Radosław Kujawa: My też możemy się uczyć od Ukraińców

Brak zasad prowadzenia wojny jest zasadą prowadzenia wojny przez Rosjan - mówi gen. Radosław Kujawa, były szef Służby Wywiadu Wojskowego.

Aktualizacja: 20.03.2022 15:41 Publikacja: 11.03.2022 10:00

Rosjanie nie docenili przeciwnika – zgodnie podkreślają analitycy i generałowie. Tak jak w Buczy pod

Rosjanie nie docenili przeciwnika – zgodnie podkreślają analitycy i generałowie. Tak jak w Buczy pod Kijowem, gdzie armia ukraińska kompletnie zniszczyła elitarną jednostkę czeczeńską, tzw. Kadyrowców

Foto: AFP, Aris Messinis

Plus Minus: Coś pana zaskoczyło przy obserwacji wydarzeń w Ukrainie? Bo mnie to, jak pozorna okazała się siła rosyjskiej armii.

Jeżeli ktoś od lat planuje wojnę i jest ona prowadzona tak nieporadnie, to przyczyna tego nie jest oczywista. Przede wszystkim wydawało się, że nie można rozpocząć wojny z Ukrainą na taką skalę, mając do dyspozycji zdecydowanie niewystarczające siły zgromadzone przy granicy. Sposób przeprowadzenia operacji, której cele były niezwykle ambitne, bo miała prowadzić do podporządkowania kraju, oznacza, że Rosjanie nie docenili przeciwnika. Można ponadto odnieść wrażenie, że pierwotny plan, zakładający wywarcie presji w celu wymuszenia ustępstw politycznych, nieoczekiwanie – także dla rosyjskich dowódców – przerodził się w operację militarną. Uczestnicząc w kolejnej w ostatnich latach koncentracji sił w pobliżu granic, niemal do ostatniej chwili nie liczyli się z tym, że akurat tym razem zapadnie decyzja o rozpoczęciu inwazji. Putin, prowadząc pokerową rozgrywkę, maskując rzeczywiste zamiary, zaskoczył także swoje wojsko. To hipoteza, ale mająca cechy prawdopodobieństwa.

To może oznaczać, że wnioski z analiz wywiadu rosyjskiego były chybione?

Rosjanie nie chcieli dostrzec, jak ogromne zmiany zaszły w sektorze obronnym Ukrainy, w przygotowaniu, mentalności i zorganizowaniu tej armii oraz jej wyposażeniu i finansowaniu. Rozpoczęły się one już w 2014 r. Wówczas wydatki na siły zbrojne były na poziomie 1 proc. PKB, a zdolnych do walki było 5–6 tys. żołnierzy. Do 2021 r. potężnym wysiłkiem stworzyli ponaddwustutysięczną dobrze wyszkoloną armię, z finansowaniem na poziomie 4,5 proc. PKB. Nie można było tych zmian lekceważyć. Tym bardziej że wojsko ukraińskie było nasycane w miarę nowoczesnym i sprawnym technicznie sprzętem i miało zupełnie inne podejście do obrony kraju. Wynikało ono m.in. z pewnego kompleksu związanego ze sposobem, w jaki utracili Krym. Żołnierze i przedstawiciele resortów siłowych wstydzili się, że oddali fragment swojej ziemi bez wystrzału, i wiedzieli, że taka sytuacja nie może się powtórzyć.

Ta armia była też szkolona przez żołnierzy z państw NATO. Z roku na rok w coraz większym stopniu przyjmowała standard podobny do funkcjonowania wojsk krajów sojuszu.

Nie chciałbym obalać mitów, ale nie jest tak, że można w kilka lat dostosować struktury zapóźnionej i zaniedbanej armii do standardów i rozwiązań NATO. Istotna była gotowość resortu obrony i sił zbrojnych do przyswojenia nowoczesnych rozwiązań organizacyjnych. Natomiast przeprowadzenie zmian strukturalnych oraz oparcie szkolenia na nowych algorytmach nie musi oznaczać, że są one na daną chwilę optymalne i dostosowane do konfliktu, z jakim mamy do czynienia. To jest specyficzna armia operująca w specyficznej wojnie. Stawia niezwykle skuteczny opór. Jednak fakt, że jej przekształcenia były wspierane przez NATO, to tylko jeden z wielu składających się na to czynników. Istotniejsze zdaje się np. doświadczenie całych formacji zdobyte w walkach w Donbasie. Dzisiaj z całą pewnością w takim samym stopniu my moglibyśmy się uczyć od Ukraińców jak oni od nas.

Czytaj więcej

Druga polityczna młodość prezydenta Dudy

Zaskoczył mnie także brak zasad prowadzenia wojny przez Rosję. Dotychczas żyliśmy w przeświadczeniu, że w Europie nie powrócą obrazy niszczenia miast znane z II wojny światowej czy ostatnio chociażby z Czeczenii i Syrii. Bez precedensu jest też skala dywersji prowadzonej przez formacje bez mundurów, operujące w cywilnych pojazdach.

Brak zasad prowadzenia wojny jest zasadą prowadzenia wojny przez Rosjan. Wojny toczy się po to, aby pokonać przeciwnika i osiągnąć założone cele. Moskwa wielokrotnie demonstrowała, że dążąc do zwycięstwa, może wykorzystać wszystkie środki, oczywiście poruszając się w logice wojny konwencjonalnej. Zwracam jednak uwagę, że ataki na infrastrukturę krytyczną miały dotychczas nadal ograniczony charakter, co oznacza, że potencjał eskalacji jest duży. Jest to także kolejna wojna prowadzona w świetle kamer i wszechobecna w mediach społecznościowych, co zawsze komplikuje proces podejmowania decyzji wojskowych. Należy się liczyć – w zależności od rozwoju sytuacji – zarówno z brutalizacją działań, jak i demonstrowaniem gotowości do ulżenia losowi ludności cywilnej.

Rosjanie zachowują się, jakby nie obowiązywały ich żadne traktaty, prawo międzynarodowe, humanitarne... Wizerunek armii rosyjskiej legł w gruzach?

Rosjanie lekceważą soft power, tzw. miękką siłę, w tym opinię publiczną Zachodu. Nie zwracali uwagi na to, jak bardzo negatywnie wpływały na nią ich wcześniejsze działania, np. organizacja zabójstwa Czeczena w Berlinie, próby otrucia Skripala i Nawalnego, organizacja wybuchu składu amunicji w Czechach. Zdaje się, że nie przewidzieli szoku, jaki na Zachodzie wywoła brutalna, niesprowokowana agresja. Obecnie politycy zachodni, wcześniej chcący spokoju i stawiający na współpracę z Rosją, a dziś stanowczo realizujący politykę sankcji, reagują na presję własnych obywateli, którzy nie są w stanie zaakceptować rosyjskich agresywnych działań zarówno w czasie pokoju, jak i w pierwszych dniach wojny.

Od momentu zajęcia Krymu w 2014 r. Rosja konsekwentnie łamie ważne akty prawa międzynarodowego, oprócz porozumienia budapeszteńskiego z 1994 r. również postanowienia układu NATO–Rosja z 1997 r. W ostatnim okresie przestały obowiązywać także inne akty prawne, jak np. traktat INF (o likwidacji pocisków rakietowych krótkiego i średniego zasięgu – red.), ograniczające środki wojskowe używane w działaniach wojennych. Prawo międzynarodowe nie jest kategorią, którą Rosjanie szczególnie się przejmują, realizując swoje cele. Zwracam przy okazji uwagę na – podejmowane równocześnie w ostatnich tygodniach – zdecydowane działania ograniczające swobody demokratyczne w samej Rosji.

Niezwykle istotne jest również to, że Moskwa w swojej propagandzie i ideologii prowadzenia wojen prezentowała swoją armię jako tę, która broniła pokoju, szła z pomocą słabszym, przeciwstawiała się reżimom i faszystom, przed którymi w czasie II wojny światowej ocaliła Europę. Dlatego teraz, w pewnej karkołomnej konsekwencji, uzasadniając agresję, w sposób absurdalny przedstawia motywy swojej inwazji na sąsiedni kraj. O ile część żołnierzy byłaby pewnie w stanie uwierzyć, że zwalcza faszystów na Ukrainie, o tyle liczna grupa dowódców ma świadomość skali manipulacji. Stąd też od początku konfliktu walczy bez entuzjazmu. Żołnierze często angażują się w minimalnym stopniu, aby nie narazić się na zarzut odmowy wykonania rozkazu, dowódcy zaś czują, że oficjalna propaganda nie ma związku z rzeczywistością. W miarę doznawanych strat ten efekt może jednak tracić na znaczeniu.

Interesująco wygląda też armia białoruska, która prężyła muskuły, wydawać się mogło, że uderzy na Ukrainę, tymczasem nie przekroczyła granicy. Z terytorium tego kraju do natarcia weszły jedynie wojska rosyjskie, odbywa się też ostrzał rakietowy.

Armia białoruska ma mniejszy budżet niż tamtejszy sektor bezpieczeństwa wewnętrznego i jej realna siła jest niewielka. To – z nielicznymi wyjątkami – zaniedbana struktura, w zasadzie niepoddana modernizacji. Przez lata miała tam miejsce selekcja negatywna w doborze kadr. Aleksander Łukaszenko od lat lekceważył wojsko, bo uważał, że nie ma ono zadań ofensywnych, a w przypadku zagrożenia obronią go Rosjanie. Ponadto, w obliczu trwających od kilkunastu miesięcy perturbacji wewnętrznych, nie do końca ufa swojej armii.

Zakładam, że w tym przypadku górę wzięła czysta kalkulacja. Łukaszenko spełnił oczekiwania Putina, udostępniając własne terytorium, ale jednocześnie bał się, że nieuchronne straty ponoszone w wojnie mogłyby zagrozić jego pozycji wewnętrznej. On i jego dowódcy trzeźwo ocenili, że armia białoruska nie dysponuje wystarczającymi możliwościami, by efektywnie prowadzić trudną wojnę. Ponadto Białoruś – poza solidarnością z Rosją – nie ma żadnych powodów do atakowania Ukrainy. Jednocześnie w wyniku tego konfliktu ponosi olbrzymie koszty gospodarcze, a w przeciwieństwie do Rosji nie dysponuje żadnymi rezerwami.

Czytaj więcej

Adam Traczyk: Niemiecka polityka wobec Rosji zbankrutowała

Czy jest prawdopodobne, że rosyjski wywiad szuka pretekstu do użycia taktycznej broni jądrowej? Może w zajętych elektrowniach jądrowych próbuje znaleźć coś, co przedstawiliby jako dowód, że Ukraina była gotowa wyprodukować chociażby tzw. brudną bombę.

Nie widzę specjalnych powodów, dla których akurat wywiad miałby dążyć do użycia broni jądrowej. W dyktaturach to często trzeźwy głos rozsądku. Służby rosyjskie mogą natomiast odczuwać opór przed podawaniem informacji, które nie są po myśli rządzących, i w efekcie dostosowywać przekaz do oczekiwań władz. Nikt na Zachodzie nie uwierzyłby w ewentualną koncepcję rosyjskiej propagandy obwiniającą Ukraińców za sprowokowanie konfliktu jądrowego. Na potrzeby wewnętrzne mogą natomiast wymyślić każdą teorię, swobodnie traktując jej związki z rzeczywistością.

Jakie wnioski płyną dla nas z tej wojny? Wydaje się naturalne, że otrzymamy informacje zwrotne o skuteczności broni przekazanej Ukraińcom, a także o sprzęcie rosyjskim przez nich przechwyconym.

Z satysfakcją obserwuję, że politycy wyjęli sprawy bezpieczeństwa z bieżącego sporu politycznego. Należy mieć nadzieję, że nie jest to stan przejściowy. Sytuacja międzynarodowa jest poważna, więc należy rozłożyć parasol nad sektorem obronnym, przed którym i bez kontekstu wewnątrzpolitycznego stoi wiele wyzwań, m.in. w wymiarze organizacyjnym i technicznym.

Jestem przekonany, że nie ma problemu z informacją zwrotną od Ukraińców na temat ich doświadczeń bojowych z każdym otrzymanym sprzętem, nie tylko polskim. Warunkiem uzyskania efektywnej pomocy jest rzetelne przedstawienie bieżących problemów w prowadzeniu operacji wojskowej. Warto zwrócić uwagę, że Rosjanie po raz pierwszy użyli w warunkach bojowych rakiety Iskander. Analiza jej charakterystyki lotu, szczególnie ostatniej fazy, daje szansę na identyfikację newralgicznych parametrów. Takich przydatnych dla wojska informacji dotyczących rosyjskiego sprzętu, organizacji łączności czy taktyki będzie więcej.

Czy wnioski z tej wojny powinny zmienić plan modernizacji technicznej naszych sił zbrojnych?

Oczywiście, że tak. Należy rozsądnie rozplanować wydanie dodatkowych środków przeznaczonych na obronę. Mamy dobrze rozwiniętą lekką broń przeciwpancerną i przeciwlotniczą, ale nie mamy obrony przeciwrakietowej i wystarczającej liczby skutecznych systemów przeciwlotniczych dających możliwość zwalczania celów na wysokim pułapie. Uzupełnienie tych braków powinno być absolutnym priorytetem. Skuteczne systemy przeciwlotnicze umożliwiają utrzymanie przewagi w powietrzu. Muszą być odporne na zniszczenie, mobilne, zdolne do osłony newralgicznych obiektów cywilnych i wojskowych. Takie cechy mają zestawy Patriot. Należy poddać ocenie ich zdolność do neutralizowania rakiet użytych w ostatniej wojnie i dokonać – jeśli to możliwe – stosownych modyfikacji.

Niezmiernie ważna jest też mobilność wojsk. Przygotowując się do operacji obronnej, powinniśmy w dużo większym stopniu korzystać z przerzutu za pomocą śmigłowców. Operujące na niskim pułapie nad własnym terytorium są efektywnym środkiem transportu. Ogromnym obszarem wartym inwestycji są środki walki radioelektronicznej i rozpoznania.

Czy powinniśmy rozwijać wojska specjalne, które w Ukrainie nie tylko prowadzą operacje opóźniające, zabezpieczają infrastrukturę krytyczną, ale też szkolą żołnierzy obrony terytorialnej?

Za wcześnie jest na daleko idące wnioski, ale można odnieść wrażenie, że np. rosyjskie wojska powietrznodesantowe i różne formacje dywersyjne, oparte w dużej mierze na wojskach specjalnych, niespodziewanie zostały zneutralizowane przez Ukraińców. Wielu aspektów ich aktywności, np. w naprowadzaniu lotnictwa na cel, nie jesteśmy jednak dziś w stanie ocenić.

Być może siły zbrojne Ukrainy przewidziały miejsca desantu i przygotowały się do obrony znanych im obiektów.

Każda operacja jest inna i czasem drobiazgi decydują o jej powodzeniu. Jeżeli przygotowujemy się do wojny obronnej, zadania wojsk specjalnych będą inne niż te, które obserwujemy w działaniach Rosjan. Należy je rozwijać, ale trzeba pamiętać, że jest to bardzo „kruchy" rodzaj wojsk i trzeba rozsądnie decydować o ich użyciu, zwłaszcza do realizacji zadań na tyłach wroga. Niestety, historia wojen zna więcej klęsk wojsk specjalnych czy powietrznodesantowych niż poważnych sukcesów.

Nie zdziwiła pana minimalna rola floty w tym konflikcie?

Ukraińcy w zasadzie nie mają floty. Rosyjska blokuje dostęp do portów i zapewnia osłonę przeciwlotniczą. Nie obserwujemy operacji desantowych, ale jednocześnie nie znamy możliwości artylerii nadbrzeżnej np. Odessy ani map zaminowanych akwenów. Dowództwo rosyjskie zachowuje się asekuracyjnie, ponieważ okręt desantowy ma na pokładzie kilkuset żołnierzy ze sprzętem, łatwo można go zniszczyć, a to byłaby spektakularna strata. Być może, gdyby Rosjanie po Chersoniu zdobyli Mikołajów i mieli otwartą drogę do Odessy, wojska te zachowałyby się inaczej. Sama ich obecność na wodzie powoduje, że siły obronne Ukrainy muszą być rozciągnięte i rozproszone.

Czytaj więcej

W obronie dekadenckiej Europy

Obserwujemy masowy napływ uchodźców. Ich obecność może być wykorzystana przez Rosjan do operacji dezinformacyjnej, aby konfliktować Polaków i Ukraińców?

Jeżeli sąsiednie państwo jest w stanie wojny, dobrze jest, aby kobiety i dzieci żołnierzy miały zapewnione bezpieczeństwo. To ma wpływ na morale armii ukraińskiej. Z tej roli wywiązujemy się bardzo dobrze. Do problemu uchodźców należy podchodzić pragmatycznie i nie naruszać proporcji między realną ciężką pracą a wymiarem propagandowym. Gdy widzimy wysiłek dziesiątek tysięcy ludzi – wolontariuszy, którzy bardzo sprawnie, w sposób zorganizowany pomagają uchodźcom – to polityka i propaganda powinny być daleko w tle, a poboczne zagrożenia, które niewątpliwie występują, to obszar zainteresowania polskich służb specjalnych. Kontrwywiad jest świadomy, że napływ uchodźców to pole do aktywności obcych wywiadów, w tym rosyjskiego.

Wielkim potencjałem dezinformacji dysponują media społecznościowe. Ograniczenie wykorzystywania ich w sposób intencjonalny to dziś osobna dziedzina wyspecjalizowanej wiedzy, do której warto sięgnąć.

Czy wojna może przenieść się na inne kraje Europy?

Wojna w Ukrainie nauczyła nas, że możliwe są scenariusze dotychczas uznawane za abstrakcyjne. Ryzyko poważnego konfliktu w Europie jest większe niż kiedykolwiek wcześniej. Na pytanie, czy może dojść do konfrontacji pomiędzy NATO a Rosją, odpowiedź powinna być następująca: NATO i władze każdego z członków sojuszu powinny dokładać wszelkich starań, aby tak się nie stało, a Rosja powinna rozumieć, że rozszerzenie konfliktu ukraińskiego absolutnie nie leży w jej interesie.

A za kilka lat? Rosja chyba nie zrezygnuje ze swoich dalekosiężnych celów, czyli destabilizacji Europy Środkowo-Wschodniej.

Różni teoretycy wojny, geostratedzy i internetowi eksperci zarazili część polityków i publicystów oraz światową opinię publiczną koncepcją, w myśl której wojna w Ukrainie to „proxy war", wojna zastępcza o wpływy między Zachodem a Rosją. To jest de facto powielanie rosyjskiej narracji. Warto jednak zagłębić się w szczegóły, aby precyzyjnie zdefiniować tę wojnę. Rosja rozpoczęła ją dlatego, że obawia się demokracji w Ukrainie i jej intensywnego rozwoju gospodarczego, tego, że w tej samej przestrzeni kulturowej istnieje państwo, w którym mer Charkowa czy Dniepropietrowska jest wybrany demokratycznie, gdzie wychodzą niezależne gazety, a ludzie, którzy jeszcze 20 lat temu nie mieli nic, utożsamiają się z tym, co osiągnęli dzięki wolności wyboru. To oni, bardziej niż NATO i UE, stanowią zagrożenie dla Rosji.

Federacja Rosyjska tworzy wrażenie, że proces przemian w Ukrainie to zaplanowana i zorganizowana ekspansja Zachodu, a to nie jest prawda. Wyboru cywilizacyjnego dokonali mieszkańcy Ukrainy, w tym również ci, którzy posługują się językiem rosyjskim. Po prostu dostrzegli różnicę pomiędzy ruskim mirem a Unią Europejską i zdecydowali, do którego świata chcą przynależeć. Za tym wszystkim stoi wola ludzi, którzy dobrowolnie wracają teraz z bogatszego świata i zakładają mundury. Dlatego zakończenie tej wojny nie będzie proste, bo przy próbach wypracowania rozwiązań mniejsze znaczenie będzie miało to, co zaakceptowałby Zachód, niż to, do czego dążą sami Ukraińcy. To oni są podmiotem tej gry, rzucili na szalę los swojego państwa, nie przyjmując warunków agresora. Ukraińscy politycy i dowódcy będą przed własnym sumieniem i społeczeństwem ponosić odpowiedzialność za decyzje, które podejmą.

Generał brygady Radosław Kujawa

Od 2008 do 2015 r. szef Służby Wywiadu Wojskowego. Z wykształcenia historyk, w latach 80. działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów. W III RP pracował m.in. w Urzędzie Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu

Plus Minus: Coś pana zaskoczyło przy obserwacji wydarzeń w Ukrainie? Bo mnie to, jak pozorna okazała się siła rosyjskiej armii.

Jeżeli ktoś od lat planuje wojnę i jest ona prowadzona tak nieporadnie, to przyczyna tego nie jest oczywista. Przede wszystkim wydawało się, że nie można rozpocząć wojny z Ukrainą na taką skalę, mając do dyspozycji zdecydowanie niewystarczające siły zgromadzone przy granicy. Sposób przeprowadzenia operacji, której cele były niezwykle ambitne, bo miała prowadzić do podporządkowania kraju, oznacza, że Rosjanie nie docenili przeciwnika. Można ponadto odnieść wrażenie, że pierwotny plan, zakładający wywarcie presji w celu wymuszenia ustępstw politycznych, nieoczekiwanie – także dla rosyjskich dowódców – przerodził się w operację militarną. Uczestnicząc w kolejnej w ostatnich latach koncentracji sił w pobliżu granic, niemal do ostatniej chwili nie liczyli się z tym, że akurat tym razem zapadnie decyzja o rozpoczęciu inwazji. Putin, prowadząc pokerową rozgrywkę, maskując rzeczywiste zamiary, zaskoczył także swoje wojsko. To hipoteza, ale mająca cechy prawdopodobieństwa.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje