Opera, szorty i breakdance. Miliony odsłon Jakuba Józefa Orlińskiego

Zdobył niedawno jedną z najważniejszych nagród w Europie – OPUS Klassik, w lipcu miał premierę w Monachium, we Francji nakręcono o nim film. Kim właściwie jest 32-letni Jakub Józef Orliński?

Publikacja: 28.07.2023 10:00

Jakub Orliński jako Athamas w „Semele” Händla w Staatsoper w Monachium, lipiec 2023

Jakub Orliński jako Athamas w „Semele” Händla w Staatsoper w Monachium, lipiec 2023

Foto: Bayerische Staatsoper/Materiały Prasowe

Na tak postawione pytanie można odpowiedzieć, że ten polski artysta jest kolekcjonerem nagród. Zebrał niemal wszystkie najważniejsze w jego branży: brytyjski laur „Gramophone” jako wyróżniający się młody artysta, polskiego Koryfeusza Muzyki Polskiej, International Opera Award (tzw. operowego Oscara) za najlepszą płytę solową roku. Teraz doszła niemiecka nagroda OPUS Klassik dla śpiewaka roku. Tym wyróżnieniem został uhonorowany zresztą także i rok temu wraz z Capellą Cracoviensis, ale w kategorii: najlepsza produkcja audiowizualna. Do pełnego szczęścia Jakubowi Józefowi Orlińskiemu brakuje statuetki Grammy, ale wszystko jeszcze przed nim, skoro od amerykańskiej Akademii Fonograficznej otrzymał już w poprzednich latach dwie nominacje za udział w nagraniach operowych.

Jest też niezwykle popularny, dawno wyszedł z niszy, w jakiej współczesna kultura zamknęła operowych śpiewaków. Film zrobiony kilka lat temu podczas festiwalu Aix-en-Provence, na którym śpiewa arię Vivaldiego, zebrał na You Tubie ponad 10 milionów odsłon. Ale też Jakub Józef Orliński nie prezentuje się nim jak artysta, który przyszedł z opery, to ktoś, z kimś można się po prostu zaprzyjaźnić.

Okoliczności tego występu były zresztą niezwykłe, o czym sam chętnie opowiada, także w filmie „Music for a While”, jaki nakręciła o nim i zaprezentowała w lipcu telewizja Arte. Poprzedniego wieczoru, gdy z zespołem festiwalowym świętował na bankiecie popremierowym, otrzymał zaproszenie-prośbę o pięciominutowe wejście na żywo następnego dnia w porannej audycji Radio France Musique. – Napisałem do organizatorów, czy jest jakiś dress code, i otrzymałem odpowiedź, że przecież to dla radia – wspomina. – Jak przyszedłem na miejsce, okazało się jednak, że będzie live streaming na Facebooku. Były kamery, wszystko nagrywano. Mój pianista grał z iPada i w japonkach, ja miałem krótkie spodenki i koszulę, całe szczęście, że nie T-shirt. Ale wyszło świetnie, była świetna energię, a nagranie za chwilę poszło w świat, zyskując ponad dwa i pół miliona odsłon na Facebooku.

Dodajmy, że Jakub Józef Orliński to kontratenor. Śpiewacy zaś o tak delikatnym głosie przez lata egzystowali na obrzeżach wielkiej opery.

Czytaj więcej

Paweł Klecki. Filharmonia Narodowa przywraca słuchaczom dzieła wybitnego Polaka

Studiowanie z przeszkodami

W nowoczesnym życiu muzycznym kontratenorzy na dobre zaistnieli od drugiej połowy XX wieku, w Polsce jeszcze później – od trzech, czterech dekad, a początki nie były dla nich łatwe. – Pamiętam jeden z pierwszych swoich recitali w Filharmonii Krakowskiej. Na początku połowa sali się śmiała. Mężczyzna o głosie kobiety był szokiem, dopiero po chwili zaczynała następować zmiana reakcji, aż do pewnej fascynacji – opowiadał mi Artur Stefanowicz, pierwszy polski kontratenor, który zrobił poważną, międzynarodową karierę, a obecnie jest cenionym pedagogiem. Z jego klasy wyszli w ostatnich latach kontratenorzy występujący dziś częściej za granicą niż w Polsce: Kacper Szelążek, Rafał Tomkiewicz, a także specjalizujący się zwłaszcza w muzyce współczesnej Michał Sławecki.

Podobne odczucia o początkach swojej drogi ma też młodszy od Artura Stefanowicza o ćwierć wieku Jakub Józef Orliński: – Kiedy jeszcze studiowałem w Warszawie i nie śpiewałem najlepiej, to czasami były reakcje, których wolałbym nie pamiętać, ale z drugiej strony nie ma co się dziwić, to całkiem naturalne. Jak to się mówi: stoi facet i śpiewa jak kobieta.

Do tego dochodził w Polsce niebagatelny problem: nikt właściwie nie wiedział, jak kształcić takie głosy. – Kiedy zacząłem studia w Poznaniu, byłem traktowany trochę jak baba-dziwo. Na egzaminie po pierwszym roku, gdy już było wiadomo, że przenoszę się do Warszawy, dano mi czwórkę, abym tylko sobie poszedł, choć wcześniej jako baryton otrzymałem na egzaminie najniższą z możliwych ocen – wspomina Artur Stefanowicz. Jego los odmienił szczęśliwy przypadek. Pewnego dnia w poznańskiej uczelni ćwiczył, rozśpiewując się falsetem, i usłyszał go przechodzący korytarzem wspaniały baryton i profesor Jerzy Artysz, który postanowił wziąć go do swojej klasy w Warszawie.

Tego typu doświadczenia miał Jakub Józef Orliński. Do Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie nie został przyjęty, studiował, płacąc za naukę, co rok stając do egzaminu, który umożliwiłby mu bezpłatną naukę. Na szczęście trafił pod opiekę Anny Radziejewskiej, artystki o ogromnej wrażliwości i wyczuciu muzyki różnych epok, od baroku po współczesność. – Była jednym z niewielu sojuszników, jakich miałem, nigdy we mnie nie zwątpiła – wspomina. – Może dlatego, że byłem pracoholikiem, nie wychodziłem z budynku uczelni, właściwie tam mieszkałem. A jak nie ćwiczyłem, to żeby zarobić na życie, pracowałem dla firmy odzieżowej Turbokolor i robiłem reklamy dla różnych firm.

Ważną rolę w jego życiu odegrał amerykański pianista Eytan Pessen pracujący z wokalistami. Poznał go na zajęciach zorganizowanych przez Akademię Operową działającą przy naszej Operze Narodowej. To on pomógł mu w podjęciu studiów w najważniejszej amerykańskiej uczelni Juilliard School w Nowym Jorku. W sieci dużą popularnością cieszy się teraz film z kursów mistrzowskich, podczas których gwiazda Metropolitan Joyce DiDonato udziela porad – nie szczędząc mu przy tym komplementów – Jakubowi Józefowi Orlińskiemu. Kilka lat później spotkali się na scenie Covent Garden w Londynie w przedstawieniach „Theodory” Händla. Zaśpiewali także razem w nominowanej do Grammy „Agrippinie” tego kompozytora.

W przypadku kontratenorów dojrzewanie artystyczne nie polega jednak tylko na kształceniu własnego głosu, ale i na poznaniu siebie. – Psychika odgrywa dużą rolę – uważa Artur Stefanowicz. – Miałem ucznia, który po pewnym czasie zdecydował się jednak na dalsze kształcenie jako baryton. Aby dobrze śpiewać kontratenorem, trzeba myśleć tym głosem, co w wielu przypadkach nie jest proste. Słyszałem różnych mężczyzn mających predyspozycje kontratenorowe, ale rezygnowali. Jesteśmy mężczyznami, mówimy swoimi naturalnymi głosami, wyższymi lub niższymi, i nagle – zaczynając śpiewać – wchodzimy w inny świat.

Poszukiwanie wdzięku i radość muzykowania

Brytyjski artysta Iestyn Davies powiedział kiedyś, że historia słynnych kontratenorów to historia swoistych coming outów. On sam po mutacji zaczął śpiewać basem, ale w pewnym momencie znalazł swój własny głos: – Udało mi się znaleźć dostęp do czegoś tkwiącego głęboko we mnie, emocję, która towarzyszy ci przy śpiewaniu. Poczułem pewnego rodzaju ciepło i bogactwo wypełniające mnie od środka.

Idol Francuzów, Philippe Jaroussky, mówił natomiast w jednym z wywiadów: – My, kontratenorzy, ciągle poszukujemy szczerości. Jesteśmy trochę kłamcami, trochę manipulujemy, targają nami sprzeczności i konflikty, szukamy wdzięku, który ciągle gdzieś ucieka. Szczególnie trudne jest znalezienie stabilnej podstawy – zakotwiczenia głosu we własnym ciele.

Prawdę i szczerość odnalazł w sobie Jakub Józef Orliński, który każdy występ traktuje jak okazję do podzielenia się radością muzykowania. – Uwielbiam ćwiczyć, analizować i uczyć się nowych utworów – podkreśla nieustannie. Śpiewa od dziecka, zaczynał w chórze Gregorianum jako chłopięcy alt. Po mutacji nie rozstał się z zespołem, tylko stał się bas-barytonem, potem kontratenorem, ale dobrze nie wiedział, co to za głos. Eksperymentował. – W zespole Gregorianum zrozumiałem, że muzyka jest dla mnie pokarmem, którego nie będę w stanie zastąpić żadnym innym. Tych wrażeń, jakich doznawałem podczas śpiewania, występowania i wspólnego muzykowania ze znajomymi i nieznajomymi, nie dało się niczym zastąpić – zwierzał się w wywiadzie dla „Ruchu Muzycznego”.

W filmie „A Moment for a While” Francesco Corti, dyrygent międzynarodowego zespołu Il Pomo d’Oro, z którym Polak nagrywa i dużo koncertuje, opowiada o ich występie w Mediolanie: – Baliśmy się, ponieważ wiedzieliśmy, że w tym mieście na koncerty przychodzi bardzo konserwatywna publiczność, która niechętnie ujawnia swoje emocje. Tymczasem sala była pełna, wszyscy reagowali żywiołowo, Orliński mógłby właściwie dla nich śpiewać bez końca.

Mimo ciągle rosnącego zainteresowania kontratenorami muzykolodzy nadal dyskutują, jak właściwie określić ten rodzaj głosu. Czy stanowi on nawiązanie do dawnej sztuki wokalnej kastratów czy raczej zakwalifikować go do męskiego falsetu. Głosy kontratenorów były wykorzystywane w średniowiecznej i renesansowej muzyce polifonicznej, w XVII w. pojawili się u Brytyjczyka Henry’ego Purcella, a z kolei Händel wprowadził w swoich dziełach istotne rozróżnienie. W oratoriach komponował partie dla kontratenorów, nie eksponując ich zbytnio. W operach natomiast obsadzał kastratów, bo uważano wówczas, że dokonuje się w nich połączenie pierwiastków męskiego i żeńskiego, odzyskując odebraną człowiekowi boską jedność. Kastrat był uwodzicielski i pożądany, idealny kandydat na sługę bogini miłości.

Współcześni wykonawcy inaczej patrzą na muzykę baroku, co tak scharakteryzował w wywiadzie Jakub Józef Orliński: – W baroku niby wszystko jest napisane, ale zostaje bardzo wiele miejsca na kreatywność, na pokazanie i zrobienie z danej arii czegoś, co przechodzi przez twoją duszę, co filtrujesz przez siebie. To improwizacja i wyzwolenie, które uwalniam, pisząc swoją ornamentację. Czasami ze spektaklu na spektakl zmieniam ją, dostosowując do kondycji mojego głosu danego dnia. Lubię te zmiany i związane z nimi zmiany, zaskoczenie i ekscytację.

Taki sposób podejścia sprawia, że na estradzie lub scenie zawsze jest spontaniczny i szczery, co doskonale wyczuwa publiczność. Taki też starał się być na swojej ostatniej płycie „Farewells”, dzięki której został teraz uhonorowany w Niemczech tytułem „śpiewak roku”. Tym albumem po raz kolejny wyszedł poza stereotypowy wizerunek kontratenora. Ze swoim stałym partnerem przy fortepianie Michałem Bielem, z którym współpracę rozpoczął jeszcze podczas studiów w Nowym Jorku, nagrał pieśni kompozytorów polskich. Co ciekawe, z najchłodniejszym przyjęciem album ten spotkał się u naszych krytyków. W Europie została inaczej oceniona, choć ta antologia pieśni to dla zagranicznych odbiorców „ziemia nieznana”. Nazwiska takich kompozytorów jak Tadeusz Baird, Henryk Czyż, Paweł Łukaszewski, a nawet Mieczysław Karłowicz nie są im zbyt znane.

Czytaj więcej

Rozpędzony pociąg został zatrzymany

Obecną popularność kontratenorów porównuje się z renesansem lekceważonych przez cały wiek XIX klawesynów, których dźwięk uważano za nikły i mało interesujący. Wraz z rozwojem w czasach nam bliższych, tzw. wykonawstwa historycznego, prób rekonstrukcji brzmień i sposobów interpretacji zbliżonych do autentycznych wykonań w XVII i XVIII w., zrehabilitowano stary klawesyn, a w muzyce wokalnej zrezygnowano z kobiet obsadzanych w rolach pisanych na głosy męskie czy kastratów.

Jednym i drugim instrumentem, jeśli za takowy uznać można również głos kontratenora, bardzo zainteresowali się kompozytorzy współcześni. Role dla takich śpiewaków można odnaleźć w wielu utworach, które powstały w ostatnich kilku dekadach także w Polsce, by wspomnieć choćby twórczość najważniejszego polskiego kompozytora operowego w XXI wieku Aleksandra Nowaka. W „Ahat-ili. Siostrze bogów” do tekstu Olgi Tokarczuk czy w powstałych we współpracy ze Szczepanem Twardochem „Drachu” i „Syrenie” przewidział postaci śpiewające kontratenorem.

W utworach pisanych w naszych czasach kontratenorom często powierza się postaci wyjątkowe, symboliczne, pozbawione realności. W takiej też roli zadebiutował w 2021 roku w nowojorskiej Metropolitan Jakub Józef Orliński. Wcielił się w alter ego Orfeusza – symbol jego niezwykłego talentu – w uwspółcześnionej wersji mitu o Eurydice, który zainspirował młodego amerykańskiego kompozytora Matthew Aucoina. Nagranie jego opery „Eurydice” z udziałem Polaka otrzymało nominację do Grammy.

Miłość zdobywana w tańcu

Kontratenorów bardzo też kreują współczesne media. Są przecież młodzi, atrakcyjni, dalecy od stereotypowego obrazu śpiewaka operowego także i dlatego, że ten typ głosu zużywa się szybciej niż u tenora, barytona, o basach nie wspominając. Dla dzisiejszej kultury masowej kontratenor utożsamia wyimaginowanego, idealnego kochanka, chętnie eksponującego swoje ciało i atrakcyjnego dla obu płci. Jakub Józef Orliński doskonale wpasowuje się w ten pożądany wizerunek. Trudno więc już zliczyć wszystkie okładki kolorowych magazynów, na których się pojawił, czy modowe sesje zdjęciowe.

Jest jednak pewna istotna różnica między nim a innymi artystami. On zawsze pozostaje sobą, jest naturalny i prawdziwy w przeciwieństwie choćby do odkrycia ostatnich sezonów, starannie wystylizowanego i śpiewającego sopranem, rewelacyjnego Brazylijczyka Bruno de Sá. Swą aktywną obecność w mediach tradycyjnych i społecznościowych w sieci wykorzystuje do tego, by zachęcić wszystkich do muzyki.

– Staram się, żeby muzykę klasyczną dostrzegli ludzie w moim wieku albo młodsi – powtarza od dawna. – Na razie mi się to dobrze udaje: na social mediach jest bardzo dużo młodzieży, która mnie obserwuje, ale przede wszystkim liczą się koncerty. Na naszych jest bardzo dużo młodych, nawet takich, co mają po 14–16 lat. Być może przychodzą, bo znają mnie z social mediów, ale co ważne – przychodzą posłuchać, bo są megazainteresowani muzyką. A z nią jest trochę jak z ciuchami vintage – klasyka wróciła jako moda. Barok się zrobił trendy, bo ludzie zaczęli go inaczej wykonywać. A ta muzyka naprawdę potrafi współgrać z emocjami ludzi, bo nadajemy na takich wibracjach, które również ci młodzi czują.

Od innych wyróżnia się czymś jeszcze. To jedyny artysta, który jest śpiewakiem i tancerzem breakdance. W obu tych dziedzinach jego kariera rozwijała się równolegle, taniec był nawet wcześniej, bo dzięki niemu zaczął wyjeżdżać na pierwsze występy. Dziś te proporcje oczywiście się zmieniły, ale ćwiczenia z techniki tanecznej stosuje zawsze przed występem, bo pomagają mu one rozluźnić mięśnie. Zdarza się też, że na koncertach muzyki barokowej, uniesiony atmosferą sali, wykona nagle jakąś ewolucję breakdance’ową. Do podobnego pokazu nie muszą go zachęcać fotoreporterzy, gdy staje na tzw. ściance przy okazji odbierania kolejnej nagrody.

Czytaj więcej

Lang Lang. Wirtuoz fortepianu w świecie popkultury

W niedawnej premierze „Semele” Händla w Staatsoper w Monachium Jakub Józef Orliński występował w roli księcia Athamasa zakochanego w tytułowej bohaterce, córce króla Kadmosa. Nie miał jednak wielkich szans, ponieważ Semele obdarzyła uczuciem samego boga Jowisza. Reżyserujący to przedstawienie Claus Guth wpadł na pomysł, by Athamas, pragnący zwrócić na siebie uwagę Semele, starał się ją oczarować tańcem breakdance. Jak można się było spodziewać, popis polskiego kontratenora bywał przyjęty owacyjnie przez niemiecką publiczność operową.

W sierpniu Jakub Józef Orliński z zespołem Il Pomo d’Oro rusza w kolejną trasę po Europie. A na 6 października Warner Classics zapowiada światową premierę szóstego już projektu Polaka z muzyką wczesnego baroku. Płyta będzie nazywać się „Beyond” i tak jak poprzednie przyniesie wiele odkryć utworów, które przez stulecia nie były wykonywane.

Na tak postawione pytanie można odpowiedzieć, że ten polski artysta jest kolekcjonerem nagród. Zebrał niemal wszystkie najważniejsze w jego branży: brytyjski laur „Gramophone” jako wyróżniający się młody artysta, polskiego Koryfeusza Muzyki Polskiej, International Opera Award (tzw. operowego Oscara) za najlepszą płytę solową roku. Teraz doszła niemiecka nagroda OPUS Klassik dla śpiewaka roku. Tym wyróżnieniem został uhonorowany zresztą także i rok temu wraz z Capellą Cracoviensis, ale w kategorii: najlepsza produkcja audiowizualna. Do pełnego szczęścia Jakubowi Józefowi Orlińskiemu brakuje statuetki Grammy, ale wszystko jeszcze przed nim, skoro od amerykańskiej Akademii Fonograficznej otrzymał już w poprzednich latach dwie nominacje za udział w nagraniach operowych.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Plus Minus
Przydałaby się czystka
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne