ten koncert, choć Michał niekoniecznie ma ochotę stać w tłumie na płycie stadionu, bo nie jest entuzjastą bawienia się w tłumie. Ale muzykę zespołu docenia. – Nie można obok niej przejść obojętnie. Każda piosenka ma swój klimat i charakter. Oni są jacyś – tłumaczy.

Czytaj więcej

Posłuchaj, Plus Minus: ESG – wielka ściema czy nadzieja na naprawę kapitalizmu?

Pamiętaj, że umrzesz

Koncerty, na które po pięciu latach przerwy polscy fani czekają z taką niecierpliwością, będą na pewno inne niż wszystkie dotychczasowe, bo zespół wystąpi po raz pierwszy jako duet. W maju minął rok od śmierci Andy’ego Fletchera, klawiszowca i basisty związanego z zespołem przez ponad 40 lat.

„Martin pisze piosenki, Alan jest dobrym muzykiem, Dave jest wokalistą, a ja się obijam” – tak Fletcher charakteryzował podział ról w zespole w dokumentalnym filmie „101” nakręconym w 1989 r. 

Choć nie napisał żadnej piosenki i nie udzielał się w chórkach, jego rola w Depeche Mode była kluczowa. Zawsze był bowiem postrzegany jako spoiwo zespołu. Był dobrym duchem grupy, potrafił rozładować napięcia między Dave’em i Martinem. Udzielał się także jako rzecznik prasowy grupy.

Na scenie lubił być na drugim planie. Żartował sobie, że ludzie na ulicy go nie rozpoznają. Koledzy z zespołu w pożegnalnym wpisie w mediach społecznościowych podkreślili, że „miał złote serce i był zawsze na miejscu, kiedy trzeba było wsparcia w potrzebie, rozmowy, śmiechu czy zimnego piwa”. 

Marcin, jak przystało na opiekuna „depeszowego” serwisu, może sporo o nim opowiedzieć. – Andy był członkiem założycielem zespołu. Historia DM jest taka, że Vince Clarke bardzo chciał grać, a Andy bardzo chciał być w zespole. Wspólnie zaczęli realizować pierwsze projekty. Potem pojawił się Martin, który jako jedyny na podwórku miał klawisze. Znali się wcześniej z Andym ze szkoły. Zależało im, aby pozyskać go do grupy. Na końcu dołączył Dave, który po jakimś czasie zaproponował zmianę nazwy na Depeche Mode i tak 24 września 1980 r. narodził się zespół. Później DM rodziło się jeszcze cztery razy… Rok później wydali płytę jako trio, dwa lata później znowu w składzie z Alanem jako kwartet, z kolei w 1996–1997 nagrali płytę już bez Alana. Co więcej, musieli przezwyciężyć uzależnienie Dave’a. Wokalista w połowie 1996 r. przedawkował i jego serce zatrzymało się na dwie minuty. Teraz, po śmierci Andy’ego, przyszło im stworzyć siebie na nowo – opisuje.

Grupa rozpoczęła nagrania albumu „Memento Mori” zaledwie półtora miesiąca po śmierci Andy'ego Fletchera. Martin Gore tłumaczył, że nie mogli postąpić inaczej: „Rozpoczęliśmy pracę nad tym projektem na początku pandemii, a jego tematyka była bezpośrednio inspirowana tamtym czasem. Po odejściu Fletcha postanowiliśmy kontynuować, ponieważ jesteśmy pewni, że tego właśnie by chciał, a projekt nabrał jeszcze większego znaczenia”.

Dodał również, że to pomogło im przetrwać żałobę. Gore zaznacza w wywiadach, że tytuł albumu „Memento Mori” przypomina, że życie jest krótkie i musimy je jak najlepiej wykorzystać. 

Odcinanie kuponów?

Muzyczny odlot”, „Zespół wraca do korzeni”, „Powrót grupy w wielkim stylu”, „Depeche Mode spełnił oczekiwania fanów” – to tylko kilka nagłówków recenzji i artykułów zapowiadających nową płytę i trasę koncertową.

Nie wszystkich to przekonuje. Na polskie koncerty nie wybiera się Jakub Gołąb z Warszawy. Tłumaczy mi, że woli słuchać muzyki w domu w słuchawkach lub w samochodzie. Był na jednym koncercie w stolicy w 2006 r., dzięki uprzejmości znajomej. Przyznaje, że jest fanem od 1990 r. i wnikliwie śledzi karierę oraz dyskografię zespołu.

– Nie ukrywam, że późniejsze dokonania DM, czyli po płycie „Ultra” (wydana w 1997 roku – red.), to już według mnie nie to samo. Oczywiście, były chlubne wyjątki, jak np. „John the Revelator”, „A Pain That I’m Used To” czy „Precious”. Na ostatniej płycie, oprócz rewelacyjnego „Ghosts Again”, są może jeszcze dwa przyzwoite kawałki, reszta jest taka sobie – utyskuje.

Zauważa, że głos Dave’a jest wyraźnie słabszy niż w najlepszych czasach. – Obawiam się, by nie poszli drogą U2, które wydało antologię z ponownymi nagraniami swoich największych przebojów. Brzmiały one jednak znacznie gorzej niż oryginały. Czy w przypadku DM będzie to odcinanie kuponów od bycia legendą? Zobaczymy... 

Trudno przepowiadać, jaki los czeka grupę po śmierci jednego z jej filarów. Mimo takich głosów, jak pana Jakuba, z pewnością będzie jednak mogła liczyć na polskich fanów. Choć z roku na rok są coraz starsi, tężsi i posiwali, wciąż wyróżniają się wśród wielbicieli Depeche Mode z innych krajów. Aktywni, pomysłowi, zawsze z polską flagą na koncertach. Reprezentują przekrój społeczeństwa, od profesorów filozofii po pracowników zakładów produkcyjnych, są w różnej kondycji życiowej, ale niezmiennie od lat gromadzą się wokół ukochanego zespołu. Bo dla każdego z nich DM jest ważny z jakiegoś wyjątkowego, bardzo osobistego powodu. 

Natalia Miller jest lingwistką, ekspertką ds. polityki zdrowotnej oraz doktorantką Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Marcin, pseudonim Martini, który prowadzi fanowski serwis 101DMpl, na koncercie Depeche Mode w Amste

Marcin, pseudonim Martini, który prowadzi fanowski serwis 101DMpl, na koncercie Depeche Mode w Amsterdamie. Planuje być łącznie na ich 12 występach w ramach obecnej trasy

archiwum rodzinne

Subkultura fanów Depeche Mode to fenomen, wyjątkowa wspólnota, ale i całe zjawisko kulturowe. Od lat za grupą ciągnie się gigantyczna społeczność. To nie tylko muzyka, to pewien styl życia. Jej członkowie są silnie ze sobą związani. Wyrośli w szarej rzeczywistości Polski lat 80. i wciąż trwają – przekonuje Małgorzata, fanka zespołu, psycholog spod Warszawy.

Depeche Mode to z języka francuskiego szybka moda. Od lat 80. fascynacja zespołem nie przemija. Dawni fani dorastają wraz z zespołem, wciągając swoje rodziny, dzieci i przyjaciół. Dzisiaj to jedna z najbardziej wyrazistych grup fanów w Polsce.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi