Miły pan Putin i przydatne łagry. Kreml uczy dzieci historii

Putin jest wielkim przywódcą, w Ukrainie to nie żadna wojna, a Stalin represjonował tylko burżuazję – uczą się w szkole rosyjskie dzieci. – Władze chcą stworzyć nowego człowieka – opowiada „Plusowi Minusowi" jeden z nauczycieli historii.

Aktualizacja: 01.04.2022 15:44 Publikacja: 01.04.2022 10:00

Militaryzacja świadomości – tak analityk Centrum Lewady nazywa to, co Kreml czyni z młodym pokolenie

Militaryzacja świadomości – tak analityk Centrum Lewady nazywa to, co Kreml czyni z młodym pokoleniem. Na zdjęciu uczniowie wchodzą do moskiewskiego Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, jak w Rosji nazywa się starcie ZSRR z III Rzeszą, 17 marca 2022 r.

Foto: AFP

Dwunastoletnia dziecięca gwiazda Sofia Chomenko zwraca się do kamery, mówiąc, że będzie starała się zrozumieć, co dzieje się w Ukrainie. Po chwili do dziewczynki dołącza prezenter telewizyjny Denis Połunczukow. Na jej pytanie, co doprowadziło do sporu między bratnimi narodami Rosjan i Ukraińców, tłumaczy, że „kryzys ukraiński nie zaczął się wczoraj" i wcale nie chodzi w nim o Ukrainę. Po prostu wrogie siły od dawna starają się podzielić Rosję. Tak było jeszcze w czasach ZSRR, a później np. poprzez wywoływanie zamieszek w Kazachstanie czy na Białorusi.

W studiu pojawia się kolejny gość, historyk Piotr Iszkow, który stwierdza, że po rozpadzie ZSRR zaczęto mówić, że kraje go tworzące nie były jednym narodem. „Wielki Głód to była tragedia narodowa, a w ukraińskich podręcznikach uczą, że to była polityka wymierzona tylko przeciwko Ukraińcom", narzeka. Następnie tłumaczy dziewczynce, że Ukraina prześladuje ludzi mówiących po rosyjsku. Połunczukow dodaje, że od 2014 r. mieszkańcy Donbasu byli terroryzowani przez Kijów, aż wreszcie Rosja postanowiła im pomóc.

Tak wyglądała 30-minutowa wirtualna lekcja „Obrońcy pokoju" opracowana przez rosyjskie Ministerstwo Edukacji i z jego polecenia wyświetlana w szkołach w co najmniej kilku regionach kraju.

Czytaj więcej

Rosyjska swastyka. Faszyzm kwitnie na Wschodzie

Ideologia i złodziejstwo

Od początku inwazji na Ukrainę rosyjskie media dzień i noc powtarzają kłamstwa o walce z „ukraińskimi faszystami" i „denazyfikacji" tego kraju. By uciszyć krytyczne głosy, Kreml zlikwidował ostatnie niezależne media oraz wprowadził karę nawet 15 lat więzienia za rozsiewanie fake newsów dotyczących rosyjskiej armii.

Szeroko zakrojona akcja propagandowa nie ominęła dzieci i młodzieży. Jak donoszą dziennikarze śledczy portalu Mediazona, zgodnie z poleceniem Ministerstwa Edukacji w szkołach w całym kraju przeprowadzono specjalną lekcję dla klas 7–11 poświęconą sytuacji w Ukrainie. By nauczyciele nie mieli wątpliwości, co mówić uczniom, do placówek rozesłano instrukcje z planem zajęć.

– W przewodniku działania w Ukrainie określono jako „operację pokojową" oraz „zaprowadzanie pokoju", a wytłumaczono je walką z „faszystowskim" reżimem – mówi „Plusowi Minusowi" dr Anna Ożiganowa, rosyjska antropolożka. Pedagodzy mają mówić uczniom, że „naród ukraiński nie istniał do XX wieku", a w 2014 r. doszło do „krwawego zamachu stanu, w wyniku którego zainstalowany został proamerykański rząd". Podczas lekcji dzieci powinny się także dowiedzieć o tym, jakie niebezpieczeństwo NATO stwarza dla Rosji oraz że w Donbasie trwało „ludobójstwo".

Nauczyciele mieli zapewnić swoich wychowanków, że Moskwa nie przeprowadza żadnych nalotów na cywilów, a niewinni ludzie nie są zagrożeni. Uczniowie mieli być także uczuleni na to, że „rosyjskie władze nie lubią wojen", a pojawiające się w sieci zdjęcia z Ukrainy to tak naprawdę fragmenty gier komputerowych.

Według ustaleń dziennikarzy telewizji Al-Dżazira dyrektorów placówek zobowiązano do rozliczenia się z przeprowadzenia specjalnych lekcji. Część szkół miała także wysłać do rodziców list, w którym ostrzega się ich, by lepiej kontrolowali to, co ich pociechy oglądają w mediach społecznościowych. Dopełnieniem tych wysiłków Kremla była wspomniana lekcja „Obrońcy pokoju".

W niektórych regionach lokalne władze postanowiły jeszcze bardziej „dokształcić" dzieci w sprawie Ukrainy. Ministerstwo Edukacji obwodu murmańskiego zarządziło, by lekcje historii w regionalnych szkołach zawierały zaktualizowane informacje o tym państwie. Urząd wydał nawet broszurę, w której zapisano, jakie zagadnienia muszą poruszyć nauczyciele. „Rosja zawsze była gwarantem niepodległości Ukrainy" to tylko jedno z nich.

By niczego nie pozostawić przypadkowi, Kreml poza okólnikiem rozesłanym do nauczycieli zorganizował dla nich dodatkowo dwa wirtualne spotkania z rzeczniczką MSZ Marią Zacharową. – 28 lutego historycy przez dwie godziny słuchali porad, jak odpowiadać na możliwe pytania ze strony dzieci. Zacharowa miała im tłumaczyć, że Rosja wyczerpała metody dyplomatyczne, i podkreślić, że Moskwa nikogo nie najeżdża, tylko broni donieckich republik – tłumaczy dr Ożiganowa. Drugie spotkanie online zorganizowano 11 marca. Tym razem poza rzeczniczką uczestniczyła w nim również Margarita Simonian, redaktor naczelna propagandowej tuby Kremla, telewizji RT. Tematem była walka z fake newsami. Jak informuje telewizja RBK, powołując się na rozmowę z nauczycielami, Zacharowa i Simonian mówiły o „rozprzestrzenianiu fałszywych informacji przez Facebooka oraz Instagram". Szefowa RT większość swojego przemówienia miała poświęcić „zwalczaniu destabilizacji społeczeństwa z zewnątrz", powołując się przy tym na wydarzenia z 1917 i 1991 r. Po spotkaniu nauczyciele mieli przeprowadzić specjalne lekcje.

Te działania to najnowsza odsłona kremlowskich starań o to, by poprzez pełną kontrolę nad systemem edukacji już od najmłodszych lat kształtować umysły Rosjan. – Władze chcą stworzyć nowego człowieka, który będzie reprezentował „rosyjski świat" sprzeciwiający się liberalnemu Zachodowi. Wydaje się jednak, że część urzędników, którzy się tym zajmują, postanowiła przy okazji zarobić. Nowe programy i podręczniki są hojnie opłacane przez państwo. Dlatego uważam, że w połowie to wprowadzanie nowej ideologii, a w połowie zwykłe złodziejstwo – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem" rosyjski nauczyciel historii Aleksander Abałow.

Osobisty urok Putina

W 2014 r. Władimir Putin skrytykował podręczniki do historii, podkreślając, że pora zerwać z „podwójną interpretacją historycznych wydarzeń" i „ideologicznymi bzdurami". W efekcie w szkołach pojawiły się nowe książki zgodne z linią Kremla. – Fakty historyczne zastąpiono mitologią aktywnie promowaną przez byłego już ministra kultury, a obecnie doradcę Putina Władimira Miedinskiego – mówi dr Ożiganowa. W drugiej połowie marca tego roku dziennikarze niezależnego portalu śledczego Agentstwo przeanalizowali treści zawarte w pięciu książkach do historii rekomendowanych przez Ministerstwo Edukacji. Większość trafiła do księgarń w zeszłym roku. Autorem jednej z nich jest Medinski. Inną napisał Wiaczesław Nikonow, wnuk Wiaczesława Mołotowa, sowieckiego ministra spraw zagranicznych z czasów stalinowskich. W oczy rzuca się sposób, w jaki opisano czasy stalinizmu. – O stalinowskich represjach uczy się bardzo pobieżnie – mówi „Plusowi Minusowi" proszący o zachowanie anonimowości doświadczony nauczyciel historii. I tak o ile jeszcze w 2012 r. uczeń mógł przeczytać, że przez łagry przewinęło się ponad 11 mln osób, a społeczeństwo poddawano masowym represjom, o tyle teraz dowie się, że na Syberię wysyłano tylko „antysowieckich demonstrantów, przedstawicieli burżuazji i byłą inteligencję". Jak pisze Agentstwo, w jednym z podręczników fragment dotyczący GUŁagu znalazł się w rozdziale o industrializacji. Jego autor stara się usprawiedliwić represje, pisząc, że wynikały ze „skomplikowanej sytuacji międzynarodowej". Dzieci zachęca się także, by obok minusów systemu przymusowej pracy wymieniły jego plusy...

W podobny sposób przedstawiono pakt Ribbentrop–Mołotow. Stalin może i kazał go podpisać, ale zrobił to po tym, gdy dowiedział się, że Wielka Brytania chce zawrzeć podobny układ z Hitlerem. Ponadto dzięki niemu ZSRR zyskał czas, by zwiększyć swoje zdolności obronne.

Kolejne kłamstwa dotyczą ataku na Polskę 17 września 1939 r. Uczniowie ze swoich podręczników dowiedzą się, że Armia Czerwona „wyzwalała zachodnią Ukrainę oraz zachodnią Białoruś". Co się tyczy państw bałtyckich, to zostały włączone w skład Związku Radzieckiego w rezultacie „demokratycznych" wyborów, które wygrały partie komunistyczne.

Dziennikarze Agentstwa tylko w jednej książce do historii wydawnictwa Proswieszczenie znaleźli aż 18 fragmentów odnoszących się do Władimira Putina. „Osobisty urok młodego energicznego i wszechstronnie wykształconego kandydata zapewnił mu zwycięstwo w wyborach", „po ponownym objęciu prezydentury wzmacniał jedność kraju, zapewniał jego bezpieczeństwo", „zaczął prowadzić niezależną, aktywną i wielowektorową politykę" – to tylko kilka cytatów.

W podręczniku z 2013 r. autorzy pisali, że podczas wyborów Kreml korzysta z całej swojej administracyjnej władzy oraz podporządkowanych sobie mediów. Sześć lat później uczniowie dostają już przekaz, że głosowanie z 2016 r. było „bezprecedensowo uczciwe". Jak zauważa Agentstwo, pod koniec książki pod redakcją Anatolija Torkunowa, rektora elitarnego Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, młodzież znajdzie cały rozdział poświęcony krytyce Zachodu, a w szczególności Stanów Zjednoczonych. Waszyngton za pomocą siły ma rozwiązywać wszystkie problemy, „powołując się przy tym na hasła o wprowadzaniu demokracji". W innym miejscu napisano, że Unia Europejska i USA zaczęły patrzeć na Rosję jak na „młodszego i posłusznego" partnera oraz próbowały zająć jej miejsce w przestrzeni postsowieckiej.

Rekomendowane przez resort edukacji podręczniki zawierają również odniesienia do Ukrainy. – Znajdują się w nich informacje, że Rosjanie i Ukraińcy są bliskimi sobie, braterskimi narodami, które mają wspólne pochodzenie. Aneksja Krymu jest oczywiście opisywana w pozytywnym świetle – zauważa doświadczony historyk. Opisując wydarzenia z 2014 r., autorzy wszystkich pięciu książek używają słowa „nacjonaliści" w odniesieniu do władz wyłonionych po ukraińskiej „rewolucji godności". Ponadto przypominają uczniom, że mieszkańcy Krymu „zawsze byli kulturalnie, językowo i mentalnie w rosyjskiej przestrzeni". Pod rządami Kremla półwysep miał się bardzo rozwinąć, a życie jego mieszkańców ulec poprawie. „Kurorty zostały odnowione. Budowane są nowe przedszkola, szkoły i szpitale" napisano w jednym z podręczników.

– Należy zaznaczyć, że w Rosji nie ma obowiązkowego programu nauczania historii, tak jak to było w czasach ZSRR. Zgodnie z prawem nauczyciele formalnie wciąż mają swobodę w planowaniu swoich lekcji i wyrażaniu opinii. Problem polega na tym, że w praktyce nie mają takiej możliwości ze względu na konserwatyzm środowiska nauczycielskiego lub z obawy przed dyrekcją – podkreśla Abałow.

A szkolne władze zachowują czujność. – Uczyłem jeszcze ze starszych książek, które były bardziej obiektywne, ale gdy mówiłem o czymś, czego w nich nie było, dyrektor wzywał mnie i mówił, że odchodzę od podręcznika i nie wolno tak robić. Kiedy powiedziałem uczniom, że Stalin był tyranem, od razu zostałem poproszony na rozmowę – opowiada „Plusowi Minusowi" Nikita Tuszkanow, nauczyciel historii wyrzucony z pracy za udział w antyrządowych protestach.

Przedstawiając taką, a nie inną wersję historii, Kreml ma jasno określony cel. – Chodzi o to, by pokazywać jedność państwa z narodem na przestrzeni wieków. Kluczowym spoiwem narodu mają być duma i gotowość do poświęcenia dla kraju. A jak ktoś ma się poświęcić dla państwa, to ono musi być bez skazy. Stąd jakiekolwiek mówienie o ciemnych kartach w historii Rosji jest odbierane jako ekstremizm – tłumaczy „Plusowi Minusowi" dr Bartłomiej Gajos, historyk z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia (rozmowa z dr. Gajosem o tym, jak Putin gra historią >P10).

Czytaj więcej

Kim jest najważniejsza aktorka Putina?

Militaryzacja świadomości

Uzupełnieniem nauczania historii jest militarno-patriotyczne wychowanie dzieci, tak by kochały putinowską Rosję i były gotowe oddać za nią życie. Wraz z inwazją na Ukrainę militaryzacja społeczeństwa i przyzwyczajanie go do wojny stało się jeszcze wyraźniejsze. W ostatnim miesiącu nawet przedszkolaki skłaniano do wyrażania poparcia dla inwazji – pozowały do zdjęć z kartkami z literą „Z" albo grupowo ustawiając się w jej kształt. Normą jest oswajanie najmłodszych uczniów z bronią. – Do mojej szkoły chodził chłopak, który zginął w II wojnie czeczeńskiej. Co roku, żeby uczcić jego pamięć, w placówce organizowano strzelnicę dla uczniów – mówi Tuszkanow.

W 2019 r. z okazji stulecia urodzin Michaiła Kałasznikowa Ministerstwo Edukacji wydało instrukcję dla szkół, by pokazały uczniom, jak składać karabinek AK-47. Lekcja mogła przybrać dowolny charakter w zależności od możliwości placówki. Dzieci mogły np. czytać fragmenty książek napisanych przez Kałasznikowa albo porównać zaprojektowaną przez niego broń z amerykańskim karabinkiem M-16. Celem zajęć miała być „pomoc w formowaniu rosyjskiej tożsamości".

– Militarna retoryka jest widoczna podczas różnych świąt. 23 lutego (Dzień Obrońcy Ojczyzny – red.) czy 9 maja w szkołach odbywają się różne imprezy nawiązujące do wojska, a dzieci często ubiera się w mundury. To masowy fenomen – zauważa dr Ożiganowa. W 2017 r. portal OpeanDemocracy opisał, jak w jednym z moskiewskich przedszkoli 23 lutego pięciolatkowie w niebieskich beretach wojsk powietrznodesantowych z plastikowymi AK-47 tańczyli, imitując paradę wojskową.

Jak pisze „Guardian", na terenie całej Rosji funkcjonują tysiące paramilitarnych klubów dla dzieci i młodzieży wspieranych przez resort edukacji. Ich członkowie na obozach przechodzą szkolenie podobne do wojskowego. Niektóre kluby oferują także naukę starożytnej słowiańskiej sztuki walki. Jej adepci z zawiązanymi oczami uczą się unikać pchnięć nożem czy pokonywać przeszkody. W rozmowie z brytyjskimi dziennikarzami członek jednego z klubów przekonywał, że dzięki niemu „Święta Ruś istnieje i będzie istnieć". W zeszłym roku Kreml przeznaczył ponad 185 mln dolarów na czteroletni program, którego celem jest rozwój „patriotycznej edukacji". Część tych pieniędzy ma zostać przeznaczona na przyciągnięcie co najmniej 600 tys. dzieci w wieku od 8 lat do Junarmii. Ta paramilitarna organizacja powstała w 2016 r. z inicjatywy Ministerstwa Obrony. Jej członkowie, ubrani w charakterystyczne mundury w kolorze khaki i czerwone berety, uczą się m.in. strzelać, przeładowywać broń, czołgać się i opatrywać rany. To wszystko podlane jest patriotyczno-nacjonalistycznym sosem. Ponadto Junarmiejcy, których według oficjalnych danych ma być ponad milion, uczestniczą w militarno-sportowych zawodach i obozach, przygotowując się do służby w armii. Aleksiej Lewinson z niezależnego ośrodka Centrum Lewady, komentując na łamach „New York Timesa" sytuację w Rosji, mówił o „militaryzacji świadomości".

Nieodzownym elementem wychowania jest promocja tradycyjnych wartości. Takie podejście jest zgodne z konserwatywnym zwrotem Kremla, który od 2012 r. przedstawia się jako przeciwwaga dla „zgniłego Zachodu". – Wielu nauczycieli w naszych szkołach to starzy pedagodzy, pamiętający jeszcze czasy Breżniewa. Dla nich założenie przez dziewczynkę dżinsów to grzech, a sukienka przed kolano to już prostytucja. Dżinsy uważa się za męski strój, a kobieta powinna chodzić w sukienkach. Uczennice nie powinny też mieć rozpiętych włosów, bo mogą się narazić na uwagę pedagogów – opowiada Tuszkanow.

W kształtowaniu konserwatywnej tożsamości pomóc mają wprowadzone w szkołach z inicjatywy Cerkwi prawosławnej lekcje „duchowej i moralnej edukacji". Poza nauką o religii uczniowie dowiadują się także, jak ważny jest tradycyjny podział ról w rodzinie. Jej głową jest mężczyzna. Kobieta „ma być jego pomocą" i „dla dobra rodziny wszystko przebaczać". W podręcznikach – pisanych często przez duchownych – dzieci przeczytają, że równość płci jest zagrożeniem dla współczesnych więzi rodzinnych. Na lekcjach mogą również usłyszeć, że prezerwatywy nie chronią przed HIV, a tabletki antykoncepcyjne powodują raka, dlatego najlepszą metodą antykoncepcji jest wstrzemięźliwość aż do ślubu. – Homoseksualizm jest tematem tabu i mówienie o równości różnych orientacji seksualnych podpada pod kodeks karny. Jest to postrzegane jako propaganda i jest karalne – wyjaśnia Abałow.

Wilczy bilet dla opornych

Niektórzy nauczyciele starają się sprzeciwiać rosnącej indoktrynacji. – Było wiele przypadków, gdy pedagodzy odmówili przeprowadzenia lekcji po spotkaniu z Zacharową. Jedna z nauczycielek powiedziała mi, że zamiast zajęć patriotycznych w jej szkole zorganizowano godzinę wychowawczą, na której tłumaczono dzieciom, co się dzieje i jak radzić sobie ze stresem. Między 24 lutego a 4 marca ponad 5 tys. pedagogów z całego kraju podpisało petycję „Nauczyciele przeciwko wojnie". Wielu wyraża też solidarność z kolegami, którzy zostali zwolnieni za swoją postawę – podkreśla dr Ożiganowa.

Na powszechny opór nauczycieli nie ma jednak co liczyć, biorąc pod uwagę konsekwencje, jakie mogą na nich spaść. – Zostałem wyrzucony z pracy rok temu i od tego czasu nie chcą mnie zatrudnić w żadnej szkole. Jeździłem do placówek znajdujących się w innych miastach, a nawet poza okręgiem, w którym żyję, i nic. Jedna dyrektorka była gotowa mnie przyjąć, ale podobno zadzwonili do niej z prokuratury i zabronili to robić – mówi Tuszkanow.

Pedagog opowiadający dzieciom o wojnie w Ukrainie może usłyszeć zarzuty i trafić do więzienia nawet na 15 lat. Problemem jest także to, że z powodu niskich zarobków i dużej odpowiedzialności w szkołach brakuje młodych, bardziej otwartych na świat nauczycieli. Czy jest choćby cień nadziei na to, że Kreml nie osiągnie w pełni swojego celu w indoktrynowaniu młodego pokolenia? Może jedynie w tym, na co zwraca uwagę Bartłomiej Gajos – że nawet przez 70 lat istnienia ZSRR nie udało się komunistom w pełni wykształcić „człowieka sowieckiego".

Czytaj więcej

Jeśli Putin zniszczy Memoriał

Dwunastoletnia dziecięca gwiazda Sofia Chomenko zwraca się do kamery, mówiąc, że będzie starała się zrozumieć, co dzieje się w Ukrainie. Po chwili do dziewczynki dołącza prezenter telewizyjny Denis Połunczukow. Na jej pytanie, co doprowadziło do sporu między bratnimi narodami Rosjan i Ukraińców, tłumaczy, że „kryzys ukraiński nie zaczął się wczoraj" i wcale nie chodzi w nim o Ukrainę. Po prostu wrogie siły od dawna starają się podzielić Rosję. Tak było jeszcze w czasach ZSRR, a później np. poprzez wywoływanie zamieszek w Kazachstanie czy na Białorusi.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi