FOMO. Plaga cyberuzależnień przybiera na sile

Jesteśmy coraz bardziej uzależnieni od sieci. To tam powoli przenosi się nasze życie, tam nawiązujemy kontakty międzyludzkie, tam je pielęgnujemy. W zeszłym roku przeciętny internauta spędzał już prawie dwie i pół godziny dziennie w mediach społecznościowych. Niektórzy nie wiedzą nawet, jak żyć bez nich.

Publikacja: 07.07.2023 10:00

Banksy, „Mobile Lovers 2014”, Bristol

Banksy, „Mobile Lovers 2014”, Bristol

Foto: amer ghazzal/Alamy Live News/be&w

Anita, 40-letnia bizneswoman z Warszawy, nie rozstaje się z telefonem. Tłumaczy, że to jej narzędzie pracy. Zawsze w biegu, każdą sprawę załatwia przez smartfon. Sporadycznie używa komputera, zazwyczaj kiedy w spokoju musi napisać ważnego maila. Niezależnie od pory dnia i nocy błyskawicznie odpowiada na wiadomości. W komunikatorach ma założonych kilkadziesiąt grup zarówno prywatnych, jak i dla poszczególnych klientów czy projektów. Słuchawki do telefonu nosi praktycznie na stałe. Ma zainstalowane aplikacje pomagające jej w niemal każdej dziedzinie życia.

W weekend, kiedy jej życie zawodowe zwalnia, wyszukuje różne informacje i wpada na spontaniczne pomysły, którymi natychmiast dzieli się ze znajomymi czy klientami. Wiele osób przestało już nawet odpowiadać na jej weekendowe wiadomości. Nie widzi problemu w tym, żeby dzwonić do nich o niespodziewanych porach.

Młodszy o pięć lat Marcin nie wyobraża sobie dnia bez aktywności na Twitterze. Ma szeroką wiedzę, zna kilka języków. Tweetuje i komentuje non stop. Czuje się i porusza tak swobodnie w tym medium, że zaczepia tam polityków, komentuje tweety dziennikarzy czy influencerów. Gdy widzę jego kolejne wpisy, zastanawiam się, kiedy znajduje na to czas. Przecież pracuje na pełnym etacie, ma rodzinę.

Anita i Marcin to przykłady tzw. fomersów – osób, które nie potrafią odłączyć się od telefonu i mediów społecznościowych. Fomersami są też Klaudiusz i Jarek (imiona zmienione), stołeczni dziennikarze, dla których siedzenie w redakcji czy praca z domu jest katorgą. Uwielbiają konferencje, kongresy, eventy. Jako przedstawiciele mediów dostają wiele zaproszeń na takie wydarzenia.

Nie zawsze biorą w nich udział z powodów wyłącznie zawodowych. Traktują wyjścia jako sposób spędzania czasu. Wcześniej wymieniają się zaproszeniami i ustalają na bieżąco codzienny grafik konferencyjny. Motywem przewodnim wyboru wydarzenia jest dobre jedzenie, przyjemne miejsce i okazja do spotkania ciekawych ludzi. Czasem coś na miejscu nagrają lub napiszą relacje z wydarzenia.

Lubią też wyjazdy medialne – Klaudiusz ostatnio załapał się na tygodniowy wyjazd dziennikarski do Azji. Jarek, nawet kiedy ma wolny dzień, wyszukuje wydarzenia, żeby choć przez chwilę coś się działo. Nie cierpi urlopów, nie wie co ze sobą wtedy robić, zwykle zostaje w Warszawie i dalej chodzi na konferencje. Dziennie udaje im się odwiedzić od trzech do pięciu konferencji. Obaj nie lubią piątków, wtedy zazwyczaj niewiele się dzieje.

Czytaj więcej

„Dania. Tu mieszka spokój”: Burkliwi, ale szczęśliwi

Cyfrowe obżarstwo

FOMO to akronim, który oznacza Fear of Missing out – „strach przed przeoczeniem”, „strach przed pominięciem”, „strach przed odłączeniem”. Najpopularniejszą definicję tego zjawiska sformułował zespół Andrew K. Przybylskiego z Uniwersytetu Oksfordzkiego w 2013 r. Zgodnie z nią FOMO to wszechogarniający lęk odczuwany przez daną osobę, wywołany myślą, że inni ludzie w tym momencie uczestniczą w jakimś bardzo interesującym wydarzeniu czy doświadczeniu, w którym ten człowiek akurat nie bierze udziału. W dużym uproszczeniu może to być obawa, że inni gdzieś tam dobrze bawią się bez nas lub też robią coś ważnego, co nas omija.

Choć FOMO zostało zdefiniowane już w połowie lat 90., dopiero od niedawna ten skrót używany jest przede wszystkim w odniesieniu do mediów społecznościowych. FOMO łączy się więc z pragnieniem pozostawania w stałej łączności z innymi i wiedzy na temat tego, co robią. Głównym czynnikiem wyróżniającym FOMO na tle uzależnienia do internetu jest potrzeba przynależności. Co więcej, potrzeba bycia online jest w ścisłej relacji z potrzebą autoprezentacji oraz akceptacji.

– Osoby z syndromem FOMO nie tylko ciągle sprawdzają, czy nie wydarzyło się coś, co mogłoby umknąć ich uwadze, ale koniecznie chcą dzielić się w mediach społecznościowych najdrobniejszymi szczegółami ze swojego życia, np. zdjęciami jedzenia serwowanego w modnej restauracji czy też relacjami z tego, gdzie aktualnie przebywają, w co są ubrane, jakie mają samopoczucie. To cyfrowi ekshibicjoniści, którzy zamieszczając informacje o sobie, chcą się pochwalić i oczekują pozytywnych komentarzy dotyczących swojej działalności – tłumaczy Małgorzata, psycholożka spod Warszawy, która wśród swoich pacjentów ma kilku fomersów.

W świecie infodemii

Idea zbadania zjawiska FOMO pojawiła się z jej własnego doświadczenia i autorefleksji. Anna Jupowicz-Ginalska, profesorka Uniwersytetu Warszawskiego, sama miała początkowo problem z odłączeniem, dosłownie nie mogła odkleić się od telefonu. W 2016 r. natrafiła na publikacje o zjawisku FOMO. Pomyślała, że skoro ten problem dotyczy jej, to może być odczuwalny również dla większej liczby osób. Zbudowała wokół siebie zespół badawczy i zaczęła analizować zjawisko.

Do tej pory wydano cztery raporty. Ostatni pt. „FOMO 2022. Polacy a lęk przed odłączeniem” pokazuje, że w skali całego kraju osób odczuwających FOMO może być ok. 4 mln. – Z całą pewnością pandemia zmieniła nasze społeczeństwo. Po latach chaosu, niepewności i stresu niezmiernie potrzebujemy wyciszenia, zwolnienia tempa i pozytywnego bodźcowania. Niestety, infodemię pandemiczną zastąpiła infodemia wojenna. Internet się grzeje, bo poszukujemy informacji, które bardzo szybko dadzą nam odpowiedź na różne pytania. Jednocześnie to jest zalew informacji, których wszystkich nie jesteśmy w stanie przeczytać. Zauważamy tylko nagłówki, skanujemy informacje kciukiem. Nie dajemy rady za nimi nadążyć, tym samym czujemy się odłączeni z obiegu informacji, mimo że przecież w nich jesteśmy – podkreśla w rozmowie z „Plusem Minusem” prof. Jupowicz-Ginalska.

Z badań wynika, że FOMO stało się zjawiskiem „demokratycznym”. Niezmiennie grupa najmłodszych osób pomiędzy 15. a 19. rokiem życia odczuwa je w wysokim stopniu. Ale coraz mocniej ulegają mu kolejne grupy wiekowe. Wyraźnie widać to w tzw. pokoleniu silver-head (z ang. srebrnowłosych, czyli po 50-55 roku życia), które w czasach pandemii musiało w tempie przyspieszonym opanować korzystanie z mediów cyfrowych.

Jupowicz-Ginalska dostrzega, że przeciążeni informacjami coraz częściej potrzebujemy higieny cyfrowej. W takim przypadku możemy zastosować dwie strategie: albo odcinamy się od wirtualnego świata i wyłączamy się całkowicie, albo stosujemy miękkie podejście i strategię małych kroków, np. porzucamy na jakiś czas telefon, wyłączamy powiadomienia w mediach społecznościowych lub odłączamy zbędne aplikacje.

– Na mnie osobiście pierwsza opcja nie zadziałała. Zastosowałam więc technikę małych zwycięstw. Pamiętajmy, że internet sam w sobie nie jest zły, to kwestia wyboru, w jaki sposób będziemy go użytkować. Obecnie staram się nie być na każde wezwanie moich mediów społecznościowych. Mam takie momenty, w których nie biorę telefonu ze sobą. To było trudne na początku, ale teraz nie sprawia mi już problemów. Zachowuję również zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, czyli nie korzystam z telefonu na przejściu dla pieszych – dodaje badaczka, która interesuje się również wykorzystaniem FOMO w sprzedaży i strategiach marketingowych.

Warto być świadomym, że istnieją konkretne techniki bazujące na lęku przed odłączeniem. Np. „pospiesz się, bo mamy ostatnie pięć sztuk danego produktu”, „w naszej ofercie zostały tylko trzy pokoje”, „nasza wyjątkowa promocja potrwa jeszcze godzinę”, „wszyscy to mają, więc i ty musisz to mieć, inaczej wypadniesz z obiegu”, „to jest wyjątkowa cena przygotowana specjalnie dla Ciebie”. Tego rodzaju mechanizmy stosują chętnie influencerzy. – Córka i jej koleżanki z klasy nagminnie proszą o rzeczy, które reklamują influencerzy. Nie da im się racjonalnie wytłumaczyć, że ich nie potrzebują. Po prostu muszą je mieć i już. Zdarza mi się czasem jej ulegać i dla świętego spokoju kupuję jej wymarzoną zabawkę, ubranie czy gadżet – opowiada mi mama dwunastolatki z Piaseczna. Jej córka jest przyrośnięta do telefonu, ostatnio wpadła w histerie, kiedy wychowawczyni kazała dzieciom oddać telefony na wycieczce szkolnej. Wymusiła wtedy na mamie, aby ta zainterweniowała i w efekcie wychowawczyni oddała jej telefon. Dziewczynka tłumaczyła, że potrzebuje go tylko do słuchania muzyki.

Czytaj więcej

Zero waste. Czy da się tak żyć?

Cyfrowy detoks

Nadużywanie świata cyfrowego to ostatnio jedno z terapeutycznych wyzwań. Nadmierne korzystanie z mediów cyfrowych często porównywane jest do uzależnienia. Z taką tezą nie zgadza się prof. Mariusz Z. Jędrzejko, pedagog i socjolog związany z Centrum Profilaktyki Społecznej i Akademią Piotrkowską. – Nie ma uzależnienia od technologii cyfrowych. Istnieje zaburzenie wynikające z ich nadużywania, co skutkuje silnym pobudzeniem układu dopamino-serotogennego, a inaczej mówiąc, mózg dostaje ogromne ilości przyjemności i nagrody. To oznacza, że kiedy młodzi ludzie wracają do naturalnych czynności, jak np. odrabianie lekcji, rozmawianie z rodzicami, wtedy ich mózgi mówią: my tego nie chcemy, my chcemy być silnie pobudzane. Problemem nie jest FOMO, ale to, że w skali masowej urządzenia cyfrowe zastępują kulturę życia człowieka, czyli my nie rozmawiamy face to face, tylko screen to screen. Cyberzabawki zmieniają naszą strukturę psychosomatyczną – mniej się ruszamy, jesteśmy mniej aktywni, inaczej pracuje nasze serce, płuca, a nasz mózg uczy się lenistwa – zaznacza w rozmowie z „Plusem Minusem”.

Warto wspomnieć, że u 20 proc. polskich internautów z wysokim indeksem FOMO w przypadku niekorzystania z mediów społecznościowych pojawiają się objawy, charakterystyczne dla zespołu odstawienia, czyli nudności, zawroty głowy, bóle brzucha czy zwiększona potliwość.

Przez lata zmieniła się charakterystyka demograficzna pacjentów, w dorosłość wchodzi pokolenie, które od urodzenia ma kontakt z mediami cyfrowymi. Profesor Jędrzejko podkreśla, że na początku XXI wieku trafiali do niego głównie dorośli pacjenci, którzy kompulsywnie przeglądali strony internetowe czy wysyłali maile. Rozwój mediów społecznościowych sprawił, że wielu z nas nie wyobraża sobie dnia bez sprawdzania nowych postów i oglądania zdjęć znajomych. W szczególności ten problem dotyczy dzieci, które najczęściej zaczynają swoją przygodę z internetem w wieku siedmiu, ośmiu lat – wynika z badania UKE. Najwięcej czasu spędzają, oglądając filmiki na YouTubie, grając, przeglądając strony internetowe oraz korzystając z komunikatorów i portali społecznościowych.

Dr hab. Sławomir Murawiec, specjalista psychiatrii, rzecznik Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, ujmuje to zjawisko trochę szerzej: – Osoby młodsze żyją w świecie mediów społecznościowych i nowych technologii. Ich rzeczywistością nie jest już świat realny tzw. materialno-twardy. Ich rzeczywistość jest gdzie indziej, żyją bardziej tam, a nie tu i teraz. Ich mózgi są od najmłodszych lat przyzwyczajone do intensywnego strumienia informacji, a każde odstawienie jest dla nich pozbawieniem zasadniczego sposobu funkcjonowania, a nawet pewnego sposobu istnienia w świecie – podkreśla specjalista.

Murawiec zwraca uwagę, że kiedyś na przerwach w szkołach był ogromny hałas, dzieci biegały i trzeba było ich pilnować. Dzisiaj na przerwach jest cisza i spokój, bo wszystkie dzieci wlepiają wzrok w ekrany telefonów. Z kolei prof. Jędrzejko zwraca uwagę, że 25 proc. dzieci nadużywa technologii cyfrowych i zagląda w przestrzenie, do których nie są przygotowane emocjonalnie, racjonalnie i poznawczo. – Rodzice często tłumaczą, że żyjemy w XXI wieku, a ja im odpowiadam, że mózgi ich dzieci mają dopiero 12 lat. Musimy pamiętać, że to nie dzieci są złe, my po prostu wpuściliśmy je bez ograniczeń do świata dorosłych – mówi pedagog.

Na co dzień Murawiec prowadzi terapie dla młodych i dorosłych. Aby wyjść z problemu, potrzebny jest trzy-, czterodniowy detoks od wszelkich technologii cyfrowych – to krok podstawowy. Pierwszego dnia mózg „nie wie”, co się dzieje, dzieci są najczęściej zszokowane, gdy rano przy śniadaniu nie mają smartfona. Przez kolejne dni buntują się, nierzadko trzaskają drzwiami, rzucają krzesłami. Później przychodzi uspokojenie, ale tylko wtedy, gdy ich mózgi są przekierowane na inne pozytywne pobudzenia i nagrody.

Zwykle terapia przynosi rezultaty po 7–14 dniach, ale najbardziej uzależnieni potrzebują nawet 60 dni. Najważniejszą kwestią jest stworzenie alternatywnych zachowań, np. zastępujemy godzinę gry na komputerze jazdą na rowerze. Jeśli po terapii pacjent wraca do poprzednich zachowań, zaburzenie ponownie powraca. – Uzależnienie jest mechanizmem nieodwracalnym, np. alkoholik nigdy nie będzie mógł pić alkoholu, a osoba, która jest cyberzaburzona, będzie mogła używać tych urządzeń tylko na zasadzie odpowiedniego modelu i odpowiedniej ilości. To jest właśnie cyber disorder – różnicuje profesor.

W terapii dla osób zaburzonych wykorzystuje dwie metody: working theraphy, czyli terapia przez pracę oraz green theraphy, przebywanie na świeżym powietrzu i powrót do naturalnego środowiska człowieka. Kiedy dopytuje prof. Jędrzejko o objawy, które powinny zaniepokoić rodziców, wskazuje na późną porę zasypiania dziecka oraz korzystanie ze smartfona w każdej życiowej czynności: posiłki, toaleta, oglądanie telewizji, odrabianie lekcji. Pobudzone dziecko zasypia później, a to oznacza, że nie zapamięta lekcji, bo jego pamięć krótkotrwała nie przeniesie matematyki czy angielskiego do pamięci długotrwałej.

Przytacza też historie kilku pacjentów. Jedna z nich groziła swojej mamie nożem, ponieważ chwilowo nie miała dostępu do internetu. 14-letni chłopiec zaś urządził z sypialni mamy pokój do gry, przestał z niego wychodzić, myć się, a sterroryzowana matka bała się mu zwrócić uwagę. Dzisiaj obydwoje skończyli terapie, nauczyli się w kontrolowany sposób korzystać z mediów społecznościowych, a i ich relacje z rodzicami zdecydowanie się poprawiły.

Filozofia ikigami

Korzystając z technologii cyfrowych, możemy nieustannie podróżować po świecie informacji. Ale i tak mamy wrażenie, że omija nas wiele z tego, co ważne, ciekawe i wartościowe. Niedoścignionym wzorem staje się „wygładzone” życie innych, które widzimy w mediach społecznościowych. Ciągłe porównywanie się, potrzeba bycia lepszym, sprawia, że jesteśmy w permanentnym napięciu i czujemy się niewystarczająco interesujący. W dobie migających powiadomień i rozpraszaczy warto wypracować idealny model dla nas. Inspiracją może być japońska filozofia ikigami, pochodząca z regionu, w którym występuje większa niż gdziekolwiek indziej liczba przypadków długowieczności. Kładzie ona nacisk na życie w harmonii z otoczeniem i kształtowanie pozytywnych relacji z ludźmi: po prostu pozwól sobie na bycie sobą, nie porównuj się z innymi, rób rzeczy dla siebie, a nie dla poklasku.

Czytaj więcej

Czy czeka nas epidemia samotności?

Nie zapominajmy również, że najważniejszy jest kontakt z drugim człowiekiem poza cyberświatem. Choć osób z zaburzeniami cyfrowymi przybywa, nie możemy jednoznacznie określić stopnia „sfomowania” naszego społeczeństwa. Ale sam fakt, że przybywa osób trafiających na psychoterapeutyczne sesje jest powodem do niepokoju. Nie pozwólmy więc, aby liczba wrzuconych zdjęć czy napisanych postów stanowiła o jakości i sensie naszego życia. Stanie się przedstawicielem gatunku fomosapiens, nawet jeśli zwiększy zastrzyki dopaminy do mózgu, wcale nie musi uczynić nas szczęśliwszymi.

Natalia Miller jest ekspertką komunikacji, lingwistką oraz doktorantką Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Anita, 40-letnia bizneswoman z Warszawy, nie rozstaje się z telefonem. Tłumaczy, że to jej narzędzie pracy. Zawsze w biegu, każdą sprawę załatwia przez smartfon. Sporadycznie używa komputera, zazwyczaj kiedy w spokoju musi napisać ważnego maila. Niezależnie od pory dnia i nocy błyskawicznie odpowiada na wiadomości. W komunikatorach ma założonych kilkadziesiąt grup zarówno prywatnych, jak i dla poszczególnych klientów czy projektów. Słuchawki do telefonu nosi praktycznie na stałe. Ma zainstalowane aplikacje pomagające jej w niemal każdej dziedzinie życia.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi