Rosja nie przyjmowała do wiadomości, że naród ukraiński sam wybrał drogę na Zachód?
Elity rosyjskie, a przede wszystkim sam Putin, mają głębokie przekonanie, że ludzie o niczym nie decydują. Jeżeli naród się buntuje, to dlatego, że ktoś go sprowokował i pociąga za sznurki. Wszystkie tzw. kolorowe rewolucje, które miały miejsce na obszarze postsowieckim, interpretowano na Kremlu jako procesy wywołane przez Amerykanów, a skierowane przeciwko Rosji.
Sądzi pani, że Ukraińcy podczas dwóch rewolucji przećwiczyli zachowania, które widzimy w czasie tej wojny?
Uważam, że fakt, iż społeczeństwo ukraińskie stawia zaciekły opór Rosjanom, jest efektem tego procesu tożsamościowego, do którego Rosja się przyczyniła. Poza tym wojna nie zastała Ukraińców w komforcie i w demobilizacji, w jakiej żyją syte i bezpieczne społeczeństwa Zachodu. Społeczeństwo ukraińskie było zmobilizowane i uodpornione wewnętrznymi procesami oraz wojną, która trwała od aneksji Krymu i ataku Rosji na wschodnią Ukrainę. Tylko na tej wojnie zginęło 10 tys. ludzi. Dlatego to jest zupełnie inne wojsko i inne społeczeństwo, w innym punkcie, jeżeli chodzi o odporność i przystosowanie do trudów.
Dlaczego zabiegała pani o ambasadę w Moskwie? W 2014 roku stosunki polsko-rosyjskie były już mocno napięte.
Bardzo chciałam pojechać do Moskwy i uważam, że był to niezwykle ciekawy czas, mimo iż rzeczywiście relacje były trudne. Choć obecny ambasador Krzysztof Krajewski ma nieporównanie trudniej.
Co pani zapadło w pamięć z tego okresu moskiewskiego?
Było mnóstwo ciekawych wydarzeń. Przykładowo w czasie, kiedy tam byłam, został wydany przez stowarzyszenie Memoriał, obecnie zdelegalizowane, tom upamiętniający zbrodnię katyńską. A co ciekawe, publikację sfinansowano ze składek rosyjskich obywateli. Celowo ogłoszono taką zbiórkę na badania, a później wydanie tego tomu. To był bardzo poruszający moment w mojej misji w Moskwie. Z innych poruszających momentów pamiętam, że 17 września wyszłam z ambasady, a tam leżały kwiaty z napisem przepraszamy. Kto je położył – nie wiem. Poza tym zapamiętałam bardzo ciekawe rozmowy z elitami rosyjskimi – eksperckimi, opiniotwórczymi – znajdującymi się w kontrze do Putina i jego reżimu. Ci ludzie mieli niezwykle ciekawe spojrzenie na wiele spraw, np. na rolę Rosji w świecie.
Jak te elity postrzegały Rosję?
Może najpierw powiem, jak postrzegały Polskę, bo to było dla mnie źródłem satysfakcji. W tamtym czasie Polska była szanowana jako kraj, któremu udało się wprowadzić demokrację i zrobić wielki skok w kierunku integracji z Zachodem. Związana z tym była taka nadzieja: jeżeli wam się udało, to jest szansa, że nam też się uda. A jeżeli chodzi o postrzeganie Rosji, to tamtejsze elity mają inny punkt widzenia niż np. polskie. Rosja ma ambicje globalne i dużo większą sprawczość niż nasz kraj. Zatem ich widzenie Rosji było związane z tą globalną perspektywą. Ale uważali, że Rosja musi się zreformować, żeby dorosnąć do swoich ambicji regionalnych i globalnych, a system wewnętrzny jest największym ograniczeniem w tym procesie. Oni widzieli, że jest ogromna luka między ambicjami Rosji a realnym potencjałem ekonomicznym i politycznym systemu, który już wówczas się degenerował, co było widać gołym okiem. Bardzo ciekawa była też ich refleksja historyczna.
To znaczy?
Elity eksperckie, opiniotwórcze, oczywiście te antyputinowskie, miały głęboką świadomość faktu, że ponieważ Rosja nie rozliczyła się nigdy ze zbrodni popełnionych na własnym narodzie, czyli zbrodni stalinowskich, to wewnętrznie jest chora. Bo niby coś ujawniono, ale nie do końca, niby Stalina krytykowano, ale zarazem go gloryfikowano. Ci najbardziej wnikliwi uważali, że dopóki Rosja nie rozliczy się z okresu stalinowskiego, dopóty chore będzie społeczeństwo, system, relacje z sąsiadami. Jak bardzo jest chore, to dzisiaj widzimy. Oni mieli poczucie, że w tym tkwi korzeń tego całego nieszczęścia i choroby Rosji. W tamtym czasie zaprzyjaźniłam się z Ludmiłą Aleksjejewą, nieprawdopodobną osobą, obrończynią praw człowieka, która przychodziła do naszej ambasady i miała odwagę publicznie powiedzieć, że nieszczęściem narodu rosyjskiego jest to, iż wielka wojna ojczyźniana, czyli II wojna światowa, została wygrana, a Stalin znalazł się w zwycięskiej koalicji. Jej zdaniem to właśnie sprawiło, iż nigdy nie rozliczono się ze zbrodni Stalina. Trzeba było ogromnej odwagi, żeby taką tezę głosić.
Janusz Onyszkiewicz: PiS powinien dokonać rewizji polityki zagranicznej
Ukraińskie społeczeństwo nie poddało się zabiegom politycznym i socjotechnicznym Kremla, które miały wywołać tak wielki ferment, że wprowadzenie wojsk rosyjskich miało zostać potraktowane jako element stabilizacyjny, a nie stać się siłą okupacyjną. Dlatego trzeba się było uciec do starych metod, czyli armat - mówi Janusz Onyszkiewicz, minister obrony narodowej w rządach Hanny Suchockiej i Jerzego Buzka.
Ciekawe czy po tym, gdy został zamordowany Borys Niemcow, krytyk Putina, przeciwnik aneksji Krymu, ludzie stali się mniej otwarci w tych rozmowach?
Ze strony antyrządowych środowisk eksperckich czy opiniotwórczych nie zauważyłam, aby ktoś poczuł się zastraszony lub żeby przestał przychodzić do polskiej ambasady. W Rosji to nie było pierwsze zabójstwo polityczne, tylko część większej całości.
Co musiałoby się wydarzyć, żeby wojna w Ukrainie się zakończyła?
Tego nie wiem. Mogę tylko powiedzieć, co powinniśmy robić, żeby się skończyła – wzmacniać ukraińską armię i ukraińską gospodarkę, żeby Ukraina ustała. Nie powinniśmy żałować własnych pieniędzy, tylko dusić Rosję gospodarczo poprzez jej izolację handlową, zamykanie granic, wycofywanie biznesów, jak najszybsze odchodzenie od rosyjskich surowców, zwłaszcza ropy.
Im mniej pieniędzy płynie do Rosji, tym mniejsza jest jej zdolność do prowadzenia wojny. Przegraną Rosji byłoby oczyszczenie zdecydowanej większości Ukrainy z wojsk rosyjskich i zachowanie przez nią niepodległości, a także możliwości zbrojenia się. Takie warunki pokoju byłyby w rzeczywistości absolutną klęską Putina.
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz
Socjolog i politolog, specjalistka w zakresie problematyki wschodnioeuropejskiej, w latach 2012–2014 podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w latach 2014–2016 ambasador Polski w Federacji Rosyjskiej. W 2016 roku objęła stanowisko dyrektora programu Otwarta Europa Fundacji im. Stefana Batorego. W 2020 była w sztabie wyborczym Szymona Hołowni w wyborach prezydenckich. Jest dyrektorką Instytutu Strategie 2050 działającego przy ruchu Polska 2050 Szymona Hołowni.