Plus Minus: 1 września swój raport przedstawi parlamentarny zespół ds. oszacowania wysokości odszkodowań należnych Polsce od Niemiec za szkody wyrządzone w trakcie II wojny światowej. To my po prawie 80 latach nawet nie wiemy, jakie ponieśliśmy wtedy straty?
Te dane są znane od dawna, bo pierwsze takie opracowanie zostało przygotowane już w 1947 r. Był to raport Biura Odszkodowań Wojennych, w którym podano zarówno to, ile osób straciło życie podczas wojny i okupacji – oczywiście wyłącznie z rąk niemieckich – jak i oszacowano straty materialne. Wynika z niego, że Polska straciła 38 proc. majątku narodowego. Zapowiadany dziś raport może niektóre rzeczy uszczegółowić, natomiast pamiętajmy, że kilkadziesiąt lat po zakończeniu działań wojennych znacznie trudniej jest ocenić skalę zniszczeń, niż można to było zrobić tuż po wojnie. Sam jestem naprawdę ciekaw, jaki ten raport będzie miał poziom szczegółowości.
Czy może on nam być do czegokolwiek potrzebny?
Na pewno się przyda, jeśli chodzi o pogłębienie naszej wiedzy o okupacji niemieckiej. Ale jeśli pan pyta o materialne zadośćuczynienie za te straty ze strony Republiki Federalnej Niemiec, która poczuwa się do bycia prawną następczynią Rzeszy Niemieckiej, to przyda się na niewiele. Przecież zawsze to było dla wszystkich jasne, że te straty były ogromne. Zresztą od początku alianci doskonale rozumieli, że tak ogromnych krzywd nie da się wynagrodzić i reparacje niemieckie oraz odszkodowania stanowić mogą jedynie ułamek wyrządzonych przez Rzeszę strat. Przypomnijmy, że już po I wojnie światowej nie udało się od Niemiec wyegzekwować reparacji, bo były one po prostu zbyt duże i przekraczały możliwości tego państwa. Szczególnie że w 1929 r. wybuchł wielki kryzys gospodarczy. W jego wyniku w 1932 r. na konferencji w Lozannie zapadła decyzja o zaprzestaniu pobierania reparacji od Niemiec.
Tyle że nie tylko my wracamy dziś do sprawy reparacji i odszkodowań, bo na poważnie też debatuje się o tym np. w Grecji.