W debatach, które bardzo często są mocno zideologizowane, bardzo trudno o równowagę w wymianie argumentów, opanowanie i zachowanie zdrowego rozsądku.
Nie wiem, czy to obrona tradycji, ją też traktuje się mocno wybiórczo – z nauką świętych włącznie... Św. Jan Paweł II podkreślał, że sprzeciw kobiet wobec męskiej władzy jest słuszny, tylko nie może zatrzeć różnicy płci. Docenianie kobiecości jest dziś zgodne z feminizmem, dodajmy. Ruch kobiet od około 40 lat sam ją gloryfikuje. Jest nurt, który domaga się etyki troski, czułości i empatii w kulturze. Tradycja Kościoła natomiast to też taki tekst: „kultura i cywilizacja są stechnicyzowane i przepolitykowane. Dlaczego? Bo są zmaskulinizowane”. Trzeba „zharmonizować [wartości męskie i kobiece] do wspólnego działania na różnych odcinkach współczesnego życia, które na skutek przerostu elementów męskich są wynaturzone i prowadzą do okropnych katastrof. Zmaskulinizowana, a przez to wynaturzona cywilizacja współczesna, o formalnie zboczonych przejawach życia, nie jest zdrową cywilizacją”. Autor? Bł. prymas Stefan Wyszyński!
Myślę, że ksiądz kardynał chciał tu powiedzieć, że równość mężczyzny i kobiety powinna się przełożyć na syntezę, a nie na współzawodnictwo. Będziemy się teraz ścigać, kto te same rzeczy lepiej wykona? Równość płci to nie jednakowość, tylko różnorodność. Na szczęście jesteśmy od siebie różni, wiele rzeczy przeżywamy inaczej... Kobieta nie jest klonem mężczyzny – i odwrotnie. Dopiero w ich komunii widać pełne możliwości człowieczeństwa. Bardzo ważne jest jednak to, żeby tych pierwiastków nie wartościować – męski jest lepszy; kobiecy jest lepszy. Bo która z aktywności człowieka jest ważniejsza, która mniej ważna? Jesteśmy różni – i chwała Bogu. Mam świadomość, że terminy charyzmat i posługa należą do języka teologicznego, który może być mało zrozumiały dla osób niewierzących. Chcę tu podkreślić, że różnorodność absolutnie nie musi prowadzić do podziałów, konfliktów. Różnice, które przychodzą od Ducha Świętego, zawsze idą ku jedności. To jest jedna z zasad rozróżniania: co jest z Niego, a co nie. Jeśli różnorodność prowadzi do wojny, nie jest z Ducha Świętego. Jego obecność poznaje się po tym, że różnorodność to jest komunia, jedność i pokój.
Konflikty są na rękę politykom, polaryzują. Na topie są postulaty radykalne, od kapłaństwa kobiet po aborcję na życzenie lub jej absolutny zakaz. Sprzeciw wobec dyskryminacji oznacza niezbędne zmiany w innych obszarach. Przykład – polskie podręczniki do katolickiej nauki społecznej piszą o kobiecie sprzed 100 lat. Królowa ogniska domowego, matka dzieci i… męża. Mężczyzna to taki „z natury egoista”, a wada go predestynuje do sfery publicznej. I ktoś się dziwi, że młodzież nie może się odnaleźć w Kościele?
Powtarzam – nie wolno różnic wartościować. Ja na to patrzę inaczej. Jeżeli kobieta ma wrodzony talent (niezależnie od bycia indywidualnością) do tworzenia relacji, komunikacji, więzi emocjonalnej, dostrzegania konkretnego człowieka, to ona nie ma być z tego powodu wycofana ze sfery publicznej. Tej, gdzie zapadają kluczowe decyzje, dzieją się rzeczy ważne dla wspólnoty, społeczeństwa, państwa czy Kościoła. Przeciwnie. Dzięki niej wymiar publiczny – nazwijmy go szeroko: społeczny, kościelny, państwowy itd. – może uzyskać charakter domowy.
Mówiąc „domowy”, mam na myśli tekst, który niedawno czytałem z młodzieżą na oazie w Rzymie. Byliśmy wtedy w Santa Maria Maggiore (bazylice Matki Bożej Większej), gdzie znajduje się obraz Salus Populi Romani (Ocalenie Ludu Rzymskiego). Przytoczyłem tekst, który papież Franciszek wypowiedział po renowacji obrazu: obecność Maryi w Kościele sprawia, że on staje się domem. Naprawdę nie chodzi o to, żeby Maryję – a za nią każdą kobietę – wyrzucić z Kościoła i zamknąć w domu. Tylko o to, żeby jej obecność, aktywność w przestrzeni publicznej, jaką jest Kościół, nabrała charakteru domowego. Czyli relacji osób. Wielu mężczyzn tego po prostu nie ma – nie ma w takim stopniu, jak mają kobiety. Jeżeli kobiet nie będzie w wymiarze publicznym, wszystko się zmaskulinizuje i przeinaczy, o czym pisał kard. Wyszyński.
Struktura może być racjonalna, uporządkowana, a pozbawiona empatii. Zimna.
Bez kobiet w sferze publicznej Kościół będzie bezduszny, bardzo jednostronny. Będzie wręcz dramatyczny. Kwestię kobiet troszkę właśnie sam przerabiam – też dzięki papieżowi Franciszkowi, który do Dykasterii ds. Biskupów zamianował ostatnio trzy kobiety. W gronie kardynałów, arcybiskupów i biskupów mamy dwie siostry zakonne i jedną panią świecką. Kiedy na zebraniach omawiamy kandydatury biskupów na konkretne miejsca w Kościele, ich głos jest niesłychanie ciekawy. I z reguły jednak trochę inny niż „nasz” – męski.
To znaczy?
On jest bardzo mocno spersonalizowany. Mam poczucie troski o każdego z kandydatów. Wypowiedzi pań otwierają nam nieraz oczy na kwestie, których bez nich wcale byśmy nie widzieli. I o to właśnie chodzi.
Mówiąc o wartości domowej, rodzinnej, personalistycznej, którą kobieta ewidentnie ma (mniej nawet istotne, w jakim stopniu to skutek natury, a w jakim wychowania), nie mam na celu wykluczenia jej ze sfery decyzyjnej! Bo nadaje się tylko do troski o bliskich w domu albo chorych, zależnych. Kobieta sprawia, że życie publiczne nabiera bardziej ludzkiego, humanistycznego, osobowego charakteru. Wszyscy chcemy, żeby w świecie społecznym, kościelnym, państwowym ludzie przestali się wreszcie nawzajem zabijać. Silni przestali krzywdzić słabych i bezbronnych.
W encyklice „Casti Connubii” (1930) Pius XI potępił równość, która opiera się na tym, „żeby żona wolna od zajęć domowych przy dzieciach i rodzinie, swoim własnym mogła żyć życiem i również publicznym urzędom i obowiązkom się poświęcać”. To „nienaturalne zrównanie z mężem jest raczej zgubą niewiasty. Zstąpiwszy bowiem z iście królewskiego tronu, w obrębie domu, na który Ewangelia kobietę wyniosła…” itd.
Takie teksty wymagają dogłębnych analiz, a nie interpretacji „na wyczucie”. Trzeba pytać, jaki był zamysł papieża – co tak naprawdę chciał zapisać jako nauczanie na lata, a co stanowi formę wypowiedzi zaczerpniętą z funkcjonujących wówczas relacji i struktur społecznych.
Podręcznik do katolickiej nauki społecznej, wydany przez pewne wydawnictwo diecezjalne w 2007 r., potem drugie (II wydanie) w 2020 r., uczy: „Biorąc pod uwagę, że kobieta nie może się podjąć każdej pracy i jej praca wymaga specjalnych zabezpieczeń (urlopy) – płaca kobiety może być niższa od płacy mężczyzn”. To jest dyskryminacja czy nie?
Oczywiście, że jest. Nie ma nawet o czym mówić. Praca człowieka powinna być opłacana tak, by nie było dyskryminacji ze względu „na płeć, rasę, kolor skóry, pozycję społeczną, język lub religię” (encyklika „Gaudium et Spes”) – tak jak jest ona wykonywana.
Kobieta zostanie kiedyś kardynałem? Bo formalnie chyba może?
Obecny kodeks prawa kanonicznego (Kan. 351, par. 1) określa wyraźnie, iż kardynałów papież „w nieskrępowany sposób” wybiera „spośród mężczyzn, którzy mają przynajmniej święcenia prezbiteratu”. Choć w historii Kościoła zdarzało się, iż kardynałami zostawali świeccy mężczyźni.
Jest więc szansa chociaż dla części świeckich. Reasumując: to, co robią ksiądz arcybiskup i papież Franciszek, jest biblijne, zgodne z aktualnym nauczaniem Kościoła. Nie jest to ani modernizm, ani „genderyzm”.
Większość publicystów już dawno napisała o mnie, że jestem bardzo konserwatywny. Chcę powiedzieć, że to prawda (śmiech). Otwartość w Kościele (funkcjonuje określenie „Kościół otwarty”) to dla mnie przede wszystkim miłosierdzie i ewangelizacja. Wiele razy o tym mówiłem, kiedy mnie pytano o rozmaite rzeczy, które robię. Czy chodzi o ekumenizm, dialog z judaizmem albo islamem, spotkania z młodymi, szafarstwo dla kobiet, nie robię nic innego niż to, czego nauczają aktualni papieże – w jedności z nimi. Nie wyobrażam sobie inaczej Kościoła. Nie jestem człowiekiem, od którego cokolwiek ma się zaczynać. Jestem biskupem, który żyje w jedności z Piotrem.
Czytałem wszystko, co pisał Jan Paweł II, Benedykt XVI, i czytam dziś wszystko, co pisze Franciszek. Jestem przekonany, że ci papieże są w wielkiej syntonii, harmonii. Nie tylko między sobą, ale również z całą tradycją Kościoła. A rolą biskupa – i każdego wiernego – jest słuchać z zaufaniem tego, czego oni nauczają. W ten sposób buduje się Kościół. Wszystkie inne debaty mało mnie obchodzą.
W jakim punkcie znajduje się dziś Kościół powszechny? Jedni krzyczą: głęboki kryzys, inni – największa w dziejach rewolucja. Jak jest?
To nie jest pytanie do mnie. Być może do papieża Franciszka. Nie ma na nie prostej odpowiedzi. Jest Kościół, który bardzo mocno się rozwija. To Kościół w Afryce. Eksploduje powołaniami do kapłaństwa, do życia konsekrowanego. Jest Kościół męczenników, zwłaszcza w Azji. Kościół w krajach azjatyckich, gdzie nie było go przez wiele lat, teraz rośnie. I jest ten europejski, który w wielu obszarach jest Kościołem kryzysującym, ale mam nadzieję, że to jest to, co Franciszek Blachnicki nazywał „kryzysem wzrostu”.
Kryzys jest szansą. Stawia się w nim istotne pytania. Przy kryzysie trzeba się w sposób jasny, konkretny mobilizować ku dobru. Przede wszystkim czytać Ducha Świętego, co On mówi. Bóg nie zostawia nas samych pośrodku problemów. Kościół w Polsce też jest różnorodny; różne są diecezje, parafie. Dzieje się dużo dobra z Ducha Świętego. Trzeba to też widzieć. Na to mieć nastawione receptory, za tym iść. Władzę nad Kościołem ma Duch Święty, czego jesteśmy coraz bardziej świadomi.
Lech Jęczmyk. Science fiction, zen i ks. Popiełuszko
Tłumacz, felietonista, dżudoka, znawca fantastyki, eksperymentujący z zen student, gorący katolik, odporny na peerelowskie brudy redaktor, ochroniarz ks. Popiełuszki, polityk i przyjaciel wielu. Jak to wszystko zdołało się pomieścić w jednym życiu Lecha Jęczmyka?
Co zmienia władza Ducha Świętego w tej instytucji?
Istotą darów Ducha Świętego jest miłość. Weźmy dar męstwa. Męstwo nie wynika z tego, że ktoś jest jak Schwarzenegger. Trzeba być jak Maryja, która miała odwagę wejść na Golgotę, a przynajmniej 10 z 11 apostołów jej nie miało. Czego im brakło? Miłości, którą Ona miała do Syna. Wszystkie dary Ducha Świętego mają jeden fundament: miłość do człowieka. Jeśli otwieramy się na Ducha, to jest w nas miłość do ludzi, do których jesteśmy posłani. Bez tego żadne zmiany nie mają sensu.
Abp Grzegorz Ryś (ur. 1964)
Od 2017 r. metropolita łódzki, 9 lipca 2023 r. papież ogłosił jego nominację kardynalską; dr hab. historii, członek Dykasterii ds. Biskupów w Watykanie.