Tymczasem telefon prawdę powie o ruchu wewnątrz dzielnicy i przepływach między nimi, co może ułatwić planowanie przestrzenne, sterowanie komunikacją miejską i transportem publicznym – jakimi remontami się zajmować, jak planować budowy, czy nawet gdzie rozmieszczać światła uliczne. Z zestawienia Selectivv widać, że dzielnice przyciągające ludzi – Wola, Śródmieście, Włochy – posiadają kolej podmiejską ułatwiającą podróż z aglomeracji i spoza niej, co może stanowić asumpt do dyskusji o absorbcji ruchu pracujących w Warszawie. Z kolei z podziału na część lewo- i prawobrzeżną widać przepływ ludzi w ciągu dnia, co udowadnia przydatność budowy trzeciej linii metra. Ma jednak ona biec przez Pragę-Południe, z której – przypomnijmy – wyjeżdża niewiele osób, więc może dzielnica nie potrzebuje dodatkowego transportu?
Wreszcie analiza danych może rzutować na sferę socjalną, jak opieka zdrowotna czy edukacja: w tej kadencji Warszawa ma zbudować ponad 30 nowych przedszkoli i 18 szkół, czy jednak nie powinna więcej, skoro napływ młodych ludzi – zwłaszcza z Ukrainy – jest ogromny? Liczby mogą mieć też przełożenie na biznes, gdyby w dzielnicach-gąbkach zasysających ludzi w ciągu dnia udało się ich zatrzymać po pracy w barze albo chociaż na siłowni, oznaczałoby to zarobek.
Czy geotrapping to także narzędzie naukowe? Dr Łukasz Byra, kierownik Katedry Ekonomii Ludności i Demografii Uniwersytetu Warszawskiego, tworzy modele migracyjne i wyciąga testowalne hipotezy, lecz jako teoretyk sam ich nie sprawdza na danych. Nie chce więc komentować geotrappingu jako metody pozyskiwania danych do badań ilościowych w porównaniu z alternatywnymi sposobami – jak w przypadku tych prowadzonych przez GUS, który zbiera dane w tradycyjnych źródłach i opiera się na oficjalnych rejestrach.
– Metoda jest nowa, ale wydaje się wartościowa i może mieć duży potencjał w badaniach demograficznych. Główną zaletą geotrappingu jest to, że w przypadku niektórych badań, jak w przypadku migracji miejskich, nie ma sensownej alternatywy – przyznaje Byra, choć zwraca uwagę na „pewne ograniczenia” w zależności od tego, w jaki sposób pozyskiwane są dane o lokalizacji: przez GPS czy logowanie się telefonu do konkretnej stacji, bo to oznacza różną dokładność.
W kwietniu 2022 r. powstał „Miejska gościnność: wielki wzrost, wyzwania i szanse – raport o uchodźcach z Ukrainy w największych polskich miastach”, pierwszy w Polsce dokument z dokładnymi liczbami dotyczącymi Ukraińców z uwzględnieniem uchodźców, który wykonało Centrum Analiz i Badań Unii Metropolii Polskich. Autorzy korzystali z metody geotrappingu i danych dostarczonych przez Selectivva, co uzupełniły spisy uchodźców z Ukrainy, rejestr PESEL, dane od służb celnych dotyczące przekroczenia granicy. Pomogło to doliczyć się w Polsce 3,2 mln Ukraińców.
469,6 tys. z nich mieszkało w warszawskim obszarze metropolitalnym: 57 proc. w mieście, 43 proc. poza nim. W samej Warszawie: 266,9 tys., w tym ponad 203 tys. dorosłych, co dało badaczom wynik 13 proc. mieszkańców miasta (w całej Polsce ten odsetek wynosił 8 proc.). Tymczasem w analizie dla „Plusa Minusa”, choć odsetek wyszedł podobny (12 proc.), to liczba dorosłych Ukraińców to 238,1 tys., czyli od kwietnia do grudnia przybyło ich kolejnych 35 tys.
Co dalej
Z badań geotrappingu, omówionych w „Analizie aktywności i potencjału ludnościowego”, korzystało Biuro Rozwoju Gdańska przy planowaniu przestrzennym. – Potencjał pozyskanych metodą telemetryczną danych jest wysoki, jednak nie należy uważać, że nieskończony. Dane telemetryczne same w sobie nie są wystarczającym źródłem danych do prowadzenia polityki przestrzennej, jednak uzupełniają naszą wiedzę w zakresie rozkładu przestrzennego potencjałów ludnościowych i konsekwencji związanych z zapotrzebowaniem na usługi publiczne, transport czy zieleń rekreacyjną. Dane z T-Mobile wypełniły lukę pomiędzy danymi meldunkowymi, które pozwalają na precyzyjne określenie rozkładu przestrzennego ludności (a jednak z uwagi na brak obowiązku meldunkowego są coraz mniej rzetelnym źródłem informacji) a danymi GUS, które nie mają odniesienia przestrzennego w skali wewnątrzmiejskiej – tłumaczy Anna Gralewska, starszy projektant z Zespołu Analiz Przestrzennych.
BRG wykorzystało dane w wielu opracowaniach o charakterze strategicznym, m.in. Studium Pasma alei Grunwaldzkiej współtworzonym z Biurem Architekta Miasta Gdańska, sięgnęła po nie także Gdańska Organizacja Turystyczna sprawdzająca pod względem sezonowej zmienności natężenie i kierunki ruchu turystycznego. – Jednocześnie zauważamy, że w związku m.in. z pandemią Covid-19, zmianą zachowań transportowych czy upowszechnieniem pracy zdalnej dalsze prace z wykorzystaniem danych telemetrycznych wymagać będą ich aktualizacji – dodaje Gralewska.
Metody używała także Warszawa, gdy w 2018 roku na zlecenie stołecznego samorządu firma Orange – na podstawie tygodniowej próby – badała użytkowników telefonów komórkowych. Wyniknęło z tego, że w mieście mieszkało wówczas 2,07 mln ludzi, choć w weekendy liczba spadała do 1,87 mln. W wybranym tygodniu roboczym w Warszawie przebywało w ciągu dnia średnio 2,27 mln osób. Podobny do dzisiejszego był podział na dzielnice sypialnie, które w ciągu dnia roboczego opuszcza najwięcej osób, i dzielnice, w których się tylko pracuje. Miejskie analizy wykazały, że najwięcej osób do Warszawy przyjeżdżało z okolicznych powiatów wołomińskiego, pruszkowskiego i piaseczyńskiego. W trakcie weekendu ruch odbywał się w drugą stronę: ze 196 tys. osób aż 139 tys. jechało do różnych miejscowości w Mazowieckiem, ponad 11 tys. do Lubelskiego, a 10,5 tys. – Łódzkiego.
Gdzie ta miłość do Ukraińców
Według kilku badań sondażowych Polacy wspierają Ukrainę, lecz są przeciw Ukraińcom. Sprzeczność jest zaskakująca, jednak tylko pozornie.
Dane geotrappingu z tego badania wykorzystali autorzy „Prognozy demograficznej dla Warszawy” – Przemysław Śleszyński, Łukasz Kubiak i Ewa Korcelli-Olejniczak z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, którą opublikowali w „Przeglądzie Geograficznym”. Śleszyński w rozmowie przypomina, że po 1990 r. wykonano dla stolicy dziesięć – wliczając ich dzieło – opracowań demograficznych zawierających szereg projekcji, które czasem zawierały znoszące się warianty.
– Nie rozumieją tego samorządowcy, którzy chcieliby mieć jeden wariant i jedną odpowiedź na pytanie, co będzie dalej – mówi. – W prognozach dla dużego polskiego miasta – nazwy lepiej nie podawać – jedna z wersji rozwoju demograficznego zawierała założenie migracji wojennej, czego miejscowi samorządowcy nie zrozumieli. Teraz już rozumieją.
Naukowiec chwali dane telemetryczne jako „bardzo wartościowe źródło informacji”. Na ich podstawie oszacowano przyszłą populację Warszawy: w roku 2030 – 1,98–2,123 mln; w roku 2050 – 1,785–2,249 mln. „Najważniejszym wnioskiem poznawczym, mającym silne przełożenie praktyczne, jest zatem brak podstaw do przewidywania silniejszego przyrostu ludnościowego Warszawy w przyszłości. Wynika to zarówno z wyczerpywania się tradycyjnych regionów źródłowych imigrantów, jak też poziomu dzietności w mieście, który pomimo relatywnie wysokich wartości na tle innych miast Polski pozostaje na niskim poziomie (nie zapewnia tzw. prostej zastępowalności pokoleń). Wzrost ludnościowy mógłby nastąpić jedynie w przypadku zdecydowanie silniejszej imigracji, niż ma to miejsce obecnie zarówno z powodu większego drenażu wewnętrznego (kosztem innych miast w kraju), jak też napływu z zagranicy”.
Wszystko zmieniła wojna, która przyniosła „zdecydowanie silniejszą imigrację”. Czy zmieni się również opracowanie demograficzne? Do Śleszyńskiego miasto już w kwietniu zwróciło się z prośbą o korektę, ale uznał, że posiada jeszcze za mało przesłanek, żeby dywagować, czy przybyłe z Ukrainy kobiety po wojnie zostaną w Polsce i dojadą do nich mężowie, czy jednak one pojadą do nich na Ukrainę – wszak wojna wciąż się toczy.
– Wydaje się, że jest za wcześnie na zweryfikowanie prognoz demograficznych dla Warszawy. Wojna trwa, nie wiemy, ilu uchodźców zdecyduje się wrócić do Ukrainy. Należy się spodziewać, że po wojnie Ukraina otrzyma z zewnątrz środki na odbudowę zniszczeń, co stworzy zapotrzebowanie na siłę roboczą, może więc skłaniać do powrotów – zauważa Byra. Śleszyński po roku wie już nieco więcej i niebawem ma pokusić się o nową prognozę dla polskiej stolicy.