22-letnia Marcelina wymarzyła sobie wakacje w Turcji. Przed wyjazdem matka prosi ją, aby wykupiła dodatkowe ubezpieczenie. Dziewczyna jeszcze nie wie, że ubezpieczenie bardzo jej się przyda, choć nie wystarczy, aby przetransportować ją do Polski. Niefortunnie spada bowiem z dachu, gdzie wieczorem relaksowali się turyści. Po 150 dniach od wypadku robi pierwszy krok. Nie wiadomo też, czy odzyska wzrok. Ale przeżyła.

Takiego szczęścia (w nieszczęściu) nie miało rodzeństwo, które na zorganizowanej wycieczce pomyliło szlaki w drodze do wąwozu Samaria w Grecji. Po sześciu dniach odnajduje ich przypadkowy turysta, lecz mimo pomocy umierają z wycieńczenia i odwodnienia. Gdyby przewodnik i rezydent przez dwa dni nie okłamywali wszystkich, rodzeństwo mogłoby przeżyć.

Czytaj więcej

„Kryształowe Pióra”. Dziennikarki „Rzeczpospolitej” nagrodzone w konkursie

Więcej tragicznych historii ku przestrodze kolejnych wczasowiczów zebrało małżeństwo dziennikarzy Magda i Piotr Mieśnik w książce „Śmierć all-inclusive”. Pokazują tam, jak pozornie błahe decyzje lub wydarzenia mogą doprowadzić do dramatycznych serii zdarzeń w cieniu palm i słonecznych krajobrazów. Brak pełnego ubezpieczenia, nieznajomość przepisów, źle zorganizowane wycieczki, bariery językowe, urlopy polskich służb dyplomatycznych i zmniejszona czujność turystów to tylko część przyczyn wakacyjnych tragedii.

Co ciekawe, autorzy na pomysł książki wpadli, odpoczywając w Egipcie. Zaledwie dwa hotele od miejsca, w którym zginęła sześć lat temu turystka z Dolnego Śląska w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach.