Dieta, zwłaszcza w Warszawie, to dziś polityczny temat. Mógłbym oczywiście napisać coś o tym, że nowym kolorem marksistów jest zielony, i trzeba być daltonistą, by tego nie dostrzec. Mógłbym dorzucić, że sztandar się zmienił, a zamordyzm marksistom pozostał, lecz za powtarzanie tego do znudzenia zabrali się politycy i „Wiadomości”, co na jedno wychodzi, więc ja wysiadam. Ja nie o tym, ja o świętach.
Czytaj więcej
Ech, a gdyby nam się tak samochód zepsuł i pomoc drogowa nie dojechała? Moglibyśmy mieć wakacje życia. Albo i koszmarnego pecha, zależy, jak trafimy.
Tłusty Czwartek stał się naszym najważniejszym świętem narodowym, powiedzmy to sobie szczerze. Wydrzeć go sobie nie damy, celebrujemy go przez tydzień, pisząc o kaloriach, cenach i celebrytach. Wreszcie i sami świętujemy, objadając się do nieprzytomności w pracy, domu i gdzie się da. Nareszcie święto skrojone dla ludzi – nikt sobie treścią głowy nie zaprząta, za to przyjemność wielka. I czy tak nie powinny wyglądać wszystkie nasze święta narodowe, te od konstytucji i niepodległości? Gdyby się dało je jakoś kulinarnie podbudować, to i radość z obchodów by się drastycznie zwiększyła i uczestnictwo. W maju, gdy ciepło, to może coś lżejszego, choćby Serniczek i Konstytucja? Ależ to by się jadło! Listopad to pora posępna, pożywić się przed zimą trzeba, a że gęsina za droga, to może Niepodległa Golonka? Ale się nie upieram, mogą być inne specjały, tylko pamiętajcie, że pierwszy ten pomysł rzuciłem.
Ale to dopiero początek, mamy wszak legion artystów do świętowania, choćby Mickiewicz i reszta wieszczów.
Swoją drogą można to przerzucić i na inne obchody. Szkoci narzucili całemu Zjednoczonemu Królestwu urodziny Roberta Burnsa, takiego szkockiego Mickiewicza, i teraz każdy Brytol 25 stycznia pałaszuje tamtejszą wersję kaszanki, może być wegańska, byle była. W zasadzie nie musimy zmieniać daty, to w końcu urodziny wielkiego Lutosławskiego, możemy jeść naszą kaszankę, żaden tam haggis na jego cześć. Ale to dopiero początek, mamy wszak legion artystów do świętowania, choćby Mickiewicz i reszta wieszczów. Idziemy dalej: flaczki na urodziny Maryśki Konopnickiej, leniwe dla Chopina (tylko dwa koncerty skomponował), bigos Czesława Niemena. Zresztą, co ja będę podpowiadał, to trzeba zadekretować, zorganizować, minister Gliński wreszcie będzie miał jakiś sukces z propagowaniem kultury. Choćby i niechcący.