Sztuka. Ile artysty jest dziś w jego dziełach

Pracownie słynnych współczesnych artystów to często przedsiębiorstwa zatrudniające setki pracowników i mające filie w różnych krajach. Kto zatem swoim nazwiskiem powinien podpisać ukończone dzieło?

Publikacja: 31.03.2023 10:00

Rzeźba Eight eight z irańskiego onyksu Anisha Kapoora była prezentowana na pierwszej w Polsce wystaw

Rzeźba Eight eight z irańskiego onyksu Anisha Kapoora była prezentowana na pierwszej w Polsce wystawie jego dzieł. Sam artysta nie przyjechał dzięki uprzejmości Studia Anisha Kapoora, Shutterstock

Foto: PETE HUGGINS 07785311449

W Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku zakończyła się niedawno wystawa Anisha Kapoora, gwiazdora sztuki współczesnej. Warszawska ASP przyznała mu doktorat honoris causa. Na razie nie ma czasu go odebrać. Mieszkający w Londynie Anish Kapoor, urodzony w roku 1954 w Bombaju syn Hindusa i Żydówki, jest przecież jednym z topowych artystów pożądanych przez muzea i kolekcjonerów. Od początku lat 90. kroczy drogą sukcesów.

Jego kariera nabrała rozpędu od dwóch nagród: Premio Duemila (dla artysty poniżej 35. roku życia) na 44. Biennale w Wenecji i prestiżowej brytyjskiej Nagrody Turnera. Poszerzała się też skala materiałów używanych przez artystę – od włókna szklanego, wosku i żywicy poprzez kamień, stal nierdzewną, beton. Kapoor używa też pigmentów. W 2017 roku dodatkowy rozgłos, choć w nie najlepszym gatunku, przyniosła mu awantura o jeden z nich, słynny „vantablack”, czyli najczarniejszy materiał syntetyczny na Ziemi pochłaniający prawie całe światło i promieniowanie. Ku oburzeniu kolegów artystów Kapoor zakupił od firmy Surrey NanoSystems licencję na wyłączne wykorzystanie materiału, uniemożliwiając innym dostęp do niego.

Czytaj więcej

„Galeria szaleńca”: Alternatywna historia sztuki

Lśniąca fasola w Chicago

O twórczości Kapoora jest głośno, bo jego prace imponują wielkością, precyzją wykonania i oczywiście konceptem. Sprawiają wrażenie prostych, niemal powściągliwych w formie, ale ich technologiczna produkcja jest podobno bardzo skomplikowana – bez pomocy inżynierów, fachowców od precyzyjnego przekładania pomysłu na wyliczenia matematyczne – ani rusz. Jest tak m.in. w przypadku jednej z jego z najbardziej znanych prac – „Cloud Gate” (2006) pokrytej płytkami ze stali nierdzewnej, ważącej sto ton rzeźby o opływowych kształtach (10 × 20 × 13 m). Odbija niebo w Chicago, w którym została usytuowana, ale miejscowi nazywają ją „fasolą”, traktują może i z czułością, ale i pewnym dystansem, co Kapoorowi niezbyt się podoba.

Mierząca 115 metrów wieża widokowa Orbit Kapoora, zamówiona przez organizatorów igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku, to podobno najwyższa rzeźba w Wielkiej Brytanii. Jaka idea kryła się za wybudowaniem tego giganta? Miał wzbudzać w odbiorcach strach czy podziw? A może chodziło o element zaskoczenia, „coś wyjątkowego, przełamującego nudę i monotonię codzienności?” – zastanawia się Tim Ingold w tekście w katalogu wystawy Kapoora w Orońsku.

Takiej skali obiektów nie zobaczyli jednak widzowie pierwszej w Polsce wystawy tego twórcy. Wybrał na nią dwanaście prac, proponując także ich rozmieszczenie. Nie uczestniczył w instalacji rzeźb, ale „codziennie był informowany o tym, jak te rzeźby są ustawiane. Były fotografowane, filmowane i przesyłane na bieżąco do studia”.

– Anish Kapoor nie rzeźbi swoimi rękami, chociaż trzeba powiedzieć, że są to rzeźby wykonane ręcznie – wyjaśniała Dorota Monkiewicz, kuratorka wystawy w programie Solo Show na Youtubie. – W dzisiejszych czasach wykonuje się też takie obiekty maszynowo. Jest komputer, który steruje frezarką czy innymi urządzeniami tnącymi, natomiast w przypadku Anisha Kapoora jest to rzeźba wykonywana ręcznie, ale rękami jego techników. On wybiera minerał, z którego rzeźba ma być wykonana. Jego pracownicy jeżdżą po świecie, zaglądają do różnych kamieniołomów, są im oferowane różne fragmenty skały, oni je fotografują i przysyłają do studia. Anish Kapoor wybiera, którą skałę przywieźć mu do Londynu. Następnie zarysowuje ogólną ideę danej rzeźby po zobaczeniu minerału. Potem jest odkuwany przez pracowników, ale Anish wizytuje codziennie te prace i podejmuje kolejne decyzje.

Cel uświęca środki, a sławne nazwisko jak magnes przyciąga laików i ekspertów usatysfakcjonowanych z obecności dzieł wielkiego twórcy na polskiej ziemi. Media donosiły o „wydarzeniu”, choć artysta nie przyjechał na otwarcie swojej wystawy. Zapewne pracował nad kolejnymi konceptami dzieł i wystaw, które skrupulatnie odnotowywane są na jego stronie internetowej. Przedsiębiorstwo zatrudniające ponad półtorej setki ludzi pracuje pełną parą. I choć to bardzo sprawnie działająca maszyna, artysta jest tak zajęty tworzeniem konceptów kilku wystaw jednocześnie, że wciąż nie pojawia się w Polsce, by odebrać zaszczytny przecież doktorat honoris causa.

Nałóg jedzenia orzeszków ziemnych

Nie tylko Kapoor posługuje się cudzymi rękami do tworzenia dzieł sygnowanych własnym nazwiskiem. W dzisiejszym świecie zmieniło się podejście do sztuki – unikatowość przestała być warunkiem niezbędnym do postrzegania jej jako wyjątkowej, a cena bardziej przekonująco niż cokolwiek innego zaświadcza o wartości. Wielu najsławniejszych współczesnych i najdrożej sprzedających się artystów to twórcy konceptualni. Tworzą dużo i szybko. I nie są pierwsi.

W epoce baroku Peter Paul Rubens dzięki poparciu wielkich książąt Niderlandów otrzymywał tak wiele zleceń, że zdecydował się zatrudnić współpracowników. Jego pracownia, najokazalsza w tamtym czasie, liczyła ponad 100 osób i była kuźnią flamandzkich talentów. O tym, że Rubens był sprawnym przedsiębiorcą, świadczy, że zamienił pracownię w fabrykę obrazów. Przyjmował zlecenia z kraju i zagranicy, miał wielu uczniów, ale sam nadawał dziełom ostateczny szlif.

– Był przede wszystkim menedżerem wielkiego przedsiębiorstwa produkcji dzieł na sprzedaż, dla pieniędzy. No i dla sławy też. Podobnie rzecz się miała z Tycjanem i Velazquezem – wyjaśniał „Rzeczpospolitej” historyk sztuki prof. Antoni Ziemba.

Tycjan też precyzyjnie zlecał zadania współpracownikom, asystentom i uczniom, by wywiązać się z gigantycznej liczby zleceń. Biograf malarzy Giorgio Vasari pisał o nim: „wielu pracowało by się uczyć, lecz rzadko kto może się nazwać jego uczniem, bo nie dawał wielu wskazówek”. Na potrójnym portrecie, na którym umieścił siebie, syna i krewniaka, z którym wiązał nadzieje kontynuacji swego dzieła, umieścił napis: „Teraźniejszość uczy się od przeszłości działać roztropnie, by nie zaprzepaścić przyszłości”.

Jednym z pierwszych biznesmenów artystów naszych czasów był Andy Warhol (1928–1987). „Chcę być maszynką do robienia obrazów”s – mawiał o sobie. To on właśnie z puszki zupy pomidorowej Campbella uczynił dzieło sztuki. Był wcieleniem amerykańskiego mitu kariery – „od pucybuta do milionera”. Po ukończeniu Carnegie Institute of Technology w Pittsburghu przeniósł się w 1949 r. do Nowego Jorku. Zaczął jako grafik-ilustrator i specjalista od reklamy – pracował dla „Vogue” i „Harper’s Bazaar”, swoje pierwsze słynne reklamy stworzył dla fabryki butów.

Kariera Warhola rozwijała się dynamicznie, pierwszą samodzielną wystawę miał w 1952 roku w nowojorskiej Hugo Gallery. Swoją pracownię nazwał Factory, a ściągali do niej najdziwniejsi ludzie. Odbywały się tam szalone happeningi i powstawały najsłynniejsze prace Warhola: obrazy przedmiotów użytkowych, portrety znanych ludzi. Posługiwał się serigrafią, czyli metodą pozwalającą kopiować jeden obraz w nieskończoność, oraz drukiem fotomechanicznym. Warhol robił pierwowzór, natomiast jego asystenci – kopie. Dzięki temu powstawały setki, a nawet tysiące prac.

„Rozgłos jest jak jedzenie orzeszków ziemnych, jeśli raz zaczniesz, nie możesz przestać” – mówił Warhol. Mawiał też, że „zarabianie pieniędzy jest sztuką, praca jest sztuką, a największą sztuką jest dobry interes”.

Że czas to pieniądz, świetnie wie Jeff Koons (ur. 1955), który nim stał się artystą modnym i drogim, pracował jako broker na Wall Street w firmie maklerskiej i już wtedy ujawnił wrodzony talent do sprzedaży. Chyba niewiele od tamtego czasu się zmienił. W filmie dokumentalnym „Cena wszystkiego” zwierza się, że zawsze chciał zostać artystą, bo kiedy miał trzy lata „rodzice dali mu do zrozumienia, że ma talent”. Zobaczyć go można w czasie procesu powstawania obrazów z serii „Gazing Ball”. Filmowany w pracowni – wielkiej sali – Koons przechadza się między dziesiątkami pracujących dla niego ludzi malującymi z wykorzystaniem szablonów. Dokładnie kopiują kilkadziesiąt arcydzieł sztuki zachodniej, umieszczając w nich niebieskie szklane kule odbijające otaczającą przestrzeń – wszystko wedle zaleceń pryncypała. On sam nie tyka fizycznie żadnej z tych prac.

„W pewien sposób dotykam fizycznie płótna, bo to mózg mówi palcom, co mają robić, więc każda z tych plam jest jakby zrobiona przeze mnie” – uważa Koons. „Gdybym to robił fizycznie, jedyne co byłbym w stanie zrobić w ciągu roku, to skończyć ten obraz (pokazuje na obraz sporych rozmiarów). Nie miałbym czasu na nic innego”.

A czas to pieniądz, dobra passa nie będzie trwała wiecznie. Koons swobodnie porusza się w różnych dyscyplinach sztuki: przeskalowuje popularne przedmioty, czyniąc z nich tandetne gadżety, projektuje wielkie dmuchane rzeźby – psy, małpki, tulipany, króliki. Mierzący 104 cm „Królik”, wykonany ze stali nierdzewnej w 1986 roku, został sprzedany w 2019 roku na aukcji za 91,1 mln dol.

– Do 10 tysięcy dolarów kupuje się sztukę z miłości do niej. Powyżej tej sumy sztuka to zwykle inwestycja finansowa – wyjaśniał „Rz” Marek Bartelik, krytyk sztuki. – Wpływowi inwestorzy dbają, by ceny nie spadły. Prace Jeffa Koonsa, artysty, którego nie cenię, są w kolekcjach wielu bogatych ludzi. Oni bronią interesów swoich inwestycji, to oni zasiadają w różnych radach muzeów. A sztuka Koonsa jest już zjawiskiem kulturowym naszych czasów – nawet jeśli będzie się mówić, że to „ekskluzywny kitsch”.

Czytaj więcej

„Dziennik włoski”: Chrzęst Żwiru pod sandałami

Drogie markowe sygnatury

Przedsiębiorcą znacznie bardziej niż artystą jest i Damien Hirst (ur. 1965). Sławny stał się za sprawą rzeźby „Mother and Child, Divided”, czyli krowy i cielaka przeciętych na pół i umieszczonych w czterech zbiornikach formaldehydu, w czym niektórzy dopatrywali się echa jego pracy w kostnicy w czasach studenckich. Hirst znany jest też jako autor „Skull Star Diamond”, platynowej, inkrustowanej 8601 diamentem repliki ludzkiej czaszki. Takie dzieła wzbudzają namiętności nabywców na aukcjach i gotowość płacenia milionów dolarów.

Hirst o tym wie i tworzy obrazy, instalacje, rzeźbi. Stworzył m.in. tysiąc „unikatowych” obrazów z kropkami, by podaż mogła zaspokoić żądzę kolekcjonerów. A on stał się marką. W szczytowym momencie kariery był właścicielem trzech zakładów produkcyjnych, zatrudniając około 200 pracowników. Jeśli wierzyć ich wyznaniom, nie był hojnym pracodawcą, jednemu z zatrudnionych za wykonanie pracy, która na aukcji sprzedała się za 600 tysięcy funtów, zapłacił 600 funtów.

Mimo że prace mają podwykonawców, Koons sygnuje je wyłącznie swoim nazwiskiem, podobnie jak jego inni sławni koledzy. Wyjątkiem jest Ai Weiwei, który pomocników wyszczególnia. A ma ich także niemało. „Moi stolarze często nie bardzo wiedzieli, co robią ani czemu to ma służyć, ale przyzwyczaili się, że podaję w wątpliwość ich domniemania, i nie musiałem tłumaczyć, dlaczego coś ma być takie, a nie inne. Chwytali mój pomysł i szli za ciosem” – napisał Ai Weiwei, w ukazującej się właśnie w Polsce książce „Tysiąc lat radości i trosk. Wspomnienia”.

Ten słynny chiński artysta (ur. 1957), twórca m.in. Ptasiego Gniazda – chińskiego stadionu narodowego w Pekinie – jest też społecznym i politycznym aktywistą. Zaproszony do realizacji wystawy w londyńskiej Tate Modern wymyślił „Sunflower Seeds” (Nasiona słonecznika), pracę wyrażającą jego pojmowanie Chin, składającą się ze 100 milionów ceramicznych ziaren słonecznika. Napisał: „Wykonanie pojedynczego ceramicznego ziarna wymagało nie mniej skomplikowanej pracy niż stworzenie innej ceramiki, a cykl produkcyjny obejmował przeszło 20 kroków. Projekt na taką skalę może zostać zrealizowany chyba tylko w dzisiejszych Chinach, gdzie możliwe jest zatrudnienie 1600 wykwalifikowanych rzemieślników do wykonywanej jednocześnie pracy manualnej. Dzięki ich pieczołowitej, cierpliwej pracy ziarenek systematycznie przybywało, aż osiągnęliśmy zakładaną kubaturę”.

Czy wymienił ich nazwiska i tym razem?

Twórcą wielobranżowej firmy jest Takashi Murakami (ur. 1962) nazywany „japońskim Warholem”, bo tak jak jego poprzednik czerpie z kultury masowej, przekształcając i multiplikując wybrane z niej elementy. W odróżnieniu od Warhola wymyśla swoją sztukę tak, by jej konsumentem był nie tylko człek zamożny, ale i przeciętny zjadacz chleba. Motywy z jego obrazów multiplikowane są w ogromie gadżetów, zabawek i animacji powstających w założonej w 2001 roku przez Murakamiego fabryce sztuki KaiKai Kiki Co. Ma biura w Tokio, Nowym Jorku, filie w Berlinie i na Tajwanie. Nad strategiami sprzedaży pracują dziesiątki tęgich umysłów.

„Firma zajmuje się, jak mówią marszandzi, »obłąkaną« ilością rzeczy. Wytwarza dzieła sztuki. Projektuje towary. Pełni funkcje menedżera, agenta i producenta dla siedmiu innych japońskich artystów” – wylicza Sarah Thornton w książce „Siedem dni w świecie sztuki”. Rola Murakamiego polega więc na trafnym doborze asystentów, którzy realizować będą jego koncepty. W jego Hiropon Faktory wytwarzane są zarówno ogromne barwne płótna, jak i wielkoformatowe rzeźby. Działania Murakamiego biznesmena docenił magazyn „Time”, umieszczając go w 2008 roku na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi. Zapewne argumentem w tej sprawie była sprzedaż na aukcji w Sotheby’s w tym samym roku za 15,2 mln dol. rzeźby masturbującego się chłopca ze strumieniem nasienia w kształcie lassa.

I na naszym rodzimym poletku zjawisko takich artystów nie jest czymś wyjątkowym. Pomocników tkających przestrzenne tkaniny miała Magdalena Abakanowicz (1930–2017) tworząca ich koncepcję. Jeden z najbardziej znanych na świecie polskich rzeźbiarzy, choć w kraju nie zawsze hołubiony, Igor Mitoraj (1944–2014) już w Paryżu, a potem we Włoszech miał niezliczonych pomocników i asystentów oraz robotników, którym zlecał czysto fizyczne zadania związane z powstawaniem rzeźb. Jak opowiadał w jednym z wywiadów, zatrudniał w Pietrasanta około 40 osób.

Czytaj więcej

„Ten się śmieje, kto ma zęby”: Dżokej to nie wałach

Do podobnej liczby współpracowników przyznaje się Oskar Zięta (ur. 1975), architekt, projektant procesów, założyciel i prezes firmy Zieta. „Jestem komputerowym rzeźbiarzem naszych czasów, kowalem w wersji 4.0. Wydaje nam się, że rzeźbiarz musi pracować nad rzeźbą własnymi rękami. A to nieprawda. Andy Warhol pokazał, że artysta może zostać także biznesmenem. Współcześni rzeźbiarze, tacy jak Anish Kapoor czy Olafur Eliasson, to biznesmeni pełną gębą” – mówi Oskar Zięta w rozmowie z INN:Poland.

Bywa jednak, że asystenci, czy też wykonawcy dzieła tracą. W lipcu 2022 roku w Paryżu zapadł wyrok w głośnej sprawie dotyczącej autorstwa dziewięciu rzeźb woskowych uznawanych dotąd za wyłączne dzieło słynnego Maurizio Cattelana (ur. 1960). Zakwestionował je Daniel Druet, rzeźbiarz z akademickim wykształceniem, zdobywca prestiżowego stypendium Prix de Rome, współpracujący z Cattelanem kilkanaście lat. On właśnie wykonywał to, co wymyślił, zaprojektował Cattelan. Nigdy jednak nie podpisali umowy, która określałaby ich wzajemne zobowiązania. Druet uważał, że jest autorem takich prac, jak pokazywana przed laty w warszawskiej Zachęcie wzbudzająca kontrowersje praca „La Nona Ora”, przedstawiająca postać Jana Pawła II przygniecionego meteorytem, czy „Him” - modlącego się na klęczkach Hitlera: chłopca z głową dorosłego. Kustosz Muzeum Guggenheima, Nancy Spector, w monografii opublikowanej w 2000 roku Cattelan powiedział jednak: „Nigdy nie dotykam pracy. To jest poza moim zasięgiem”. Sąd oddalił roszczenia Drueta opiewające na 4,5 mln euro, a także uznał, że autorem dzieła jest autor jego koncepcji.

Wyrok sądu pozwolił odetchnąć z ulgą wielu właścicielom fabryk sztuki.

Wieżę widokową Orbit Anish Kapoor stworzył na otwarcie igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku

Wieżę widokową Orbit Anish Kapoor stworzył na otwarcie igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku

Foto: Shutterstock

Rzeźba Cloude Gate w Chicago, pokryta płytkami ze stali nierdzewnej, waży 100 ton

Rzeźba Cloude Gate w Chicago, pokryta płytkami ze stali nierdzewnej, waży 100 ton

Foto: Xxxxxxxxxx

W Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku zakończyła się niedawno wystawa Anisha Kapoora, gwiazdora sztuki współczesnej. Warszawska ASP przyznała mu doktorat honoris causa. Na razie nie ma czasu go odebrać. Mieszkający w Londynie Anish Kapoor, urodzony w roku 1954 w Bombaju syn Hindusa i Żydówki, jest przecież jednym z topowych artystów pożądanych przez muzea i kolekcjonerów. Od początku lat 90. kroczy drogą sukcesów.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich