Anita, 40-letnia bizneswoman z Warszawy, nie rozstaje się z telefonem. Tłumaczy, że to jej narzędzie pracy. Zawsze w biegu, każdą sprawę załatwia przez smartfon. Sporadycznie używa komputera, zazwyczaj kiedy w spokoju musi napisać ważnego maila. Niezależnie od pory dnia i nocy błyskawicznie odpowiada na wiadomości. W komunikatorach ma założonych kilkadziesiąt grup zarówno prywatnych, jak i dla poszczególnych klientów czy projektów. Słuchawki do telefonu nosi praktycznie na stałe. Ma zainstalowane aplikacje pomagające jej w niemal każdej dziedzinie życia.
W weekend, kiedy jej życie zawodowe zwalnia, wyszukuje różne informacje i wpada na spontaniczne pomysły, którymi natychmiast dzieli się ze znajomymi czy klientami. Wiele osób przestało już nawet odpowiadać na jej weekendowe wiadomości. Nie widzi problemu w tym, żeby dzwonić do nich o niespodziewanych porach.
Młodszy o pięć lat Marcin nie wyobraża sobie dnia bez aktywności na Twitterze. Ma szeroką wiedzę, zna kilka języków. Tweetuje i komentuje non stop. Czuje się i porusza tak swobodnie w tym medium, że zaczepia tam polityków, komentuje tweety dziennikarzy czy influencerów. Gdy widzę jego kolejne wpisy, zastanawiam się, kiedy znajduje na to czas. Przecież pracuje na pełnym etacie, ma rodzinę.
Anita i Marcin to przykłady tzw. fomersów – osób, które nie potrafią odłączyć się od telefonu i mediów społecznościowych. Fomersami są też Klaudiusz i Jarek (imiona zmienione), stołeczni dziennikarze, dla których siedzenie w redakcji czy praca z domu jest katorgą. Uwielbiają konferencje, kongresy, eventy. Jako przedstawiciele mediów dostają wiele zaproszeń na takie wydarzenia.
Nie zawsze biorą w nich udział z powodów wyłącznie zawodowych. Traktują wyjścia jako sposób spędzania czasu. Wcześniej wymieniają się zaproszeniami i ustalają na bieżąco codzienny grafik konferencyjny. Motywem przewodnim wyboru wydarzenia jest dobre jedzenie, przyjemne miejsce i okazja do spotkania ciekawych ludzi. Czasem coś na miejscu nagrają lub napiszą relacje z wydarzenia.