W pudełku znajduje się 12 różnokolorowych stworzeń morskich. Rozpoznamy wieloryba, rekina, żółwia, kraba, rozgwiazdę czy chociażby konika morskiego. Różnią się rozmiarami i kształtami.
Gra oferuje też 48 układanek. Każda z nich to prostokąt bądź inna figura geometryczna, którą trzeba wypełnić stworzeniami, niekiedy nawet w kilku warstwach. Oczywiście szczelnie i tak, by żadne z nich nie wystawało poza jej obrys. Każdemu zwierzęciu trzeba znaleźć więc określone miejsce, co nie jest łatwe i często wymaga wielokrotnych prób. Przestawiania, poprawiania, udoskonalania. Czasami wydaje się, że niewiele brakuje do rozwiązania zadania, by po chwili okazało się, że zabawę trzeba zacząć od nowa.
Autorzy „Sea Stax” przygotowali zadania o czterech stopniach trudności. Te pierwsze, przeznaczone dla początkujących, są łatwe. Te najtrudniejsze, z poziomu mistrzowskiego, stanowią spore wyzwanie i niekiedy ślęczy się nad nimi po kilkadziesiąt minut. Albo wręcz odkłada na następny dzień. Wszystkie zagadki mają też rozwiązania, które można sprawdzić, jeśli sądzi się już, że zadanie jest nie do wykonania.
Podobnych gier nie brakuje na telefonach komórkowych, ale możliwość fizycznego obcowania z elementami, dotykania ich sporo zmienia. Samo ułożenie zagadki sprawia dużo większą frajdę. „Sea Stax” nie bazuje na rywalizacji, choć oczywiście można mierzyć czas, z jakim poszczególni uczestnicy zabawy rozwiązują kolejne układanki. Dużo lepiej połączyć siły i wspólnie się z nimi zmierzyć. Nie bez powodu to gra „rodzinna”.
Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl