Krykiet, wiadomo, rozrywka kolonizatorów, białych facetów, dodajmy. Najgorsi, jak się okazało, są kolonizatorzy szkoccy i nie pytajcie, jakie mieli kolonie, pytajcie, jakie mieli zwyczaje. A te były na tyle podłe, że gwiazda szkockiego krykieta Majid Haq rzucił nie tylko kijem, ale i oskarżeniami. Szefostwo krykietowego związku przygniecione raportem udowadniającym panujący tam instytucjonalny rasizm właśnie podało się do dymisji. Cała historia jest o tyle zdumiewająca, że Haq jest z pochodzenia Pakistańczykiem, a to oni i Hindusi są od lat w krykieta najlepsi. To tak, jakby w reprezentacji pingpongistów poniżać naturalizowanych Chińczyków, a u sprinterów kpić z Jamajczyków. Czysty idiotyzm, ale cóż, natura ludzka, tutaj natura białego, bierze górę nad logiką, interesem, o przyzwoitości nie wspominając.
Czytaj więcej
Taki format nowego show: estrada oświetlona, wszystko gotowe, sala nabita, publika czeka. Na scenę wchodzi trzech gości i śpiewa, ale każdy inną piosenkę. Melodia inna, tekst różny, łączy ich tylko nienawiść do siebie. Po roku jeden wygrywa. Emisja jesienią, nazywa się „Kampania wyborcza”.
A teraz, pozostając przy kolonizatorach, zmieńmy na chwilę strefę klimatyczną na aktualnie chłodniejszą, czyli na równikową Afrykę, wszak w Dar es Salaam temperatura nie przekracza 30 stopni, kudy więc Tanzanii do Londynu, w którym ostatnio było stopni 40. Snując się po tutejszych galeriach sztuki współczesnej, trafiłem na sztukę krytyczną, ale cokolwiek inną od tej mzungowskiej, białej, postępowej. Oto młodzi tanzańscy artyści wzięli się, tak, mają państwo rację, za kolonializm. Ale stare rozliczenia z Angolami zupełnie ich nie kręcą. Głupki z tych młodziaków, bo na poczuciu winy wyspiarzy mogliby zdrowo zarobić, a tak, cóż za brak rozsądku…
Jest jeszcze gorzej, bo naiwne malarki podniosły rękę na świętość. Taka Janeth Mlawa na przykład zainteresowała się równością płci i dalejże pytać, czymże ona właściwie ma być, bo Janeth – strasznie państwa za nią przepraszam – czuje się kobietą, pewną siebie, świadomą swych praw, wyzwoloną, ale postrzegającą swą tożsamość zupełnie nieeuropejsko. Gorąco ją w tym wspierają koleżanki malarki, koledzy zresztą również. I tu dochodzimy do kolonializmu. Młodych artystów irytuje bowiem arogancja agend ONZ i – szerzej – zachodnich ngosów, które „przyjeżdżają do Tanzanii i mówią nam jak mamy żyć”. Bardzo ich przy tym złości nie tylko sprzeciw, ale nawet wyczuwalny brak entuzjazmu w przyjmowaniu nowych wzorców. Wszak – jak zauważają – „ruch gender tak postawił swe globalne cele, aby zapewnić równość i by nikt na świecie nie pozostał w tyle”. A Tanzania się ociąga, maruderzy.