Instytut Chemii Przemysłowej przy Rydygiera w Warszawie. Spory teren upstrzony budynkami z różnych epok. Niektóre mają prawie sto lat. Inne zbudowano w latach 60., nowocześniejsze za Gierka. Łączy je wspólna estetyka, są zazwyczaj szare i odrapane. Odpadający tynk pięknie współgra z obłażącymi farbą framugami okien. W części budynków korytarze jakby wyjęte z pisowskiej narracji o Polsce w ruinie. Stare biurka i zdemolowane krzesła utrudniają przejście. Rozwalone szafki z wyprutymi wnętrznościami drzwi pogubiły zapewne w poprzedniej dekadzie. Tu i ówdzie czuć zapach starego lizolu. Ot, wizytówka polskiej nauki.
Czytaj więcej
Z niecierpliwością czekam na dzień, kiedy będę potrafił uwolnić się od obsesji tej wojny. Na razie to niemożliwe. Zasypiam i budzę się z pytaniem, co wydarzyło się za naszymi granicami. Nawet w środku nocy sięgam nerwowo po telefon i sprawdzam, co nowego. Które demony obudzono, a których jeszcze nie. Jaka wydarzyła się groza. Co nas czeka.
Kompleks jest częścią Sieci Badawczej Łukasiewicz. Sieć należy oczywiście do państwa, a powołano ją ponoć do planowania i koordynowania prac naukowych i rozwojowych. Ma być kuźnią polskiej innowacyjności; kołem zamachowym nowoczesnej gospodarki. Ma być, bo chyba nie jest. Jeśli ma coś wspólnego z kołem, to raczej z piątym kołem u wozu. Niepotrzebnym dodatkiem do fajnych deweloperskich terenów, na których popadają w ruinę coraz bardziej zdewastowane biurowce.
Takie mam wrażenie, spacerując po Instytucie Chemii Przemysłowej przy Rydygiera w Warszawie. Przesadzam? Ależ skąd. Miałem okazję być w CERN-ie pod Genewą, w kilku parkach przemysłowych na świecie. Na kampusach uczelni technicznych. W siedzibach biur badań i rozwoju Novartis czy Roche w Szwajcarii. Wszystko tam nowoczesne. Architektura koresponduje ze sztuką. Ludzie poruszają się po czystych korytarzach. Do transportu służą rowery. Najnowsza technologia kryje się w sterylnych pomieszczeniach. Ktoś tam myśli o tym, by maksymalnie wykorzystać potrzebną przestrzeń i kapitał ludzkiej pracy. A jej efekty mają być wymierne; choćby wykraczały poza żelazne ramki Excela.
Na Rydygiera odwrotnie: jakieś płoty, przerośnięte trawą chodniki i cwaniackie wynajmowanie podniszczonych pomieszczeń maleńkim firmom i instytutom, które tu ciągną tylko dlatego, że jakiś czas temu urzędnicy wyrazili zgodę na prowadzenie w nich doświadczeń naukowych. Na taką zgodę gdzie indziej trzeba czekać latami. Tu można od razu.