Rzadko kiedy zdarza się, by jedna wypowiedź funkcjonowała w dwóch zupełnie innych obiegach informacyjnych z całkowicie sprzeczną oceną. Najczęściej bowiem, jeśli jakimiś słowami żyje internet spod znaku sympatyków PiS, a z drugiej spod znaku #SilnychRazem, to albo zostały wyrwane z kontekstu, albo zmanipulowane. Tym razem jednak to samo nagranie w kręgach prorządowych wywoływało pozytywne emocje, zaś wśród krytyków rządu oburzenie.
Chodzi o sytuację ze spotkania ministra edukacji Przemysława Czarnka z grupą europosłów z komisji CULT, która przyjechała do Polski pisać raport na temat wolności słowa. Europarlamentarzyści z kilku krajów mieli spotkania z przedstawicielami obozu rządzącego (m.in. właśnie z Czarnkiem i szefem KRRiT Maciejem Świrskim), samorządowcami, naukowcami, przedstawicielami NGO’sów i mediów. Po wizycie członkowie delegacji opowiadali, że byli wstrząśnięci spotkaniem z Czarnkiem (minister później sam udostępnił nagranie fragmentu swego wystąpienia), który niemieckiej przewodniczącej komisji wypomniał, że jest potomkiem nacji, która w Warszawie dokonywała masakr. Przekonywał, że fakty są takie, że w jednej nacji było mnóstwo bohaterów i niewielu szmalcowników, a w innej mnóstwo morderców. Apelował też, by Niemcy nie wypierali się odpowiedzialności za swoje zbrodnie.
Czytaj więcej
Twierdzenie, że alianci wyzwolili Niemcy od nazizmu, sprawia, że niemieckie zbrodnie wojenne zostają wyrwane z narodowego kontekstu.
Obóz rządzący nie widział w słowach Czarnka nic złego, przeciwnie, rzecznik rządu przekonywał, że ten jedynie wspominał o historii, zaś wiceminister spraw zagranicznych chwalił go za przypominanie prawdy, gdy goście nie chcą jej pamiętać. Inny polityk PiS twierdził, że to Polacy powinni pouczać Niemców, a nie Niemcy Polaków. Z kolei politycy opozycji uznali, że był to przejaw antyeuropejskości, nienawiści i chamstwa.
Sęk w tym, że działanie Czarnka jest zupełnie kontrproduktywne. Gdy delegacja europosłów pyta o wolność nauki, minister uciekający w wypominanie niemieckiej przewodniczącej zbrodni niemieckich raczej dowodzi swej bezradności i słabości. Powiedzieć można wszystko, wygarnąć wszystko i każdemu. Ale nie przybliży się przez to do celu, nie przekona rozmówców do własnej narracji historycznej (bo teza o masowym bohaterstwie Polaków to narracja, a nie historyczny fakt), a raczej utwierdzi ich w przekonaniu, że polski rząd, gdy robi coś kontrowersyjnego, zasłania się historią. Dyplomacja nie polega na dawaniu świadectwa własnym historycznym urazom, ale na realizowaniu interesu swego państwa. Czarnek niczego nie zrealizował, raczej utwierdził europosłów we wszystkich stereotypach na temat władzy PiS.