W książce monologuje Wera, fryzjerka męska, która zmaga się z przeciwnościami losu na drodze do wyprawienia pogrzebu mężowi Karolowi, dżokejowi (51 kg w ubraniu). „Żyliśmy w jednej stajni, ale w dwóch różnych boksach” – uważa. „Po urodzie go brałam” – wyznaje. „Żadnych ślubów nie chciałam, ale na bieżącego amanta wstępnie pasował”, bo „dżokej to nie był wałach. On się nie bał baby, nie bał się cyca, zadu”.
Czytaj więcej
Zaskakujące odsłony życia znakomitego poety, czyli antologia tekstów o jego prawniczym wcieleniu – „Brzechwa. Poeta w adwokackiej todze”.
Dżokej lubił buty, co sezon miał nowe, nic dziwnego, że Wera chce go pochować obutego, ale „trudno o dobre buty dla nieboszczyka”. Im więcej kłopotów ze znalezieniem odpowiednich butów na opuchnięte nogi zmarłego, tym i więcej pojawia się wspomnień – wątków z życia opowiadającej Wery („chodziłam na boczki, chodziłam na baby”) i jej Karola („wszędzie miał pochowane jej [Heleny – nie żony] zdjęcia”).
To rytmiczna, budowana krótkimi zdaniami opowieść. Jest jak dżin uwalniający się powoli z butelki – ważne są w niej bieda i duma, pamięć, a także zegarek po „ojcuchu”.
Czytaj więcej
Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie pisali do siebie dużo i często. Okazji nie brakowało, bo wiele czasu spędzali oddzielnie.