Niezależnie od wieku mieszkaniec Rosji nie uznaje historii za jednoznaczną, chyba że z jakichś zawodowych powodów miał okazję uczyć się jej na poważnie. Pokrótce przedstawiano to wszystko tak: mieliśmy całą czeredę carów, a potem była rewolucja 1917 r. Następnie był Stalin, dzięki któremu wygraliśmy wojnę. Potem pojawił się Chruszczow, ale kojarzony jest nie z odwilżą, tylko z kukurydzą, więc na czym odwilż miałaby polegać, mało kto rozumie. Jako kolejny od razu pojawiał się Breżniew, który miał „gęste brwi i orderów tyle, co Szojgu". Pokolenie, które urodziło się już za czasów Putina, nie umie opisać, czym była stagnacja czasów Breżniewa. Pytają starszych: to tak, jak teraz, prawda?
Zaraz po Breżniewie nastąpił rozpad Związku Radzieckiego, przy czym zupełnie niejasna jest tu dla młodych postać i rola Gorbaczowa. Następnie przypominane są „szykowne lata 90.", tyle że z całego tego okresu zostało już tylko to wyrażenie. Dlaczego były szykowne, co się wtedy działo, nikt już nie pamięta. A jedyne co wiedzą na ten temat młodzi, to że ich rodzice mają z tego czasu bardzo skomplikowane wspomnienia.
Po 2014 r. historia XX wieku zrobiła się jeszcze prostsza: ostała się tylko Wielka Wojna Ojczyźniana, Stalin, a zaraz potem Putin. Wszystko, co było pomiędzy, to nawóz historii. No, co to była ta kolektywizacja? „To była taka polityka w związku z rolnictwem" – odpowie pilny uczeń.
W końcu 2021 r. pojechaliśmy z synem odwiedzić miejsca, gdzie się urodziłam i wychowałam. Jak mówił mój dziadek, „Syberia to druga ojczyzna Polaków". Wiedział, co mówi, bo jego ojca zesłali na katorgę jeszcze za cara. Postanowiliśmy z synem objechać Syberię i Ural, od Tumienia do Jekaterynburga, obejrzeć kilometry wyciętej i wypalonej tajgi, zniszczone, a czasem przerażające fabryki i biedę mieszkańców pozbawionych nadziei na cokolwiek. W naszym starym drewnianym domu, w małym miasteczku niedaleko Tumienia, jeszcze mieszkają ludzie. Zajrzeliśmy do mocno już starszej sąsiadki, która pamięta naszą rodzinę. Naprzeciw starego, ale ciepłego pieca, włączony telewizor. Z ekranu przemawia Putin: „Dla naszego kraju, dla całego rosyjskiego społeczeństwa, najważniejsze są tradycyjne rodzinne wartości. Mogą za to Rosję krytykować, ale to one są gwarancją rozwoju naszego państwa".
Pytam: – Wierzy w to pani?
Kobieta wzdycha: – To tylko gadanie, jak wcześniej. Jaka różnica, wierzymy czy nie, wszystko jedno, przecież nic się nie zmieni.
Chwilę milczy i dodaje: – Nigdy.
Groteskowy wariant
Kto oprócz niewielu politologów i historyków pamięta, że faszyzm to nie tylko żołnierze na czołgach, a przede wszystkim sposób rządzenia państwem? Mogli przecież Rosjanie zauważyć, że w ciągu wielu lat budowano takie właśnie faszystowskie państwo z wbudowanymi przez propagandę nowymi pojęciami, jak „suwerenna demokracja" czy „osobna droga". A przede wszystkim przesiąknięte militarystyczną retoryką płynącą z ekranów telewizorów, tak jak kiedyś z sowieckiej prasy. W Rosji absolutnie wszystko jest historycznie zapożyczone. I jest tylko jedna możliwość – wszystko zapożyczone oswoić i doprowadzić do absurdu i groteski. Na tym właśnie polega rosyjski wariant faszyzmu.
Może się okazać, że symbol „Z" i „V" przypadkowo wynaleźli polityczni stratedzy Kremla, może byli słabo wykształceni albo bardzo młodzi i nie oglądali radzieckich filmów. Chociaż w internecie natychmiast pojawiła się cała masa oburzonych internautów, którzy zamieszczali komentarze: „ale jak to? Przecież wiadomo, że na placu egzekucyjnym w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen w Niemczech, który nadzorcy z SS nazwali »Stacją Z«, rozstrzelano co najmniej 12 tys. żołnierzy Armii Czerwonej".
Może w Ministerstwie Obrony Rosji nie wiedzą, że właśnie wtedy niemieccy naziści wymyślili to bardzo głębokie znaczenie łacińskiej litery „Z"? Ostatnia litera w alfabecie świetnie pasuje dla oznaczenia ostatniego etapu życia więźniów obozu koncentracyjnego. I na jakim dziś terytorium położony jest ten obóz koncentracyjny? Całej Rosji? Jaki jest sens takiej demonizacji armii?
Czołg z literą „Z" jest jak niemiecki mundur na oficerze rosyjskiego wywiadu: „on jest nasz, ale w mundurze nazistowskim walczy z nazizmem". I rośnie legenda. Rozwija się scenariusz serialu. Niekończąca się gra zmysłami i znakami, w której nikt nie powinien wiedzieć na pewno, po której jest stronie.
Społeczeństwo zostało przekonane, że wojna jest usprawiedliwiona, Rosja znów walczy z nazizmem, a wywiad w osobie samego Stirlitza-Putina donosi z ekranów telewizorów, że teraz siedziba nazistów mieści się w Kijowie. I dlatego to nie jest całkiem wojna, tylko „specoperacja", bo przecież Stirlitz nie dowodzi bezpośrednio frontami, to nie marszałek Żukow. W jego roli powinien wystąpić minister obrony Szojgu, ale jakoś go nie widzimy. Zapewne Putin chce być jedynym zwycięzcą tej wojny.
A co naprawdę stoi za tymi symbolami wdrukowywanymi Rosjanom do głów? Czy Putin chce przyjmować paradę 9 maja w tym roku już dokładnie w roli Hitlera, odbierając na Placu Czerwonym defiladę ustrojonych zygzakami tłumów? Byłoby to pewnie śmieszne, jeśli nie byłoby tak straszne.
Twarożek i znoszone buty
Bo nie należy wierzyć, że to wszystko są przypadkowe i błędne kalkulacje technologów politycznych, Putin stał się już zbyt wyrafinowany w tworzeniu zasłony informacyjnej swojej prawdziwej działalności. Mógł się pomylić w ocenie możliwości wojskowych rosyjskiej armii, ale nie co do kreowania wizerunku tak ważnej instytucji. Putin zna siłę politycznego PR.
Przy podbijaniu Krymu przecież było dla niego ważne, by witali rosyjską armię „uprzejmi ludzie", i tak właśnie było, a rosyjscy żołnierze mogli rozdawać dzieciom cukierki. Teraz cały świat widzi zdjęcia zniszczonej Ukrainy, każdego dnia otrzymując świadectwa przemocy i braku ducha rosyjskiego wojska. Dlaczego?
Z ekranu pierwszego programu rosyjskiej TV zwrócili się do narodu potomek wielkiego pisarza, poseł do Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej Piotr Tołstoj oraz współczesny pisarz, który zdążył jeszcze stać się popularnym w Europie, nacjonalista Zachar Prilepin: „Życia takiego, jak kiedyś, już nie będzie. Kraj jeszcze do końca się nie dowiedział, w jaki nowy świat wchodzimy. Jakie ofiary musimy jeszcze ponieść dla tego nowego świata. Cały kraj musi zrozumieć, że już nie będzie jak w minionym pokojowym życiu: bieżnie do ćwiczeń, dostawy ze sklepów, car sharing i rekreacja w parkach. Ktoś straci pracę, ktoś zbankrutuje, a ktoś tam straci swoich bliskich. Ale wszyscy muszą zrozumieć, że przed nami mobilizacja i globalna wojna o przetrwanie i o zniszczenie wszystkich naszych wrogów.
Nasza narodowa ideologia – to wojna!
I jedynym naszym i naszej władzy zadaniem jest wyjaśnienie i udowodnienie całemu narodowi rosyjskiemu tej heroicznej wizji naszej przyszłości. Naszej przyszłości, w której nie wybieramy twarożku w delikatesach Smakosz, kiedy nasi żołnierze giną w znoszonych butach, tylko takiej, w której my wszyscy takie same buty zakładamy".
Pryska mit o rosyjskich służbach: Stirlitz obnażony
Pryska mit o szczególnych zdolnościach rosyjskich służb specjalnych, nie możemy jednak zapominać, że niepowodzenia te są wynikiem nasilenia działań kontrwywiadowczych w państwach szczególnie dotkniętych rosyjską infiltracją
To świetna przemowa i całkiem faszystowska, chociaż nie należy wyolbrzymiać jej wpływu na audytorium. Sądząc bowiem po czasowo utraconych przyjemnościach, takich jak car sharing czy fitness i twarożek z delikatesów, cała potencjalna publiczność tego przemówienia to mieszkańcy Moskwy i Sankt Petersburga. Pomijając bezprecedensową kampanię propagandową z początku wojny, nie obserwuje się też kolejek Rosjan przed wojskowymi komendami uzupełnień.
Teraz propagandyści mają więc tylko jedno historyczne zadanie: sprawić, żeby ukochane święto Putina 9 maja można było przedstawić jako naprawdę zwycięskie. Żeby mieszkańcy obu stolic nie zawiedli, żeby odstawili na bok swoje problemy z utratą pracy i dochodów, i żeby masowo wyszli na place, tak jak w poprzednich latach, nie zapominając o ozdobieniu swoich samochodów, tak jak robili to wcześniej, sloganem „Możemy to powtórzyć" i oczywiście symboliką dzisiejszej wojny: „Z" i „V".
To byłby zapał godny czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Ale jest jedna różnica między postaciami Stirlitza i Putina, której dziś nie sposób pominąć. Filmowy agent w niemieckim mundurze troszczył się o Rosjan i kochał ojczyznę. A teraz cały świat jest porażony nienawiścią Putina do Ukraińców. Czy można nie zauważyć sprowadzenia na Rosjan moralno-etycznej katastrofy i zmuszenia całego świata, by włączył się w tę wojnę, tak jak kiedyś zrobił to Hitler? Nie da się przecież nie dostrzec analogii między wkroczeniem Putina do Ukrainy a wkroczeniem Niemców do Polski w 1939 r., co stawia naród w roli okupanta.
Putin to jednak nie Stirlitz. On Rosjan nienawidzi nie mniej niż Ukraińców.
tłum. Zuzanna Dąbrowska
O autorce
Julia Wojewska
Mieszkanka Moskwy o polskich korzeniach, była dziennikarka, trenerka i psycholog. Uczestniczka protestów przeciw wojnie i aktywistka mediów społecznościowych w Rosji