Abp Grzegorz Ryś: Bez kobiet w sferze publicznej Kościół będzie bezduszny

Jeżeli kobieta ma wrodzony talent do tworzenia relacji, więzi emocjonalnej, dostrzegania konkretnego człowieka, to nie ma być z tego powodu wycofana ze sfery, w której zapadają decyzje kluczowe dla wspólnoty, społeczeństwa, państwa czy Kościoła. Przeciwnie. Dzięki niej wymiar publiczny może uzyskać charakter domowy - mówi abp. Grzegorz Ryś, kardynał nominat, metropolita łódzki.

Publikacja: 28.07.2023 10:00

Marian Zubrzycki / Forum

Marian Zubrzycki / Forum

Foto: Marian Zubrzycki / Forum

Plus Minus: 17 lipca ksiądz arcybiskup – wraz z grupą uczestników III stopnia oazy z archidiecezji łódzkiej – spotkał się z Franciszkiem podczas prywatnej audiencji. Papież skomentował jakoś nominację, którą ogłosił tydzień wcześniej?

Ojciec Święty przywitał mnie słowem „eminenza”. Ja się uśmiechnąłem, pocałowałem go w rękę. Podziękowałem. Nie było potrzeby dłuższej wymiany myśli. Spytał tylko, czy na pewno będę obecny na synodzie. Powiedziałem, że tak.

Było aż tak oficjalnie?

Raczej nieoficjalnie. Kiedyśmy się żegnali, pokazał mi jeden ze swoich ulubionych obrazów…

Jaki?

Stworzenie świata – ukazane jako poród.

Poród?

Pan Bóg rodzi świat.

To kobiecy obraz Boga Ojca…

Niedaleko auli Pawła VI znajdują się dwa obrazy, które pokazują akt stworzenia. Bardzo współczesne. Jeden wisi w małej auli, gdzie byliśmy na audiencji. Są pokazani aniołowie, którzy „nakręcają” stworzony świat. Mają dwie korby, jakby puszczali go w ruch. Ale pośrodku dzieła stworzenia – tam, gdzie korby już nie sięgają – jest pierwsza para ludzka. Zakochana. W objęciu i pocałunku. To jest szczyt stworzenia.

Na drugim obrazie Bóg daje życie światu. I rodzi człowieka. Jest tam malutki człowieczek urodzony z łona Pana Boga. To jest ulubiony obraz papieża. Chciał mi go pokazać. To było bardzo osobiste, ujmujące.

W gabinecie księdza arcybiskupa stoi kopia obrazu „Ecce Homo” Adama Chmielowskiego, brata Alberta. Założył dwa zakony, ale odmówił przyjęcia święceń. W regule albertynów jest zapis, że jeśli któryś brat je ma, to nie może być generałem (u nich generał zakonu nazywa się brat starszy). Zakon nie miał więcej niż dwóch księży w jednym czasie. Ksiądz arcybiskup i papież Franciszek mają chyba rys wspólny: docenianie świeckich i kobiet...

Brat Albert był, jaki był, gdyż radykalnie szedł po śladach św. Franciszka. Franciszek z Asyżu też nie miał święceń kapłańskich. Przyjął diakonat – także by być rodzajem mostu między braćmi świeckimi a duchownymi. Za wszelką cenę starał się utrzymać równowagę między świeckimi i duchownymi w Kościele, obawiał się wzrostu klerykalizmu. I słusznie. Po jego śmierci zakon franciszkanów mocno się sklerykalizował. Wkrótce potem wprowadzono zasadę, że ministrem generalnym (tj. generałem) może być tylko ktoś, kto ma święcenia kapłańskie. Potem się zastanawiano, po co w ogóle są świeccy bracia we wspólnocie. „Nie mogą odprawiać mszy, głosić Słowa, spowiadać, właściwie są niepotrzebni”!

Wśród kwestii poruszanych na synodzie jedną z kluczowych jest rola kobiet. Papież Franciszek kontynuuje zmiany, jakie zainicjował Sobór Watykański II. Idzie m.in. po śladach Jana Pawła II, którego idea „geniuszu kobiety” miała być remedium na dyskryminację. „Cnoty niewieście” ważne w domu, w sferze publicznej, niestety, raczej nas dyskredytują. Gdzie jest miejsce kobiet w Kościele?

Wszędzie tam, gdzie uposaża je do tego Duch Święty. Do czego im daje charyzmaty, łaski. Chyba najprostsza odpowiedź brzmi: ich miejsce jest wszędzie tam, gdzie nie zachodzi potrzeba posiadania władzy święceń. To jest granica aktywności kobiet. Sakrament święceń jest w Kościele udzielany tylko mężczyznom. Papież Franciszek powołał dwie komisje (jedna istniała w latach 2016–2018; druga działa od 2020 do dziś) ds. studiowania diakonatu kobiet. Do tej pory główny przekaz z przebiegu prac jest taki, że ponieważ sakrament święceń stanowi naturalną jedność, nie bardzo wiadomo, dlaczego można by komuś udzielić święceń diakonatu, a potem odmówić święceń wyższych. Na temat prezbiteratu zaś wypowiedział się jasno już wcześniej Jan Paweł II. Stwierdził, że sakrament święceń prezbiteratu jest w Kościele udzielany wyłącznie mężczyznom, a Kościół „nie ma żadnej władzy”, aby mógł to zmienić. To nie jest wola ludzi, uwarunkowana kulturą czy epoką. Nie stanowi dyskryminacji. Tę Kościół potępia. To jest trochę spór o to, co jest dyskryminacją, a co nie.

Jednak władza święceń to nie jest cała rzeczywistość Kościoła, także jeśli chodzi o sferę odpowiedzialności, zarządzania. Poza tym na święcenia trzeba patrzeć w sposób właściwy – nie od strony władzy, lecz służby. Wszystkie inne zadania i funkcje kobiety mogą w Kościele pełnić. Nie ma z tym żadnego problemu. Aktywność we wspólnocie Kościoła zasadniczo nie wynika bowiem z sakramentu święceń, tylko z sakramentu chrztu! Właśnie tak: z chrztu, a nie z mandatu duchownych! Świeccy (w tym kobiety) nie są w świecie i w Kościele jedynie dla przedłużenia misji duchownych, kiedy ci nie są w stanie sami jej wypełnić…

Czytaj więcej

„Chłopki”: Po cztery klasy i obrazy religijne

Słyszę „nie ma z tym żadnego problemu” i mam przed oczami krytykę, jaka lała się strumieniami na księdza arcybiskupa, kiedy kobiety ustanowił nadzwyczajnymi szafarkami komunii świętej w swojej diecezji.

Problemy pojawiają się czasem tam, gdzie ugruntowany i zastany zwyczaj wystarcza za całą refleksję teologiczną. Jak niepodległości bronimy czegoś, co wcale o niej nie stanowi. Przywiązani do tego, jak „zawsze było”, nie nadążamy za własną teologią – przede wszystkim za myślą soboru.

Nawiązując do ustanowienia szafarek czy takich funkcji, jak akolita, lektor, katechista, to przed soborem były one traktowane jako forma udziału w kapłaństwie hierarchicznym. Po prostu duchowni, wyświęceni szafarze, dzielili się w ten sposób swoją władzą, gdyż nie byli w stanie wypełnić jej wobec wszystkich. Tę aktywność widziano więc jako udział w sakramencie święceń. Sobór wyraźnie podkreślił, że tak nie jest! Świeccy działają w Kościele w oparciu o sakrament chrztu. Nie muszą czerpać upoważnienia od duchownego, który dzielił się z kimś władzą, której sam nie jest w stanie wypełnić. Dlatego odpowiedź na pytanie o to, do czego jest powołana kobieta, jest prosta: Duch Święty ją wzywa, dając jej pewne uzdolnienia (mówiąc językiem św. Pawła: „charyzmaty, posługi i działania”). Obowiązkiem biskupa jest towarzyszyć tej osobie w ich rozeznaniu, potwierdzić, formować ku temu, wzmacniać. I posłać. Koniec.

Mainstreamem jest opinia: wszystkie kobiety mają charyzmat do bycia piękną, bycia matką. I do bezinteresownej pomocy mężczyźnie!

Zdaję sobie sprawę z tego, jaka jest sytuacja, i to nie tylko w Polsce. Trzeba czasu i pracy, żeby z poziomu teologii przejść na poziom życia codziennego. Po prostu trzeba to robić i zmiana się wydarzy. Na pewno.

Kościół krytykuje dyskryminację w wielu swoich dokumentach. Przytoczę przykłady z 1988 r. Jan Paweł II napisał w „Christifideles Laici”, że należy „przemyśleć sprawę udziału kobiet w radach duszpasterskich diecezji i parafii, a także w synodach diecezjalnych i synodach partykularnych”. W tym kierunku zmierza wypowiedź Ojców synodalnych (synod biskupów w 1987 r. nt. powołania i misji świeckich – MB), którzy mówią: „Kobiety winny uczestniczyć w życiu Kościoła, nie podlegając żadnej dyskryminacji, również w procesie konsultacji i wypracowywania decyzji”. W „Mulieris Dignitatem” dodał ważne uzasadnienie zmiany w nauczaniu. Do soboru Kościół źle interpretował opis stworzenia człowieka w Księdze Rodzaju, widząc w słowach Boga o panowaniu mężczyzny nad kobietą Jego wolę. A one padły już po grzechu pierworodnym… Władza nad kobietą jest grzeszna, to straszny skutek upadku w raju. Dalej papież obala zdanie św. Pawła, że mąż ma być głową żony, tak jak Chrystus jest głową Kościoła. Uznał je za uwarunkowane kulturowo. Kościół zdecydowanie mówi „nie” dla ideologii gender, ale i „nie” dla dyskryminacji kobiet. Co z tym w Polsce zrobiono przez ostatnie 35 lat?

Trudno mi odpowiadać za cały Kościół w Polsce…

Kardynał to ma trudno.

Nie wiem, jak i dlaczego jest „w Polsce”. To chyba bardziej pytanie do socjologa religii, a nie do teologa. Dla teologa, tak samo jak dla biskupa, odpowiedź powinna być oczywista. Socjolog bada, analizuje procesy społeczne, stawiając diagnozę problemów.

Myślę, że kiedy atakowane są tradycyjne formy, struktury, ideały, to czasami ich obrona przyjmuje postać radykalną. Troszkę na zasadzie wahadła, które gdy się odchyli za bardzo w jedną stronę, rzadko kiedy trafia potem w równowagę z drugiej. Chyba że po jakimś czasie. W sytuacji ostrego sporu, konfliktu, a taki mamy teraz w kraju, wahadło goni od jednej skrajności do drugiej. To się dzieje kosztem właściwej, powiedziałbym nawet: uczciwej i kompetentnej, analizy tekstów biblijnych. Tekst biblijny nie budzi żadnych wątpliwości, że kobieta i mężczyzna są równi. Różni, ale i równi. Adam na widok Ewy mówi: „ta dopiero jest kością z moich kości, ciałem z mego ciała!” [Księga Rodzaju 2,23]. Nie ma tu stosunku zwierzchności. On jest, ale między Adamem a całą resztą stworzenia.

Który też się zmienia wraz z chrześcijańską ekologią.

W ekologii chodzi przede wszystkim o odpowiedzialność, ale ona wynika z władzy nad stworzeniem. Wciąż wracamy do najprostszych pojęć. W Ewangelii władza wcale nie oznacza dominacji, nadużycia. Przemocy. Ze słowem „władza” mamy wszystkie najgorsze skojarzenia. A powinniśmy patrzeć na to, w jaki sposób Bóg włada światem, bo to On jest pierwowzorem – i źródłem – wszelkiej władzy ludzi. Poczynając od władzy rodzicielskiej, która też bywa nadużywana i przeradza się w przemoc wobec dzieci. To nasz problem, że słowo władza budzi w nas wszelkie możliwe demony.

Władza jest formą odpowiedzialności. Oczywiście, można jej nadużywać i wtedy dzieją się straszne rzeczy, które człowiek robi ze światem stworzonym. Wracając jednak do pierwszej myśli. Adam, z woli Boga, ma władzę nad stworzeniem. Kiedy jednak pojawia się Ewa, odnajduje w niej istotę równą sobie. Równość ta podkreślona jest nawet na poziomie języka, po hebrajsku ich nazwy brzmią: Isz i Isza. Zasadnicze objawienie mówi: mężczyzna i kobieta są sobie równi. Akt stworzenia człowieka jest dopełniony ich wzajemną miłością. Para ludzka jest stworzona na obraz Boga, komunii osób.

Kiedyś obowiązywał nakaz posłuszeństwa kobiety mężowi. Dziś Kościół mówi, że mają być sobie wzajemnie poddani.

Bo to jest relacja miłości, a nie władzy. Grzech pierworodny zerwał relację z Bogiem, ale też dotknął tę, która łączyła kobietę i mężczyznę. Problem dyskryminacji powstaje również dlatego, że my na co dzień zachowujemy się często zupełnie niespójnie z tym, co czytamy w Biblii. Albo czytamy jeden tekst biblijny fundamentalistycznie (dosłownie) – wyrywając go z kontekstu całej Biblii. Tego nie da się w żaden sposób usprawiedliwić. Można jedynie próbować zrozumieć logikę działania. Ktoś broni takich czy innych pozycji, które wydają mu się zagrożone. Uważa, że wyjęcie z muru jednej cegły natychmiast doprowadzi do zwalenia całego budynku. Więc radykalnie stawia opór każdej zmianie.

W debatach, które bardzo często są mocno zideologizowane, bardzo trudno o równowagę w wymianie argumentów, opanowanie i zachowanie zdrowego rozsądku.

Nie wiem, czy to obrona tradycji, ją też traktuje się mocno wybiórczo – z nauką świętych włącznie... Św. Jan Paweł II podkreślał, że sprzeciw kobiet wobec męskiej władzy jest słuszny, tylko nie może zatrzeć różnicy płci. Docenianie kobiecości jest dziś zgodne z feminizmem, dodajmy. Ruch kobiet od około 40 lat sam ją gloryfikuje. Jest nurt, który domaga się etyki troski, czułości i empatii w kulturze. Tradycja Kościoła natomiast to też taki tekst: „kultura i cywilizacja są stechnicyzowane i przepolitykowane. Dlaczego? Bo są zmaskulinizowane”. Trzeba „zharmonizować [wartości męskie i kobiece] do wspólnego działania na różnych odcinkach współczesnego życia, które na skutek przerostu elementów męskich są wynaturzone i prowadzą do okropnych katastrof. Zmaskulinizowana, a przez to wynaturzona cywilizacja współczesna, o formalnie zboczonych przejawach życia, nie jest zdrową cywilizacją”. Autor? Bł. prymas Stefan Wyszyński!

Myślę, że ksiądz kardynał chciał tu powiedzieć, że równość mężczyzny i kobiety powinna się przełożyć na syntezę, a nie na współzawodnictwo. Będziemy się teraz ścigać, kto te same rzeczy lepiej wykona? Równość płci to nie jednakowość, tylko różnorodność. Na szczęście jesteśmy od siebie różni, wiele rzeczy przeżywamy inaczej... Kobieta nie jest klonem mężczyzny – i odwrotnie. Dopiero w ich komunii widać pełne możliwości człowieczeństwa. Bardzo ważne jest jednak to, żeby tych pierwiastków nie wartościować – męski jest lepszy; kobiecy jest lepszy. Bo która z aktywności człowieka jest ważniejsza, która mniej ważna? Jesteśmy różni – i chwała Bogu. Mam świadomość, że terminy charyzmat i posługa należą do języka teologicznego, który może być mało zrozumiały dla osób niewierzących. Chcę tu podkreślić, że różnorodność absolutnie nie musi prowadzić do podziałów, konfliktów. Różnice, które przychodzą od Ducha Świętego, zawsze idą ku jedności. To jest jedna z zasad rozróżniania: co jest z Niego, a co nie. Jeśli różnorodność prowadzi do wojny, nie jest z Ducha Świętego. Jego obecność poznaje się po tym, że różnorodność to jest komunia, jedność i pokój.

Konflikty są na rękę politykom, polaryzują. Na topie są postulaty radykalne, od kapłaństwa kobiet po aborcję na życzenie lub jej absolutny zakaz. Sprzeciw wobec dyskryminacji oznacza niezbędne zmiany w innych obszarach. Przykład – polskie podręczniki do katolickiej nauki społecznej piszą o kobiecie sprzed 100 lat. Królowa ogniska domowego, matka dzieci i… męża. Mężczyzna to taki „z natury egoista”, a wada go predestynuje do sfery publicznej. I ktoś się dziwi, że młodzież nie może się odnaleźć w Kościele?

Powtarzam – nie wolno różnic wartościować. Ja na to patrzę inaczej. Jeżeli kobieta ma wrodzony talent (niezależnie od bycia indywidualnością) do tworzenia relacji, komunikacji, więzi emocjonalnej, dostrzegania konkretnego człowieka, to ona nie ma być z tego powodu wycofana ze sfery publicznej. Tej, gdzie zapadają kluczowe decyzje, dzieją się rzeczy ważne dla wspólnoty, społeczeństwa, państwa czy Kościoła. Przeciwnie. Dzięki niej wymiar publiczny – nazwijmy go szeroko: społeczny, kościelny, państwowy itd. – może uzyskać charakter domowy.

Mówiąc „domowy”, mam na myśli tekst, który niedawno czytałem z młodzieżą na oazie w Rzymie. Byliśmy wtedy w Santa Maria Maggiore (bazylice Matki Bożej Większej), gdzie znajduje się obraz Salus Populi Romani (Ocalenie Ludu Rzymskiego). Przytoczyłem tekst, który papież Franciszek wypowiedział po renowacji obrazu: obecność Maryi w Kościele sprawia, że on staje się domem. Naprawdę nie chodzi o to, żeby Maryję – a za nią każdą kobietę – wyrzucić z Kościoła i zamknąć w domu. Tylko o to, żeby jej obecność, aktywność w przestrzeni publicznej, jaką jest Kościół, nabrała charakteru domowego. Czyli relacji osób. Wielu mężczyzn tego po prostu nie ma – nie ma w takim stopniu, jak mają kobiety. Jeżeli kobiet nie będzie w wymiarze publicznym, wszystko się zmaskulinizuje i przeinaczy, o czym pisał kard. Wyszyński.

Struktura może być racjonalna, uporządkowana, a pozbawiona empatii. Zimna.

Bez kobiet w sferze publicznej Kościół będzie bezduszny, bardzo jednostronny. Będzie wręcz dramatyczny. Kwestię kobiet troszkę właśnie sam przerabiam – też dzięki papieżowi Franciszkowi, który do Dykasterii ds. Biskupów zamianował ostatnio trzy kobiety. W gronie kardynałów, arcybiskupów i biskupów mamy dwie siostry zakonne i jedną panią świecką. Kiedy na zebraniach omawiamy kandydatury biskupów na konkretne miejsca w Kościele, ich głos jest niesłychanie ciekawy. I z reguły jednak trochę inny niż „nasz” – męski.

Czytaj więcej

Opera, szorty i breakdance. Miliony odsłon Jakuba Józefa Orlińskiego

To znaczy?

On jest bardzo mocno spersonalizowany. Mam poczucie troski o każdego z kandydatów. Wypowiedzi pań otwierają nam nieraz oczy na kwestie, których bez nich wcale byśmy nie widzieli. I o to właśnie chodzi.

Mówiąc o wartości domowej, rodzinnej, personalistycznej, którą kobieta ewidentnie ma (mniej nawet istotne, w jakim stopniu to skutek natury, a w jakim wychowania), nie mam na celu wykluczenia jej ze sfery decyzyjnej! Bo nadaje się tylko do troski o bliskich w domu albo chorych, zależnych. Kobieta sprawia, że życie publiczne nabiera bardziej ludzkiego, humanistycznego, osobowego charakteru. Wszyscy chcemy, żeby w świecie społecznym, kościelnym, państwowym ludzie przestali się wreszcie nawzajem zabijać. Silni przestali krzywdzić słabych i bezbronnych.

W encyklice „Casti Connubii” (1930) Pius XI potępił równość, która opiera się na tym, „żeby żona wolna od zajęć domowych przy dzieciach i rodzinie, swoim własnym mogła żyć życiem i również publicznym urzędom i obowiązkom się poświęcać”. To „nienaturalne zrównanie z mężem jest raczej zgubą niewiasty. Zstąpiwszy bowiem z iście królewskiego tronu, w obrębie domu, na który Ewangelia kobietę wyniosła…” itd.

Takie teksty wymagają dogłębnych analiz, a nie interpretacji „na wyczucie”. Trzeba pytać, jaki był zamysł papieża – co tak naprawdę chciał zapisać jako nauczanie na lata, a co stanowi formę wypowiedzi zaczerpniętą z funkcjonujących wówczas relacji i struktur społecznych.

Podręcznik do katolickiej nauki społecznej, wydany przez pewne wydawnictwo diecezjalne w 2007 r., potem drugie (II wydanie) w 2020 r., uczy: „Biorąc pod uwagę, że kobieta nie może się podjąć każdej pracy i jej praca wymaga specjalnych zabezpieczeń (urlopy) – płaca kobiety może być niższa od płacy mężczyzn”. To jest dyskryminacja czy nie?

Oczywiście, że jest. Nie ma nawet o czym mówić. Praca człowieka powinna być opłacana tak, by nie było dyskryminacji ze względu „na płeć, rasę, kolor skóry, pozycję społeczną, język lub religię” (encyklika „Gaudium et Spes”) – tak jak jest ona wykonywana.

Kobieta zostanie kiedyś kardynałem? Bo formalnie chyba może?

Obecny kodeks prawa kanonicznego (Kan. 351, par. 1) określa wyraźnie, iż kardynałów papież „w nieskrępowany sposób” wybiera „spośród mężczyzn, którzy mają przynajmniej święcenia prezbiteratu”. Choć w historii Kościoła zdarzało się, iż kardynałami zostawali świeccy mężczyźni.

Jest więc szansa chociaż dla części świeckich. Reasumując: to, co robią ksiądz arcybiskup i papież Franciszek, jest biblijne, zgodne z aktualnym nauczaniem Kościoła. Nie jest to ani modernizm, ani „genderyzm”.

Większość publicystów już dawno napisała o mnie, że jestem bardzo konserwatywny. Chcę powiedzieć, że to prawda (śmiech). Otwartość w Kościele (funkcjonuje określenie „Kościół otwarty”) to dla mnie przede wszystkim miłosierdzie i ewangelizacja. Wiele razy o tym mówiłem, kiedy mnie pytano o rozmaite rzeczy, które robię. Czy chodzi o ekumenizm, dialog z judaizmem albo islamem, spotkania z młodymi, szafarstwo dla kobiet, nie robię nic innego niż to, czego nauczają aktualni papieże – w jedności z nimi. Nie wyobrażam sobie inaczej Kościoła. Nie jestem człowiekiem, od którego cokolwiek ma się zaczynać. Jestem biskupem, który żyje w jedności z Piotrem.

Czytałem wszystko, co pisał Jan Paweł II, Benedykt XVI, i czytam dziś wszystko, co pisze Franciszek. Jestem przekonany, że ci papieże są w wielkiej syntonii, harmonii. Nie tylko między sobą, ale również z całą tradycją Kościoła. A rolą biskupa – i każdego wiernego – jest słuchać z zaufaniem tego, czego oni nauczają. W ten sposób buduje się Kościół. Wszystkie inne debaty mało mnie obchodzą.

W jakim punkcie znajduje się dziś Kościół powszechny? Jedni krzyczą: głęboki kryzys, inni – największa w dziejach rewolucja. Jak jest?

To nie jest pytanie do mnie. Być może do papieża Franciszka. Nie ma na nie prostej odpowiedzi. Jest Kościół, który bardzo mocno się rozwija. To Kościół w Afryce. Eksploduje powołaniami do kapłaństwa, do życia konsekrowanego. Jest Kościół męczenników, zwłaszcza w Azji. Kościół w krajach azjatyckich, gdzie nie było go przez wiele lat, teraz rośnie. I jest ten europejski, który w wielu obszarach jest Kościołem kryzysującym, ale mam nadzieję, że to jest to, co Franciszek Blachnicki nazywał „kryzysem wzrostu”.

Kryzys jest szansą. Stawia się w nim istotne pytania. Przy kryzysie trzeba się w sposób jasny, konkretny mobilizować ku dobru. Przede wszystkim czytać Ducha Świętego, co On mówi. Bóg nie zostawia nas samych pośrodku problemów. Kościół w Polsce też jest różnorodny; różne są diecezje, parafie. Dzieje się dużo dobra z Ducha Świętego. Trzeba to też widzieć. Na to mieć nastawione receptory, za tym iść. Władzę nad Kościołem ma Duch Święty, czego jesteśmy coraz bardziej świadomi.

Czytaj więcej

Lech Jęczmyk. Science fiction, zen i ks. Popiełuszko

Co zmienia władza Ducha Świętego w tej instytucji?

Istotą darów Ducha Świętego jest miłość. Weźmy dar męstwa. Męstwo nie wynika z tego, że ktoś jest jak Schwarzenegger. Trzeba być jak Maryja, która miała odwagę wejść na Golgotę, a przynajmniej 10 z 11 apostołów jej nie miało. Czego im brakło? Miłości, którą Ona miała do Syna. Wszystkie dary Ducha Świętego mają jeden fundament: miłość do człowieka. Jeśli otwieramy się na Ducha, to jest w nas miłość do ludzi, do których jesteśmy posłani. Bez tego żadne zmiany nie mają sensu.

Abp Grzegorz Ryś (ur. 1964)

Od 2017 r. metropolita łódzki, 9 lipca 2023 r. papież ogłosił jego nominację kardynalską; dr hab. historii, członek Dykasterii ds. Biskupów w Watykanie.

Plus Minus: 17 lipca ksiądz arcybiskup – wraz z grupą uczestników III stopnia oazy z archidiecezji łódzkiej – spotkał się z Franciszkiem podczas prywatnej audiencji. Papież skomentował jakoś nominację, którą ogłosił tydzień wcześniej?

Ojciec Święty przywitał mnie słowem „eminenza”. Ja się uśmiechnąłem, pocałowałem go w rękę. Podziękowałem. Nie było potrzeby dłuższej wymiany myśli. Spytał tylko, czy na pewno będę obecny na synodzie. Powiedziałem, że tak.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi