Asad rozgrzeszony. Syryjski dyktator wraca na salony

Prezydent Syrii Baszar Asad, mimo potwornych zbrodni, jakich dokonał, po latach izolacji wraca na salony. Jego rehabilitacja to z jednej strony oznaka słabnącej pozycji Zachodu w regionie, a z drugiej ukłon w stronę dyktatorów takich jak Putin.

Publikacja: 23.06.2023 07:00

Dotychczasowi arabscy przeciwnicy Baszara Asada stawiają dziś na współpracę z Syrią. Ale to Iran był

Dotychczasowi arabscy przeciwnicy Baszara Asada stawiają dziś na współpracę z Syrią. Ale to Iran był jednym z nielicznych krajów, które wspierały rząd w Damaszku podczas wojny domowej, co tylko umocniło więzi między oboma krajami. W maju Asad spotkał się z prezydentem Iranu Ibrahimem Raisim (z lewej)

Foto: Iranian Presidency/AFP

Dzisiaj mamy szansę na zmianę światowego porządku, który stał się zdominowany przez Zachód. […] To historyczny moment na przebudowanie naszych stosunków tak, by jak najmniej wpływał na nie Zachód” – podkreślał Baszar Asad, zwracając się do liderów państw arabskich siedzących w ogromnej sali konferencyjnej w saudyjskiej Dżeddzie. Syryjski dyktator wyglądał na odprężonego i zadowolonego z siebie. W pewnym momencie spojrzał na gospodarza spotkania, następcę saudyjskiego tronu księcia Mohammeda bin Salmana, i z pewnością siebie dodał, że ma nadzieję na to, że „to początek nowej fazy arabskiej solidarności oraz działań na rzecz pokoju w regionie, rozwoju oraz prosperity zamiast wojny i destrukcji”. Gdy zakończył przemówienie, większość przywódców krajów biorących udział w szczycie Ligi Państw Arabskich zaczęła klaskać. W ten sposób 19 maja 2023 roku, po 12 latach izolacji i ostracyzmu, syryjski dyktator, który utopił swój kraj we krwi, wrócił na polityczne salony. Rehabilitacja „rzeźnika z Damaszku” to nie tylko policzek dla tysięcy zabitych i milionów przesiedlonych Syryjczyków. Może ona nieść ze sobą także znacznie poważniejsze konsekwencje.

Czytaj więcej

Rasistowskie marzenie o białej Rodezji

Korzyść z trzęsienia

Pierwszym arabskim krajem, który przełamał regionalną i międzynarodową izolację Damaszku, trwającą od 2011 roku, były Zjednoczone Emiraty Arabskie (ZEA). W 2018 roku, gdy siły Baszara Asada strzelały i gazowały cywilów, Abu Zabi postanowiła ponownie otworzyć swoją ambasadę w Syrii. – ZEA to silny kraj z dużymi wpływami, ale bez tak ogromnego znaczenia w świecie islamskim jak Arabia Saudyjska. Dlatego też mogą działać szybko, podejmować niepopularne decyzje i przecierać szlak Saudom oraz innym państwom – mówi „Plusowi Minusowi” Hussein Ibish, znany analityk ds. Bliskiego Wschodu z waszyngtońskiego think tanku Arab Gulf States Institute.

ZEA wyciągnęły rękę do Damaszku z obawy przed rosnącą pozycją Turcji zwalczającej Asada oraz z powodu niechęci do antyrządowych ruchów i rewolucji. W ich ślady poszli inni. Próbę ocieplenia relacji z syryjskimi władzami podjęły m.in. Egipt, Oman oraz Jordania. W rozmowie z portugalskimi mediami egipski prezydent Abdel Fattah as-Sisi przyznał, że Kair dostarcza Asadowi pomoc wojskową. W 2019 roku omański minister spraw zagranicznych odwiedził Damaszek, gdzie dyskutował o relacjach między oboma krajami. Dwa lata później jordański król Abdullah II po raz pierwszy od dekady rozmawiał przez telefon z Asadem. Kilka miesięcy później Bahrajn zdecydował się na ponowne mianowanie ambasadora w Damaszku, a syryjskie linie lotnicze wznowiły loty do Manamy. Z kolei Algieria ogłosiła, że Syria powinna wrócić do Ligi Państw Arabskich. Wówczas ten apel nie spotkał się jeszcze z masowym poparciem. Wszystko zmieniło się jednak na początku tego roku.

W lutym Turcję i Syrię nawiedziło potężne trzęsienie ziemi. Szacuje się, że w wyniszczonym wojną kraju życie straciło ponad 8 tys. osób. Jak pisze Atlantic Council, kryzys humanitarny, do jakiego doprowadziła ta katastrofa, posłużył państwom arabskim oraz Asadowi za pretekst do normalizacji stosunków dyplomatycznych. Nagle rozdzwoniły się telefony na biurku dyktatora. Z wyrazami wsparcia dzwonili do niego przywódcy Iraku, Egiptu, Jordanii i Bahrajnu. Krótko po trzęsieniu do Damaszku przylecieli szefowie dyplomacji ZEA i Jordanii. W ślad za nimi pojawił się egipski minister spraw zagranicznych Sameh Shoukry, pierwszy tak ważny przedstawiciel Kairu w Syrii od dziesięciu lat. Do syryjskiej stolicy przybyła też delegacja parlamentów Iraku, Jordanii, Palestyny, Libanu, Egiptu oraz ZEA.

Największa zmiana dotyczyła zdecydowanie wrogiej do tej pory Arabii Saudyjskiej. Jedno z najważniejszych państw arabskich, przez lata wspierających antyasadowskie ugrupowania, wysłało do Syrii konwoje oraz samoloty z ponad 80 tonami żywności i leków. W kwietniu syryjska delegacja po raz pierwszy od wybuchu wojny w 2011 roku przyleciała do Rijadu. Podczas rozmów obie strony uzgodniły przywrócenie relacji konsularnych oraz ponowne otwarcie połączeń lotniczych. Kilka dni później doszło do rewizyty. Saudyjski minister spraw zagranicznych w rozmowie z Asadem podkreślił, że jego kraj szuka dróg dialogu z Syrią.

W maju królestwo ponownie otworzyło swoją ambasadę w Damaszku. Rehabilitacja syryjskiego dyktatora nabrała rozpędu. Kilka dni później podczas posiedzenia ministrów krajów członkowskich Ligi Państw Arabskich zdecydowano o przywróceniu Syrii miejsca w organizacji, które utraciła ponad dekadę temu. Mimo że nie wszystkie kraje arabskie były gotowe na taki krok, Rijad je do tego przekonał. Co więcej, na fali tej odwilży ZEA ogłosiły, że zapraszają Asada na szczyt klimatyczny COP28, który ma się odbyć pod koniec tego roku. Jeśli „rzeźnik z Damaszku” tam pojedzie, będzie przebywał w jednym pomieszczeniu m.in. z Joe Bidenem czy Emmanuelem Macronem. 19 maja doszło do wspomnianego już szczytu w Dżeddzie, gdzie osobiście pojawił się Baszar Asad. Powitano go tam z honorami, a gospodarz z uśmiechem na ustach wyściskał i ucałował. Syryjski dyktator czuł się zresztą w Dżeddzie jak w domu. Kamery zarejestrowały, jak rozmawia i żartuje sobie z kilkoma arabskimi liderami. Tym samym, nie ponosząc żadnej kary za zbrodnie, których przez lata dopuszczał się jego reżim, Asad został rozgrzeszony. I to przez tych, którzy często wspierali walczących z nim Syryjczyków.

Barbarzyństwo bez granic

Gdy obiecujący młody okulista Baszar Asad w 2000 roku obejmował władzę, skonsolidowaną w rękach rodziny przez jego zmarłego ojca Hafeza, nie spodziewał się, że już za kilka lat stanie przed masowym buntem społecznym. W marcu 2011 roku na fali Arabskiej Wiosny na ulice syryjskich miast zaczęły wychodzić tysiące ludzi. Mieli dość wysokiego bezrobocia, korupcji, braku perspektyw oraz autorytarnych rządów. Jak przed laty pisali dziennikarze „Guardiana”, w jednej z rezydencji w willowej dzielnicy Damaszku doszło wówczas do spotkania, w którym uczestniczyli matka Asada, Anisa, jego brat Mahir oraz siostra Buszra. To na nim rodzina miała zdecydować, jak odpowiedzieć na rozruchy. Choć nie wiadomo, jaki dokładnie miało przebieg, można się domyślać, którą opcję wybrali Asadowie. W połowie marca wojsko otworzyło ogień do protestujących, których rządowa propaganda nazwała „sponsorowanymi z zagranicy terrorystami”.

Brutalna reakcja władz tylko zaogniła sytuację. Demonstracje wybuchały w kolejnych miastach, a protestujący coraz częściej sami sięgali po broń. Rozpoczęły się walki, które szybko przerodziły się w wojnę domową. W całej Syrii zaczęły powstawać dziesiątki ugrupowań rebelianckich. Nie minęło wiele czasu, gdy w konflikt zaangażowali się aktorzy zagraniczni, którzy wysyłali walczącym stronom pieniądze, broń oraz bojowników. Po stronie Asada zdecydowanie stanęły Iran i kontrolowane przez niego szyickie milicje. Z kolei większość państw arabskich, w mniejszym czy większym stopniu, popierała antyasadowską opozycję. Z chaosu, który ogarnął Syrię, skorzystały radykalne islamskie ugrupowania, na czele z Państwem Islamskim, które zajęły część kraju.

Do 2015 roku szala zwycięstwa przechylała się na stronę rebeliantów, ale interwencja Rosji zmieniła bieg wojny, Asad zaś powoli zaczął odzyskiwać kolejne tereny. – Ten konflikt od 2017 roku przestał mieć charakter wojny domowej centralnej, gdzie walka toczy się o kontrolę nad stolicą. Zmienił się za to w wojnę domową peryferyjną, w której walki toczą się na obrzeżach państwa – tłumaczy w rozmowie z „Plusem Minusem” dr Łukasz Fyderek, ekspert ds. Bliskiego Wschodu z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Obecnie wojska Asada kontrolują większą część Syrii, a jego władza nie jest zagrożona. By to osiągnąć, dyktator nie cofał się przed żadnym barbarzyństwem. Z jego polecenia armia strzelała do cywilów, w tym dzieci, niszczyła szpitale i równała z ziemią całe miasta. W 2013 roku świat obiegły informacje o ataku chemicznym, do którego doszło w Ghucie na przedmieściach Damaszku. Jak potem ustalili eksperci ONZ i Stanów Zjednoczonych, wojska Asada ostrzelały miasto pociskami rakietowymi z sarinem. W mediach pojawiły się wówczas zdjęcia zagazowanych kilkuletnich dzieci. W 2017 roku lotnictwo zbombardowało z wykorzystaniem broni chemicznej kontrolowane przez rebeliantów miasteczko Chan Szajchun. Rok później żołnierze zrzucili z helikoptera pociski wypełnione chlorem na miasto Douma. Udusiło się ponad 70 osób, w tym dzieci. Łącznie takich ataków miało być ponad sto.

Inną „ulubioną” metodą mordowania, stosowaną przez żołnierzy Asada, były tzw. bomby beczkowe. Wypełnione olejem albo gazem butle, dodatkowo zawierające małe metalowe fragmenty, były najczęściej wyrzucane z pokładów helikopterów. Ludzi ranił i zabijał nie tylko sam wybuch, ale także metalowe odłamki rozrzucane na odległość kilkudziesięciu metrów. Siły rządowe miały spuścić 82 tys. takich bomb.

Szacuje się, że w trakcie wojny syryjskie służby uprowadziły, więziły i bestialsko torturowały ponad 100 tysięcy osób. Łącznie przez dekadę wojny zginąć miało ok. 500 tys. ludzi, z czego ponad 30 tys. to dzieci. Brutalne działania reżimu Asada zmusiły 14 milionów Syryjczyków, połowę populacji kraju, do opuszczenia swoich domów. Z tej liczby 6 milionów uciekło za granicę. Część próbowała dostać się do Europy, a inni trafili do obozów dla uchodźców w Libanie, Jordanii i Turcji, gdzie żyją do dziś. Zbrodnie wciąż mają miejsce. – Obecnie w północno-zachodniej Syrii trwają bombardowania ludności cywilnej, a dziesiątki tysięcy ludzi jest arbitralnie przetrzymywanych w więzieniach – przypomina w rozmowie z „Plusem Minusem” Sara Hashash, rzeczniczka organizacji humanitarnej The Syria Campaign.

Czytaj więcej

Nowa generacja leków na otyłość. Ryzykowny przełom?

Arabska Realpolitik

Rehabilitacja „rzeźnika z Damaszku” nie wynika bynajmniej z wielkiej miłości, jaką darzą go państwa arabskie. Stoją za nią zimna kalkulacja i partykularne interesy, szczególnie Arabii Saudyjskiej. Jak zauważa magazyn „Foreign Affairs”, książę Mohammed bin Salman skupia swoją uwagę na megalomańskich planach modernizacji królestwa i dlatego zależy mu na większej stabilności w regionie. To motywowało jego decyzję, by ograniczyć rywalizację z Iranem i Turcją oraz zmniejszyć saudyjskie zaangażowanie w regionalne konflikty.

Zaproszenie Asada do Ligi Państw Arabskich również jest częścią tej strategii. – To pewien proces arabskiej Realpolitik. Państwa regionu, gdy dostrzegły, że Asada nie udało się pokonać, uznały, że trzeba z nim rozmawiać. Również po to, by równoważyć wpływy Iranu. Syria do tej pory była mocno zakorzeniona w obozie proirańskim, ale arabscy politycy chcą zmienić ten stan rzeczy. Żeby do tego doprowadzić, trzeba jednak prowadzić dialog z Damaszkiem. Poza tym pamiętajmy, że Liga Państw Arabskich to w większości reprezentacja dyktatur i rządów autorytarnych, stąd ponowne przyjęcie kolejnego nie robi im aż takiej różnicy – zauważa dr Fyderek.

Część ekspertów częściową winą za rehabilitację Asada obarcza też Zachód i brak zdecydowanej reakcji na syryjskie zbrodnie. Państwa arabskie przyglądały się uważnie, jak prezydent Barack Obama mówił w 2013 roku o „czerwonych liniach”, gdy Damaszek użył broni chemicznej, po czym nic w tej sprawie nie zrobił. Ocenę zachodnich działań pogorszyła jeszcze decyzja Donalda Trumpa z 2019 roku o wycofaniu amerykańskich żołnierzy z północy Syrii.

Według „Foreign Affairs” Arabowie mają również za złe brak działań Stanów Zjednoczonych wobec proirańskich milicji w całym regionie. – Państwa arabskie mają swoje interesy w Syrii, dlatego musiały znaleźć jakiś sposób na ich realizację. Nie mogą polegać na Stanach Zjednoczonych, Turcji czy Izraelu. Nie chcą albo nie mogą też dalej angażować się militarnie. Pozostały im więc dwa wyjścia. Albo rozwijać swoje wpływy poprzez politykę i handel, albo całkowicie wycofać się z Syrii i zostawić ją innym. Zdecydowały się obrać pierwszy kurs, co wymagało rehabilitacji reżimu – mówi Ibish.

Jak pisze „The Washington Post”, kolejne ustępstwa na rzecz Asada wynikają również z tego, że administracja Joe Bidena praktycznie nie protestowała przeciwko nim i nie dość skutecznie egzekwowała sankcje nałożone na kraje wspierające dyktatora.

Obarczanie winą Zachodu za niesłuszne uważa dr Fyderek. – Jego wpływ na konflikt syryjski nie był za duży. Państwa Zachodu, a szczególnie Stany Zjednoczone, stanęły przed wyborem, co jest bardziej tragiczne: interwencja, jak ta w Iraku, która zniszczyła cały kraj, czy nieinterweniowanie i działanie poprzez inne metody. Retoryka obwiniania Zachodu jest wśród krajów arabskich obecna od dawna. Niezależnie od tego, co zrobi Zachód, jest kozłem ofiarnym i wymówką – podkreśla ekspert.

Powrót Asada na salony nie bez przyczyny odbywa się w czasie, gdy trwa wojna w Ukrainie. „Foreign Affairs” przypuszcza, że Zachód nie będzie się zdecydowanie opierał rehabilitacji, ponieważ jest pochłonięty sytuacją na ukraińskim froncie i nie chce komplikować relacji z bogatymi monarchiami Zatoki Perskiej. Szczególnie, że o ich względy zabiega i Rosja, i Chiny.

Moskwa w 2018 roku rozpoczęła zresztą szeroko zakrojoną kampanię mającą na celu legitymizację Asada. – Wiele państw w regionie z uwagą śledzi to, jak toczy się wojna w Ukrainie, i stara się przywrócić równowagę w relacjach z Chinami i Rosją, żeby nie być postrzeganym jako narzędzie Stanów Zjednoczonych – mówi „Plusowi Minusowi” Qutaiba Idlbi, analityk ds. Syrii z think tanku Atlantic Council. O stosunku Rijadu i innych krajów arabskich do rosyjskiego najazdu na Ukrainę dużo mówi fakt, że na szczyt, na którym ciepło witano „rzeźnika z Damaszku”, zaproszono również prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który apelował o pomoc i mówił o zbrodniach Kremla.

Wreszcie, co nie mniej ważne, na rehabilitację Asada wpływ miał on sam. Przez lata trwania wojny Syria stała się centrum produkcji narkotyków, szczególnie captagonu, nazywanego „kokainą dla ubogich”. Dyktator wykorzystywał go, podobnie jak uchodźców uciekających do sąsiednich krajów, jako środek nacisku. Obiecywał, że w zamian za pomoc rozwiąże problemy, które sam stworzył. – Kraje arabskie wierzą, że normalizacja stosunków z Asadem ułatwi im odesłanie syryjskich uchodźców z powrotem do ojczyzny. Mają też nadzieję zawrzeć z nim układ, który pomoże powstrzymać napływ captagonu do całego regionu – tłumaczy Hashash.

Zmiażdżone nadzieje

Powrót na salony „rzeźnika z Damaszku” niesie ze sobą wiele regionalnych, ale także globalnych konsekwencji. Przede wszystkim odczuje je sam zainteresowany. Rehabilitacja umocni tylko u Baszara Asada poczucie bezkarności i przekonanie, że dalej może mordować. Ułatwi mu także legitymizowanie swojej władzy. Według doniesień France24, liderzy syryjskiej opozycji już ogłosili, że są gotowi wznowić martwe od 2018 roku negocjacje z Damaszkiem.

Zdaniem ekspertów dyktator wykorzysta zbliżenie z innymi państwami arabskimi, by wzmocnić swoją międzynarodową pozycję. Jak pisze „Foreign Affairs”, podczas rozmów z regionalnymi liderami Asad i jego ministrowie mieli prosić, by ci lobbowali na Zachodzie na rzecz złagodzenia sankcji. Według ustaleń „Bloomberga” Arabia Saudyjska i ZEA już mają prowadzić w tej sprawie rozmowy z kilkoma europejskimi krajami. – Niewykluczone, że będzie się starał doprowadzić do wycofania tureckich wojsk z północy Syrii. Dla Turcji ta operacja jest obciążeniem i w zamian za pewne ustępstwa Ankara może się na to zgodzić. W grę może wchodzić jakaś autonomia tych terenów i zajęcie się kwestią kurdyjską – mówi dr Fyderek.

Asad liczy również na znaczną pomoc finansową ze strony państw regionu. I choć według ekspertów może być ona ograniczona z powodu sankcji, to są sposoby, by choć częściowo je obejść. Zdaniem dziennikarzy CNN pomoc może być przekazywana np. za pomocą organizacji humanitarnych. Oczywiście, pieniądze zamiast trafiać do najbardziej potrzebujących zasilą konta dyktatora.

Sytuacja może się zmienić, jeśli Stany Zjednoczone przyjmą ustawę, zaproponowaną przez kilku kongresmenów, zaostrzającą kary za inwestowanie w Syrii. Przynajmniej część państw arabskich nie będzie chciało się narażać na utratę petrodolarów ulokowanych w zagranicznych funduszach. Pewne jest jedno: rehabilitacja Asada nie poprawi losu milionów syryjskich uchodźców, którzy cały czas boją się wrócić do domu. – Obecnie kraj jest zrujnowany i nie da się tego naprawić. Uchodźcy do niego nie wrócą, a ci, co zostali w ojczyźnie, żyją w ekstremalnych warunkach. Tylko prawdziwa polityczna zmiana może zapoczątkować proces odbudowy, ale zwycięski Asad do tego nie dopuści – mówi „Plusowi Minusowi” Emile Hokayem, dyrektor programu bliskowschodniego w International Institute for Strategic Studies.

Powrót Asada na salony to także uderzenie w Zachód, który przez lata potępiał dyktatora, nakładał na niego sankcje i starał się go izolować. Teraz państwa regionu pokazały wprost, że nie bardzo liczą się ze zdaniem Stanów Zjednoczonych czy Unii Europejskiej. – Rehabilitacja jest sprzeczna z dotychczasową agendą Zachodu, że konflikt syryjski może się zakończyć tylko na drodze politycznych rozwiązań. To, że do niej doszło, pokazuje niezdolność zachodnich państw do zjednoczenia się, by do tego nie dopuścić. Zachód jest w odwrocie przechytrzony przez Iran i pomijany przez arabskich partnerów. Jego wiarygodność ucierpiała – zauważa Hokayem.

Według dziennikarzy tygodnika „Economist” przypadek Asada pokazuje też, że sankcje nakładane przez Stany Zjednoczone nie odnoszą pożądanych skutków, a inne państwa po prostu je ignorują i utrzymują relacje z krajami, na których ciążą restrykcje. Dotyczy to m.in. Afganistanu, Wenezueli czy Zimbabwe.

Czytaj więcej

Jak księgowa Putina stabilizuje rosyjską gospodarkę

Na osłabieniu Zachodu korzystają z kolei Rosja i Iran, które dzięki Syrii zyskują większe wpływy w regionie. Rozgrzeszenie Asada oznacza też osłabienie międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości. – Rozliczenie zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych przez syryjski reżim będzie jeszcze trudniejsze w obliczu malejącej woli politycznej, by to uczynić, i dążeń do normalizacji. Bez procesu sądowego lub przynajmniej wysiłków na rzecz prawdy i pojednania trudno jest wyobrazić sobie trwały pokój. Państwa zaangażowane w obronę prawa człowieka i demokracji muszą podwoić wysiłki na rzecz sprawiedliwości dla syryjskich ofiar i ocalałych – mówi „Plusowi Minusowi” Gissou Nia, prawniczka z Iran Human Rights Documentation Center.

Wreszcie rehabilitacja Asada to jasny znak dla dyktatorów na całym świecie. – To wiadomość, że mogą popełnić przerażające zbrodnie i łamać prawo międzynarodowe bez ponoszenia odpowiedzialności – podkreśla Hashash. Wystarczy tylko odpowiednio brutalnie zdławić opór. – Przez ostatnią dekadę Asad podniósł poprzeczkę akceptowalnych represji bardzo wysoko. Lekcja z Syrii jest jedna: nie ma ograniczeń – dodaje Idlbi. Władimir Putin musi być wyjątkowo zadowolony z takich wniosków.

Dzisiaj mamy szansę na zmianę światowego porządku, który stał się zdominowany przez Zachód. […] To historyczny moment na przebudowanie naszych stosunków tak, by jak najmniej wpływał na nie Zachód” – podkreślał Baszar Asad, zwracając się do liderów państw arabskich siedzących w ogromnej sali konferencyjnej w saudyjskiej Dżeddzie. Syryjski dyktator wyglądał na odprężonego i zadowolonego z siebie. W pewnym momencie spojrzał na gospodarza spotkania, następcę saudyjskiego tronu księcia Mohammeda bin Salmana, i z pewnością siebie dodał, że ma nadzieję na to, że „to początek nowej fazy arabskiej solidarności oraz działań na rzecz pokoju w regionie, rozwoju oraz prosperity zamiast wojny i destrukcji”. Gdy zakończył przemówienie, większość przywódców krajów biorących udział w szczycie Ligi Państw Arabskich zaczęła klaskać. W ten sposób 19 maja 2023 roku, po 12 latach izolacji i ostracyzmu, syryjski dyktator, który utopił swój kraj we krwi, wrócił na polityczne salony. Rehabilitacja „rzeźnika z Damaszku” to nie tylko policzek dla tysięcy zabitych i milionów przesiedlonych Syryjczyków. Może ona nieść ze sobą także znacznie poważniejsze konsekwencje.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi