Rosyjska swastyka. Faszyzm kwitnie na Wschodzie

Gdy rosyjska armia atakuje Ukrainę, tysiące Rosjan w nacjonalistycznym uniesieniu manifestują poparcie dla wojny za pomocą litery Z. Na świecie ten znak coraz częściej porównywany jest do swastyki, a to, co dzieje się w Rosji, do faszyzmu.

Aktualizacja: 20.03.2022 15:30 Publikacja: 18.03.2022 10:00

4 marca tysiące Serbów wyszło na ulice Belgradu z wyrazami poparcia dla rosyjskiej inwazji na Ukrain

4 marca tysiące Serbów wyszło na ulice Belgradu z wyrazami poparcia dla rosyjskiej inwazji na Ukrainę

Foto: EAST NEWS

Przy dźwiękach muzyki trójka młodych mężczyzn staje przed podium. To medaliści 14. mistrzostw świata w gimnastyce artystycznej, które odbyły się w Dausze. Pierwszy na pudło wchodzi zdobywca brązowego krążka Rosjanin Iwan Kuliak. Na stroju w miejscu, gdzie powinno się znajdować rosyjskie godło, 20-latek ma naklejoną literę Z, symbol znajdujący się na rosyjskich pojazdach biorących udział w inwazji na Ukrainę. Tragizmu całej sytuacji dopełnia fakt, że obok Kuliaka stoi zdobywca złotego medalu, Ukrainiec Ilija Kowtun. Za polityczną manifestację w trakcie sportowej imprezy Rosjaninowi grożą poważne konsekwencje. Jego sprawę bada Fundacja Etyki Gimnastycznej, która może go zdyskwalifikować i nałożyć wysoką karę finansową. Sam sportowiec w rozmowie z mediami stwierdził, że nie robi to na nim wrażenia. „Gdybym jeszcze raz mógł zdecydować, czy wyjdę na podium z literą Z, czy bez niej, na pewno zrobiłbym to samo" – mówił. Przypadek Kuliaka i to, że dla politycznej manifestacji jest gotowy stracić medal, na który ciężko pracował, świetnie pokazuje, jak bardzo imperializm i szowinizm zawładnęły umysłami wielu Rosjan.

Czytaj więcej

Olga Gitkiewicz. Nie zdążę. Reportaże komunikacyjne

Zaciśnięta pięść

Charakterystyczna biała litera Z, czasami malowana w kwadracie, znajduje się na większości czołgów, wozów opancerzonych i innych pojazdów wojskowych wykorzystywanych podczas inwazji na Ukrainę. Wśród ekspertów nie ma zgody co do tego, co może ona oznaczać. Niektórzy spekulują, że w ten sposób Rosjanie oznaczają poszczególne jednostki w zależności od ich przeznaczenia. Według innych Z to skrót od rosyjskich słów „za pobiedu" czyli „za zwycięstwo" albo „za Putina". Pojawiają się też sugestie, że litera oznacza, iż celem numer jeden Moskwy jest prezydent Zełenski. W ostatnich dniach rosyjskie Ministerstwo Obrony opublikowało na swoim profilu na Instagramie kilka grafik, które tłumaczą, że „Z" można czytać jako rosyjskie słowo „za" i może ono oznaczać „za pokój", „za prawdę" czy „za dzieci Donbasu".

Niezależnie od jej znaczenia litera ta szybko stała się w Rosji symbolem poparcia dla „operacji specjalnej", jak Putin nazywa krwawą wojnę, imperialnej polityki Kremla oraz znakiem rozpoznawczym ultrapatriotów. – Dla wielu Rosjan „Z" oznacza, że ich kraj odzyskuje status supermocarstwa i prowadzi wojnę obronną przeciwko Zachodowi. Ich zdaniem to, co dzieje się w Ukrainie, to operacja specjalna, gdzie nie giną cywile, lecz atakowane są tylko cele wojskowe. Co więcej, jest ona prowadzona, by chronić „dobrych Ukraińców" przed tymi złymi „Ukraińcami faszystami". To nakłada się na mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Stąd niektórzy twierdzą, że „Z" pochodzi od słowa denazyfikacja – mówi „Plusowi Minusowi" prof. Agnieszka Legucka, ekspertka w sprawach Rosji z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).

Zaledwie trzy dni po wybuchu wojny kremlowska tuba propagandowa, telewizja RT, ogłosiła, że w ramach wsparcia rosyjskich żołnierzy zaczyna sprzedaż koszulek i bluz z literą Z. W Petersburgu skrajnie prawicowy aktywista Anton Demidow wraz z setką młodych ludzi w czarnych bluzach z białym Z i napisem „swoich nie porzucamy", zorganizował flashmob. Jego uczestnicy wznosili okrzyki i powiewali narodowymi flagami. W Kazaniu studenci jednego z tamtejszych uniwersytetów wzięli udział w wiecu, podczas którego, unosząc zaciśnięte w pięści dłonie, skandowali „naprzód Rosja". Każdy z nich miał na ubraniu znak Z. W tym samym mieście z polecenia dyrektora hospicjum jego pracownicy oraz chore na raka dzieci ustawiły się na dziedzińcu, tworząc symboliczne Z. „W lewych rękach trzymaliśmy flagi Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej, Rosji oraz Tatarstanu, a prawą rękę zacisnęliśmy w pięść" chwalił się w rozmowie z dziennikarzami szef placówki Władimir Wawiłow.

Od początku inwazji plakaty przedstawiające literę Z, często w kolorach tzw. wstążki gieorgijewskiej, kolejnego symbolu rosyjskiego imperializmu, zawisły na stacjach metra w Moskwie i Petersburgu oraz na blokach i billboardach. Wielu Rosjan umieszcza ją na swoich samochodach. Symbol ten pojawił się również na miejskich autobusach. W internecie opublikowano zdjęcie przedstawiające odznaki zabitych ukraińskich wojskowych ułożone w Z. Stoi za nim zapewne jeden z rosyjskich żołnierzy. Kierowany patriotycznym uniesieniem gubernator obwodu kemerowskiego, na którego terenie znajduje się Kuzbas, czyli ogromne zagłębie węglowe, stwierdził, że od teraz jego nazwa będzie zapisywana cyrylicą, ale z dużym?Z?z alfabetu łacińskiego. Urzędnicy w innych częściach kraju rozkazali z kolei, by w nocy w budynkach administracji zapalać światła tak, by tworzyły Z. Białą literę na piersi z dumą prezentowała też Maria Butina, obecnie rosyjska deputowana, wcześniej odsiadująca w USA karę więzienia za szpiegostwo. Swoje zdjęcie opatrzyła podpisem: „Róbcie swoje bracia. Jesteśmy z wami na zawsze". W ten sposób zwróciła się do rosyjskich żołnierzy ostrzeliwujących ukraińskie szkoły i szpitale.

Poza wspomnianym już Kuliakiem inwazję poparli inni utytułowani sportowcy. Gimnastyczka Swietłana Chorkina, zdobywczyni siedmiu olimpijskich medali, umieściła w internecie zdjęcie litery Z i napis „kampania dla tych, którzy nie wstydzą się być Rosjanami". Były mistrz szachowy Siergiej Kariakin został z kolei wykluczony z kilku prestiżowych zawodów za to, że głośno poparł wojnę. Kilkuset rektorów rosyjskich uczelni wyższych uznało atak na Ukrainę za „niezbędną decyzję" Putina. Studenci elitarnego Moskiewskiego Państwowego Instytut Spraw Międzynarodowych, kuźni kadr rosyjskiej dyplomacji, opublikowali nagranie, na którym zwracają się do prezydenta Zełenskiego, twierdząc, że tylko on może zakończyć wojnę, zgadzając się na denazyfikację Ukrainy i jej neutralność. Symbol Z trafił nawet na obrady Rady Bezpieczeństwa ONZ. Zasiadający w niej ukraiński ambasador stwierdził, że oznacza on rosyjskie słowo „zweri", czyli bestie albo zwierzęta. Jego rosyjski odpowiednik odpowiedział, że Rosjanie sami dobrze wiedzą, gdzie są zwierzęta.

Litera Z zaczęła służyć także do zastraszania przeciwników politycznych i krytyków wojny. Stowarzyszenie Memoriał poinformowało, że funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa, kiedy skończyli przeszukiwać biura organizacji, namalowali Z na jej siedzibie. Ktoś wymalował ten znak także na drzwiach jednej z aktywistek grupy Pussy Riot oraz krytyka filmowego Antona Dolina. Grupa nacjonalistów z Petersburga opublikowała film, na którym jej członkowie stojący na tle powiewających flag Rosji i „ludowych republik" podkreślają, że ich zadaniem jest pilnowanie rosyjskich ulic i rozprawa ze zdrajcami i prowokatorami.Wszyscy na bluzach mają wielkie białe Z.

– Analizy pokazują, że duża część tych akcji jest organizowania pośrednio bądź bezpośrednio przez władze poprzez marketingowców politycznych – zauważa w rozmowie z „Plusem Minusem" moskiewski politolog dr Iwan Preobrażeński. Po symbol z czołgów sięgają też syryjscy „ochotnicy", którzy mają wesprzeć Rosję w wojnie, oraz serbscy nacjonaliści, którzy ostatnio na ulicach Belgradu urządzili marsz poparcia dla Moskwy. Na Zachodzie Z coraz częściej porównuje się do swastyki albo rózg liktorskich, którymi posługiwał się Mussolini. Władze Czech rozważają nawet czy nie uznać, że publiczne posługiwanie się tym znakiem jest równoznaczne z posługiwaniem się hitlerowską symboliką ze wszystkimi tego konsekwencjami prawnymi.

Putin jak anioł

Kreml w ramach rozprawy z niezależnymi dziennikarzami kilka dni po rozpoczęciu inwazji, de facto zlikwidował telewizję Dożdż i rozgłośnię Echo Moskwy. W ten sposób Rosjanie stracili dostęp do ostatnich wolnych mediów, z których mogli dowiedzieć się prawdy o wojnie. Co więcej, Duma przyjęła prawo zakładające kary nawet do 15 lat więzienia za „rozpowszechnianie fake newsów" o działaniach sił zbrojnych Rosji. W praktyce uniemożliwia to krytykowanie inwazji. W tym samym czasie rządowa propaganda promuje w całym kraju znak Z i podgrzewa szowinistyczne nastroje. – To bardzo przemyślana akcja. Propagandyści starają się, by ten symbol był rozumiany jako „za Putina". To odpowiada stereotypowi, że Rosja to Putin, a Putin to Rosja i bez niego nie ma kraju – tłumaczy „Plusowi Minusowi" Robert Cheda, ekspert w sprawach Rosji oraz były analityk Agencji Wywiadu.

Naczelny propagandysta Kremla Władimir Sołowjow we wszystkich swoich programach pojawia się z laptopem, na którym ma naklejone wielkie Z. „Dziennikarz" usprawiedliwia atak na Ukrainę, twierdząc, że ta pierwsza szykowała się do uderzenia na Donbas. Przy okazji nazywa Ukraińców „pomarańczową swołoczą" i „niedobitkami banderowców". A gdy prezydent Putin kazał podnieść stopień gotowości rosyjskich sił nuklearnych, Sołowjow zapewniał widzów, że „nasze okręty podwodne są w stanie wystrzelić 500 pocisków z głowicami atomowymi, które zniszczą NATO i USA". Codziennością w telewizji stało się naśmiewanie się z Wołodymyra Zełeńskiego i sugerowanie, że ma problemy psychiczne przez co jest niezdolny do rządzenia.

Media milczą o stratach poniesionych przez Rosjan, skupiając się tylko na „bohaterskich" czynach i poświęceniu poszczególnych żołnierzy. Gdy w należącej do ministerstwa obrony telewizji Zwiezda jeden z gości zaczął mówić, że w Ukrainie giną Rosjanie, prowadzący natychmiast mu przerwał i zaczął krzyczeć, że „rosyjscy chłopcy uderzają w faszystowskiego gada", a „operacja to triumf rosyjskiego oręża".

Do wzrostu imperialno-szowinistycznych nastrojów przyczynia się także rosyjska Cerkiew prawosławna, która nadaje wojnie religijnego wymiaru starcia dobra ze złem. – Cerkiew robi to, co powiedzą jej szefowie na Kremlu i w FSB. Tylko 350 duchownych podpisało apel o pokój, a wobec tych, którzy głośno sprzeciwiali się wojnie, wszczęto postępowania administracyjne – podkreśla w rozmowie z „Plusem Minusem" Władisław Inoziemcew, rosyjski politolog, ekonomista oraz dyrektor Centrum Studiów Postindustrialnych w Moskwie. 11 dni po rozpoczęciu inwazji, gdy płonęły ukraińskie miasta i ginęli cywile, Cyryl I, patriarcha moskiewski i całej Rusi, podczas jednego z kazań usprawiedliwiał wojnę. Duchowny powiedział m.in., że toczy się onao to, „po której stronie stanie Bóg Zbawiciel, który przychodzi na świat jako Sędzia i Stwórca". Według Cyryla I Donbas znalazł się na celowniku Zachodu, ponieważ nie odbywają się tam parady gejów. „Wszystko wskazuje na to, że weszliśmy w walkę, która ma znaczenie nie fizyczne, ale metafizyczne" – zakończył kazanie patriarcha.

Inny popularny w Rosji duchowny Artiemij Władimirow w trakcie mszy zaczął opowiadać o „Wielkiej Rosji", do której jego zdaniem już niedługo przyłączy się Mołdawia, Kazachstan, Ukraina i Gruzja. Następnie poprosił wiernych o modlitwę za „zwycięstwo nad mroczną faszystowską ordą". W tych słowach pobrzmiewa echo idei „ruskiego miru", czyli rosyjskiego świata, a nawet rosyjskiego ładu. Zgodnie z wizją Kremla do tej przestrzeni należą Rosjanie mieszkający poza granicami kraju oraz osoby, które utożsamiają się kulturowo bądź językowo z Rosją. Co więcej, to rosyjska cywilizacja pełni nadrzędną i dominującą rolę wobec innych narodów. Moskwa przy czynnym udziale Cerkwi wykorzystuje tę koncepcję do rozszerzania swojej strefy wpływów i usprawiedliwiania ataków na Gruzję czy Ukrainę. – W Rosji panuje jedność między kościołem a państwem. Cerkiew traktuje Putina jak anioła obrońcę „ruskiego miru", a siebie samą jako nieodłączną część tego świata. Prawosławie i jedność ziem rosyjskich są postrzegane jako obrona przed Zachodem. Patriarchat moskiewski traktuje przyznanie autokefalii Cerkwi ukraińskiej jako ogromny cios, dlatego rosyjska inwazja na Ukrainę pokrywa się z jego chęcią odzyskania terenu kanonicznego w tym kraju – zauważa Cheda.

Czytaj więcej

Złoty wiek cyfrowej inwigilacji

Rosyjski faszyzm

Władimir Putin, usprawiedliwiając decyzję o uderzeniu na Ukrainę, wskazywał na to, że w Kijowie rządzą „neonaziści". Mówił także o potrzebie „denazyfikacji" tego kraju. Tym samym praktycznie powtórzył to, co rosyjska propaganda nadaje bez przerwy od czasów „rewolucji godności": w Ukrainie panoszy się faszyzm. Komentując te kłamstwa, wielu ekspertów od lat obserwujących to, co dzieje się w Rosji, a czego kulminacją jest obecny wybuch imperialnych i nacjonalistycznych nastrojów spod znaku Z, zwraca uwagę, że to właśnie Rosję można nazwać krajem faszystowskim.

– Jeśli kogoś trzeba denazyfikować, to Rosję. Przez wiele lat uważało się, że reżim Putina jest pragmatyczny i aideologiczny. To zaczęło się kończyć wraz z atakiem na Gruzję, a uwidoczniło w 2014 roku i wynika z samego systemu. Reformy stanęły, prezydent wyhodował sobie skorumpowane elity nieprzejmujące się losem kraju. W pewnym momencie potrzebne było spoiwo, żeby zatrzymać degenerację systemu. Kreml wybrał imperializm oraz „ruski mir". Taka ideologia to faszyzm – mówi Cheda. Podobnego zdania jest prof. Legucka. – Jeżeli weźmiemy pod uwagę, czym jest faszyzm w jego klasycznej politycznej definicji, czyli wrogością wobec liberalizmu, kultem jednostki, siły i przemocy, pochwałą militaryzmu oraz imperializmu, to te wszystkie elementy wpisują się w nowe państwo rosyjskie. Ci Rosjanie, którzy to widzą, szturmują obecnie lotniska i granice, chcą wyjechać z kraju – tłumaczy ekspertka PISM.

W swojej wydanej dwa lata temu książce „Nienowoczesny kraj" Władisław Inoziemcew punkt po punkcie opisał, czym jego zdaniem charakteryzuje się rosyjski faszyzm ery Putina. Przede wszystkim to apologia siły i wojny oraz tęsknota za utraconym imperium, które trzeba odbudować. „Potęga państwa określana jest nie jego ekonomicznymi i społecznymi osiągnięciami, ale jego sukcesami w przeszłości" – pisze politolog.

Powszechnie znana jest tęsknota Putina za ZSRR, którą ujawnił, mówiąc, że jego rozpad był największą katastrofą XX wieku. Ważną rolę odgrywa także militaryzacja społeczeństwa i kult męskości. – Mam wrażenie, że Kreml wyhodował sobie całe pokolenie. Od żłobka, przez przedszkole, po szkołę, na tych wszystkich etapach edukacji występują militarne symbole i nawiązania do wojskowości. Teraz to pokolenie właśnie idzie do armii – zauważa prof. Legucka.

Jako świetny przykład może posłużyć historia z Ussuryjska na rosyjskim Dalekim Wschodzie, gdzie w kształt Z ustawiono przedszkolaki. Do ręki dano im papierowe białe gołębie, symbol pokoju. Kolejną cechą pozwalającą nazwać rosyjski reżim faszystowskim jest etatyzacja gospodarki. Inoziemcew zauważa, że w Rosji podobnie jak we Włoszech Mussoliniego władza stale zwiększa swoją kontrolę nad gospodarką poprzez kluczowe państwowe spółki i koncerny. Nawet zasoby oligarchów tylko teoretycznie należą do nich. Putin często korzysta z ich pieniędzy, by sponsorować państwowe inwestycje.

Inną rzeczą charakterystyczną zarówno dla faszyzmu, jaki i putinowskiej Rosji, jest symbolizm i propaganda, które mają służyć mobilizacji mas. Po zajęciu Krymu symbolem, który jednoczył Rosjan popierających władzę i jej imperialne ambicje, była wspomniana już gieorgijewska wstążka. Obecnie taką rolę spełnia wszechobecne Z. Jeśli chodzi o propagandę, to Władimir Putin rozpoczął rozprawę z wolnymi mediami praktycznie od razu, gdy został prezydentem. Telewizor w Rosji nie bez przyczyny jest nazywany „pudłem zombie".

Następny aspekt to rozrośnięte do granic możliwości struktury siłowe. Kreml od lat zwiększa liczbę służb, dając im absolutny monopol na użycie przemocy. Od FSB, przez siły zbrojne, po Federalny Komitet Śledczy i Rosgwardię. Do tego należy dodać paramilitarne grupy, jak wagnerowcy czy bataliony Ramzana Kadyrowa. Kolejną zbieżną z faszyzmem rzeczą jest nacjonalizm, a nawet szowinizm. W Rosji, państwie wieloetnicznym, w mniejszym stopniu jest on skierowany na „wrogów" wewnętrznych, a bardziej na zewnętrznych. Putin nie uznaje państwowości Ukrainy, a jej mieszkańcom odmawia prawa do samostanowienia. W jego oczach są oni wyłącznie częścią „ruskiego miru". Na łamach dziennika „Time" dziennikarz Peter Pomerancew zauważa, że Putin, nazywając Ukraińców „nazistami", chce ich w pewien sposób odczłowieczyć i usprawiedliwić ataki na cywilów. W końcu czy może być ktoś gorszy od „nazisty"?

Wreszcie putinizm i faszyzm łączy to, że praktycznie cała władza skupia się w rękach przywódcy, który jest personifikowany z państwem. Cała scena polityczna jest właściwie tylko tłem dla lidera i orientuje się na niego.

Czytaj więcej

Jeśli Putin zniszczy Memoriał

Oblężona twierdza

Według dwóch różnych sondaży przeprowadzonych na początku marca przez Fundację Opinii Publicznej oraz Rosyjskie Centrum Badań Opinii Publicznej, ponad 70 proc. Rosjan popiera inwazję na Ukrainę. Biorąc jednak pod uwagę sytuację panującą obecnie w kraju, należy do tych wyników podchodzić z pewną rezerwą. – Wielu Rosjan rzeczywiście biernie popiera działania władz. Robią to jednak często bardziej ze strachu niż z własnej woli. Sondażom nie można ufać, bo ludzie boją się powiedzieć prawdę. Nie tylko socjologom, ale nawet swoim bliskim. To atmosfera obaw przed masowymi represjami, które grożą Rosji na skalę tych z lat 30. Naturalnie z zewnątrz wygląda to na totalne wsparcie dla Putina. Dla Zachodu najważniejsze jest to, że potencjał protestów jest bardzo niski i Rosjanie nie są w stanie powstrzymać swojego prezydenta przed prowadzeniem wojny – mówi Preobrażeński.

Niektórzy jednak próbują. Szacuje się, że od początku wojny rosyjskie służby zatrzymały ponad 14 tys. osób, które, uczestnicząc w demonstracjach lub organizując pojedyncze pikiety, sprzeciwiają się inwazji. Na ulice wyszli m.in. mieszkańcy Moskwy, Petersburga i Jekaterynburga. Symbolem tego oporu stała się 77-letnia Jelena Osipowa. Światowe media obiegło nagranie, jak zgarbioną staruszkę zatrzymuje dwóch „opancerzonych" funkcjonariuszy OMON-u.

Niestety, wszystko wskazuje na to, że sytuacja w Rosji w najbliższym czasie ulegnie tylko dalszej radykalizacji. Zdecydowane zachodnie sankcje, choć potrzebne i uciążliwe dla Rosjan, wcale nie muszą oznaczać, że kraj nagle zwróci się w stronę demokracji. – Istnieje duża niechęć do Zachodu, ponieważ wiele firm wycofało się z kraju. Ludzie wierzą, że to wina tych firm. Na razie ufają władzom, które zapewniają, że trudności są przejściowe i zostaną szybką rozwiązane. Potem sytuacja się zmieni. Nie wiadomo jednak, jak zachowają się Rosjanie – tłumaczy „Plusowi Minusowi" proszący o zachowanie anonimowości rosyjski politolog.

Profesor Legucka też nie jest optymistką. – W moim przekonaniu duża część Rosjan ucieknie z kraju, ale w krótkiej perspektywie dojdzie do konsolidacji wokół władzy. Już odradza się symbol oblężonej twierdzy. Słychać, że ludzie będą jeść i ubierać się w produkty krajowe. Przesilenie na pewno jednak nastąpi w ciągu kilku miesięcy. Zaczną się pytania, dlaczego Rosjanie umierają na Ukrainie, skąd tak wysokie bezrobocie czy inflacja. Dlaczego sytuacja jest gorsza nawet niż w latach 90. Społeczeństwo może się podzielić na ultranacjonalistów i rewolucjonistów, którzy nie będą chcieli takiej Rosji, jaką daje im Putin. Pytanie tylko, czy w konsekwencji do władzy nie dojdą jeszcze gorsze i wciąż nieokreślone siły – konstatuje ekspertka PISM. W Rosji są ludzie i środowiska, przy których nawet Putin wydaje się w miarę umiarkowany.

Przy dźwiękach muzyki trójka młodych mężczyzn staje przed podium. To medaliści 14. mistrzostw świata w gimnastyce artystycznej, które odbyły się w Dausze. Pierwszy na pudło wchodzi zdobywca brązowego krążka Rosjanin Iwan Kuliak. Na stroju w miejscu, gdzie powinno się znajdować rosyjskie godło, 20-latek ma naklejoną literę Z, symbol znajdujący się na rosyjskich pojazdach biorących udział w inwazji na Ukrainę. Tragizmu całej sytuacji dopełnia fakt, że obok Kuliaka stoi zdobywca złotego medalu, Ukrainiec Ilija Kowtun. Za polityczną manifestację w trakcie sportowej imprezy Rosjaninowi grożą poważne konsekwencje. Jego sprawę bada Fundacja Etyki Gimnastycznej, która może go zdyskwalifikować i nałożyć wysoką karę finansową. Sam sportowiec w rozmowie z mediami stwierdził, że nie robi to na nim wrażenia. „Gdybym jeszcze raz mógł zdecydować, czy wyjdę na podium z literą Z, czy bez niej, na pewno zrobiłbym to samo" – mówił. Przypadek Kuliaka i to, że dla politycznej manifestacji jest gotowy stracić medal, na który ciężko pracował, świetnie pokazuje, jak bardzo imperializm i szowinizm zawładnęły umysłami wielu Rosjan.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi