Irena Lasota: Polacy i przaśny kompleks niższości

Wizyta Joe Bidena w Kijowie skojarzyła mi się z wyprawą Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi. Obydwaj zrobili to, czego Putin bardzo nie lubi – postawili mu się.

Publikacja: 03.03.2023 17:00

Irena Lasota: Polacy i przaśny kompleks niższości

Foto: AFP

Wizyta prezydenta Bidena w Polsce została już omówiona, pochwalona, skrytykowana i wyśmiana w pierwszych dniach po wizycie. Zaraz potem omówiono, pochwalono, skrytykowano i wyśmiano komentarze o tej wizycie. I ja mam ochotę dodać swoje trzy grosze, może tylko z innej perspektywy i z daleka.

Fascynująca była rzeczywiście debata czy może burza dotycząca zdjęć z prezydentem USA różnych polityków, obecnych, byłych i in spe. Jest to o tyle zrozumiałe, że najpotężniejsze dzisiaj narzędzie polityki na świecie to Twitter, który służy do zamieszczania zdjęć ściskających sobie ręce najczęściej facetów w garniturach i w krawatach, czyli polityków. Kobiety też się zdarzają, ale one także przybierają pozy, jakby były w garniturach.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Polska powinna odciąć się od Orbana

Na podstawie tych zdjęć można wysnuwać wnioski, kto jest od kogo ważniejszy albo co najmniej kto się uważa za mniej ważnego od kogoś innego. Przedstawiciel Nauru przy ONZ na przykład będzie wychodził z siebie, żeby zamieścić swoje zdjęcie z panią Aminą Mohammed, wiceprzewodniczącą Zgromadzenia Ogólnego ONZ, podczas gdy ona może takie zdjęcie zignorować na rzecz zdjęcia z pierwszym sekretarzem komunistycznej partii Xi Jinpingiem, który z kolei może chcieć publikować swoje zdjęcie z Łukaszenką, żeby dokuczyć Putinowi, który by najchętniej miał zdjęcie ze Stalinem.

Fetysz zdjęć bratnich uścisków z czasów komunistycznych może nie utrzymałby się w Polsce, gdyby nie mit założycielski III Rzeczypospolitej. Może nie wszyscy się do tego przyznają, ale w głębi duszy wiedzą, że komunizm padł w Polsce – wcześniej niż gdziekolwiek indziej – głównie za sprawą zdjęć wszystkich kandydatów OKP (taka ówczesna Solidarność) z przewodniczącym związku elektrykiem Lechem Wałęsą. Mamy tu do czynienia z pewnym paradoksem, bo tylko jeden z kandydatów się nie sfotografował i mimo to nie tylko wygrał, ale został później prezydentem RP. Mowa oczywiście o Lechu Kaczyńskim.

Może nie wszyscy się do tego przyznają, ale w głębi duszy wiedzą, że komunizm padł w Polsce – wcześniej niż gdziekolwiek indziej – głównie za sprawą zdjęć wszystkich kandydatów OKP (taka ówczesna Solidarność) z przewodniczącym związku elektrykiem Lechem Wałęsą.

Albo ludzie mają krótką pamięć, albo nie umieją myśleć analogiami politycznymi, ale wizyta prezydenta Bidena w Kijowie skojarzyła mi się nie tylko ze słynnymi przemówieniami prezydentów Kennedy’ego i Reagana w Berlinie, ale też z bohaterską wyprawą prezydenta Kaczyńskiego do Tbilisi w 2008 r. I Biden, i Kaczyński pojechali pod ostrzałem do stolic byłych sowieckich republik zagrożonych rosyjską inwazją. I jeden, i drugi wpłynęli na dalszy przebieg wojny, obydwaj zrobili to, czego Putin bardzo nie lubi – postawili mu się.

Po wizycie Bidena słychać było komentarze, że to są tylko gesty, a tu potrzebne są czyny. I znowu można odnieść wrażenie, że pewni komentatorzy nie uczyli się nigdy historii i nie wiedzą, że gesty mogą być w polityce bardzo ważne. Zwłaszcza jeśli są połączone z czynami. Wolałabym oczywiście, żeby USA dały Ukrainie więcej broni – i szybciej, ale po stąpnięciu przez Bidena na ziemię w Kijowie, trudniej będzie Amerykanom pozostawić Ukrainę samej sobie. Zwłaszcza że po pogardliwym stosunku prezydenta Trumpa do NATO Biden potwierdził raz jeszcze, że USA są nie tylko członkiem NATO, ale i chcą odgrywać w nim wiodącą rolę.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Padnie? Nie padnie?

W medialnym zamieszaniu i szumie dotyczącym wizyty Bidena w Warszawie trudno się było zorientować, kto jest za, a kto przeciw i kto jest za, a nawet przeciw. Ale w niektórych komentarzach wyczuwało się jakiś taki przaśny kompleks niższości, zażenowanie z bycia tylko Polską, a nie na przykład Szwajcarią czy nawet samym Watykanem. Oglądałam przemówienie Bidena na różnych kanałach telewizji amerykańskiej, gdzie zwracano uwagę na to, co mówi, objaśniano, dlaczego przemawia w Polsce (same pochwały na temat pomocy dla Ukrainy), tłumaczono symbolikę Zamku Królewskiego w Warszawie, podawano dane dotyczące wojny, liczby zabitych i rannych, zapraszano komentatorów, którzy dyskutowali o przeszłości i przyszłości tej wojny.

I tylko w polskich mediach, internetowych i nie tylko, można było znaleźć uwagi w rodzaju, że Biden miał przemawiać na tle Zamku Królewskiego – a w rzeczywistości te wrota Zamku przypominają wrota do obory. Już sobie wyobrażam wrzask, który by się podniósł, gdyby to był komentarz cudzoziemca, te protesty instytutów, fundacji i polityków, to przypominanie, że Polska już nie jest dużą wsią…

Wizyta prezydenta Bidena w Polsce została już omówiona, pochwalona, skrytykowana i wyśmiana w pierwszych dniach po wizycie. Zaraz potem omówiono, pochwalono, skrytykowano i wyśmiano komentarze o tej wizycie. I ja mam ochotę dodać swoje trzy grosze, może tylko z innej perspektywy i z daleka.

Fascynująca była rzeczywiście debata czy może burza dotycząca zdjęć z prezydentem USA różnych polityków, obecnych, byłych i in spe. Jest to o tyle zrozumiałe, że najpotężniejsze dzisiaj narzędzie polityki na świecie to Twitter, który służy do zamieszczania zdjęć ściskających sobie ręce najczęściej facetów w garniturach i w krawatach, czyli polityków. Kobiety też się zdarzają, ale one także przybierają pozy, jakby były w garniturach.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich