Polityka Watykanu jest sprzeczna z interesem Polski

Powiedzmy to sobie jasno: geopolityczna strategia Watykanu jest sprzeczna z interesami Europy Środkowej i Wschodniej. Nasza dyplomacja oraz polscy katolicy muszą mieć tego świadomość i wyciągnąć wnioski.

Publikacja: 02.06.2023 10:00

Na spotkaniu 12 maja w Watykanie papież Franciszek zapewnił, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by p

Na spotkaniu 12 maja w Watykanie papież Franciszek zapewnił, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by pomóc w sprawie ukraińskich dzieci wywiezionych z okupowanych terenów przez Rosjan. Ale jednocześnie Wołodymyr Zełenski zdecydowanie odrzucił papieski projekt pokoju i watykańskie mediacje

Foto: AFP PHOTO / VATICAN MEDIA

W Watykanie bez zmian. Od początku wojny minęło już niemal półtora roku, Rosjanie dopuścili się niewątpliwych zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko cywilom i jasno wskazali, że nie interesuje ich pokój, tylko zagrabienie cudzych terytoriów. To jednak w najmniejszy sposób nie wpłynęło na politykę i myślenie Watykanu oraz samego papieża Franciszka.

Owszem, papież po wielu miesiącach wydusił z siebie, że wojnę rozpoczęli Rosjanie, ale to wcale nie oznacza, że on i jego współpracownicy zrewidowali swoje pacyfistyczne założenia, swój wyidealizowany obraz Rosji. Albo że zaprzestali działań politycznych, które niezależnie od intencji służą głównie państwu Putina. Najlepszym tego dowodem jest najnowsza, poprzedzona serią wywiadów i spotkań „inicjatywa pokojowa”, na której czele postawił Franciszek kardynała Matteo Zuppiego.

Czytaj więcej

Franciszek dowartościowuje namiętność w miłości. A to nie koniec rewolucji

Misja, o której nikt nie wie

Ten nowy etap papieskiego zaangażowania rozpoczął się w Budapeszcie, podczas pielgrzymki papieskiej na Węgry. Symboliczne jest to, że papież nie udał się ani do Kijowa (tam nie poleci, jak sam mówi, dopóki nie zaproszą go też do Moskwy, co w istocie oznacza, że nie poleci do stolicy Ukrainy nigdy), ani do Warszawy (choć prezydent Andrzej Duda zaprosił go już na początku inwazji), ani nawet do Pragi, tylko właśnie do Budapesztu. Inne niż czysto polityczne wyjaśnienie tej decyzji nie istnieje, bowiem Węgry nie są ani liderem w pomaganiu uchodźcom z Ukrainy, ani nie odgrywają szczególnej roli w polityce globalnej, ani nie są krajem nadzwyczaj religijnym. Jedyną ich zasługą – z perspektywy papieskiej – jest to, że zajmują analogiczną wobec wojny w Ukrainie, raczej prorosyjską postawę. I już tylko to trzeba traktować jako sygnał jednoznaczny.

Kolejne tygodnie przyniosły zaś potwierdzenia tego kierunku. Zaczęło się od informacji podanej przez Franciszka o tajnej misji pokojowej Watykanu, która już trwa, ale której jeszcze nie ujawniono. Moskwa i Kijów natychmiast zdementowały zaskakującą wypowiedź papieską i poinformowały, że w żadnych rozmowach nie biorą udziału. Kilkanaście dni później doszło jednak do spotkania Franciszka z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim, ale i ono przyniosło raczej potwierdzenie dotychczasowej linii Stolicy Apostolskiej aniżeli jakikolwiek przełom.

Owszem, w trakcie spotkania padły wyrazy wdzięczności Ukrainy za watykańskie wsparcie humanitarne, a także prośba, by papież pomógł w odzyskaniu uprowadzonych przez Federację Rosyjską ukraińskich dzieci. Papież zapewnił, że Stolica Apostolska zrobi wszystko, co w jej mocy, by sprawę tę załatwić, ale równocześnie prezydent Ukrainy zdecydowanie odrzucił papieski projekt pokoju i watykańskie mediacje. „Zachowując cały szacunek dla Jego Świątobliwości, nie potrzebujemy mediatorów, potrzebujemy sprawiedliwego pokoju” – mówił Zełenski po spotkaniu w programie „Porta a porta” włoskiej telewizji RAI. „Nie można rokować z Putinem, żaden kraj na świecie nie może tego zrobić” – dodał.

Trudno o bardziej jednoznaczne stwierdzenie, że nie tylko mediacje Watykanu zostały odrzucone, ale też to, czego w istocie dotyczył papieski pomysł: rozmowy, ustępstw, zmiany granic. Jednym słowem Franciszek przedstawił Ukrainie – co niemal wprost wynika z wypowiedzi Zełenskiego – plan pokojowy przypominający ten chiński, który na rękę jest jedynie Putinowi.

Te słowa były, nie ma co ukrywać, ostre, a włoskie media podkreślały, że papież jest oburzony postawą ukraińskiego przywódcy. I choć Biuro Prasowe Watykanu przekonywało, że wcale tak nie jest, to wywiad, jakiego udzielił Franciszek kanałowi Telemundo, pokazuje, że papież z rozmów zadowolony nie był. „Ukraińcy nie marzą tak bardzo o negocjacjach pokojowych, bo blok ukraiński jest tak naprawdę bardzo silny: cała Europa, Stany Zjednoczone. Innymi słowy, mają bardzo dużą siłę” – mówił Franciszek. Unikiem zakończyło się natomiast pytanie o to, czy Rosja powinna zwrócić zagrabione Ukrainie tereny. „To problem polityczny. Pokój zostanie osiągnięty w dniu, w którym będą mogli ze sobą rozmawiać, sami lub za pośrednictwem innych” – mówił papież. Same te dwa zdania uświadamiają, że papieski projekt oznacza w istocie podporządkowanie Kijowa Moskwie, ustępstwa terytorialne, a głównym problemem, jaki papież na tej drodze widzi, są NATO i USA. Bowiem gdyby nie ich wsparcie, Ukraina byłaby bardziej skłonna do ustępstw, które – oczywiście w imię pokoju – chciałby od niej uzyskać papież.

Mianowanie kard. Matteo Zuppiego specjalnym wysłannikiem papieskim ds. pokoju w Ukrainie jest tylko kolejnym potwierdzeniem tej linii. Zuppi od samego początku wojny przekonywał, że najlepszą metodą walki z przemocą jest zasada „non violence” (bez przemocy), a później powtarzał, że trzeba odrzucić „bezwzględną logikę konfliktu”.

Jeszcze ostrzej brzmiały słowa Andrea Riccardiego, założyciela Wspólnoty św. Idziego, której kardynał Zuppi był przez lata asystentem kościelnym, a nadal jest wielkim zwolennikiem. To jego linia polityczna od samego początku wojny kształtuje jej postrzeganie przez papieża. Mianowicie Riccardi wzywał w marcu 2022 roku, by uczynić Kijów miastem otwartym, a także potępiał zapędy NATO i wsparcie militarne dla Ukrainy.

Ich postawa nie jest niczym zaskakującym, bo obydwaj – i Zuppi, i Riccardi – są przedstawicielami myślenia pacyfistycznego, antyamerykańskiego, naznaczonego przekonaniem o konieczności budowania świata wielobiegunowego, w praktyce takiego, gdzie wpływy Waszyngtonu ograniczane są przez wpływy Pekinu i Moskwy. Identyczne stanowisko zajmuje inny doradca papieski o. Antonio Spadaro SJ, redaktor naczelny czasopisma jezuickiego „La Civiltà Cattolica”.

Nowy koncert mocarstw

Watykańska linia wyrasta z latynoskiej perspektywy samego Franciszka. Argentyńskie spojrzenie na Stany Zjednoczone jest odległe od tego, jakie mamy w Polsce. Tam USA traktowane są – nie bez powodu – jako siła kolonialna, niszcząca niezależność państw regionu w imię niekiedy wąsko pojętych interesów gospodarczych. Błędem byłoby jednak sądzić, że nie ma ona także głębszego, geopolitycznego i strategicznego wymiaru i zakorzenienia w tradycji dyplomacji watykańskiej. Sam Franciszek wielokrotnie powtarzał, że linia odprężenia w stosunkach z komunistami, jaka była bliska kard. Agostino Casarolemu (a którą odrzucił Jan Paweł II jako sprzeczną z interesami mniejszych narodów zniewolonych przez komunistów i przede wszystkim nieskuteczną), jest dla niego wzorem w budowaniu stosunków międzynarodowych. „To prawdziwie wielki dyplomata, w tradycji Agostino Casaroli. Wie jak poruszać się w tym świecie, mam do niego wielkie zaufanie” – mówił papież o obecnym sekretarzu stanu kard. Pietro Parolinie.

Istotną rolę w kształtowaniu się wizji geopolitycznej papieża ma także silnie zakorzeniona w Kościele na Zachodzie pacyfistyczna i lewicująca wizja chrześcijaństwa. Już w latach 50. czy 60. XX wieku jej zwolennicy – by wymienić tylko wybitnych intelektualistów Emmanuela Mouniera czy Thomasa Mertona – ostro atakowali Stany Zjednoczone, a za źródło pokoju uznawali dialog ze Związkiem Sowieckim. Lata 80. to z kolei czas, gdy katolickie ruchy pokojowe ostro protestowały przeciwko polityce Ronalda Reagana i domagały się jednostronnego rozbrojenia Zachodu. Dzisiaj ta sama linia polityczna wraca pod znakiem wizji świata wielobiegunowego i naiwnego pacyfizmu, który sprzyja najsilniejszym i najbardziej bezwzględnym.

Efektem tego jest geopolityczny realizm, w którym interesy mniejszych narodów czy państw poddanych quasi-kolonialnej opresji przez Chiny czy Rosję nie mają najmniejszego znaczenia. Wojna w Ukrainie jest więc z perspektywy Watykanu tylko elementem wielkiej rozgrywki mocarstw, w której „szczekające NATO” sprowokowało spychaną na margines Moskwę i doprowadziło do wojny. Interesy czy prawo do samostanowienia Ukrainy nie mają z tej perspektywy znaczenia, bowiem liczy się „pokój za wszelką cenę” i zachowanie stabilności w relacjach między Chinami, Rosją a USA. Z tego punktu widzenia lepsze byłoby wręcz osłabienie Waszyngtonu, który w oczach części zarówno lewicowych, jak i katolickich polityków jest głównym obok producentów broni zagrożeniem dla światowego pokoju. Co owemu osłabieniu służy, co niszczy wpływy geopolityczne Ameryki – utożsamianej dodatkowo z neoliberalizmem, którego Franciszek również nie lubi – będzie krokiem w dobrym kierunku. A jeśli stracić na tym mają narody, które mają akurat pecha i znajdują się w strefie działań Moskwy czy Pekinu, to trzeba powiedzieć „trudno”. Bo kolonializm właściwy jest jedynie światu zachodniemu i ani Chiny, ani Rosja nie są do niego zdolne. Taki przekaz wyłania się z kolejnych wypowiedzi Franciszka i jego współpracowników.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Efekt Judasza

Watykańska geopolityka

Można się zżymać na taką perspektywę, można ubolewać nad jej nietrafnością, ale trudno nie dostrzec, że nie ma realnej szansy na autentyczną zmianę obecnej polityki Watykanu. Franciszek nie zmieni swojej strategii. Nie ma też co liczyć na to, że jego następca dokona radykalnej korekty. Powody są oczywiste – aby odrzucić doktrynę Casarolego, konieczny był na tronie Piotrowym kardynał z Polski, który jako papież zaczął realizować strategię uwzględniającą interesy i prawa mniejszych, nieimperialnych narodów. Tym razem jednak nie ma kandydata na urząd papieski, który mógłby wizję geopolityczną Franciszka zmienić. Żaden z papabile nie reprezentuje spojrzenia środkowoeuropejskiego, większość z nich pochodzi albo z krajów globalnego Południa, albo zalicza się do środowiska antyamerykańskiego, przedstawiając lewicowy nurt katolicyzmu. Dodajmy, że kolegium kardynalskie, którego skład został starannie dobrany przez Franciszka, nie sugeruje, że możemy mieć do czynienia z niespodzianką na kolejnym konklawe. Trzeba też pamiętać, że zmiana, która dotyka Kościół, a zatem błyskawiczna laicyzacja społeczeństw zachodnich i przesunięcie centrum życia i rozwoju chrześcijaństwa na globalne Południe, sprawia, że Kościół jest coraz mniej „zachodni” i coraz słabiej zakorzeniony w myśleniu i emocjach społeczeństw bogatej Północy. Franciszek nie tylko w kwestii migracyjnej, ale także w geopolityce pozostaje dzieckiem swojego regionu. Jego następca zaś, niezależnie od pochodzenia i poglądów politycznych, będzie się musiał o wiele bardziej liczyć z perspektywą społeczeństw Afryki i Azji niż z postulatami Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych.

Jak w tym wszystkim plasuje się Europa Środkowa? Z jednej strony – co dobrze widać w przypadku Polski – wykluczyła się z debaty kościelnej, odmawiając poważnej debaty nad reformami Franciszka i broniąc sypiącego się status quo. Z drugiej strony została przez Stolicę Apostolską zepchnięta do roli małych narodów, z którymi w koncercie mocarstw liczyć się nie należy. Wojna w Ukrainie pokazuje aż nadto dosadnie, że pacyfistyczna retoryka Rzymu skrywa zimny, strategiczny realizm, w którym liczą się tylko interesy największych i tylko z nimi warto rozmawiać.

Nie jest przecież przypadkiem, że gdy kardynał Pietro Parolin w ostatnim wywiadzie dla „Corriere della Sera” pytany o uczestników dialogu pokojowego wymieniał głównie Stany Zjednoczone i Chiny. Choć nie ulega wątpliwości, że Polska w kontekście tej wojny odgrywa istotną rolę, to nawet nie przyszło mu do głowy, żeby wskazać Warszawę. Nawet Europa nie jest traktowana jako partner. Dlaczego? Bo podobnie jak Ukraina traktowana jest jako przeszkoda w realizacji wielkich geopolitycznych strategii i budowania światowego pokoju.

Oczywiście to nigdy nie zostanie powiedziane wprost. Papież, owszem, współczuje ludności ukraińskiej, prowadzi pomoc humanitarną, ale jak ognia unika poparcia prawa do samostanowienia narodu ukraińskiego czy potępienia kolonialnych i imperialnych zapędów Rosji. Te ostatnie są najwyraźniej dla niego czymś oczywistym. Czymś, co trzeba zaakceptować, żeby zaprowadzić wymarzony, choć niekoniecznie sprawiedliwy pokój.

Unikać politycznego klerykalizmu

Polska polityka zagraniczna, o ile chce utrzymywać jakiekolwiek relacje dyplomatyczne z Watykanem, musi brać to wszystko pod uwagę. Stolica Apostolska, tak jak Węgry, znajduje się w obecnej geopolitycznej układance po stronie przeciwnej niż Warszawa. A prowadzona przez papieża Franciszka polityka na tej linii jest sprzeczna z naszymi interesami. Siła średnich i mniejszych państw, współpraca ponad interesami imperialnymi i jasno wyrażane prawo do samostanowienia narodów było i powinno pozostać znakiem rozpoznawczym polskiej strategii. W naszej części świata głównym przeciwnikiem i przeszkodą w prowadzeniu takiej polityki jest Rosja, a jednym z sojuszników w jej budowaniu są Stany Zjednoczone. I już tylko z tych względów trzeba jasno powiedzieć, że napędzana antyamerykańskim resentymentem polityka Watykanu jest nie do pogodzenia z naszymi żywotnymi interesami.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Niewiarygodny przekaz papieski

Asertywna postawa prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który był w stanie jasno powiedzieć papieżowi, że jego plan jest nieakceptowalny z ukraińskiego punktu widzenia, powinna się stać wzorem dla polskich polityków. Ambasador Polski przy Stolicy Apostolskiej powinien jasno wskazywać, które z wypowiedzi papieskich współpracowników są dla nas nie do przyjęcia, a także aktywnie występować we włoskich mediach, prezentując przeciwne watykańskiemu stanowisko. Tylko wyrazisty głos w toczącej się we Włoszech debacie daje szansę wpływania na politykę Stolicy Apostolskiej. Należy jasno wskazywać, że obecny watykański realizm (nawet jeśli nosi znamiona pacyfizmu) jest nie do zaakceptowania dla Polski. Grzeczne uśmiechanie się, udawanie, że między nami nie ma sprzeczności, czy wręcz dążenie do pięknych fotek z papieżem jest politycznym błędem. Katolik ma walczyć przede wszystkim o interesy swojego państwa, a nie Watykanu. A papież nie jest bynajmniej nieomylny w sprawach geopolitycznych, o czym nieustannie warto przypominać. Warto, by pamiętała o tym również rządząca obecnie w Polsce prawica. Klerykalizm nie jest ani drogą wiary, ani polityki.

W Watykanie bez zmian. Od początku wojny minęło już niemal półtora roku, Rosjanie dopuścili się niewątpliwych zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko cywilom i jasno wskazali, że nie interesuje ich pokój, tylko zagrabienie cudzych terytoriów. To jednak w najmniejszy sposób nie wpłynęło na politykę i myślenie Watykanu oraz samego papieża Franciszka.

Owszem, papież po wielu miesiącach wydusił z siebie, że wojnę rozpoczęli Rosjanie, ale to wcale nie oznacza, że on i jego współpracownicy zrewidowali swoje pacyfistyczne założenia, swój wyidealizowany obraz Rosji. Albo że zaprzestali działań politycznych, które niezależnie od intencji służą głównie państwu Putina. Najlepszym tego dowodem jest najnowsza, poprzedzona serią wywiadów i spotkań „inicjatywa pokojowa”, na której czele postawił Franciszek kardynała Matteo Zuppiego.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi