Wielki biznes bierze rozwód z prawicą

Wolnorynkowemu konserwatyzmowi, który wierzy w budowany przez przedsiębiorców spontaniczny ład, pomału usuwa się spod stóp polityczny grunt. Duże firmy coraz częściej promują wartości kojarzone dotychczas z Zielonymi i kulturową lewicą.

Publikacja: 28.04.2023 10:00

Wielki biznes bierze rozwód z prawicą

Foto: Tn/AdobeStock

Pojęciem, które w ostatnich latach zrobiło w świecie biznesu światową karierę, są trzy niepozorne literki: ESG. Szeroka publika usłyszała o nich dzięki pierwszemu użyciu prawa weta przez prezydenta Joe Bidena i może przy okazji europejskiego planu Fit for 55. Kiedy jednak tylko wokół tematu poskrobali dziennikarze, natychmiast okazało się, że w świecie biznesu i dużych finansów ESG już dzieli i rządzi.

ESG to skrót od Environment, Social Responsibility, Corporate Governance, czyli środowisko, społeczna odpowiedzialność, ład korporacyjny. Historycznie jest to zbitka słów, która wyłoniła się jako najpopularniejsze określenie wartości, jakimi poza samym zyskiem powinny się teoretycznie kierować korporacje. Debatę przyspieszyło zaś oburzenie na świat biznesu i finansów, które nastąpiło po słynnym kryzysie bankowym w roku 2008. Potem dołączyły do tego owoce trzeciej – transgenderowej – fali rewolucji seksualnej oraz druga klimatyczna fala ekologizmu, której symbolem stała się Greta Thunberg. Wszystko zaprawione szczyptą strachu przed brutalnym populizmem, w stylu szturmujących Kapitol zwolenników Donalda Trumpa.

Czytaj więcej

Klimat. Czy proekologiczne samoograniczenia to ideologia?

Wartości, głupcze!

Politycznie bardzo szybko dla amerykańskich konserwatystów ESG stało się synonimem fenomenu, który można określić jako woke capitalism (z ang. czujny, zbudzony), czyli amalgamat łączący biznes z kulturowymi hasłami radykalnej lewicy. Dla demokratów jest to z kolei wcielenie zbiorowej mądrości elit, szczera i realistyczna odpowiedź na wyzwania współczesności, których poziom komplikacji dawno już przerósł możliwości poznawcze zwykłego zjadacza chleba.

Tak czy inaczej, ESG szybko zamieniło się w ważne kryterium przy podejmowaniu decyzji, w co zainwestować publiczne pieniądze, zwłaszcza w przypadku progresywnych rządów, władz lokalnych i administracji. ESG jest też wspierane przez międzynarodowe układy, zwłaszcza paryskie porozumienie klimatyczne. Doprowadziło to do powstania globalnych rankingów ESG, prowadzonych przez renomowane agencje ratingowe i instytucje, takie jak Bloomberg, S&P, Dow Jones, FTSE. W Europie natomiast zalecenia dotyczące brania pod uwagę ratingu ESG przy udzielaniu kredytów wprowadził Europejski Urząd Nadzoru Bankowego, co jest zresztą wpisane w strategię klimatyczną UE. Na tej samej zasadzie duże przedsiębiorstwa w Unii Europejskiej zostały objęte dyrektywą CSRD, wprowadzającą od 2024 r. obowiązek nowych, szczegółowych sprawozdań dotyczących zrównoważonego rozwoju. Wkrótce zaś podobnymi wymogami ma być objęte niemal każde przedsiębiorstwo w UE. Wszystko w duchu długiej tradycji zachodnioeuropejskiego biurokratycznego merkantylizmu.

W USA zasadność ESG tłumaczy się tymczasem nadal wolnorynkowo jako strategię inwestycyjną, która nie skupią się na perspektywie najbliższego rozliczenia kwartalnego, tylko stara się wziąć pod uwagę całokształt strategii przedsiębiorstwa. W dłuższej perspektywie troska o środowisko ma się wszak teoretycznie opłacić wszystkim. Teoretycznie lepiej się też zawczasu proaktywnie przygotować na nowe odgórne restrykcje, które bez wątpienia nadejdą. Podobnie jak tolerancyjne i zdywersyfikowane środowisko w firmie ma w założeniu przyczynić się także do jej sukcesu rynkowego.

Oczywiście w Europie, podobnie jak w USA, nie obędzie się pewnie bez politycznego oporu. W Ameryce batalia zaczęła się od tego, że kilka lat temu wielkie banki, takie jak JPMorgan Chase, Wells Fargo i Goldman Sachs zaczęły odmawiać kredytów stosunkowo małym (w porównaniu z gigantami) firmom wydobywczym szukającym ropy naftowej, cytując swoje strategie w ramach ESG. Dla gospodarek takich stanów, jak Teksas, Luizjana czy Kentucky, gdzie średniej wielkości przemysł paliwowo-wydobywczy odgrywa ważną rolę, był to poważny cios. Akcja polityczna przedsiębiorców szybko doprowadziła do wprowadzenia prawnego zakazu wchodzenia władz w partnerstwo z instytucjami finansowymi kierującymi się ESG na terenie kilku stanów. To oznaczało dla rzeczonych instytucji poważne straty, choć również większe ryzyko i koszty dla państwa, np. przy obsłudze zadłużenia itp.

Jeszcze bardziej radykalnym krokiem byłaby zawetowana przez Bidena ustawa, która na poziomie ogólnokrajowym miała doprowadzić do wycofania funduszy emerytalnych wszystkich pracowników federalnych z inwestycji prowadzonych przez przyjazne ESG firmy. Chodziło, jak się łatwo domyślić, o miliardy dolarów, którymi dotąd obracali finansowi giganci. Samo weto, jak odnotowali komentatorzy sceny politycznej, było momentem wyraźnego odwrócenia trendu, który zapoczątkował Ronald Reagan i który można streścić lapidarnym stwierdzeniem, że wielki biznes zawsze trzyma z republikanami. Wydaje się wręcz, że jest coraz częściej zupełnie odwrotnie – biznes lubi demokratów. Przy czym należy podkreślić, że Trump i jego organizacja przy całym swym jarmarcznie ostentacyjnym bogactwie jest doprawdy płotką w porównaniu z bankiem JPMorgan czy też potentatem inwestycyjnym BlackRock.

Globalizm i lokalizm

Bardziej niż Trump walką z woke'owskim kapitalizmem zasłynął jednak młody polityk partii republikańskiej, gubernator Florydy Ron DeSantis. Czyni on wręcz z antykorporacjonizmu swój znak firmowy, a jego prawna batalia z The Walt Disney Company przejdzie zapewne do historii amerykańskiej polityki.

Wszystko zaczęło się od tego, ze w 2022 r. dyrekcja Disneya zaatakowała publicznie promowaną przez DeSantisa w stanowej legislatywie ustawę edukacyjną. Miała ona za zadanie ustalić dość konserwatywne, jak na obecne amerykańskie standardy, wytyczne dotyczące zdobywania wiedzy o życiu seksualnym przez uczniów z Florydy. Zakazywała mianowicie omawiania zagadnień orientacji seksualnej i tożsamości płciowej z dziećmi młodszymi niż ośmioletnie (co potem rozszerzono do lat 17), chyba że wynika to z wytycznych akademickich lub jest związane z tematami dotyczącymi zdrowia. W odpowiedzi na publiczną krytykę, wycofanie się ze wspierania partii republikańskiej oraz, nie ukrywajmy, zawoalowaną polityczną groźbę DeSantis postanowił wyeliminować faktyczną administracyjną autonomię, jaką koncern Disneya cieszył się na pokaźnych rozmiarów obszarze w środkowej Florydzie. Ustawodawcom pod wodzą gubernatora udało się ostatecznie prawnie przejąć kontrolę nad specjalnym zarządem odpowiedzialnym za usługi komunalne na rzeczonym obszarze. Disney zawarł jednak niedawno cichą, acz prawomocną, umowę z odchodzącym zarządem, co sprawiło, że do 2032 r. koncern będzie mógł nadal de facto sam ustalać ceny usług komunalnych i np. wydawać zezwolenia na budowę.

Czy jednak inwestycje oparte na ESG nie bywają faktycznie korzystne dla biznesu? Eksperci podkreślają, że te instytucje, które zgodnie ze standardami ESG przed wybuchem wojny na Ukrainie stroniły od inwestowania w paliwa kopalne, mogły dużo stracić, kiedy na początku 2022 r. ceny nagle poszybowały w górę. Podobnież spektakularnym fiaskiem zakończyła się kontrowersyjna kampania reklamowa Budweisera. Alissa Heinerscheid, szefowa marketingu piwnego giganta, odeszła niedawno na bezpłatny urlop po tym, gdy postanowiła uczynić twarzą sztandarowego produktu firmy, tj. piwa Bud-Light, transgenderową aktorkę Dylan Mulvaney, znaną z dokładnego dokumentowania swojej tranzycji na TikToku.

Problemem było oczywiście to, że nader tanie i niezbyt wyszukane piwo, jakim jest Bud-Light, było dotąd ulubionym napojem ludzi pracy o, mówiąc oględnie, raczej konserwatywnych poglądach na zagadnienia związane z tożsamością płciową.

To starcie pomiędzy lewicowym menedżerami i konserwatywnymi obyczajowo konsumentami każe zapytać, na ile jeszcze można mówić o tradycyjnej lewicy i prawicy w coraz większej liczbie sporów społecznych. Być może bardziej uzasadnione staje się już stosowanie pojęć „globalny liberalizm” i „konserwatywny populizm”, względnie „globalizm” i „lokalizm”, jak sam czyniłem to już w kilku tekstach publicystycznych i analityczno-naukowych.

Bez względu na etykiety widoczna również w Europie wrzawa wokół ESG jak mało co pokazuje, że zyskują te dwie opcje ideologiczne, a traci konserwatywny, klasyczny liberalizm ekonomiczny oraz tradycyjna lewica socjalna. Wielki kapitał wciąż wierzy w ogólne mechanizmy rynkowe, przynajmniej tak twierdzi, traci jednak serce do konserwatywnej obyczajówki. Konserwatyści z kolei coraz mniej ufają wolnemu rynkowi i coraz częściej chcą ograniczać swobodę globalnych korporacji. Takie ugrupowania polityczne jak Konfederacja, której lider Sławomir Mentzen wierzy w niewidzialne ręce, które każdemu zagwarantują własny dom, grill, kawałek trawy, dwa auta oraz miłe wakacje, są już swoistymi politycznymi dinozaurami.

Czytaj więcej

Suwerenna Polska. Europa narodów czy przyspieszona integracja?

Chwycił lewak kapitalistę

Dla każdego, kto choć raz sięgnął po „Księcia” Niccoli Machiavellego, proste stwierdzenie, że elity ekonomiczne ruszyło sumienie i ESG jest objawem tej nowej wrażliwości, wydaje się jednak czymś w rodzaju obrazy zdrowego rozsądku. Narusza ono bowiem żelazne prawo oligarchii Roberta Michelsa. Prawo to dla mojego pokolenia pięknie streścił w swojej piosence Kazik Staszewski, stwierdzając, że „kto władzę ma, najpierw o nią się martwi”. Musimy jednak pamiętać, że niezależnie od tego, jak silny dreszczyk emocji wywołuje w nas wizja elit czysto machiavellicznych, to takowe nie istnieją.

Machiavelli i idący za nim tacy teoretycy władzy, jak Michels, Vilfredo Pareto czy James Burnham, byli w pewnym perwersyjnym sensie idealistami, bo sami stworzyli swoisty typ idealnego władcy-menedżera. W rzeczywistości nie ma i nigdy nie było w pełni doskonałego „księcia”, kogoś, kto w nic innego poza cnotą mocy nie wierzy, do niczego innego się nie przywiązuje, niczego naprawdę nie kocha. Ceni tylko samą władzę, którą utrzymuje, dopóki broni racji stanu, czy też w wersji biznesowej interesów firmy. Elity to innymi słowy też ludzie, choć może nieco bardziej uparci i bezwzględni niż przeciętni. Książęta też mają jednak swoje uprzedzenia, sympatie, antypatie itp. Te ich ludzkie słabości można zaś kształtować i wyginać ideologicznie w rozmaite strony.

Doskonale zrozumiał to Antonio Gramsci, włoski marksista, która zamiast skazanego na porażkę romantycznego agitowania mas zalecał lewicy długi marsz przez instytucje. Patrząc na amerykańskie instytucje edukacyjne w latach 80. XX wieku, Allan Bloom zauważył natomiast, że ów lewicowy marsz zachodzi szybko zwłaszcza na uczelniach, co opisał w swojej głośnej książce „Umysł zamknięty”.

Z pozoru wszystko poszło więc jak po maśle. Buntownicy osiedli na czołowych uczelniach, dochowali się uczniów, doktorantów, asystentów, którzy teraz sami są już profesorami i zdążyli wykształcić pokolenie przedsiębiorców i ludzi kultury także na swoje podobieństwo. Trudno się jednak pozbyć nieodpartego wrażenia, że z lewicą i woke'owskim kapitalizmem jest trochę jak z Kozakiem i Tatarzynem ze znanego powiedzonka. Nie wiadomo do końca, kto tutaj kogo trzyma.

Owszem, biznes zinternalizował sobie pewne wartości i większość jego przedstawicieli zapewne w nie szczerze wierzy. Tylko że to nie znaczy, że prawo Michelsa przestało zupełnie działać, a odpowiednio oświecone elity nagle nie będą już dbać o swoje interesy.

Całkiem pokaźna liczba autorów o przekonaniach socjalno-lewicowych, takich jak Thomas Piketty, Dani Rodrik czy Guy Standing, dowodzi bowiem czarno na białym, że niezależnie od tego, co wielki biznes mówi, tak naprawdę jest on dziś jak najdalszy od altruizmu. ESG staje się wręcz z tej perspektywy praktyką przypominającą średniowieczne kupowanie odpustów, pełnym hipokryzji ukłonem w stronę faktycznie uznawanych wartości, uczynieniem im niejako zadość. Tak jednak, by broń Boże nie zagrozić własnej pozycji.

Weźmy choćby równość lub przynajmniej troskę o dobrostan pracowników jako wartość. Równość klasowa, czyli dawanie prekariuszom poczucia stabilności poprzez stałe formy zatrudnienia i dochody rosnące szybciej niż koszty życia w wielkich miastach, to coś, na co we współczesnej gospodarce jest coraz mniej miejsca. Swoisty instynkt równości, który jak twierdził Alexis de Tocqueville, dominuje w naszej demokratycznej epoce, musi jednak znaleźć jakiś upust. Najłatwiej i najtaniej zaspokoić go zaś tzw. inkluzywnością, raportowaniem szkoleń z zakresu wrażliwości na dyskryminację ze względu na płeć kulturową, czy też kwotowaniem szczególnie dyskryminowanych grup.

Spójrzmy też na ochronę środowiska jako wartość. Ekolodzy od dawna grzmią o praktyce nazywanej greenwashingiem, czyli kupowaniem sobie ekorozgrzeszeń. Objawia się to sadzeniem drzew w miejscach, gdzie nie są one potrzebne, w zamian za dewastowanie unikalnych ekosystemów lub też odmawianie kredytów małym firmom wydobywczym, przy jednoczesnym tolerowaniu olbrzymich odwiertów, jakie na Alasce zapowiedział koncern Conoco-Phillips, a które administracja Joe Bidena grzecznie zatwierdziła.

Weźmy wreszcie standardy przejrzystego zarządzania w globalnych firmach, dla których pracują tysiące ludzi na całym świecie. Na ich czele stoją jednak zwykle CEO o podobnym pochodzeniu społecznym, płci, a nawet narodowości. Według uaktualnianej na bieżąco liście najbogatszych ludzi „Forbesa” mamy w chwili pisania tego tekstu w pierwszej dziesiątce wyłącznie mężczyzn, z czego siedmiu białych Amerykanów i jednego białego Francuza (notabene na szczycie). Jest też jeden Meksykanin (Carlos Slim Helu) i jeden Hindus (Mukesh Ambani). Jedyną kobietą, która oscyluje w okolicach pierwszej dziesiątki, jest zaś Françoise Bettencourt Meyer, wnuczka założyciela L’Oreala.

System sam tworzy swoich wrogów

Jeden z bardziej przenikliwych lewicowych teoretyków globalizacji, nieżyjący już Immanuel Wallerstein, pisał, że owszem współczesny globalny model gospodarczy kreuje z jednej strony pozytywne, pozwalające mu działać wartości uniwersalistyczne (np. tolerancję i inkluzywność – dziś dodalibyśmy jeszcze troskę o środowisko). Z drugiej jednak strony, sama logika tego właśnie systemu wymusza na nim niejako wzmacnianie negatywnych antyuniwersalistycznych, partykularystycznych trendów. Wallerstein wymieniał przede wszystkim seksizm i rasizm, dziś można byłoby dodać ekologiczno-nacjonalistyczną spychologię – niech się inni martwią.

Wygląda to mniej więcej tak. Splot czynników geograficznych i historycznych, które trudno nam zmierzyć i zważyć, wywindował na szczyt globalnej gospodarki grupę wykształconych białych amerykańskich mężczyzn i oddał w ich ręce lwią część zasobów planety. Kusi więc proste rasistowskie i seksistowskie stwierdzenie, że w byciu białym, byciu mężczyzną i byciu Amerykaninem jest coś immanentnie lepszego niż w byciu kimkolwiek innym. Gospodarczy system-świat nie może jednak dopuścić do upowszechniania się takich konkluzji, bo to wpłynęłoby fatalnie na jego legitymizację.

Powróciłyby nacjonalizmy oraz inne wszelkiej maści partykularyzmy. Szeregowy trybik w globalnym korporacyjnym ładzie zacząłby pytać: po co mam się starać, skoro i tak nie będę dość biały, dość męski i dość amerykański, a więc szczytu nie osiągnę nigdy? A patrząc na podobny problem z ekologicznego punktu widzenia: po co w ogóle pracować, skoro działania mojej firmy tylko przyspieszają klimatyczny kataklizm? Po co wreszcie chronić środowisko, skoro tak naprawdę chronię zasoby, z których ktoś inny korzysta w nieporównywalnie większym stopniu? Takiemu marazmowi i fatalizmowi trzeba coś przeciwstawić. Mało tego, im więcej napięć w globalnym systemie gospodarczym jako całości, tym bardziej zdecydowane musi być jego poparcie dla uniwersalizmu, merytokracji, tolerancji i ochrony środowiska. Tak oto w miarę tworzenia coraz głębszych podziałów, globalna walka o jedność zaostrza się.

Pojęciem, które w ostatnich latach zrobiło w świecie biznesu światową karierę, są trzy niepozorne literki: ESG. Szeroka publika usłyszała o nich dzięki pierwszemu użyciu prawa weta przez prezydenta Joe Bidena i może przy okazji europejskiego planu Fit for 55. Kiedy jednak tylko wokół tematu poskrobali dziennikarze, natychmiast okazało się, że w świecie biznesu i dużych finansów ESG już dzieli i rządzi.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi