Myślę, że nie jestem w tym odosobniony. Wojna w Ukrainie jest gorsza od wszystkiego, czego doświadczyło moje pokolenie. I dopiero teraz widać, ile było przesady w naszej histerii o wojnie polsko-jaruzelskiej, ile niepotrzebnego patosu w piosenkach z tamtych czasów, ile histerii w opowieściach o stanie wojennym. To było jednak co innego. Owszem, padały strzały, ginęli ludzie, ale nikt nie rujnował naszych miast, nie kierował rakiet w stronę budynków cywilnych, nie dokonywano egzekucji cywilów, jak w Buczy. Nie było wojny domowej. A mogła przecież być. Albo sowiecka interwencja, która wyglądałaby pewnie jak specoperacja Putina. Opatrzność nas przed nimi uchroniła. A jak było daleko, jak blisko – tego nigdy się nie dowiemy.
Czytaj więcej
Maleńki przyczynek do wielkiego tematu, jakim jest postępująca erozja moskiewskiego mesjanizmu. Tym razem niejako na przekór intencjom sprawcą kryzysu jest sam Putin, który przez ostatnie dziesięciolecia kreował się na obrońcę Świętego Graala, zdeponowanego przez przodków pod kremlowskimi posadzkami.
Dziś liczy się tylko Ukraina i jej los. Pierwsza wojna od 70 lat w Europie, którą obserwujemy online. W necie i telewizji. Z perspektywy ukraińskich miast i polskiej granicy. Ofiary widać jak na dłoni, podobnie jak straszną dewastację kraju. Putin nazywa to kłamliwie specoperacją, ale to najprawdziwsza z wojen. I równie brutalna jak jej poprzedniczki. Ale jeszcze gorsze jest myślenie, z jaką jej fazą mamy do czynienia. Do czego doprowadzi? Czy musimy bać się konfrontacji nuklearnej, która zmiecie na zawsze świat, jaki znamy, czy będzie zdychała powoli pod płotem na ukraińskiej wiosce, jak postrzelony pies? Nie wiadomo. I w tym jest jej groza. I nasze złe sny.
Kiedy piszę te słowa, rozgrywa się kolejny etap dramatu Mariupola. Nie wszystko jest jeszcze jasne, źródła podają sprzeczne informacje. Ogólnie wiadomo, że dokonano częściowej ewakuacji rannych żołnierzy z zakładów Azowstal. Część z nich wywieziono do szpitala w Nowoazowsku, na terenie jednej z samozwańczych republik, część – lżej rannych – ma trafić na terytorium Ukrainy. Jednocześnie ktoś w rosyjskiej Dumie próbuje uchwalić prawo, by zbrodniarze wojenni nie podlegali zasadzie wymiany jeńców. Wiadomo, o kogo chodzi. O bojowników Pułku Azow, których Rosja uznaje za zbrodniarzy, mimo że żadnych zbrodni im nie udowodniono.