Bogusław Chrabota: Czy państwo zmądrzeje?

Ludzie tej ekipy u władzy uwielbiają gigantyzm planów i pięknie szermują słowami, ale jedyna sztuka, jaką naprawdę opanowali, to rozdawnictwo pieniędzy. Pardon, również twardy fiskalizm.

Publikacja: 17.06.2022 17:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz

Instytut Chemii Przemysłowej przy Rydygiera w Warszawie. Spory teren upstrzony budynkami z różnych epok. Niektóre mają prawie sto lat. Inne zbudowano w latach 60., nowocześniejsze za Gierka. Łączy je wspólna estetyka, są zazwyczaj szare i odrapane. Odpadający tynk pięknie współgra z obłażącymi farbą framugami okien. W części budynków korytarze jakby wyjęte z pisowskiej narracji o Polsce w ruinie. Stare biurka i zdemolowane krzesła utrudniają przejście. Rozwalone szafki z wyprutymi wnętrznościami drzwi pogubiły zapewne w poprzedniej dekadzie. Tu i ówdzie czuć zapach starego lizolu. Ot, wizytówka polskiej nauki.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Pułk Azow ginie za sprawę

Kompleks jest częścią Sieci Badawczej Łukasiewicz. Sieć należy oczywiście do państwa, a powołano ją ponoć do planowania i koordynowania prac naukowych i rozwojowych. Ma być kuźnią polskiej innowacyjności; kołem zamachowym nowoczesnej gospodarki. Ma być, bo chyba nie jest. Jeśli ma coś wspólnego z kołem, to raczej z piątym kołem u wozu. Niepotrzebnym dodatkiem do fajnych deweloperskich terenów, na których popadają w ruinę coraz bardziej zdewastowane biurowce.

Takie mam wrażenie, spacerując po Instytucie Chemii Przemysłowej przy Rydygiera w Warszawie. Przesadzam? Ależ skąd. Miałem okazję być w CERN-ie pod Genewą, w kilku parkach przemysłowych na świecie. Na kampusach uczelni technicznych. W siedzibach biur badań i rozwoju Novartis czy Roche w Szwajcarii. Wszystko tam nowoczesne. Architektura koresponduje ze sztuką. Ludzie poruszają się po czystych korytarzach. Do transportu służą rowery. Najnowsza technologia kryje się w sterylnych pomieszczeniach. Ktoś tam myśli o tym, by maksymalnie wykorzystać potrzebną przestrzeń i kapitał ludzkiej pracy. A jej efekty mają być wymierne; choćby wykraczały poza żelazne ramki Excela.

Na Rydygiera odwrotnie: jakieś płoty, przerośnięte trawą chodniki i cwaniackie wynajmowanie podniszczonych pomieszczeń maleńkim firmom i instytutom, które tu ciągną tylko dlatego, że jakiś czas temu urzędnicy wyrazili zgodę na prowadzenie w nich doświadczeń naukowych. Na taką zgodę gdzie indziej trzeba czekać latami. Tu można od razu.

Czy na tym klepisku może dziać się coś naprawdę istotnego? Trudno odgadnąć, że owszem, tak. Działa tu na przykład Polbionica, maleńka firma zaawansowana w pracy nad sztuczną, czyli bioniczną trzustką. To Himalaje biotechnologii. Związani z firmą naukowcy nie tylko opracowali technologię, ale też udanie prowadzą już eksperymenty na dużych zwierzętach. Bioniczna trzustka jest drukowana w specjalnej drukarce. Uwaga, efektem kilku godzin „druku” jest żywa tkanka imitująca funkcje trzustki. Narząd o wymiarach 4 x 3 x 2 cm produkuje insulinę i glukagon. To hormony, których znaczenie dla organizmu rozumieją nie tylko chorzy na cukrzycę. Najprościej: odpowiadają za poziom glukozy we krwi oraz jej przenikanie do komórek. Ich nierównowaga, zaburzenia w produkcji oznaczają zwykle jakąś formę cukrzycy.

Jak wiemy, to choroba cywilizacyjna. Chorują na nią dziesiątki, a będą chorowały setki milionów ludzi. Wielu z nas nie da sobie z nią rady. Ale poradzić może sobie bioniczna trzustka, sztucznie wykonany narząd, który dubluje w organizmie rolę wadliwego oryginału. Z zasady jest sztuczny. Nie występuje w przyrodzie. Ale co z tego, skoro weźmie na siebie odpowiedzialność za produkcję śmiertelnie ważnych dla nas hormonów: insuliny i glukagonu.

Na Rydygiera odwrotnie: jakieś płoty, przerośnięte trawą chodniki i cwaniackie wynajmowanie podniszczonych pomieszczeń maleńkim firmom i instytutom, które tu ciągną tylko dlatego, że jakiś czas temu urzędnicy wyrazili zgodę na prowadzenie w nich doświadczeń naukowych. 

Zespół prof. Michała Wszoły z firmy Polbionica pierwszą w pełni funkcjonalną trzustkę „wydrukował” już w 2019 r. Od tamtego czasu przeprowadził szereg udanych eksperymentów na zwierzętach. Trwają następne, a prof. Wszoła zapewnia, że już za dwa lata mogłyby się zacząć badania kliniczne z udziałem ludzkich pacjentów. Czy jednak zaczną? Tego nie wiemy, bo placówka profesora finansowo ledwie dyszy. Potrzebne są środki na ludzi, sprzęt, nową siedzibę. Czy potrzeba fortuny? Ano nie; budżet na zamknięcie badań i wprowadzenie ich w kolejną fazę to kilkadziesiąt milionów. Kilkadziesiąt milionów, dzięki którym może powstać technologia, która uratuje miliony cukrzyków i – finalnie – pozwoli wytworzyć w pełni sprawny narząd dla ofiar nowotworów.

Stawka niemała. Podobnie jak wyzwanie. Czy się uda? Dlaczego miałoby się nie udać – krzyknie pewnie z entuzjazmem ten i ów premier Sasin i Morawiecki. Przecież Polska z ich czczych zwykle deklaracji ma być innowacyjna i nowoczesna. Potrafią z cudowną łatwością opowiadać o milionach samochodów elektrycznych i nowoczesnym hubie CPK, tyle że nikt ani tych pierwszych, ani drugiego nie widział. Owszem, to całkiem wielkie pozycje budżetowe; urzędnicy przeżarli już na ich konto miliardy złotych, tyle że zamiast faktów mamy tylko słowa. Tak, ludzie tej ekipy u władzy uwielbiają gigantyzm planów i pięknie szermują hasłami, ale jedyna sztuka, jaką naprawdę opanowali, to rozdawnictwo pieniędzy. Pardon, również twardy fiskalizm. Ale miejsc, gdzie naprawdę należałoby skierować fundusze, by Polska stała się nowoczesna oraz innowacyjna, zwykle nie dostrzegają.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Rosjanie zniknęli z Courchevel

Oto prawda o Polsce. Nowoczesnej Polsce dla przyszłych pokoleń. Mam świadomość, że te słowa to wołanie na puszczy, a jedyna nadzieja w tym, że może kiedyś przyjdzie ktoś rozumny i pociągnie nas w inną stronę. Jest to przecież możliwe, czego dowodem jest całkiem sprawnie funkcjonujący nad Wisłą system e-recepty. Oby tego więcej. Oby Wszoła znalazł prywatnego inwestora, bo na państwo polskie chyba liczyć nie może. Chyba że to państwo zmądrzeje. Zamieni magiczną różdżką skansen na Rydygiera w kampus MIT. Pojmie, że i w Polsce mogą dziać się rzeczy ważne dla świata. Krzyczmy o tym. Mówmy. Codziennie.

Instytut Chemii Przemysłowej przy Rydygiera w Warszawie. Spory teren upstrzony budynkami z różnych epok. Niektóre mają prawie sto lat. Inne zbudowano w latach 60., nowocześniejsze za Gierka. Łączy je wspólna estetyka, są zazwyczaj szare i odrapane. Odpadający tynk pięknie współgra z obłażącymi farbą framugami okien. W części budynków korytarze jakby wyjęte z pisowskiej narracji o Polsce w ruinie. Stare biurka i zdemolowane krzesła utrudniają przejście. Rozwalone szafki z wyprutymi wnętrznościami drzwi pogubiły zapewne w poprzedniej dekadzie. Tu i ówdzie czuć zapach starego lizolu. Ot, wizytówka polskiej nauki.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich