Zmiany klimatu spadły prawicy z nieba

W proekologicznych hasłach prawica dostrzegła idealny punkt odniesienia, pozwalający zbudować jej nową tożsamość. I czyni to bez skrupułów. Nie ma dla niej wielkiej różnicy między zaleceniami klimatycznymi a stalinowskimi zbrodniami.

Publikacja: 03.03.2023 10:00

Zmiany klimatu spadły prawicy z nieba

Foto: mat.pras.

Nagłośnienie przez „Dziennik Gazetę Prawną” raportu zamówionego przez organizację skupiającą największe światowe metropolie, w tym Warszawę, w którym znalazły się zalecenia, by ograniczyć ilość spożywanego mięsa, nowych ubrań, podróży prywatnym samochodem czy przelotów samolotem, ujawniły istotne przemiany ideowe po prawej stronie. Z całą mocą okazało się bowiem, że polska prawica zajęła w wojnie kulturowej bardzo świadomie zdecydowane i wyraziste stanowisko: stała się zdecydowania antyekologistyczna.

„DGP” opisał raport C40 we wtorek 14 lutego. I ruszyła lawina. „Jestem katolikiem, jestem dumnym patriotą, jem mięso, jeżdżę autem, nie popieram euro ani cyfrowej waluty, nie popieram eko-ideologii...” – wpis młodego sympatyka Prawa i Sprawiedliwości Oskara Szafarowicza z 15 lutego zrobił w sieci furorę. Wyświetlono go kilkaset tysięcy razy na samym Twitterze, tysiące osób podawało go dalej, doczekał się niezliczonych komentarzy i przeróbek. Wiele osób uznało, że przywiązanie do religii katolickiej, polskości, jedzenia mięsa i posiadanie samochodu spalinowego to fundament ich tożsamości.

Brzydko kopiując od 20-latka, lojalny wobec PiS, poseł Łukasz Mejza, były wiceminister sportu, zatwee-tował, „Kim jestem? Wierzę w Boga! Kocham Polskę! Jem mięso! Jeżdżę samochodem! Mówię »nie« sojuszowi Berlina i Moskwy! Rodzina to dla mnie mąż, żona i dzieci. Kocham przyrodę, ale nie eko-ideologię Timmermansa! Chcę zachowania gotówki i własnej waluty”.

Lawina ruszyła. Jacek Wilk z Konfederacji napisał: „Leit motiv na nadchodzące wybory: Prawica – pyszna polędwica Lewactwo – robactwo WYBIERAJCIE MĄDRZE”. Patryk Jaki wrzucił zdjęcie z eleganckiej restauracji, w której zajadał się stekiem. Podpis: „Swoją porcję mięsa wykorzystałem już na ten rok. Od jutra tylko robaki. #robakiplus”. By kilka dni później kontynuować: „Wczoraj kupiłem 6 nowych ubrań. Przekroczyłem więc znacząco swój roczny limit. Jutro mam zamiar złożyć samodonos do władz Warszawy, samego R. Trzaskowskiego i prezydium C40. Liczę na niski wymiar kary”.

A prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński kategorycznie stwierdził na łamach tygodnia „W Sieci”: „Od nas Polacy nigdy nie usłyszą, że mają ograniczyć jedzenie mięsa”.

Istnieje coś takiego jak fałszywa narracja. Może składać się z niektórych zdań prawdziwych, częściowo prawdziwych, a czasem całkiem nieprawdziwych. W tym wypadku powtarzana w memach, wypowiedziach polityków, komentatorów czy zwykłych internautów brzmi mniej więcej tak: lewactwo z Unii chce nam zakazać jedzenia mięsa i zamiast tego kazać jeść robaki. Zakaże nam jeździć naszymi samochodami, zabroni kupowania nowych ubrań. Chce, byśmy wyrzekli się polskości i wiary.

Jak wygląda to w rzeczywistości? Na początku stycznia Komisja Europejska dopuściła do sprzedaży na terenie Unii kilka produktów zawierających białko z owadów, m.in. mąkę z świerszcza domowego. Decyzję podjęto skądinąd na wniosek wietnamskiego producenta, który chciał wprowadzić na rynek wysokobiałkowe przekąski z owadów.

To zbyt mało, by twierdzić, że ktokolwiek będzie zmuszany do jedzenia robaków. A czy rzeczywiście Trzaskowski chce nam zakazać jedzenia mięsa i kupowania nowych ubrań? Tu wkraczamy oczywiście na pole polityki. Platforma Obywatelska bardzo szybko zorientowała się, że została wciągnięta na grząski grunt, więc zaczęła się od raportu C40 odcinać.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Czasy zdziczenia

Szkodliwy tryb życia

Raport C40 nie jest dokumentem najnowszym – powstał prawie cztery lata temu. Naukowcy z uniwersytetu w Leeds i eksperci firmy Arup przedstawili w nim analizę dotyczącą trybu życia mieszkańców największych miast i stwierdzili, że przyczyniają się oni do zmian klimatycznych między innymi przez wysoką emisję szkodliwych dla atmosfery związków chemicznych. W raporcie znalazły się rekomendacje: jeśli miasta chcą przyczynić się zmniejszenia emisji, powinny zachęcać swoich mieszkańców do zmiany nawyków żywieniowych i do 2030 roku doprowadzić do redukcji rocznej konsumpcji mięsa do 16 kg, nabiału do 90 kg, 8 sztuk nowych ubrań, 190 samochodów na 1000 mieszkańców i jednej podróży samolotem tam i z powrotem na dwa lata. W scenariuszu ambitnym powinni wyrzec się w ogóle mięsa, nabiału, samochodów, kupować trzy sztuki ubrania rocznie, a latać raz na trzy lata. Rekomendowano też wydłużenie czasu używania elektroniki itp. Co ciekawe, podkreślano w dokumencie, że każda ta sprawa jest kwestią indywidualnych decyzji.

Rzeczywiście wszystko to razem może wyglądać dość radykalnie. Warto jednak pamiętać, że nasz obecny tryb życia i związana z nim konsumpcja przyczyniają się do negatywnych zjawisk. W raporcie zwrócono choćby uwagę, że zmniejszenie ilości spożywanego mięsa do 16 kg rocznie (zdaniem autorów to mniej więcej jedna trzecia średniego spożycia obecnie) może ocalić życie i zdrowie niemal 200 tys. osób. Podobne rekomendacje znajdują się na stronach internetowych polskiego Ministerstwa Zdrowia. A więc prezes Kaczyński, mówiąc, że w Polsce rządzonej przez PiS Polacy nigdy nie usłyszą, że mają ograniczyć jedzenie mięsa, raczej mija się z faktami...

Krótki cykl używania elektroniki powoduje, że produkujemy mnóstwo odpadów zawierających cenne pierwiastki. Pomysł, by wydłużyć ich resursy nie jest ani nowy, ani zbyt radykalny. Dlatego choćby UE wprowadziła jedną ładowarkę do różnych modeli telefonów (pamiętacie państwo dekadę temu, jak każdy producent miał inną wtyczkę?), by przy zmianie telefonu nie trzeba było wyrzucać ładowarki. To też radykalne lewactwo?

Podobnie jak żadną nowością nie są liczne raporty, które pokazują, jak szkodliwy dla środowiska jest przemysł modowy, alarmujące od lat, że produkcja jednej sztuki garderoby wiąże się ze skażeniem olbrzymich ilości wody – wytworzenie jednego bawełnianego podkoszulka pochłania ponad 2500 litrów wody. Wiadomo też, że produkcja mięsa pochłania znacznie więcej energii i wody niż uprawa owoców i warzyw. Podróże lotnicze odpowiadają zaś za znacznie większy ślad węglowy niż przejazd koleją. Nic nowego.

Fikcyjne nakazy

Platforma i sam Trzaskowski zaczęli się bronić, że nie chodzi o żadne zakazy, bo władze miasta, które podpisały się pod deklaracją C40, nie mają prawnych możliwości, by zakazać sprzedaży mięsa ani ubrań, że chodzi jedynie o promocję zdrowszego i bardziej przyjaznego środowisku stylu życia. Zaczęli się bronić, bo zdali sobie sprawę, jak łatwo będzie wykorzystać w kampanii wyborczej hasło „Zakażą mięsa i każą jeść robaki”. Przecież mało kto będzie czytał raport przygotowany dla C40 i dzielił włos na czworo.

Zaczęło się zaklinanie. Rafał Trzaskowski przekonywał, że do niczego się nie zobowiązał, choć sam kiedyś się chwalił, że podpisał się pod deklaracją zakładającą ambitne cele klimatyczne. Pytanie, jak miasto zamierza osiągnąć tak ambitne cele, skoro ma do dyspozycji tylko tak miękkie środki jak kampanie społeczne i zachęcanie mieszkańców do zmiany stylu życia?

Z drugiej strony prawica zaczęła przekonywać, że Trzaskowski zaraz wprowadzi kartki na mięso, że oto mamy do czynienia z nową odsłoną lewicowego szaleństwa. Nawet dość umiarkowany Robert Mazurek napisał o zamordyzmie ekologistów i marksizmie, bo natychmiast zaczęły działać silne skojarzenia ideologiczne. Tymczasem zamordyzm ekspertów z C40 można porównać do „zamordyzmu” kardiologa, który mówi pacjentowi, że jak nie zbije poziomu cukru i cholesterolu, jak nie przestanie palić i nie zacznie się więcej ruszać, to pożegna się z tym światem.

Dla prawicy właściwie nie ma wielkiej różnicy między zaleceniami klimatycznymi a stalinowskimi zbrodniami. I choć to rząd PiS wprowadził podatek cukrowy, by ograniczyć spożywanie słodzonych napojów, a docelowo walczyć z problemem cukrzycy, zalecenia w sprawie spożycia mięsa obóz prawicy uznał za niemal terror.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Poczobut i Szeremeta. Walka za nas i o nas

Tożsamość budowana na kontrze

Prawica od jakiegoś czasu miała bardzo poważne kłopoty ze swoją tożsamością. Dotychczasowy podział na socjalną lewicę i kapitalistyczną prawicę w czasach powszechnego interwencjonizmu państwowego stracił na znaczeniu. Partia rządząca w Polsce z ojca chrzestnego polskiego kapitalizmu Leszka Balcerowicza robi chłopca do bicia. PiS odmienia solidaryzm społeczny przez wszystkie przypadki. Globalizacji – która była osią prawicowego postępu – też jakoś dziś trudno bronić. Zjednoczona Prawica, wbrew żywionej przez tradycyjną konserwatywną i liberalną prawicę rezerwie do  państwa, uważa, że receptą na wszystko jest ingerencja państwa – znacjonalizowanie jakiejś gałęzi przemysłu albo przynajmniej powołanie państwowej agencji. Oś mniej państwa kontra etatyzm przestała być wyróżnikiem podziału na prawicę i lewicę.

Jednym z nurtów prawicowości był nurt chadecki, ale on się w polskiej polityce po 1989 r. nie przyjął. Choć chrześcijańskie inspiracje był w niej obecne, wobec kryzysu Kościoła, ale też przyspieszającej laicyzacji, przestają być dla prawicy już tak oczywiste.

Polska prawica żywiła się długo antykomunizmem. Definiowanie się w kontrze do bolszewizmu, a później stalinizmu, biorąc pod uwagę historię XX wieku, nie było w żaden sposób zaskakujące. Szczegółowa analiza komunizmu przechodziła przez całe spektrum nauk humanistycznych, a więc w ten sposób powstawały prawicowa antropologia, socjologia, teoria kultury itp. Na tych i wielu innych poziomach dowodzono fałszywości założeń, na których był oparty komunizm, oraz zbrodniczości jego wcieleń. Tu zresztą też biegło wiele dróg wspólnych z nauczaniem społecznym Kościoła, który od XIX wieku aż po nauczanie Jana Pawła II konsekwentnie potępiał socjalizm i komunizm.

Upadek komunizmu i następne trzy dekady sprawiły, że potencjał mobilizacyjny antykomunizmu osłabł, choć warto przypomnieć, że na początku XXI wieku dwie główne prawicowe wówczas partie – Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość – starały się ożywić inną jego odmianę, czyli antypostkomunizm, w którym upatrywano głównych źródeł patologii i ograniczenia szans rozwojowych III RP.

I oto nagle na scenę wchodzi ekologizm. Ostrzegając przed zmianami klimatu, wzywa do radykalnych działań na rzecz ich zatrzymania, zmiany stylu życia i modelu rozwoju, które wini za rabunkową politykę wobec środowiska, niszczenie ekosystemów, emisję gazów cieplarnianych podnoszących temperaturę naszej planety. Prawica zaś w tym momencie orientuje się, że oto pojawia się historyczna szansa, ruch, do którego może się łatwo odnieść. Apelowanie o zatrzymanie zmian klimatu pachnie prawicy lewicową inżynierią społeczną. Skojarzenia więc pojawiają się same – że to nowy totalitaryzm, lewicowy zamordyzm, nowa inkarnacja marksizmu itd. Prawica nagle doznaje ideologicznego olśnienia i przyspieszenia. Oto pojawia się jasne i klarowne ideologiczne pole, które można wykorzystać, wokół którego można budować polityczne podziały. Tym bardziej że ekologizm nie jest żadnym spójnym ruchem, łączy radykalne organizacje takie jak Greenpeace czy Gretę Thunberg i młodzieżowy strajk klimatyczny pełen zapału, aktywizmu, determinacji wywołanej katastroficznymi wizjami przyszłości naszej planety.

Coraz więcej tych postaw trafia do mainstreamu: a to Parlament Europejski przegłosuje zakaz sprzedaży samochodów spalinowych od 2035 roku, a to europosłanka Sylwia Spurek będzie się domagać zakazu produkcji mięsa. Takiej decyzji PE nie podjął, ale mieszając skrajne wypowiedzi z już podjętymi decyzjami, można przygotować bardzo obiecującą fałszywą narrację. Szczególnie że nielubiany przez polską prawicę Frans Timmermans jest odpowiedzialny za unijny projekt Fit for 55, który ma cele podobne do raportu C40, wprowadza opłaty od emisji związanej z ogrzewaniem domów mieszkalnych i budownictwem, zakładając bardzo szeroką transformację energetyczną, zobowiązuje do redukcji emisji nie tylko miasta, ale całe państwa, gospodarki, ba – cały kontynent. Wybierając sobie po trochu z radykalizmu Spurek, Greenpeace, Fit for 55, można łatwo stworzyć przerażającą wizję lewackiej Europy próbującej wprowadzić nowe średniowiecze, w którym mieszkańcy naszego kontynentu żyć będą w biedzie, odbierze im się nie tylko tożsamość, ale niedzielny rosół i schabowego z kapustą, grilla i jazdę samochodem spalinowym.

Dla prawicy to wszystko dary nieba. Oto bowiem zyskuje tak jak za czasów rewolucji francuskiej, technologicznej czy bolszewickiej potężny straszak – Jarosław Kaczyński Fit for 55 (na który zresztą zgodził się jego własny rząd) nazwał szaleństwem.

Patrzcie – woła prawica – oto skoordynowana akcja, by zabrać wasz styl życia. A my dla was chcemy go ocalić przed ekologizmem, który chce stworzyć nowego człowieka, nowy wspaniały świat. Skojarzenia z literaturą, Huxleyem, Orwelem pędzą przez rozgrzane prawicowe głowy. I oto nagle podziały stają się jasne i czytelne. Jak we wpisie europosła Wilka: albo prawica i mięso, albo lewica i robaki.

Nie dajcie się oszukać

Co ciekawe, wiatr zmian wyczuły szybciej Solidarna Polska i Konfederacja niż PiS. Wszak to Solidarna Polska szybko się zorientowała, że antyekologizm pozwala łączyć rozmaite tematy w jednej spójnej i wygodnej narracji. I stawiać w jednym szeregu walkę o wydobycie w polskich kopalniach węgla, obronę trujących diesli (koniecznie walcząc z przepisami o bezpieczeństwie ruchu drogowego), krwistego steka, prawo do kupowania nowych koszul z walką o suwerenność, tożsamość narodową, wiarę ojców, a do tego dorzucić zbieranie podpisów pod ustawą o surowych karach za wyśmiewanie dogmatów Kościoła katolickiego.

Wszystko składa się w spójną całość. Walka ze smogiem nagle staje się niebezpieczną nowinką, forpocztą ekologistycznej rewolucji, w której nie chodzi wcale o liczbę zgonów na choroby płuc, ale o odebranie nam tożsamości. Budowa ścieżek rowerowych nie jest promocją zdrowszego stylu życia, ale elementem powolnego otumaniania Polaków, że lepiej wdychać spaliny niż je emitować, jadąc samochodem. Świat dzieli się więc na zaczadzonych ekologizmem mieszkańców wielkich miast (którzy przecież i tak nie głosują na prawicę), segregujących śmieci, jedzących w wegańskich restauracjach, korzystających z rowerów i komunikacji miejskiej oraz prawdziwych Polaków, dojeżdżających do pracy w miasteczkach pozbawionych transportu publicznego, skazanych na stare i nieekologiczne diesle, piece węglowe, marzących o sobotnim grillu i promocji na karkówkę w dyskoncie.

Uczynienie z ekologizmu nowej tożsamości prawicy to element wojny kulturowej, która toczy się już od jakiegoś czasu w USA, o czym przekonała się tzw. alt-right. To tam wielocylindrowe paliwożerne krążowniki szos są synonimem wolności (wszak w Stanach kuleje komunikacja publiczna, a do pracy przemierza się setki mil tygodniowo). Polski ekologizm kopiuje więc amerykańskie wzorce.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Kościół zlękniony

Antyekologiczna tożsamość ma swoich bohaterów i swoje szwarccharaktery. Greta Thunberg, szwedzka nastolatka zaangażowana w strajki klimatyczne, urasta do rangi największego potwora, na miarę Róży Luksemburg ekologizmu. Prawica nie jest taka naiwna, by wierzyć, że ona po prostu daje wyraz swoim obawom o przyszłość planety, prawica wie, że to tylko miła dziecinna buzia, która ma zwieść masy, wmówić im, że chodzi o coś niewinnego, gdy tymczasem idzie o potężną inżynierię społeczną. I tu antyekologizm podaje rękę najróżniejszym teoriom spiskowym – przeciwnikom szczepionek, zwolennikom tezy, że w pandemii nie chodziło o żadnego koronawirusa, ale o to, by zniewolić miliardy ludzi, przeprowadzić eksperymenty genetyczne i wprowadzić, a jakże, nowy światowy porządek. Pandemia minęła, a cele rozmaitych radykałów, którzy śnią o rządzie światowym i nowym globalnym ładzie, się przecież nie zmieniły, nie damy się oszukać, oni dalej knują.

Z punktu widzenia bieżącej polityki wzięcie na sztandary antyekologizmu wydaje się nawet sprytnym zagraniem. Ale długofalowo może okazać się bardzo dużym ryzykiem. Tylko ślepiec bowiem zaprzeczy, że klimat się zmienia. A zatem nadzwyczajne zjawiska atmosferyczne będą nam towarzyszyły coraz częściej. Przede wszystkim zmienia się jednak charakter światowej gospodarki. Niedługo nikt nie będzie chciał na Zachodzie kupować produktów spożywczych, których produkcja pozostawiła zbyt duży ślad węglowy. I choćbyśmy nie wiem jak przekonywali o tym, że na naszych Mazurach jest świeże powietrze, jeśli przy produkcji serka mazurskiego wykorzystany zostanie prąd z węgla, coraz więcej konsumentów będzie go odrzucało. W cenie będzie niskoemisyjne aluminium czy stal z nowoczesnych fabryk, w których piece opalane są wodorem, nie zaś węglowymi paleniskami.

Pewne zjawiska będą po prostu faktami, z którymi będzie się trzeba skonfrontować, jak na przykład coraz częściej dotykające Polskę susze. Zrobienie z ekologizmu głównego wroga ideologicznego, straszaka, sprawi, że ta dyskusja będzie znacznie trudniejsza. PiS zresztą sam się o tym przekonał. Gdy parę lat temu de facto zablokował budowę nowych farm wiatrowych, rozbudził w swoich wyborcach nieufność wobec wiatraków. Gdy dziś chce przepisy zmienić, orientuje się, że wypuścił dżina z butelki, a uwolnione raz lęki i obawy wracają zwielokrotnione. Czeka nas kilka ważnych debat: o energetyce, o transporcie, o smogu itp. Uczynienie z antyekologizmu ważnego elementu tożsamości sprawia, że PiS będzie w tych przyszłych dyskusjach miało związane ręce.

Shutterstock

Nagłośnienie przez „Dziennik Gazetę Prawną” raportu zamówionego przez organizację skupiającą największe światowe metropolie, w tym Warszawę, w którym znalazły się zalecenia, by ograniczyć ilość spożywanego mięsa, nowych ubrań, podróży prywatnym samochodem czy przelotów samolotem, ujawniły istotne przemiany ideowe po prawej stronie. Z całą mocą okazało się bowiem, że polska prawica zajęła w wojnie kulturowej bardzo świadomie zdecydowane i wyraziste stanowisko: stała się zdecydowania antyekologistyczna.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi