Potentat przemysłu aborcyjnego jest oburzony na niewłaściwe pokazanie aborcji w filmie o Marilyn Monroe. Niewłaściwość polega na tym, że zamiast – zgodnie z preferowaną narracją – odczuwać ulgę, szczęście i dumę po dokonanym zabiegu, bohaterka odczuwa żal, a sceny aborcji prześladują ją w sennych koszmarach. A ponieważ rozmawiając ze swoim nienarodzonym dzieckiem, wyobraża je sobie nie jako bezkształtny zlepek komórek, ale w pełni rozwinięty płód, bardzo utrudnia przedstawianie aborcji jako moralnie neutralnego zabiegu usunięcia z macicy niechcianej przez jej posiadaczkę pasożytniczej narośli.
Czytaj więcej
Agnieszka Szpila: „Bez pisania nie przeżyję. Bez ucieczki w ten świat zażyję wszystkie psychotropy córek dostępne w domu, bo nie umiem bez tego żyć. Bo to państwo nie pomaga mi w niczym. Nie daje żadnej nadziei na przyszłość. Bez systemowego wsparcia na dłuższą metę nie dam rady tak żyć. Strzeliłabym samobója już dawno, gdyby nie najbliżsi, gdyby nie mąż, rodzina i przyjaciele”.
Dla Planned Parenthood aborcja to już nie tylko ideologia, ale przede wszystkim gigantyczny biznes, więc jakiekolwiek moralne dylematy wokół aborcji to dla nich realne ryzyko zmniejszonego popytu na usługi. Wielki biznes robiony na kobietach, ale też kosztem kobiet, bo wiele z nich po niewystarczająco przemyślanej decyzji zostaje na długo samych z poaborcyjną traumą. Traumą, o której dzisiaj na światowych salonach nie wypada mówić i – najwyraźniej – nie wypada robić filmów. Nawet jeśli miałyby pokazywać prawdę. Do niedawna nie wypadało mówić o depresji poporodowej, nie trzeba dodawać, z jaką szkodą dla kolejnych pokoleń matek przeżywających swoje dramaty w samotności i niezrozumieniu. Dzisiaj takie piekło szykuje się kobietom, które mają uwierzyć, że aborcja je wyzwoli i żadnych emocjonalnych kosztów po niej nie będzie.
Traumą, o której dzisiaj na światowych salonach nie wypada mówić i – najwyraźniej – nie wypada robić filmów. Nawet jeśli miałyby pokazywać prawdę. Do niedawna nie wypadało mówić o depresji poporodowej, nie trzeba dodawać, z jaką szkodą dla kolejnych pokoleń matek przeżywających swoje dramaty w samotności i niezrozumieniu.
„Społeczeństwo nie chce wiedzieć, jakie są skutki aborcji. Nikt nie chce o tym słyszeć, wszyscy zatykają uszy i mówią, że ich to nie interesuje. Pozwalamy na aborcję, ale co dzieje się potem z kobietą, to nas już nie interesuje. To jedno z większych tabu. Nikt nie chce o tym słyszeć” – mówiła kilka lat temu Karin Struck, znana niemiecka pisarka z pokolenia ’68, która swoją poaborcyjną traumę opisała w książce „Widzę moje dziecko we śnie”. Wtedy nie chciano o tym słuchać, dziś jesteśmy coraz bliżej kneblowania tych, które chciałyby o tym mówić.