We wstępie autor wyjaśnia, że do napisania tej książki zainspirował go historyczny incydent z 1 lipca 1936 r., kiedy to Salvador Dali stanął przed tłumem widzów podczas pierwszej Międzynarodowej Wystawy Surrealizmu. Dali w pełni pasował do ekspozycji – dawał wykład o sztuce surrealistycznej w hełmie i kombinezonie nurka, trzymając w jednej ręce dwa psy na smyczach, w drugiej dzierżąc kij bilardowy.

Edward Brooke-Hitching już swoimi poprzednimi publikacjami (m.in. „Atlas lądów niebyłych”) potwierdził tradycje rodzinne – jego ojciec był antykwariuszem, a dziadek bibliografem.

Czytaj więcej

„Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu”: Więcej domniemań niż faktów

„Galeria szaleńca” ma stanowić alternatywę dla tradycyjnej historii sztuki, zwracając uwagę na dzieła wyłamujące się z niej, niekoniecznie wybitne, ale z nietuzinkową historią. Chodziło też o pokazanie „bachicznej kolekcji tworów kreatywnej wyobraźni z najróżniejszych tradycji, regionów i epok”. Kilka dziesiątków tych dziwności opatrzonych zostało solidnym materiałem ilustracyjnym. Galerię otwiera Wenus z Hohle Fels, której powstanie datowane jest na 38–33 tys. lat p.n.e., a kończy stworzony przez sztuczną inteligencję portret Edmonda de Belamy’ego z 2018 r. W tym subiektywnym zbiorze jest miejsce zarówno dla słynnego „Portretu małżonków Arnolfinich” Jana van Eycka, jak i kuriozów chrześcijańskich, jak św. Krzysztof Psiogłowiec. Każdy coś znajdzie dla siebie, bo historie związane z przywoływanymi dziełami pozwalają nie raz i nie dwa zadumać się nad nieprzeniknioną ludzką wyobraźnią.