Do najnowszej edycji programu „Top Model” zgłosiła się 27-letnia Anna Romanowska, na co dzień pracująca jako „barberka”. Kandydatka na top modelkę zwracała na siebie uwagę wielką liczbą tatuaży, w tym także na ogolonej na łyso głowie. Jury w składzie Katarzyna Sokołowska, Marcin Woliński i Marcin Tyszka, lekko stropione niecodziennym wyglądem dziewczyny, udało się na naradę. Po czym uznało, że dziewczyna, wprawdzie niskiego wzrostu, „jest miła” i nie należy jej dyskwalifikować. „Na początku trochę się jej bałem” – wyznał Tyszka.
Trudno powiedzieć, co jurorzy naprawdę pomyśleli i powiedzieli poza anteną. Być może, występując w popularnym programie, poczuli nagle ciężar poprawności politycznej, która zabrania komentowania wyglądu i nie daj Boże krytykowania. Być może nie zobaczyli niczego dziwnego w wyglądzie dziewczyny, nie dostrzegając, że oczekiwania wobec modelki stawiają określone kryteria. Faktem jest, że wytatuowane na granatowo osobniki, którym obrazki i napisy pokrywają prawie całe ciało, stały się wszechobecne w przestrzeni publicznej i nie wzbudzają już sensacji. Przyzwyczailiśmy się. To, co 20 lat temu było postrzegane jako złamanie tabu, zwłaszcza u kobiet, stało się normą. Na basenie, na plaży młode kobiety bez żadnego tatuażu są już mniejszością.
To tylko jedna ze zmian, które zachodzą na naszych oczach. W dyskursie publicznym poprawność wymusza nie tylko niekrytykowanie nikogo za wygląd, ale wręcz nieodnoszenie się do wyglądu. O rasie nie wolno wspominać, o otyłych należy mówić size plus albo body positive – oto nieoczekiwanie, i o ironio, otyłość okazała się cechą pozytywną. Sieć odzieżowa Abercrombie & Fitch, która przez lata opierała swój wizerunek na chłopcach i dziewczynach młodych, szczupłych i białych, została oskarżona o dyskryminację. Zmiana zajęła jakiś czas, ale rezultat był zaskakujący: ostatnio w reklamie marki ukazała się modelka bardzo otyła. Nastąpił przechył w drugą stronę.
Ale też internet obudził w milionach użytkowników przekonanie, że i oni noszą w kieszeni bilet do sławy. Mogą stać się może nie od razu bogaci, ale przynajmniej piękni. Każdy chce być piękny, czyż nie? Powstaje problem estetyczny: jeśli nie ma brzydkich, to czy wszyscy są piękni? Nawet jeśli nie są, to przy powszechnie dostępnych możliwościach manipulowania wizerunkiem w sieci oraz dokonywania zmian wyglądu poprzez zabiegi kosmetyczne mogą się takimi stać.
Klika razy miałam okazję być w Nowym Jorku na przyjęciach okolicznościowych związanych z Fashion Weekiem. – Czy one wszystkie są siostrami? – zapytał kolega, gdy wchodziliśmy do sali pełnej blondynek sformatowanych według takiego samego wzoru: twarz bez zmarszczek, wysokie kości policzkowe, duże usta, oczy trochę skośne, jakby kocie, z rzęsami jak z Mangi. To było pod koniec pierwszej dekady nowego Millennium. Zwizualizował to parę lat później, w 2014 roku, magazyn „National Geographic”. Skonstruowano rodzaj komputerowego portretu pamięciowego Amerykanki w roku 2050, opartego na danych demograficznych. Będzie miała śniadą karnację, rysy twarzy regularne, duże usta, duże oczy, podbródek ładnie zarysowany. Można powiedzieć, że jest to piękna kobieta. Ale czyżby w roku 2050 wszystkie Amerykanki były potomkiniami Kim Kardashian, Belli Hadid, Emily Ratajkowski, Kendall Jenner? Ten portret bardzo je wszystkie przypomina. A one siebie wzajemnie.