Putin nie Stirlitz, choć miał nim być

Pewnego razu mój syn, który urodził się już w czasach Putina, zapytał mnie: „A dlaczego wy go wtedy, na początku, wybraliście?". – Mój Boże, na początku? Rzeczywiście, był jakiś początek...

Aktualizacja: 29.04.2022 16:20 Publikacja: 29.04.2022 10:00

Z Putinem marsz! Plakat z hasłem „My jesteśmy z nim dla suwerenności Rosji. A ty?” w Moskwie w dniu

Z Putinem marsz! Plakat z hasłem „My jesteśmy z nim dla suwerenności Rosji. A ty?” w Moskwie w dniu rozpoczęcia inwazji na Ukrainę, 24 lutego 2022 r.

Foto: AFP, Kirill Kudryavtsev

W przedwyborczej kampanii Władimira Putina, w 2000 r., kiedy odmówił bezpośrednich debat z konkurentami, ale zwrócił się z listem otwartym do wyborców, napisał między innymi: „Nasza prasa teraz już na zawsze będzie wolna". I już w 2001 r. doszło do rozwałki stacji telewizyjnej NTW. To, co wyglądało dla obywateli jak wojna z oligarchami, w rzeczywistości zapoczątkowało budowę największej i najdroższej fabryki kłamstwa.

Gleb Pawłowski – strateg polityczny, dziś jeden z głównych krytyków putinowskiego systemu – w latach 90. uruchomił Fundusz efektywnej polityki i brał aktywny udział w projektach administracji Borisa Jelcyna, czyli także Putina. W 1999 r. tak napisał o „castingu na następcę": „Na rozkaz Kremla socjologowie przeprowadzili zabawne, ale i bardzo znaczące badanie, zadając pytanie: »Jakiego bohatera filmowego chcielibyście obsadzić w roli kolejnego prezydenta?«. Pierwsze miejsce zajęły dwie postaci: pierwsza dość oczywista – Piotr Wielki, a druga zaskakująca – to Stirlitz, bohater »Siedemnastu mgnień wiosny«, grany przez aktora Wiaczesława Tichonowa".

Czytaj więcej

Czy Rosjanie przestaną być posłuszni Kremlowi

Do roli Piotra Wielkiego trudno było politycznym strategom kogoś znaleźć, trudno byłoby także stworzyć nowy program „otwarcia okna na Europę", bo żelazna kurtyna właśnie zaczynała opadać. Ale Standartenführer SS Stirlitz...

W tym czasie ludzie w Rosji byli już zmęczeni podstarzałymi politycznymi bokserami wagi ciężkiej, w wielkich karakułowych czapkach i ciężkich jesionkach. Tak, jak i mamroczącym, często nietrzeźwym Jelcynem i zalewającymi kraj nowymi biznesmenami i bandytami, którzy niczym się od siebie nie różnili, jednakowo ubrani w malinowe marynarki ze złotymi guzikami. Nosił taką marynarkę i Putin, ale na czas zdążył się przebrać.

A kiedy już się współpracownik KGB przebrał, okazało się, że do roli pasuje w sam raz. Zbudowano mu wizerunek inteligentnego szpiega: nie pije, nie pali, służył w Niemczech i językiem niemieckim się posługuje. W tym wizerunku nie kładziono akcentu na to, że służył w NRD, a tym bardziej, że współpracował z jedną z najbardziej represyjnych służb specjalnych – Stasi. Za to wizja Niemiec jako kraju praworządnego i uporządkowanego, której tak brakowało pogrążonej w bandytyzmie Rosji, okazała się bardzo atrakcyjna.

Oficer Putin, kierujący w Niemczech „Domem Przyjaźni", gdzie z racji obowiązków służbowych musiał po sto razy oglądać dzieła radzieckiej wojennej twórczości filmowej, szybko zrozumiał, czego się od niego oczekuje: błyskawicznie wejść w rolę i zagrać w remake'u serialu „Siedemnaście mgnień wiosny". Każdy uczeń w Rosji zna przecież tę znakomitą scenę:

„Standartenführer SS Szolc wchodzi do gabinetu Müllera, który słucha radia i bez zbytecznych wstępów oświadcza:

– Stirlitz idzie korytarzem.

– Którym korytarzem?

– Naszym korytarzem. Stirlitz idzie naszym korytarzem.

– A dokąd on idzie?

Szolc wzrusza tylko ramionami".

I Putin też poszedł korytarzem. Kremlowskim.

Tajemniczy agent wywiadu

W czasie swoich rządów, starając się spodobać narodowi, prezydent Putin pokazywał się jako dżudoka, hokeista, lotnik, marynarz, rybak, w rozsądnych granicach kobieciarz – w wodzie nie tonie, ogień się go nie ima. Oczywiście, najważniejszy wizerunek to najbardziej z europejskich europejski polityk. Przecież rosyjski oficer wywiadu Stirlitz w filmie wyglądał jak najprawdziwszy Niemiec ze wszystkich wysoko postawionych Niemców III Rzeszy. A przede wszystkim mądrzejszy od nich wszystkich razem wziętych. To także Stirlitz snuje intrygę z Amerykanami, którzy w filmie pokazani są jako postaci jeszcze bardziej odpychające niż sami Niemcy. Co prawda to Niemcy są przeciwnikami, ale Amerykanie – sojusznicy – są wiarołomni i myślą tylko o pieniądzach oraz o tym, jak by tu pomieszać szyki Rosji.

Dlatego Putin jest zagadkowy, tak jak i jego plany. To zrozumiałe, genialny szpieg nie może przecież być przejrzysty i łatwy do rozpracowania. Dlatego nie należy pytać Putina o plany, one do końca muszą być nieznane. Dlatego też mógł odmawiać otwartych debat ze swoimi oponentami, przecież to byłoby śmieszne, gdyby szpieg dyskutował w otwartym eterze o wszystkich światowych intrygach – np. z jakimś Niemcowem czy Nawalnym. On jest przecież właśnie tymi światowymi, skomplikowanymi spiskami zajęty, on nie zajmuje się kopaniem ziemniaków na polu jak Łukaszenko.

Putin jest zagadkowy, tak jak i jego plany. To zrozumiałe, genialny szpieg nie może przecież być przejrzysty i łatwy do rozpracowania

„Mnogochodowoczka Putina" – ten termin znają w Rosji wszyscy, stał się memem. Oznacza, że rosyjski przywódca myśli na kilka ruchów do przodu. Termin ten sprawia, że widzowie dają się wciągać w oczekiwanie na następny odcinek serialu, by cokolwiek zrozumieć, choć i wtedy nic nie zostaje wyjaśnione. Za to są zwroty akcji według własnego scenariusza, które dezorientują wszystkich tych, także zapatrzonych w ekran, europejczyków. Wszystko to ma oczywiście doprowadzić, tak jak było w oryginalnym serialu, do pełnego i bezdyskusyjnego zwycięstwa Rosji. Kolejne odcinki ukazują się właściwie codziennie, wzbogacone kadrami z programów informacyjnych, w których nasz szpieg-geopolityk spotyka się z liderami całego świata, a wszyscy oni wyglądają, jakby nie mogli się oprzeć jego charyzmie i życzliwej sile.

Pewnego razu mój 12-letni wtedy syn, który urodził się już w czasach Putina, zapytał mnie: – A dlaczego wy go wtedy, na początku, wybraliście?

– Mój Boże, na początku? Rzeczywiście, był jakiś początek...

Żeby za dużo nie opowiadać, znalazłam w internecie wideo z okresu „wczesnego Putina". Syn obejrzał uważnie i powiedział: – Wszystko jasne, ja też bym mu zaufał. Nawet teraz z trudem powstrzymuję się, żeby mu nie wierzyć, kiedy widzę go na ekranie. Tak przekonująco mówi.

Miłośnicy lodów z ZSRR

Przez wszystkie te lata w Rosji wciąż panują radzieckie mity i legendy. Żeby je podtrzymać, internetowe fabryki kłamstwa tworzą całą masę specjalnych grup – wielbicieli „pysznych lodów z ZSRR" czy miłośników „efektywnego menedżera Stalina". I oczywiście „przyjaźni narodów" z nostalgicznym westchnieniem w opisie – „jaki piękny kraj nam zniszczyli", w którym nikt nie wspomina ani słowem, za jaką cenę krwawego terroru Związek Radziecki tę „przyjaźń narodów" umacniał.

Na placu Czerwonym do tej pory leży trup Lenina i stoi pomnik Stalina, pod którym wciąż ktoś kładzie świeże kwiaty. Utrzymaniem pamięci o gułagach zajmują się niewielkie grupy entuzjastów. Tylko parada Zwycięstwa 9 maja jest świętowana na dużą skalę wraz z przemarszem „Nieśmiertelnego Pułku", którego uczestnicy niosą zdjęcia tych, którzy zginęli w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. To jest także rzadki moment, kiedy Putin decyduje się na przejście w towarzystwie tłumu ludzi choć kilku metrów.

W czasach ZSRR nie można było sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek na Zachodzie utrzymywał osobiste albo biznesowe związki z którymkolwiek rosyjskim czynownikiem bez nadzoru państwa radzieckiego i wywiadu, można też było z góry założyć, że każdy z nich współpracuje z KGB. I tylko Putinowi udało się w pełni zintegrować swoich przyjaciół i współpracowników z zachodnią gospodarką. A przecież średnia wieku wysoko postawionych członków drużyny Putina i najważniejszych ministrów to 62 lata, i większość z nich to ludzie KGB i Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego.

Na razie tylko słabe głosy rosyjskiej opozycji próbowały przebić się do ludowych mas w Rosji i do polityków na Zachodzie z informacją, że drużyna kierowana przez Putina funkcjonuje jak bandycki gang kryminalistów, tyle że prowadzony przez ludzi z KGB. Gang zajmuje się przede wszystkim wywożeniem miliardów dolarów pozyskanych dla siebie i swoich rodzin. I mimo że od dawna np. Aleksiej Nawalny nazywał Putina „żabą siedzącą na rurze z ropą naftową", większość Rosjan wierzy w paradygmat propagandowego remake'u o zagadkowym i wpływowym Sztirlicu.

I tak społeczeństwo podzieliło się w definiowaniu znaczeń. Dla niewielkiej części Putin i jego drużyna to nic więcej niż zorganizowany gang kryminalistów, który wciągnął na listę aktywów własnych wszystkie państwowe instytucje, zaczynając od środków masowego przekazu, przez władzę sądową i konstytucyjną, po te najbardziej niebezpieczne: armię z bronią jądrową. I nie ma sensu szukać w tym jakichś zamysłów politycznych. „Ojciec chrzestny" był ukochanym serialem wszystkich rosyjskich bandytów. Co z pozostałą częścią społeczeństwa? Oni jak dawniej wciągnięci są w serial „Siedemnaście mgnień wiosny", mimo że aktor Tichonow dawno umarł. A Stirlitz, wybawca narodu? Nawet nie wiadomo, czy nie pozostał w jakiejś niemieckiej kafejce z dala od ojczyzny.

A może KGB, przekształcone w FSB, do takiego stopnia się zmieniło, że kiedy na czele stanęli generałowie ze starych struktur, Zachód zdecydował, że nie ma powodów do zachowania ostrożności? W ciągu dwóch prezydenckich kadencji Putina ta grupa skonsolidowała swoją władzę. Kontroluje instytucje cywilne, media, gospodarkę, a przede wszystkim siły zbrojne. I przy okazji buduje państwo korporacyjne w typie faszystowskim.

Co z tego wszystkiego dostrzegają dziś Rosjanie? Widzą, że drużyna Putina z sukcesem zinfiltrowała światową gospodarkę i politykę, znakomicie się tam umościła, skupuje nieruchomości, jachty, wyposaża swoje dzieci i rozpowszechnia rosyjską propagandę po całym świecie. A co zostało Rosjanom? Politbiuro 2.0. Tak jak kiedyś, w orderach i medalach rządzący przyjmują defilady na placu Czerwonym, tylko już bez karakułowych czapek, bo wyszły z mody.

Przez ostatnich 10 lat można odnieść wrażenie, że jakakolwiek ideologia po prostu przestała istnieć, a kremlowscy decydenci wyciągnęli stare numery „Prawdy" z całego okresu radzieckiego i wymieszali jak talię kart, bez żadnego porządku. Dlatego znaczna część mieszkańców Rosji, przede wszystkim młode pokolenia, jako chyba jedyna w świecie, jest głęboko przekonana, że wydarzeń, za które należałoby się wstydzić, w rosyjskiej historii po prostu nie ma. Wszyscy wiedzą na przykład, że w Afganistanie i Czeczenii były wojny. Ale co tam robiła Rosja? Od czego się to zaczęło? Czym się zakończyło? Nikt też nie wie, w jakim właściwie celu rosyjskie wojska wyjechały do Syrii. I chociaż mieszkańcom Rosji już pięć razy mówili w telewizorze o zwycięstwie w obecnym putinowskim blitzkriegu, to wiadomo, że to tylko pamiętana z sowieckich czasów „bratnia pomoc", która może trwać i latami. Wszyscy już przywykli.

Prosta historia XX wieku

W dowolnym podręczniku szkolnym jedna trzecia zawsze poświęcona jest Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, a pół stroniczki – np. kolektywizacji. I żadne inne wydarzenia w historii z tamtą wojną konkurować nie mogą.

Pokolenie, które urodziło się już za czasów Putina, nie umie opisać, czym była stagnacja czasów Breżniewa. Pytają starszych: to tak, jak teraz, prawda?

Niezależnie od wieku mieszkaniec Rosji nie uznaje historii za jednoznaczną, chyba że z jakichś zawodowych powodów miał okazję uczyć się jej na poważnie. Pokrótce przedstawiano to wszystko tak: mieliśmy całą czeredę carów, a potem była rewolucja 1917 r. Następnie był Stalin, dzięki któremu wygraliśmy wojnę. Potem pojawił się Chruszczow, ale kojarzony jest nie z odwilżą, tylko z kukurydzą, więc na czym odwilż miałaby polegać, mało kto rozumie. Jako kolejny od razu pojawiał się Breżniew, który miał „gęste brwi i orderów tyle, co Szojgu". Pokolenie, które urodziło się już za czasów Putina, nie umie opisać, czym była stagnacja czasów Breżniewa. Pytają starszych: to tak, jak teraz, prawda?

Zaraz po Breżniewie nastąpił rozpad Związku Radzieckiego, przy czym zupełnie niejasna jest tu dla młodych postać i rola Gorbaczowa. Następnie przypominane są „szykowne lata 90.", tyle że z całego tego okresu zostało już tylko to wyrażenie. Dlaczego były szykowne, co się wtedy działo, nikt już nie pamięta. A jedyne co wiedzą na ten temat młodzi, to że ich rodzice mają z tego czasu bardzo skomplikowane wspomnienia.

Po 2014 r. historia XX wieku zrobiła się jeszcze prostsza: ostała się tylko Wielka Wojna Ojczyźniana, Stalin, a zaraz potem Putin. Wszystko, co było pomiędzy, to nawóz historii. No, co to była ta kolektywizacja? „To była taka polityka w związku z rolnictwem" – odpowie pilny uczeń.

W końcu 2021 r. pojechaliśmy z synem odwiedzić miejsca, gdzie się urodziłam i wychowałam. Jak mówił mój dziadek, „Syberia to druga ojczyzna Polaków". Wiedział, co mówi, bo jego ojca zesłali na katorgę jeszcze za cara. Postanowiliśmy z synem objechać Syberię i Ural, od Tumienia do Jekaterynburga, obejrzeć kilometry wyciętej i wypalonej tajgi, zniszczone, a czasem przerażające fabryki i biedę mieszkańców pozbawionych nadziei na cokolwiek. W naszym starym drewnianym domu, w małym miasteczku niedaleko Tumienia, jeszcze mieszkają ludzie. Zajrzeliśmy do mocno już starszej sąsiadki, która pamięta naszą rodzinę. Naprzeciw starego, ale ciepłego pieca, włączony telewizor. Z ekranu przemawia Putin: „Dla naszego kraju, dla całego rosyjskiego społeczeństwa, najważniejsze są tradycyjne rodzinne wartości. Mogą za to Rosję krytykować, ale to one są gwarancją rozwoju naszego państwa".

Pytam: – Wierzy w to pani?

Kobieta wzdycha: – To tylko gadanie, jak wcześniej. Jaka różnica, wierzymy czy nie, wszystko jedno, przecież nic się nie zmieni.

Chwilę milczy i dodaje: – Nigdy.

Groteskowy wariant

Kto oprócz niewielu politologów i historyków pamięta, że faszyzm to nie tylko żołnierze na czołgach, a przede wszystkim sposób rządzenia państwem? Mogli przecież Rosjanie zauważyć, że w ciągu wielu lat budowano takie właśnie faszystowskie państwo z wbudowanymi przez propagandę nowymi pojęciami, jak „suwerenna demokracja" czy „osobna droga". A przede wszystkim przesiąknięte militarystyczną retoryką płynącą z ekranów telewizorów, tak jak kiedyś z sowieckiej prasy. W Rosji absolutnie wszystko jest historycznie zapożyczone. I jest tylko jedna możliwość – wszystko zapożyczone oswoić i doprowadzić do absurdu i groteski. Na tym właśnie polega rosyjski wariant faszyzmu.

Czytaj więcej

Rosyjska telewizja państwowa: Putin bardziej skłonny do rozpoczęcia wojny atomowej niż zaakceptowania porażki na Ukrainie

Może się okazać, że symbol „Z" i „V" przypadkowo wynaleźli polityczni stratedzy Kremla, może byli słabo wykształceni albo bardzo młodzi i nie oglądali radzieckich filmów. Chociaż w internecie natychmiast pojawiła się cała masa oburzonych internautów, którzy zamieszczali komentarze: „ale jak to? Przecież wiadomo, że na placu egzekucyjnym w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen w Niemczech, który nadzorcy z SS nazwali »Stacją Z«, rozstrzelano co najmniej 12 tys. żołnierzy Armii Czerwonej".

Może w Ministerstwie Obrony Rosji nie wiedzą, że właśnie wtedy niemieccy naziści wymyślili to bardzo głębokie znaczenie łacińskiej litery „Z"? Ostatnia litera w alfabecie świetnie pasuje dla oznaczenia ostatniego etapu życia więźniów obozu koncentracyjnego. I na jakim dziś terytorium położony jest ten obóz koncentracyjny? Całej Rosji? Jaki jest sens takiej demonizacji armii?

Czołg z literą „Z" jest jak niemiecki mundur na oficerze rosyjskiego wywiadu: „on jest nasz, ale w mundurze nazistowskim walczy z nazizmem". I rośnie legenda. Rozwija się scenariusz serialu. Niekończąca się gra zmysłami i znakami, w której nikt nie powinien wiedzieć na pewno, po której jest stronie.

Społeczeństwo zostało przekonane, że wojna jest usprawiedliwiona, Rosja znów walczy z nazizmem, a wywiad w osobie samego Stirlitza-Putina donosi z ekranów telewizorów, że teraz siedziba nazistów mieści się w Kijowie. I dlatego to nie jest całkiem wojna, tylko „specoperacja", bo przecież Stirlitz nie dowodzi bezpośrednio frontami, to nie marszałek Żukow. W jego roli powinien wystąpić minister obrony Szojgu, ale jakoś go nie widzimy. Zapewne Putin chce być jedynym zwycięzcą tej wojny.

A co naprawdę stoi za tymi symbolami wdrukowywanymi Rosjanom do głów? Czy Putin chce przyjmować paradę 9 maja w tym roku już dokładnie w roli Hitlera, odbierając na Placu Czerwonym defiladę ustrojonych zygzakami tłumów? Byłoby to pewnie śmieszne, jeśli nie byłoby tak straszne.

Twarożek i znoszone buty

Bo nie należy wierzyć, że to wszystko są przypadkowe i błędne kalkulacje technologów politycznych, Putin stał się już zbyt wyrafinowany w tworzeniu zasłony informacyjnej swojej prawdziwej działalności. Mógł się pomylić w ocenie możliwości wojskowych rosyjskiej armii, ale nie co do kreowania wizerunku tak ważnej instytucji. Putin zna siłę politycznego PR.

Przy podbijaniu Krymu przecież było dla niego ważne, by witali rosyjską armię „uprzejmi ludzie", i tak właśnie było, a rosyjscy żołnierze mogli rozdawać dzieciom cukierki. Teraz cały świat widzi zdjęcia zniszczonej Ukrainy, każdego dnia otrzymując świadectwa przemocy i braku ducha rosyjskiego wojska. Dlaczego?

Z ekranu pierwszego programu rosyjskiej TV zwrócili się do narodu potomek wielkiego pisarza, poseł do Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej Piotr Tołstoj oraz współczesny pisarz, który zdążył jeszcze stać się popularnym w Europie, nacjonalista Zachar Prilepin: „Życia takiego, jak kiedyś, już nie będzie. Kraj jeszcze do końca się nie dowiedział, w jaki nowy świat wchodzimy. Jakie ofiary musimy jeszcze ponieść dla tego nowego świata. Cały kraj musi zrozumieć, że już nie będzie jak w minionym pokojowym życiu: bieżnie do ćwiczeń, dostawy ze sklepów, car sharing i rekreacja w parkach. Ktoś straci pracę, ktoś zbankrutuje, a ktoś tam straci swoich bliskich. Ale wszyscy muszą zrozumieć, że przed nami mobilizacja i globalna wojna o przetrwanie i o zniszczenie wszystkich naszych wrogów.

Nasza narodowa ideologia – to wojna!

I jedynym naszym i naszej władzy zadaniem jest wyjaśnienie i udowodnienie całemu narodowi rosyjskiemu tej heroicznej wizji naszej przyszłości. Naszej przyszłości, w której nie wybieramy twarożku w delikatesach Smakosz, kiedy nasi żołnierze giną w znoszonych butach, tylko takiej, w której my wszyscy takie same buty zakładamy".

Czytaj więcej

Pryska mit o rosyjskich służbach: Stirlitz obnażony

To świetna przemowa i całkiem faszystowska, chociaż nie należy wyolbrzymiać jej wpływu na audytorium. Sądząc bowiem po czasowo utraconych przyjemnościach, takich jak car sharing czy fitness i twarożek z delikatesów, cała potencjalna publiczność tego przemówienia to mieszkańcy Moskwy i Sankt Petersburga. Pomijając bezprecedensową kampanię propagandową z początku wojny, nie obserwuje się też kolejek Rosjan przed wojskowymi komendami uzupełnień.

Teraz propagandyści mają więc tylko jedno historyczne zadanie: sprawić, żeby ukochane święto Putina 9 maja można było przedstawić jako naprawdę zwycięskie. Żeby mieszkańcy obu stolic nie zawiedli, żeby odstawili na bok swoje problemy z utratą pracy i dochodów, i żeby masowo wyszli na place, tak jak w poprzednich latach, nie zapominając o ozdobieniu swoich samochodów, tak jak robili to wcześniej, sloganem „Możemy to powtórzyć" i oczywiście symboliką dzisiejszej wojny: „Z" i „V".

To byłby zapał godny czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Ale jest jedna różnica między postaciami Stirlitza i Putina, której dziś nie sposób pominąć. Filmowy agent w niemieckim mundurze troszczył się o Rosjan i kochał ojczyznę. A teraz cały świat jest porażony nienawiścią Putina do Ukraińców. Czy można nie zauważyć sprowadzenia na Rosjan moralno-etycznej katastrofy i zmuszenia całego świata, by włączył się w tę wojnę, tak jak kiedyś zrobił to Hitler? Nie da się przecież nie dostrzec analogii między wkroczeniem Putina do Ukrainy a wkroczeniem Niemców do Polski w 1939 r., co stawia naród w roli okupanta.

Putin to jednak nie Stirlitz. On Rosjan nienawidzi nie mniej niż Ukraińców.

tłum. Zuzanna Dąbrowska

O autorce
Julia Wojewska

Mieszkanka Moskwy o polskich korzeniach, była dziennikarka, trenerka i psycholog. Uczestniczka protestów przeciw wojnie i aktywistka mediów społecznościowych w Rosji


W przedwyborczej kampanii Władimira Putina, w 2000 r., kiedy odmówił bezpośrednich debat z konkurentami, ale zwrócił się z listem otwartym do wyborców, napisał między innymi: „Nasza prasa teraz już na zawsze będzie wolna". I już w 2001 r. doszło do rozwałki stacji telewizyjnej NTW. To, co wyglądało dla obywateli jak wojna z oligarchami, w rzeczywistości zapoczątkowało budowę największej i najdroższej fabryki kłamstwa.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi