Drożyzna i nie tylko. Co gryzie Amerykę

Inflacja, strach przed recesją, topniejące oszczędności – to dziś największe bolączki Amerykanów.

Publikacja: 09.09.2022 17:00

Przy wysokiej inflacji w USA klientów zyskują tanie sklepy, takie jak ten o nazwie Dollar w kaliforn

Przy wysokiej inflacji w USA klientów zyskują tanie sklepy, takie jak ten o nazwie Dollar w kalifornijskiej Alhambrze, niedaleko Los Angeles

Foto: AFP

Dla Justine, młodej mamy z New Jersey, inflacja zaczęła się w ubiegłym roku w sklepie spożywczym, w sekcji nabiału. – Nagle jogurty, które lubi mój synek, podrożały z 2,99 do 3,99 dolara, a dosłownie tydzień później do 4,99. To już dwa dolary na jednej rzeczy. Wszystko poszło w górę, oprócz zarobków. Ale najbardziej chyba nabiał i mięso, chleb oraz benzyna. Steku już nie kupię za 9,99, ale za 15,99 – wylicza Justine.

Na razie „stara się nie myśleć za dużo” o przyszłości. – Po tej pandemii wszystko się tak szybko zmienia. Nie da rady za tym nadążyć. Pracujemy oboje z mężem, mamy oszczędności, wierzę, że jakoś to będzie. Ale przypuszczam, że jeśli w rodzinie tylko jedna osoba pracuje, to jest ciężko – przyznaje.

Wie coś o tym 65-letni nowojorczyk Chris. Dawniej nie zwracał uwagi na ceny. – Kupowałem to, na co miałem ochotę. Nie patrzyłem, czy szynka była za 2,99 czy 5,99 dolara. Włoskie buty, koszule w Brooks Brothers (najstarsza istniejąca nieprzerwanie marka odzieżowa w USA – red.). Bez wyrzutów sumienia. Kupowałem, bo chciałem i już – mówi. Nigdy nie zarabiał kokosów, ale żył wygodnie. Teraz, gdy inflacja zjada część jego dochodów, nagle zaczął zauważać ceny i coraz częściej liczy, na co wydał pieniądze. – Idziesz do sklepu, kupisz mleko, mięso, ser, proszek do prania i nie wiesz, kiedy stówa poszła – mówi, kiwając głową. – Najbardziej się boję, że władze nie powstrzymają tego pędu inflacyjnego i ceny będą dalej szły w górę – przyznaje. I co wtedy?

Czytaj więcej

Nowe Stany związków zawodowych

Od pierwszego do pierwszego

Ceny w Ameryce zaczęły szybko rosnąć jesienią ubiegłego roku. W czerwcu 2022 r. inflacja pobiła 40-letni rekord, sięgając 9,1 proc. w ujęciu rocznym. Do wysokiego wskaźnika inflacji przyczyniła się wojna w Ukrainie, która pogłębiła zawirowania na rynku energetycznym, co w USA objawiło się m.in. rekordowymi cenami paliwa. Nie bez znaczenia było szybsze, niż przewidywano, odbicie się gospodarki po zastoju pandemicznym, połączone z przerwami w łańcuchach dostaw. Rosnący popyt na produkty, a przy tym brak rąk do pracy sprawiły, że fabryki nie nadążały z produkcją, a porty i firmy transportowe z dostawami. 

Choć w lipcu wskaźnik inflacji spadł do 6,3 proc., to – jak obliczają ekonomiści z Bloomberga – przeciętna amerykańska rodzina wydaje miesięcznie na te same rzeczy co najmniej 433 dolary więcej niż rok temu. 

Po kieszeni dostali przede wszystkim mniej zamożni mieszkańcy i ci zaliczający się do mniejszości, w tym rdzenni Indianie, czarnoskórzy Amerykanie oraz Latynosi. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez NPR, Robert Wood Johnson Foundation oraz Harvard T.H. Chan School of Public Health, ponad połowa rodzin zaliczających się do tych mniejszości skarży się na „poważne problemy finansowe” wynikające z inflacji. Nie starcza im na podstawowe wydatki, czyli żywność oraz czynsz. Większość z nich nie ma oszczędności, którymi może się podeprzeć w trudnym okresie, ani rodzin, na których pomoc może liczyć. 

Ci, którzy mają oszczędności, z trwogą patrzą, jak tracą one wartość. Dotyczy to też oszczędności emerytalnych na inwestycyjnych, korzystnie opodatkowanych kontach IRA czy tych w oferowanych pracownikom planach emerytalnych 401(k). Oszczędzający na emeryturę stracili do 20 proc. zasobów w tym roku.

Ból kierowcy

Jak wynika z badań Allianz Life Insurance Company of North America, ponad 80 proc. Amerykanów nie widzi światełka w tunelu, jeśli chodzi o inflację, i martwi się, że będzie ona miała negatywny wpływ na ich portfele w kolejnych miesiącach. 

Próbują różnych sposobów na przetrwanie lub dostosowanie się do nowej rzeczywistości ekonomicznej. Justine na zakupy jeździ z listą rzeczy, których potrzebuje. – Dwa razy się zastanowię, zanim wezmę coś dodatkowego. Sięgam też po towary z promocji i wszelkiego rodzaju kupony, z których wcześniej nie korzystałam – opowiada, dodając, że ubrań praktycznie wcale nie kupuje. Podobnie jak wielu Amerykanów, którzy polegają na własnym transporcie, dojeżdżając do pracy czy sklepu, Justine nie jest w stanie ograniczyć kosztów związanych z zakupem paliwa. – Ceny benzyny spadły trochę w ostatnich tygodniach, ale wciąż przy pompie płacę dwa razy więcej niż rok temu – mówi.

Niektórzy szukają dodatkowych źródeł zatrudnienia, przeprowadzają się do tańszego mieszkania, jeżeli są w stanie takie znaleźć, jeszcze inni proszą o podwyżki płac, które nie zawsze jednak nadążają za inflacją. Inni rezygnują z większych zakupów, wizyt lekarskich, za które większość musi płacić, nawet mając ubezpieczenie, albo z małych przyjemności. 

– Do restauracji chodzę od wielkiego dzwonu. Nie to, że mnie nie stać, ale świadomość, że za dwie osoby w przeciętnej restauracji zapłacę około 200 dolarów, odbiera mi apetyt. Jeszcze mentalnie muszę przyzwyczaić się do nowych cen – mówi 45-letni Frank, nowojorczyk, który tłumaczy, że ma średnio płatną pracę jak na Nowy Jork, ale żyje skromnie, więc co miesiąc jest w stanie odłożyć trochę pieniędzy. Ograniczył jednak zamawianie obiadów na wynos i picie swojej ulubionej kawy ze Starbucksa. – Są o 40 proc. droższe niż przed pandemią. To przesada – mówi, dodając jednak, że jak tak dalej pójdzie, nie będzie już miał z czego rezygnować.

Czytaj więcej

Zabić Indianina w Indianinie

Bogatszym też ciężej

Najbogatsi Amerykanie zbytnio się inflacją nie przejmują. Jak donosi „Wall Street Journal”, inaczej wygląda za to sytuacja wyższej klasy średniej, definiowanej jako rodziny z rocznymi dochodami między 75 a 127 tys. dolarów. Część z nich, która ulokowała kapitał na Wall Street, przyzwyczaiła się do dobrej passy na giełdzie w 2020 i 2021 r., inni z powodu lockdownów zaoszczędzili na wydatkach na wakacje i. innych przyjemnościach. Często na fali zysków zainwestowali w lepsze samochody lub przeprowadzili się do większych domów. 2022 r. nie jest jednak dla nich łaskawy. 

W pierwszym półroczu indeks Nasdaq spadł o 30 proc., S&P 500 – o 20 proc. , a Dow Jones Industrial Average – o prawie 15 proc. „W pierwszych trzech miesiącach tego roku wyższa klasa średnia straciła większą część swoich inwestycji niż Amerykanie bogatsi od nich, wynika z danych Federal Reserve (banku centralnego – red.). Przy czym od początku pandemii, zaoszczędzili mniej niż większość ludzi, która zarabia mniej od nich, podaje Moody’s Analytics” – czytamy w analizie „WSJ”. Dopiero między lipcem a sierpniem giełda odbiła się od dna (choć nie do poziomu sprzed roku).

Teraz nie dość, że inwestycje giełdowe nie przynoszą dochodu, to skończyły się rządowe zapomogi, a rachunki za wyższy standard życia zostały. „Wyższe ceny zmusiły rodziny na każdym poziomie finansowym do sięgnięcia po oszczędności w tym roku. Jednak wyższa klasa średnia sięgnęła po nie wcześniej i z większą intensywnością” – pisze „WSJ”. 

Nowi w Walmarcie

Amerykanie wciąż wydają więcej na zakupy, co odczytywane jest przez ekonomistów jako oznaka stabilności gospodarki. Na spadek obrotów nie narzekają np. sieć sklepów ze sprzętem domowym Williams and Sonoma czy Home Depot – magazyny z materiałami budowlano-wyposażeniowymi. Ale zaciskanie pasa widać w domach towarowych z odzieżą Macy’s, Nordstrom czy sieci z bielizną Victoria’s Secret. Stąd sklepy te obniżają prognozy swoich dochodów na resztę roku, bo klienci rzadziej je odwiedzają. Nie pomaga to, że jeżeli już się pojawią, to wydają więcej niż podczas dawniejszych częstszych wizyt.

Wyższe obroty natomiast odnotowują takie sieci sklepów, jak Dollar General albo Dollar Tree, oferujące w okazyjnych cenach produkty spożywcze, środki czystości i inne rzeczy potrzebne w domu. Amerykanie zaglądają tam częściej, chociaż średnia cena produktu w tych sklepach to już nie 1 dolar, lecz 1,25.

Na inflacji korzysta też potężna sieć sklepów Walmart, uchodząca za tańszą opcję zakupów – od produktów spożywczych, poprzez ubrania, po sprzęty gospodarstwa domowego. Walmart poprawił swoje przewidywania co do wyników na resztę roku, bo z jego analiz wynika, że wśród jego klientów są już nie tylko ci z niższych klas społecznych, ale też coraz częściej pojawiają się tam na zakupach przedstawiciele klasy średniej i wyższej.

Nici z domu

Żeby ostudzić gospodarkę, spowolnić wzrost gospodarczy i okiełznać inflację, amerykański bank centralny czterokrotnie w tym roku podwyższył już stopy procentowe – w sumie o 2,25–2,50 pkt, w tym dwukrotnie o 0,75 pkt, co nie miało miejsca w tym kraju od lat 80. Co więcej, ekonomiści przypuszczają, że to nie koniec tegorocznych podwyżek.

Wyższe stopy wywindowały oprocentowanie na kartach kredytowych, czasem nawet do 20 proc., co dodatkowo bije po kieszeni tych, którym nie wystarcza do pierwszego i muszą ratować się kredytem. Drastycznie wzrosło też oprocentowanie kredytów hipotecznych. 

Kupując dom, amerykański konsument musi się liczyć z oprocentowaniem 30-letniego kredytu hipotecznego na poziomie ok. 5,4 proc. – prawie dwa razy wyższym niż rok temu. Przy zakupie za np. 450 tys. dol. – a to przeciętna cena, jaką Amerykanie płacili w lipcu tego roku – mowa tu o tysiącach dolarów rocznie więcej wydawanych na spłatę kredytu. Z tego powodu dla wielu Amerykanów, szczególnie młodych rodzin, kupno domu odpłynęło w sferę marzeń.

Justine z mężem od ponad dwóch lat szukają dla siebie lokum. Od 2020 r. ceny szły w górę w szaleńczym tempie, bo zasobni Amerykanie masowo zaczęli inwestować w nieruchomości i przeprowadzać się do większych domów poza miastem. – Coraz wyższe ceny bardzo zniechęcały nas do kupna własnego domu. Pojechaliśmy nawet do Teksasu zrobić rozeznanie tamtejszego rynku, ale tam też nie było tanio. Teraz z kolei stopy procentowe rosną i to nas przeraża. Myśleliśmy, że w tym roku na pewno kupimy dom. Ale teraz wydaje mi się, że nic z tego nie będzie, bo podobno stopy procentowe mają iść w górę do końca roku – mówi Justine. 

Ci, którzy jak ona pogrzebali marzenia o posiadaniu domu, skazani są na wynajmowanie. Przy czym dla lokatorów też nastały ciężkie czasy, bo mieszkań na rynku jest mało, a czynsze poszybowały w górę i są obok benzyny jednym z głównych czynników napędzających inflację. 

Średnio czynsze w całym kraju wzrosły o 14 proc. w ciągu ostatniego roku. Przy czym w dużych metropoliach, jak San Francisco czy Nowy Jork, procent ten jest dwa razy wyższy. Jak podaje firma nieruchomościowa Douglas Elliman, średni czynsz na Manhattanie po raz pierwszy w historii przekroczył w czerwcu 5 tys. dolarów. W mniej drogich dzielnicach Nowego Jorku czynsze są o 30–40 proc. wyższe niż rok temu i też – dla wielu – już zbyt wysokie. 

Czytaj więcej

Ocasio-Cortez podbija Waszyngton

Samochód dla cierpliwych

Nie lepiej wygląda rynek samochodów. – Chcieliśmy z mężem kupić nową toyotę SUV, hybrydę. Ceny tych używanych w ostatnim roku poszły tak w górę, że za trzyletni samochód płaci się prawie tyle, co za nowy. Postanowiliśmy więc trochę dołożyć i kupić nowy – opowiada Alexa z nowojorskiej dzielnicy Queens. Lokalny diler nie miał na stanie ani jednego samochodu. Musieliby zapłacić depozyt i wpisać się na listę oczekujących. Auto dostaliby może za trzy albo nawet sześć miesięcy. Postanowili spróbować u dilerów poza miastem, z nadzieją, że – tak jak kiedyś – w mało zaludnionych rejonach transakcja będzie łatwiejsza.

– W Ohio, Pensylwanii czy na Florydzie ceny były zdecydowanie niższe, bo dilerzy nie naliczają dodatkowych opłat, ale sprzedawcy szybko ucinali rozmowę, słysząc, że jestem z Nowego Jorku. Ze względu na braki w dostawach sprzedają samochody tylko lokalnym klientom, z danego stanu. Zapomnij o negocjowaniu ceny – mówi Alexa.

Ona i miliony Amerykanów z nostalgią wspominają czasy, kiedy to dilerzy bili się o klientów i prześcigali w ofertach. – Teraz bierzesz, co jest, jeżeli w ogóle jest, a często nie ma, i za cenę, jaka jest. Co za czasy – mówi nowojorczanka.

W złym kierunku

Na długiej liście bolączek Amerykanów brak pracy nie plasuje się wysoko. Po krótkim zawirowaniu na rynku spowodowanym pandemicznymi lockdownami w 2020 r. obecnie bezrobocie utrzymuje się na niskim poziomie 3,5 proc., praktycznie takim samym, jak przed pandemią koronawirusa. 

W lipcu pojawiło się ponad 0,5 mln nowych miejsc pracy. Firmy wciąż zatrudniają i biją się o pracowników, choć oferują głównie najgorzej opłacane stanowiska. Na te lepiej płatne wciąż jest więcej chętnych niż miejsc. 

Mimo dobrych wieści z rynku pracy, niższych cen paliwa, a dzięki temu niższej inflacji 70 proc. ankietowanych w sondażach wciąż uważa, że kraj zmierza w złym kierunku. Ponad 65 proc. martwi się, że Stany są na skraju recesji. Amerykanie niesympatyzujący z prezydentem Joe Bidenem winią za wysokie ceny jego i demokratów, twierdząc, że do napędzenia inflacji przyczyniły się pakiety stymulacyjne z 2021 r., w ramach których wpompowano w amerykańską gospodarkę miliardy dolarów. 

Sytuacja gospodarcza oraz związane z nią niepokoje odbijają się też na zdrowiu psychicznym. Jak podaje American Psychological Association, kwestie finansowe są jednym z głównych źródeł stresu. Z badania opinii publicznej przeprowadzonego przez „U.S. News & World Report” wynika, że dwie trzecie Amerykanów doświadcza stanów lękowych spowodowanych rosnącymi kosztami, inflacją oraz życiem od pierwszego do pierwszego.

Dla Justine, młodej mamy z New Jersey, inflacja zaczęła się w ubiegłym roku w sklepie spożywczym, w sekcji nabiału. – Nagle jogurty, które lubi mój synek, podrożały z 2,99 do 3,99 dolara, a dosłownie tydzień później do 4,99. To już dwa dolary na jednej rzeczy. Wszystko poszło w górę, oprócz zarobków. Ale najbardziej chyba nabiał i mięso, chleb oraz benzyna. Steku już nie kupię za 9,99, ale za 15,99 – wylicza Justine.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi