Czytaj także:
Niewątpliwą zasługą opublikowanej w 1764 roku książki Cesare Beccarii „O przestępstwach i karach" było wywołanie dyskusji nad sposobami traktowania przestępców, co przyczyniło się do stopniowego wyeliminowania potwornych okrucieństw, powszechnie akceptowanych w dawniejszych epokach. Z drugiej strony, przedstawiona w niej argumentacja miała wiele słabości. Tracąc z oczu to, że istota problemu karania przestępców dotyczy przede wszystkim kwestii sprawiedliwej odpłaty za popełnione występki, w znaczący sposób przyczyniała się do zwekslowania całej dyskusji na wątki utylitarne, takie jak skuteczność odstraszania czy też resocjalizacja przestępców. Nic dziwnego, że od samego początku pojawiały się zdecydowane głosy krytyczne. Immanuel Kant w swojej „Metafizyce moralności" poświęcił Becarii tylko jeden krótki akapit, w którym wspomina o jego „czułostkowym humanitaryzmie", a cały wywód streszcza w krótkich słowach: „wszystko to sofistyka i wykręcanie prawa".
Czytaj więcej
Dwa lata wcześniej niż dzieło Beccarii ukazała się inna znacząca książka, która rozpoczęła równie ważną debatę, tym razem nad sensem wychowania i stosowaniem właściwych środków wychowawczych – to „Emil" Jana Jakuba Rousseau. Jej autor proponował, by dzieciom pozwolić być sobą, nie ingerować w ich swobodę, aby mogły bez przeszkód wyrażać naturalne skłonności i rozwijać swoje osobiste predyspozycje. Dalekim echem tego typu pomysłów okazał się model wychowania bezstresowego, który stał się modny w Europie w drugiej połowie XX wieku, zaś w latach 90. zawitał do Polski. Ważnym jego elementem było bezwzględne odrzucenie kar cielesnych jako nieszanujących podmiotowości dziecka.
Choć z pewnością taka wizja traktowania wychowanków przyczyniła się do większej wrażliwości na zdarzające się przypadki agresji czy wręcz pastwienia się nad dziećmi, to jednak i jej można by zarzucić ów „czułostkowy humanitaryzm", któremu mniej zależy na faktycznym dobru wychowanka, a bardziej na wierności ideologicznym dogmatom. Widać tu bowiem wyraźny wpływ ideologii utylitarno-etatystycznej, która uznając państwo i jego urzędników za głównych wychowawców i opiekunów dzieci, kwestionuje pod różnymi pretekstami uprawnienia w naturalny sposób przysługujące rodzicom.
Jednym z takich pretekstów bywa używanie przez rodziców wobec dzieci przemocy fizycznej (także przemocy psychicznej, chociaż ta nie rzuca się tak łatwo w oczy). Oczywiście zdarzają się niekiedy sytuacje, gdy taka przemoc rzeczywiście oznacza znęcanie się nad dziećmi i wymaga pilnie zewnętrznej interwencji. Jednak działania podjęte przez państwo powodują – bo taka jest ich istota – że jako lekarstwo na przemoc rodziców pojawia się tu przemoc instytucjonalna zastosowana przez funkcjonariuszy państwowych. Jest to przemoc dla samych dzieci często o wiele bardziej dotkliwa.
Lewiatan i sądy polskie
Ingerencja państwa w wewnętrzne życie rodziny oznacza bowiem zawsze próbę leczenia jej choroby cholerą. Gdy chorobą tą faktycznie jest dżuma, taki rodzaj „końskiej" terapii może okazać się niezbędny i skuteczny, choć ze względu na jej szokowy charakter konieczna jest wyjątkowa staranność i roztropność przy stawianiu diagnozy. Natomiast stosowanie podobnych środków leczenia, gdy chorobą w rodzinie jest katar, grypa lub nawet zapalenie płuc, musi budzić zdecydowany sprzeciw.