Źle się dzieje na anglosaskiej lewicy. W wyborach parlamentarnych w Wielkiej Brytanii z 2019 r. Partia Pracy poniosła spektakularną klęskę i zdobyła najmniej mandatów od 87 lat. Z kolei po drugiej stronie Atlantyku Partia Demokratyczna prawdopodobnie utraci większość w Kongresie w listopadowych wyborach, torując w ten sposób drogę do ponownej prezydentury Donalda Trumpa za dwa lata. Co się stało?
Wydawać by się mogło, że brexit i przegrana Hillary Clinton w roku 2016, a więc jedne z najbardziej traumatycznych dla lewicy wydarzeń ostatnich dekad, doprowadzą do rewizji programu tej formacji w obu krajach. Tak się jednak nie stało, a nawet więcej – wybór priorytetów politycznych i ich radykalizacja coraz bardziej zniechęca do lewicy jej dotychczasowych wyborców, wpychając ich w objęcia populistów. Według Manifesto Project – zestawienia programów partii politycznych z 50 krajów – amerykańska Partia Demokratyczna od 2008 r. przesunęła się zdecydowanie na lewo z pozycji centroprawicowej do punktu zajmowanego właśnie przez brytyjską Partię Pracy. Stąd też wyzwania stojące przed lewicą po obu stronach Atlantyku są dziś zaskakująco podobne.
Czytaj więcej
Przez wieki o zaufaniu i lojalności między ludźmi decydowały więzy krwi. Do zerwania tej zależności przyczynił się m.in. Kościół katolicki, przypadkowo kładąc podwaliny pod liberalną demokrację, a nawet rewolucję przemysłową.
Arogancja lewicowych intelektualistów
Tradycyjny elektorat lewicy – proletariat – nigdy nie był społecznie i obyczajowo postępowy. Przez długi czas liderzy i partie robotnicze były wiernymi wyrazicielami ich konserwatywnych poglądów. I tak na przykład amerykańska delegacja do Drugiej Międzynarodówki postulowała wykluczenie z organizacji robotniczych „przedstawicieli ras zacofanych (Chińczyków, czarnych itd.)”. A w samych Stanach Zjednoczonych Amerykańska Federacja Pracy w pełni akceptowała segregację rasową w związkach zawodowych, zamykając tym samym niebiałym dostęp do dobrze płatnych zawodów. W pierwszym państwie robotników i chłopów, ZSRR, formalnie zrównano prawa kobiet i mężczyzn, ale w kwestiach obyczajowych elita polityczna pozostała zdecydowanie konserwatywna. Kiedy Aleksandra Kołłontaj, jedyna kobieta w pierwszej Radzie Komisarzy Ludowych, postulowała zmianę relacji seksualnych w nowym społeczeństwie (Norman Davies określił ją wręcz jako apostołkę wolnej miłości), szybko została doprowadzona do porządku przez Lenina. W słynnym wywiadzie dla Clary Zetkin z 1920 roku powiedział: „Zdrowy sport, taki jak gimnastyka, pływanie, piesze wędrówki (...) to jest to czego [młodzi ludzie] potrzebują. Swoboda seksualna jest burżuazyjna. To oznaka degeneracji”. Ordo Iuris mogłoby przyklasnąć.
Rewolucyjne zmiany na lewicy przyniosły lata 60., kiedy pojawiła się w tej formacji grupa młodych aktywistów spoza środowiska robotniczego, dla których walka klasowa nie była najważniejszym celem. To właśnie od nich, wykształconych i wielkomiejskich, z czasem wyjdą postulaty ochrony środowiska, walki z rasizmem, feminizmu czy praw LGBTQ. Już na wstępie doszło między tą grupą a tradycyjnym proletariackim elektoratem lewicy do konfliktu na tle stosunku do wojny wietnamskiej. Młodzi aktywiści pogardliwie odnosili się do patriotyzmu tradycjonalistów, określając go marksistowskim terminem „fałszywa świadomość” oznaczającym niezrozumienie przez robotników swoich własnych interesów. Arogancja lewicowych intelektualistów nie mogła być dobrze odebrana przez konserwatywny proletariat i powstały wówczas antagonizm, a co najmniej brak wzajemnego zrozumienia między oboma grupami, trwa do dziś. Paul Embery, wieloletni działacz Partii Pracy poświęcił temu tematowi książkę pod znamiennym tytułem „Despised. Why the Modern Left Loathes the Working Class” („Pogardzani. Dlaczego współczesna lewica nienawidzi klasy robotniczej”). Potwierdzają to między innymi badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii przez międzynarodową firmę sondażową YouGov w 2011 r., które wykazały drastyczne różnice poglądów między głosującymi na partie lewicowe robotnikami a wyborcami z wyższym wykształceniem. Na pytanie, czy pracodawcy powinni dostawać zachęty do przyjmowania do pracy robotników brytyjskich, 65 proc. tych pierwszych odpowiedziało twierdząco wobec 35 proc. tych drugich. Na pytanie czy ze względu na obecność imigrantów czują się w Wielkiej Brytanii jak w obcym kraju, proporcje te były 64 proc. do 26 proc. Różnice poglądów społecznych wewnątrz elektoratu lewicy nie miały większego znaczenia, dopóki to robotnicy dominowali wśród głosujących. Ale to się również zmieniło. W 1970 r. na tę partię głosowało 10 mln robotników i 2 mln przedstawicieli klasy średniej, podczas gdy w 2010 r. proporcje te odwróciły się na rzecz tych drugich w stosunku 4,4 mln do 4,2 mln. I wreszcie, pamiętać trzeba, że profil demograficzny wśród działaczy partii jest zupełnie inny niż wśród jej elektoratu: 60 proc. członków Partii Pracy ma wyższe wykształcenie (w Partii Konserwatywnej to zaledwie 38 proc.), wobec 25 proc. wśród jej wyborców. Podobne zmiany zachodzą w USA: w 1950 r. zdecydowana większość wykształconych Amerykanów głosowała na Partię Republikańską, ale od lat 80. głosują już na demokratów.